prologue

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

dwa miesiące wcześniej...

Tego dnia pogoda pokrzyżowała nam wszystkie plany. Miałyśmy nadzieję wybrać się nad jezioro i trochę poopalać, ale krople uderzające w moją szybę już o siódmej rano, uświadomiły mi, że będziemy musiały się postarać i wymyślić coś innego.

Co jednak można było robić w Cleardale, mieście liczącym prawie pięćdziesiąt tysięcy mieszkańców, gdzie zdawało się, że czas zatrzymał się dobre dwadzieścia lat temu. Społeczeństwo się starzało, nie potrzebowało żadnych rozrywek, a młodzi wyrywali się do większych miast, gdy tylko kończyli naukę.

Wiedziałam, że nuda nie jest wskazana ani mnie, ani tym bardziej mojej wieloletniej przyjaciółce Lacey Scott, zwłaszcza, że nie tak dawno zaczęły się wakacje i jeszcze byłyśmy podekscytowane tą wiadomością.

Dlatego też wcale nie byłam zdziwiona,gdy Lacey stwierdziła, że wcale nie ma zamiaru siedzieć w domu, nakazała mi wziąć parasol i tak skończyłyśmy, kręcąc się bez większego celu po mieście.

Ostatecznie jednak postanowiłyśmy się nieco ogrzać i zajrzeć do naszej ulubionej kawiarni o całkiem banalnej nazwie Coffee Shop. Ale było to jedyne miejsce, gdzie nie patrzyli krzywo na dwie piętnastolatki, którymi byłyśmy, gdy pierwszy raz tam zawitałyśmy. Obsługa była miła, ceny niezbyt wygórowane, a wnętrze tak przytulne, że raz nawet udało mi się tam usnąć.

Żeby tam się dostać, trzeba było przejść przez wiadukt wzniesiony nad przejazdem kolejowym. Czasami doprowadzał nas do pasji, bo przejście przez niego zajmowało dwa razy tyle czasu,co powinno, a poza tym, im wyżej, tym zawsze było chłodniej i wiało.

Tym razem Lacey zdawała się wcale nie martwić o to.

Gdy tylko weszłyśmy po schodach na górę, rozłożyła swoją parasolkę i upewniając się, że nikogo nie ma w pobliżu, zaczęła biec, z wielkim uśmiechem na twarzy.

-Patrz, latam!- krzyknęła

Spojrzałam na nią i uniosłam brwi, chociaż szczerze mówiąc, wcale nie byłam zdziwiona. Opatentowałyśmy ten pomysł już jakiś czas temu podczas bardzo chłodnego dnia. Jeśli parasolkę utrzyma się pod odpowiednim kątem i odpowiednio wysoko, można odnieść wrażenie,że zaraz się odleci.

Wzruszyłam ramionami i poszłam w ślady przyjaciółki,bo co innego miałam do roboty?

Powietrze dmuchało w moją czerwoną parasolkę, a ja musiałam ją złapać mocniej jej uchwyt, żeby mi nie wypadła z rąk.

I tak obie skakałyśmy po wiadukcie, udając, że naprawdę mogłybyśmy się unieść i zacząć latać. Nasz śmiech unosił się wokół, ale było nam to obojętne. Większość mieszkańców miasta i tak już krzywo na nas patrzyła, bo łamałyśmy wszystkie możliwe "reguły", którzy oni zdążyli wprowadzić przez ostatnie pięćdziesiąt lat. Byłyśmy głośne, kreatywne, czasami farbowałyśmy nasze włosy na nietypowe kolory, słuchałyśmy "dziwnych" zespołów i wcale nie zachowywałyśmy się na nasze siedemnaście lat.

Bawiłyśmy się świetnie, a trwało to dopóki, ktoś nagle nie pojawił się przed nami, a my nie zdążyłyśmy wyhamować i wpadłam na tą osobę, a Lacey na mnie.

-O jasna cholera, wiedziałam, że to się kiedyś źle skończy-mruknęłam do siebie

Byłam już przygotowana na całą serię przekleństw i wyzwisk pod naszym adresem, ale gdy te nie nastąpiły, podniosłam głowę i odchyliłam parasolkę do tyłu. Właściwie to mogło się to bardzo źle skończyć. Mogłyśmy kogoś zrzucić z wiaduktu, albo wykłóć oczy... Odpowiedzialność nie była naszą mocną stroną.

-Tak bardzo przepraszamy- powiedziała od razu Lacey

Przyjrzałam się osobie, na którą wpadłyśmy.

Nieco zaskoczył mnie fakt, że nie wpadłyśmy na jakąś starszą panią, która od razu zaczęłaby się rzucać, tylko na chłopaka, który na mojego oko był albo w naszym wieku, albo niewiele starszy. Ubrany był w ciemny strój, w którym szczególną uwagę zwróciłam na czarną koszulkę z logiem Arctic Monkeys. Ludzie, nawet w moim wieku, w tym mieście raczej nie znali takich zespołów.

Poza tym moją uwagę od razu zwróciły brązowe kręcone włosy, które musiały nieco zmoknąć od mżawki, która w dalszym ciągu pochłaniała całe miasto. Przypatrywał się nam ze zdziwieniem w swoich ciemnobrązowych oczach i zdawało mi się, że trochę nie wiedział jak zareagować w pierwszej chwili.

-Ta, wybacz- dodałam w dalszym ciągu na niego patrząc

-Oh nie- machnął ręką, a jego wyraz twarzy momentalnie się zmienił- Nic się nie stało...

Chłopak przeniósł swój wzrok na mnie, przyjrzał mi się dokładnie, a ja uniosłam brew, bo kompletnie nie wiedziałam o co mu chodzi. Wyglądał na nieźle zdziwionego, ale zdawało mi się, że to wcale nie dlatego, że na niego spadłyśmy podczas udawania, że latamy.

Szybko zerknęłam na Lacey, zastanawiając się, czy może nie jest to jakiś jej daleki znajomy, albo ktoś, kogo poznałyśmy dawno temu,a ja o tym zapomniałam.

Twarz dziewczyny nie wyrażała jednak,żeby miało tak być.

-Na pewno wszystko w porządku?- spytałam zwracając uwagę na chłopaka

-Tak, tak- odpowiedział szybko i pokręcił głową- Muszę iść, uważajcie na siebie- rzucił z uśmiechem i nas wyminął

Stałyśmy jeszcze przez chwilę z Lacey, przypatrując się to odchodzącemu chłopakowi, to sobie nawzajem i zastanawiałyśmy co się właściwie stało.

-To było jakieś dziwne- stwierdziła moja przyjaciółka

Kiwnęłam głową i zaczęłam iść, tym razem już normalnie. Lacey złożyła swoją parasolkę i weszła pod moją, która była nieco większa niż jej.

-Myślałam, że na nas naskoczy, czy coś...

-Kurde, zdaję mi się, że go gdzieś widziałam... Taka znajoma twarz

Jeszcze raz przeszukałam jakiś skojarzeń z tym chłopakiem, ale nie byłam w stanie sobie nic przypomnieć. Czy też wydawał mi się znajomy? Chyba tak, skoro zastanawiałam się, czy to nie jakiś znajomy Lacey. Z drugiej strony, mógł być do kogoś podobny.

Wzruszyłam ramionami i już po chwili, wspomnienie tamtego dziwnego zdarzenia zostały wyparte przez zapach kawy i mojego ulubionego ciasta czekoladowego.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro