Drugie urodziny Nowej w Hogwarcie

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

1 Lipca minęły drugie urodziny Nowej. Z tej okazji postanowiłam dodać jeszcze jedno opowiadanie – bardziej optymistyczne, że tak powiem (a raczej napiszę). Wiem, że niektórym epilog mógł nie przypaść do gustu... Ale tak planowałam zakończyć. Jednak nie wykluczyłam możliwości, że Nora kiedyś wróci, odnowi kontakt ze swoimi przyjaciółmi... Nie przepadam za happy endami, ale... niech wam będzie. :D Sprawa z kradzieżą powoli się wyjaśnia – ale jesteśmy na dobrej drodze. I bardzo przepraszam, że nie opowiedziałam na komentarze pod epilogiem – już to nadrobiłam! Jakoś nie mogłam się zebrać, żeby się z wami pożegnać (a jeśli ktoś jeszcze się nie pożegnał, zapraszam do zostawiania komentarza pod tym postem).

– Naprawdę nie mam pojęcia, jakim cudem udało ci się mnie namówić – mruknęła, gdy jej szwagierka ciągnęła ją przez ulice Londynu.

– To proste. Kastiel jest na konferencji. A ktoś musiał ze mną pójść i przypilnować, bym nie wydała za dużo pieniędzy – odpowiedziała swoim typowym radosnym szczebiotem Catherine.

Patrząc na Cat, wciąż mogła sobie przypomnieć sześcioletnią dziewczynkę, którą była, gdy się poznały, chociaż przecież minęło już dziesięć lat... W jej błękitnych oczach nadal igrały radosne iskierki, na ustach widniał szeroki uśmiech, a czarne włosy splecione zostały w grubego warkocza. I pomyśleć, że tak niewiele brakowała, a tę obecnie wieczną optymistkę, mógłby spotkać okrutny los, zadany przez własnego ojca i przybraną matkę...

Otrząsnęła się z myśli, zdając sobie sprawę, że właśnie wchodzą do Dziurawego Kotła, który nie był już tak straszną ruderą jak kiedyś. Nadal nie przepadała za wizytami na ulicy Pokątnej. Pewne rzeczy nigdy się nie zmieniają...

Cat miała zacząć szósty rok w Hogwarcie. Na szczęście nie posiadała talentu do przyciągania nieszczęść Eleonory, więc pięć lat nauki minęły jej w dość spokojny sposób. I potrzebowała nowej różdżki – choć nie były rodzonymi siostrami, jednak Catherine odziedziczyła talent Nory do niszczenia różdżek. Młody Ollivander je zamorduje...

– Ciocia Rose i wujek Scorpius obiecali, że się później z nami spotkają – poinformowała ją Cat, czekając, aż Nora otworzy przejście na ulicę Pokątną.

– Nadal nie wiem, dlaczego nazywasz ich ciocią i wujkiem. Przecież do mnie mówisz po imieniu. – Zmrużyła powieki, gdy jej oczom ukazała się jasna ulica. Westchnęła, niechętnie kierując się w stronę sklepów.

Szesnastolatka wzruszyła ramionami.

– Sama nie wiem. Kwestia przyzwyczajenia? Albo dlatego, że Astoria i Draco to babcia i dziadek? Ojeju, jakie śliczne! – I podbiegła do pierwszej witryny, gdzie zaczęła podziwiać nowe modele szat.

Nora pokręciła tylko głową z rozbawieniem. Typowa Cat. Promyk szczęścia, podekscytowania i entuzjazmu. Naprawdę ją podziwiała.

Trochę obawiała się, że spotka kogoś ze starych znajomych. Ryzyko było spore. Kontakt odnowiła tylko ze Scorpiusem i Rose – którzy należeli przecież do jej rodziny. Została nawet matką chrzestną ich pierwszego dziecka. Trzeba było przyznać, że życie nie przygotowało Draco Malfoya na synową z rodziny Weasleyów, a zwłaszcza na rudowłosą wnuczkę. Ale szybko je zaakceptował i, pomimo swoich narzekań i zaprzeczeń, pokochał. Zresztą, niemożliwym było pozostać obojętnym na urok słodkiej Carolyn.

Sama miała niedługo zostać matką. Bardzo się tego obawiała, ale... Kastiel chciał mieć dzieci. Nora czuła, że nie nadaje się na mamę, ale może to tylko bezpodstawne obawy? Przez wiele lat miała tylko ojca – dopiero po latach poznała Astorię. Jeszcze nie powiedziała Kastielowi, że jest w ciąży. Raz już poroniła i nie chciała mówić mu za wcześnie, jeśli sytuacja miałaby się powtórzyć... Ale minęły już trzy miesiące, ciąża, według mugolskiej lekarki, rozwijała się bez żadnych komplikacji. Na razie tylko Cat wiedziała i – o dziwo, przy swoim gadulstwie – się nie wygadała.

Po udanych zakupach – długich i dość męczących – Catherine zarządziła, że zasłużyły sobie na porządny deser lodowy. Nora nie zamierzała się z tym spierać. Był upalny dzień, ludzi mnóstwo – typowa ulica Pokątna w ostatnich dniach wakacji.

Czy to myślenie o dawnych znajomych, czy po prostu przypadek, a może przeznaczenie, że – gdy Cat poszła złożyć zamówienia – przy jej stoliku zatrzymała się bardzo znajoma postać...

– Nora?

Dobrze znała ten głos.

– James – powiedziała, patrząc na mężczyznę, na którego ustach pojawił się zadziorny uśmiech. No tak. Był przecież Jamesem Syriuszem Potterem. Znanym graczem Quidditcha.

Jako dwudziestosześciolatek wyglądał jeszcze bardziej przystojnie niż za lat młodzieńczych. Ale Norę od dawna już nie ruszały jego oczy o barwie czekolady, brązowe włosy, wysportowana sylwetka. Chociaż dorobił się teraz niezłego, całkiem seksownego, zarostu. Spokojnie zlustrowała go wzrokiem, gdy ten robił to samo.

Czy się zmieniła?

Wciąż była drobna, niska, choć ścięła swoje długie włosy do ramion – nigdy ich nie pofarbowała, więc dalej miały odcień bardzo jasnego, platynowego blondu. Nie przytyła – oprócz powiększającego się brzucha, ukrytego pod luźną bluzką – nie opaliła się, nie nabyła wielu zmarszczek. Wyglądała na starszą, poważniejszą? To na pewno. Życie mocno ją doświadczyło. Ale teraz była szczęśliwa. Dawała koncerty. Miała rodzinę.

– Co słychać? Nie widzieliśmy się kopę lat. – James oparł się o barierkę, ogradzającą lodziarnię.

Nora zdała sobie sprawę, że siedziała przy tym samym stoliku, gdzie kiedyś, te dziesięć lat temu, po raz pierwszy zobaczyła ekipę Potter&Weasley; kiedy zadurzyła się w Jamesie. I pomyśleć... Jak ten los dziwnie się układał...

Wzruszyła ramionami, uśmiechając się delikatnie.

– No nic. Gram, wzięłam ślub z Kastielem – Uniosła rękę, by pokazać mu obrączkę – i od lat razem opiekujemy się siostrą Kastiela, Catheriną... – Zerknęła w kierunku, w którym zniknęła Cat, by spostrzec, że jej szwagierka już dawno złożyła zamówienie. – ...która teraz flirtuje z jakiś chłopakiem. – Westchnęła tylko. Typowa Cat.

James skinął głową.

– Pamiętam ją. – Mężczyzna na chwilę się zamyślił, by po chwili się otrząsnąć. – Śledziliśmy twoje poczynania muzyczne, wiesz? Lily stworzyła nawet cały album poświęcony twoim osiągnięciom.

– Naprawdę? – Poczuła dziwne pieczenie w gardle.

– No jasne. Wiesz, że jesteś zawsze u nas mile widziana, prawda? Wszyscy za tobą tęsknią. Nawet ja. Nawet Lucy, a wiesz, że to już coś!

Musiała odpowiedzieć na uśmiech Jamesa. Zmienił się. To dobrze.

– A u ciebie? Jak sobie radzisz? – spytała, czując się odrobinę bardziej komfortowo w jego towarzystwie. To tak, jakby znów spotkała Jamesa. Po raz pierwszy.

– Ja także gram, chociaż nie na fortepianie, tylko w Quidditch. Mam fanki. – Potter wyszczerzył się, a ona wywróciła tylko oczami. – A tak to jest bardzo dobrze. Zacząłem spotykać się z jedną mugolką. Przyjaźniła się z Roxie i Julesem i pracowała w Instytucie. Wiesz, w tym, który powstał w dawnej siedzibie Łowców. I jestem z nią szczęśliwy.

– To dobrze, James – powiedziała łagodnie, uśmiechając się do niego.

Przez chwilę trwała cisza. Potter nagle się wyprostował, jakby sobie coś przypomniał.

– Aha! Miałem ci coś przekazać. Dostaliśmy dokładne instrukcje, co ci powiedzieć, gdyby ktokolwiek z nas ciebie spotkał. – Wyjął z kieszeni portfel, a z niego kartkę, którą zamaszystym ruchem wyprostował. – Ekhem. To po pierwsze: mam ciebie wyściskać, wycałować, uderzyć i udusić. Nie wiem, w jakiej kolejności, ale to sobie na razie odpuścimy. Dalej... Tamara kazała przekazać, że za miesiąc ma termin i do tego czasu masz się pojawić, bo jej dzieciak musi mieć matkę chrzestną. A i chce ciebie zabić. Ale to norma.

– Tamara jest w ciąży? – spytała, odrobinę zdziwiona. – Jak Albus to zrobił? – Zarumieniła się i poprawiła, gdy James wybuchnął śmiechem. – To znaczy, jak ją namówił? Ona nienawidzi dzieci. Nie chciała być matką.

– Ale kocha Ala i robi dla niego dosłownie wszystko. Myślałem, że to ona będzie rządziła w związku, ale Albus owinął ją sobie wokół palca. Chociaż nie. Oni raczej zawsze ze sobą współpracują. A Tamara podczas ciąży... – James pokręcił głową, w jego oczach rozbawienie igrało z przerażeniem. – Nie chciałabyś tego zobaczyć. Ale wracając: Roxie i Jules biorą ślub i ciebie zapraszają, Joss zaproponowała, że może ci nawet oddać wszystkie swoje płyty Disco Polo i kabanosy. – Zerknął na nią z powagą. – To wielkie poświęcenie z jej strony.

– A co u niej? I u Freda? Lucy? – spytała wbrew siebie, choć przecież miała się nie wtrącać.

– Zwariowana para. Teraz chyba są w Peru. W sensie Fred i Joss. Dużo podróżują. A Lucy, jak to Lucy... gdzieś się kręci, pracuje jako modelka. Ostatnio zaczęła spotykać się z pewnym mugolem. Podobno to jej miłość aż z młodzieńczych lat. Ale nie znam szczegółów. I zanim zdążyć się spytać: Albert i Domi pobrali się praktycznie najszybciej i teraz mają dwójkę dzieciaków, Nott pracuje jako Auror, a jego żonka otworzyła salon piękności. Lily tańczy już od kilku lat i naprawdę jest w tym dobra. Roxie wariuje z rudymi bliźniakami. To ciekawe. Nie są nawet mulatami. Gdyby Roxie ich nie urodziła, to zastanawiałbym się, czy jest ich matką. Są podobne do Julesa i rude, jak cała nasza rodzina. A w dodatku to chłopcy. Już robimy zakłady, że będą tacy sami jak Fred i George. Elena jest uzdrowicielką i chyba umawia się z Lorcanem Scamanderem. Może kojarzysz? Syn Luny. Rok starszy od nas. Także jest medykiem. Poznali się w szpitalu. Cristian mieszka w Rumunii. Spiknął się z tą taką Isabellą? Chyba tak się nazywała. Utrzymujemy z nimi kontakt. Spoko ludzie.

– A co z...? – zaczęła, ale James jej przerwał.

– Hej! Chcesz wiedzieć więcej? To po prostu nas odwiedź – zaproponował bardzo łagodnie.

– Nie mogę – mruknęła, patrząc na roześmianą Cat.

– Jasne, że możesz – żachnął się. – Pamiętaj. Zawsze możesz wrócić.

I odszedł, pozostawiając Norę z mętlikiem w głowie.

– Czy to był James Potter? Wow, ale ciacho – powiedziała Catherine, stawiając na stoliku desery.

Typowa Cat...

~~*~~*~~*~~

Nie mogła uwierzyć, że to robiła. Ale zastukała już w drzwi. Nie było odwrotu.

Drzwi powoli się otworzyły, wypuszczając na dwór wszystkie zapachy, które wiązały się z domem – obiadu, przypraw, kominka...

– Ja... – zaczęła na widok osoby, która jej otworzyła. Po chwili była już w jego ramionach. – Przepraszam, Al.


Zapraszam na moje nowe opowiadanie! :D

Kilka ciekawostek:

· Wszystkich bohaterów – tych najważniejszych i tych, o których była tylko wzmianka, pojawili się raz – było ponad 80! (tak dokładnie to 82, mam ich wszystkie imiona i nazwiska, krótkie opisy w spisie)

· Postać Joss, Panny Katastrofy – jak niektórzy wiedzą – została stworzona przez moją blogową, bliską przyjaciółkę, Mikę Foggy. I taka ciekawostka o Joss: posiadała nietoperza Majlo (dostarcza i przesyła pocztę – jak sowy).

· Całość – bez dodatków – cała Nowa zawiera około 161 tysięcy słów... Że ja to wszystko napisałam XD

· Boginem Nory były tłumy, Roxie klaun, Tamary jej ciotka, a Joss Slenderman. A Jamesa kibelek XDXDXD

· Tutaj jest kilka wyrażeń, rzeczy, które pojawiły się w opowiadaniu i które sobie zapisałam, by o nich pamiętać: ,,Gorzej niż ropucha w czasie okresu", ,,Towarzyski jaskiniowiec, nowy towar", ,,O smoku mowa", ,,Naburmuszony goblin na sedesie", ,,Traszka ukradła ci język?", ,,Owsianka Stefan", ,,Sorbety cytrynowe", ,,Panie Harry... Panie Harry... Z martwych wstań! Z martwych wstań! Wszyscy Śmierciożercy cię biją! Wszyscy Śmierciożercy cię biją! Vol, de, mort! Vol, de, mort!", ,, Na stopy hipogryfa!", ,,Na gacie Merlina!".

· Przez dłuższy czas nie miałam imienia dla Kastiela, więc w moich planach, notatkach nazywałam go ukochanym Nory XD Nawet jak przyjaciółkom lub siostrze mówiłam o ukochanym Nory, od razu wiedziały, o kogo chodzi :D

· Chciałam napisać taką epicką scenę z Roxie, która odrzuciłaby pelerynę w tył, gdy miała zmierzyć się z wrogami XD Długo ją miałam w głowie, ale była chyba zbyt epicka XDXDXD

· I pewnie nikt już tego nie pamięta, ale LOCH to skrót od Ligi Ochrony Czarodziei Honorowych :D

To już koniec, koniec – tym razem na serio. Chyba że znowu sentyment mnie dopadnie...

Kocham Wam, Potterowi Ludkowie!


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro