Rozdział 13

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Ostrzeżenie

Wieść o tym, że Eleonora Zabini, słynna przyjaciółka Potterów i Weasleyów oraz członkini drużyny Quidditcha, zaczęła umawiać się z mało popularnym Christopherem Cormaciem, obiegła szkołę w błyskawicznym tempie. Było to tym bardziej interesujące, gdyż dziewczyna nie rozmawiała i nie jadała już posiłków ze swoją starą ekipą. Plotki głosiły, że miała na to wpływ kłótnia z pewnym przystojnym synem Wybrańca...

Amy White nie obchodziły te pogłoski, ale jednego nie mogła zrozumieć. Myślała, że James zerwał z nią dla Nory. Od pewnego czasu zaczęła zauważać, jak jej – w tym momencie już były – chłopak patrzył na tę irytującą dziewuchę. W taki sposób powinien spoglądać tylko na nią! Była pewna, że miał zamiar zakończyć ich związek, ale ona postanowiła o nich walczyć! Kłóciła się, błagała, ale to nic nie dało. I po raz kolejny jej serce zostało złamane...

Zerwał z nią. Nie przyjęła tego za dobrze... Amy postanowiła, że jak James zacznie umawiać się z Norą, to zemści się na ich dwójce. Wydawało jej się, że to najlepsze rozwiązanie. Dwie sowy na jednej miotle. Ale, ku dziewczyny ogromnemu dziwieniu, Potter i Zabini się pokłócili. Nie wiedziała, o co poszło, ani za bardzo nie interesowało to Amy, ale podobno było ostro... No dobra. Kogo ona okłamuje? Uwielbiała plotki! Próbowała uzyskać informacje od swoich stałych źródeł, ale udało jej się tylko ustalić, że w tę sprawę były zamieszane następujące osoby: James Potter, Eleonora Zabini, Fred Weasley, Christopher Cormac oraz Tamara Łukiniczna...

Tamara.

Ta dziewczyna stanowiła zagadką dla Amy. Dla szkolnych koleżanek taka sympatyczna i uczynna. Idealna kandydatka na najlepszą przyjaciółkę. Ale podobno niezłe ziółko z niej... Uwielbiała chłopców. Flirtowała z nimi non stop! A oni uważali ją za jakąś boginię! Podobno już pierwszego dnia udało jej się dorwać Jamesa i się z nim ,,przelizać" – Amy uwielbiała to słowo, ale tylko wtedy, gdy dotyczyło jej osoby! White była wściekła. Potter znalazł sobie nową praktycznie następnego dnia po ich zerwaniu! Tylko ona mogła tak chamsko grać! Czy ten świat zwariował? Czemu wszyscy zachowywali się w taki... irracjonalny sposób? Eleonora oszalała i zaczęła chodzić z tym siódmoklasistą, który był bardzo sexy, ale nic się nie liczył w szkole. Potter zaliczył pierwszą z brzegu, a Fred – na którego zwróciła uwagę tylko dlatego, że Andy się w nim podkochiwała – chodził obrażony na cały świat.

Zdecydowanie musiała wplątać się w tę magiczną telenowelę.

~~*~~*~~*~~

Gdyby tydzień temu ktoś powiedział Norze, że zacznie udawać parę z Chrisem i będzie się przy tym genialnie bawić, to by go wysłała do Św. Munga, aby leczył się na głowę.

Ale tak się stało.

Christopher Cormac niesamowicie ją zaskoczył. Zazwyczaj nieprzyjemny i opryskliwy, ale kiedy zaczęli się spotykać, zupełnie się zmienił. Zaczął ją traktować w bardziej opiekuńczy sposób. Przestał obrażać i wyluzował się. Spotykając się z nim, mogła trochę odpocząć od swoich problemów. Nie wiedziała tylko, ile będzie musiała to ciągnąć. Pierwotny cel został osiągnięty. Utarła nosa Potterowi. Co bardzo ją cieszyło. Serio. Naprawdę. Wcale nie cierpiała całymi dniami! Była bardzo szczęśliwa... Kogo ona okłamywała? Mogła zacząć traktować Chrisa jak przyjaciela, ale nie mógł on zastąpić Jamesa...

Tylko Albus wiedział, że jej związek to farsa. Rose chyba coś podejrzewała, ale na razie siedziała cicho.

Nora i Chris próbowali wyglądać jak prawdziwa para. Trzymali się za ręce, gdy ktoś na nich patrzył, jadali razem każdy posiłek, udając przy tym zakochanych. Zabini dostawała głupawki na każde wspomnienie posiłków.

Pokarmić cię, ty mój pulpeciku? ,,Pulpeciku"? Nazywasz swoją dziewczynę pulpecikiem? To nie wróży dobrze twojemu przyszłemu związkowi, Cormac. Zamknij się i żryj ten obiad, pulpecie!

Wiedziała, że Chris próbuje pomóc, ale to chyba nie wina Nory, że ją to okropnie bawiło. Nigdy nie miała chłopaka, ale była pewna, że w niektórych momentach Chris przesadzał. Niebezpiecznie się zrobiło, gdy próbował ją pocałować. Dziewczynie udało się jakoś wymigać, ale zaczęła się zastanawiać, czy Cormac nie traktuje tego za poważnie...?

Była Merlinowi wdzięczna za te radosne chwile z jej nowym chłopakiem, gdyż życie dziewczyny zaczęło się komplikować...

Blaise przysłał list. Nie odzywał się od pamiętnej niedzieli, gdy zdradził dziewczynie całą prawdę. Nora miała nadzieję, że już nigdy o nim nie usłyszy, ale cóż...

Nie mogła uwierzyć, że od tamtego wydarzenia minęło tylko pięć dni. Miała wrażenie, że nie widziała go całą wieczność. A ile się przez ten czas wydarzyło!

Wracając jednak do wiadomości... Treść listu zaniepokoiła dziewczynę. Litery zostały krzywo nakreślone i w niektórych miejscach stawały się nieczytelne. Rozpoznała charakter pisma, ale mocno się zaniepokoiła. Mężczyzna był osobą, która pisała w nienaganny sposób, a to... wyglądało to tak, jakby Blaise bardzo się śpieszył  – lub denerwował – pisząc do niej. Niewiele rozumiała, ale chodziło o to, że Zabini przepraszał i prosił o wybaczenie. Po przeczytaniu tej prośby, miała ochotę od razu zgnieść pergamin, ale coś ją zatrzymało. Postanowiła przeczytać do końca.

Była w niebezpieczeństwie. Tak napisał. Miała nie ruszać się ze szkoły, bo inaczej się o niej dowiedzą i uważać na siebie, ponieważ klątwa osłabła. Blaise nie wiedział dlaczego, ale nie działała już tak, jak powinna. Nie chroniła jej. Jeszcze raz bardzo przepraszał, ale musiał... Musiał... Nora nie wiedziała, co jej opiekun musiał. List nie został ukończony...

Objęły ją ramiona strachu. Widomość mocno nią wstrząsnęła. Kim byli ci oni? Dlaczego znajdowała się w niebezpieczeństwie? Co to oznaczało? Pytania, bez odpowiedzi, zaczęły krążyć po głowie Eleonory.

~~*~~*~~*~~

Rose w końcu zaciągnęła ze sobą swojego chłopaka. Tak! Chłopaka. Mogła go już tak nazywać. I się tego nie bała. Chodź odrobinę obawiała się reakcji swojej rodziny, a zwłaszcza dziadka i ojca, ale jeszcze ta wieść do nich nie dotarła, aona nie miała zamiaru ich informować.

Po raz pierwszy była naprawdę szczęśliwa. Mogła to powiedzieć z ręką na sercu. Scorpius to jej ideał. Oczywiście, czasami się kłócili, ale zawsze dochodzili do jakiegoś porozumienia. A ich sposób godzenia... Ach... Rose go uwielbiała.

Postanowiła, że przekona Scorpiusa do Nory. Nie wiedziała, dlaczego nadal jej nie lubił i nie ufał. Nie rozumiała tego. Sama uwielbiała Zabini. Ostatnimi czasy bardzo się do siebie zbliżyły.

Rose nigdy nie miała zbyt wielu znajomych. Nie potrafiła nawiązać z nikim prawdziwej przyjaźni. Wszystkie dziewczyny z dormitorium nie cierpiały jej. Jako mała dziewczynka nie panowała nad tym, co mówiła. Nie zdawała sobie sprawy, że ludzie nie lubili, jak ktoś ich poprawiał albo zdradzał im prawdę o nich samych. Weasley była zbyt szczera. Nie rozumiała także, dlaczego ludzi irytowało to, że lubiła się uczyć i wciąż zasypywała ich faktami. Ona tylko chciała przekazać im ciekawe informacje! Ale oni za tym najwyraźniej nie przepadali...

Bardzo to przeżywała. Wszyscy się od niej odwrócili. Miała tylko Scorpiusa i Ala, ale z nimi nie mogła pogadać o wszystkim. Dlatego tak bardzo cieszyła się z przyjaźni z Norą. Postanowiła, że tym razem tego nie zepsuje. Teraz tylko musiała sprawić, by dwoje z trzech najważniejszych dla niej ludzi, się zaprzyjaźniło.

– Chodź, Scorp! – zawołała i pociągnęła go za rękę. – Umówiłam się z nimi w bibliotece.

– Nie rozumiem, dlaczego musisz mnie w to mieszać – zrzędził, specjalnie idąc wolniej. – Wiesz, że nie lubię się uczyć...

– A ty wiesz, że ja wiem, że ty kłamiesz! – Ładny łańcuszek jej wyszedł.

Sapnęła z irytacją, gdy Malfoy zatrzymał się i kucnął, żeby zawiązać buta, choć zdaniem Rose z sznurówkami było wszystko w porządku.

Chłopcy – pomyślała, także kucając i wtulając się w jego bok.

– Scorpius, ja wiem, że chodzi o Norę. – Poczuła, że chłopak sztywnieje. Pogładziła go po ramieniu. – Ale daj jej chociaż szansę. Ona potrzebuje teraz naszej pomocy.

Malfoy spojrzał na nią i uniósł brwi.

– Jak to: potrzebuje naszej pomocy?

Ale zanim mogła odpowiedzieć, zza drzwi, pod którymi teraz się znajdowali, zaczęły się wydobywać dźwięki.

Rose szybko złapała chłopaka i zaciągnęła w cień. Nie chciała, by ktoś pomyślał, że ich dwójka się przyczaiła pod klasą, aby podsłuchiwać. Dziewczyna miała złe przeczucia.

Specjalnie poszli na skróty koło sal, które od dawna nie były używane. Niepokojące się wydało, że w ogóle ktoś tam się znajdował.

– Co...? – zaczął Scorpius, ale uciszyła go szybkim gestem dłoni.

Wpatrzyli się w drzwi.

Po kilku minutach wyślizgnęła się stamtąd jakaś ciemnowłosa dziewczyna. Rozejrzała się – na szczęście ich nie zauważyła – i odeszła szybkim krokiem.

Rose na początku nie mogła dziewczyny skojarzyć. Była pewna, że nigdy wcześniej jej nie widziała. Ale po chwili sobie przypomniała. To ta nowa... Tatiana? nie... Tamara! Ciekawe, co tutaj robiła.

Weasley stwierdziła, że pewnie musiała się spotkać z jakimś chłopakiem. Starsi uczniowie – i ona sama – często tak robili. Zakradali się do opuszczonych klas i tam całowali...

Dlatego przytrzymała jeszcze Scorpiusa, gdy chciał wyjść z ich ukrycia. Stwierdziła, że lepiej będzie jak towarzysz Tamary sobie pójdzie.

Zza drzwi powoli wysunęła się ich nauczycielka od obrony przed czarną magią, Eve Queen, której towarzyszył Chris.

~~*~~*~~*~~

Auuu...

Po raz kolejny poleciała na matę.

Czemu ci ludzie musieli być tacy okrutni? Zawsze Roxie się wydawało, że była w dobrej formie, ale życie nie przygotowało jej na wymagania rumuńskiej szkoły.

Dziewczynie udało się szybko wdrążyć w plan zajęć. Oprócz standardowych przedmiotów – jak transmutacja, historia magii itd. – musieli uczęszczać rano i wieczorem na ćwiczenia. Masakra... Oprócz podstawowych lekcji szkoła oferowała te bardziej interesujące. Magię. Brzmiało prosto i zwyczajnie, ale ten przedmiot był bardzo trudny. Połączenie zaklęć i obrony przed czarną magią... Podwójny hardcor. Botanikę. Nic nadzwyczajego. Użyli innej nazwy dla zielarstwa. Naukę jazdy. Mugolaki by się uśmiały... Na tych zajęciach nauczą cię latać na smoku! Jupi! Badania smoków. Zdecydowanie ulubiony przedmiot Roxanne. Mogła poznać budowę i zwyczaje smoków, a także pobyć ze swoim wujkiem. I na koniec... zajęcia w terenie. Różnego rodzaju gry, walki o przetrwanie i ogólna próba wzajemnego pozabijania się z dodatkiem smoków. Ale to wszystko było zupełnie legalne i sprawdzone!

Zwinęła się w kulkę i miała ochotę umrzeć.

Zaczęła żałować tych wszystkich czekoladowych żab, czaropączków, pasztecików, którymi uwielbiała się opychać. kondycja dziewczyny leżała i kwiczała...

Sam wyciągnęła do niej rękę i pomogła wstać.

Riodal dawała niezły wycisk dziewczynie. Okazało się, że od najmłodszych lat ćwiczyła sztuki walki – jakiś mugolski sport – i teraz była niesamowicie wysportowana. A do tego taka wysoka i szczupła... To stanowczo nie fair!

– Hej. Nie rób takiej miny. W końcu opanujesz ten ruch. – Uśmiechnęła się w pocieszający sposób. Roxie bardziej doceniłaby jej optymizm, gdyby nie była największą pesymistką świata. – Zaraz zresztą przejdziemy na następne stanowisko. – Wskazała głową na ścianę wspinaczkową, z której właśnie spadł biedny Haroon Khan.

– Czy to ma mnie pocieszyć? – Roxanne rozmasowała obolałą rękę. – Znając życie i mojego cholernego pecha, Trener z Damskimi Piersiami zamieni mi parę i będę musiała ćwiczyć z Fabianem. A ja plus ten obleśny Włoch na ściance równa się mokra plama... ze mnie.

– Jesteś okrutna. – Sam spojrzała na nią z naganą i przygotowała się do zadania ciosu. – Nie powinnaś się nabijać z pana Tetsa. Może ma problemy z hormonami?

– Ta... Hormony usprawiedliwieniem na każdą dolegliwość – mruknęła pod nosem i poprawiła sobie włosy, które związała w niechlujną kitkę. – To nie zmienia faktu, że mnie nienawidzi! Patrzy na mnie z obrzydzeniem nawet w tym momencie! Co ja mu takiego zrobiłam?

– Może nie lubi pyskatych uczennic. – Sam uniosła brwi, co nie wyglądało najlepiej, gdyż jedna brew była różowa, a druga ciemnozielona. Roxie zastanawiała się, czy ją o tym powiadomić... Chyba, że to specjalny zabieg. Ale włosy miały granatowy odcień, więc chyba reszta powinna mieć tę samą barwę, prawda? Nieważne... Siłą woli powstrzymała się, żeby nie zerknąć na włosy na jej ręce, choć pokusa była wielka.

– Ja wcale nie jestem pyskata – sapnęła i zablokowała uderzenie. – Mam prawo do wyrażania własnej opinii! Żyjemy w XXI wieku! A zresztą taka już jestem.

Sam po raz kolejny ją powaliła.

– Witaj w czarodziejskim świecie, gdzie czas się zatrzymał na średniowieczu.

Przeszły do kolejnego stanowiska. Roxanne się nie pomyliła. Trener Ohydek rozdzielił ją z Sam, ale – dzięki Merlinowi! – nie kazał pracować z Fabianem. Jej partnerką została Isabelle Quesada.

Hiszpanka podeszła do niej ostrożnie i obdarzyła delikatnym uśmiechem. Nie miały okazji wcześniej się za bardzo zapoznać, więc Roxie nie wiedziała, co o niej myśleć.

Wyglądała jak... mała myszka. Ciemne włosy miała związane w niezbyt atrakcyjnego warkocza, na nosie wielkie okulary i ubrania, które wisiały na niej jak na wieszaku. Za wszelką cenę próbowała wtopić się w tłum. Niczym specjalnym się nie wyróżniała i może dlatego Roxie nie mogła wyrobić sobie o niej zdania. Postanowiła zachować do niej dystans. Ostatnimi dniami za bardzo otworzyła się na ludzi. Zaczęła się troszczyć i martwić o uczestników wymiany, a to nie za dobrze. Roxie była twarda i nikogo nie potrzebowała. Jeszcze pomyślą, że jest taka miła na co dzień, a wtedy już na zawsze straci dobrą reputację.

Spojrzała na Isabelle spode łba.

– Ty pierwsza się wspinasz czy ja? – spytała cicho z kamiennym wyrazem twarzy.

Dziewczyna wzdrygnęła się lekko, ale odpowiedziała pewnym głosem.

– Ja.

Zaczęły ćwiczyć, wymieniając się co chwila. Isabelle próbowała ją zagadywać, ale Roxie nie miała na to ochoty. Była zmęczona, poobijana i niesamowicie głodna. W końcu skończyły.

Roxanne chciała już odejść, ale Isabelle zatrzymała ją, kładąc rękę na ramieniu.

– Wiesz, czasami warto zaryzykować i komuś zaufać. Pamiętaj o tym, ok? – powiedziała i odeszła do bliźniaków Cioran.

Roxie poczuła się dziwnie... Jakby zrobiła coś złego... ale przecież nie zrobiła! Postanowiła się tym na razie nie przejmować. Razem z Sam i Tobey'm poszła coś zjeść.

~~*~~*~~*~~

Nora chodziła przez cały dzień podenerwowana. Unikała przyjaciół oraz Chrisa, ponieważ w jej myślach za dużo się kłębiło.

Błądziła po zamku, chowając się pod peleryną niewidką – którą zwędziła Albusowi – gdy tylko kogoś zauważyła.

Chyba jej nowym znienawidzonym dniem został piątek. Miała za dużo wolnego czasu i nie wiedziała, co ze sobą zrobić.

Powinna nauczyć się na dodatkowy test z transmutacji, który Wardrobe zapowiedziała na następne zajęcia. Przydałoby się także poćwiczyć przed jutrzejszym meczem Qudditcha. Choć nie miała ochoty grać. Bez sympatii Jamesa i Freda to nie było już to samo...

Zawaliła. Totalnie wszystko schrzaniła.

To jej wina, że ich relacje się popsuły. Powinna bardziej im ufać... A ona co zrobiła? Przy pierwszym problemie postanowiła się od nich odciąć i pogrążyć w kłamstwach. Nie była w niczym lepsza od Blaise'a...

Blaise.

Tęskniła za nim. Tak bardzo, że to bolało. Życie zaczęło tak szybko pędzić... Nie pojmowała już wielu spraw, ale wiedziała jedno. Była niekompletna bez Blaise'a. A teraz przeraźliwie się bała.

Nie wiedziała, co znaczył ten list, ale czuła, że Zabini nie kłamał, mówiąc, że była w niebezpieczeństwie. Jeszcze bardziej ją zmartwiło zakończenie listu. Co on musiał zrobić? Miała tylko nadzieję, że nie groziło mu nic złego. Jeżeli coś mu się stanie, to... Nora nigdy sobie tego nie wybaczy.

Doszła na siódme piętro i skręciła w mało używany korytarz. Powinna iść do biblioteki, gdzie czekali na nią przyjaciele, ale jakoś... nie miała na to sił. Podeszła do ostatniego okna i usiadła pod nim. Skuliła się w kłębek pod peleryną niewidką i zapłakała tak, jak dawno jej się to nie zdarzało.

~~*~~*~~*~~

– Widzieliście może Eleonorę? Niską, drobną blondynkę? Gryffindor? Szósty rok? Nie? Dzięki.

Albus był już sfrustrowany. Ponad dwie godziny temu umówił się z Norą i Chrisem w bibliotece, a ona gdzieś zniknęła. Wiedział, że dziewczyna lubiła się spóźniać, ale to już przesada!

Rozdzielił się z Cormaciem i teraz chodził jak jakiś idiota i pytał ludzi, czy ją widzieli. Jednak za każdym razem odpowiedź była przecząca. Chris za to poszedł do Pokoju Wspólnego i jak na razie wyparował.

Albus lubił starszego chłopaka. Nigdy nie słuchał się ślepo Jamesa, więc nie był uprzedzony w stosunku do niego. Gryfon miał ciężki charakter, ale wydawało się, że naprawdę troszczył się o Norę. Al podejrzewał nawet, że coś do niej czuł, chociaż pewnie sam przed sobą nie chciał się do tego przyznać. Z dwojga złego Albus uważał, że Chris był lepszym kandydatem na chłopaka niż Jamesa.

Odszedł od kolejnej grupki ludzi i udał się pod Wielką Salę, skąd wydobywał się już typowo stołówkowy gwar. Nie wszedł jednak do środka – choć jego żołądek wołał cienkim głosem: Jeść! Jeść! – tylko skierował się do osób, które na niego czekały.

– I co? Znalazłeś ją? – spytała Rose.

Albus pomyślał, że nie brzmiała na zbyt zmartwioną, choć jej przyjaciółka gdzieś zniknęła. Ale odkąd wpadła zziajana do biblioteki i nie chciała zdradzić, o co chodzi, była dziwnie zamyślona i milcząca. Scorpius stał obok i próbował wspierać dziewczynę, ale po jego minie dało się poznać, że niczego nie rozumiał. Miał ich pewnie za bandę świrów i Albus mu się nie dziwił. Sam czuł się wariatem, odkąd zaczął zadawać się z Norą. Ale tego nie żałował!

– Nie. Pytałem się ludzi, ale nikt jej nie widział – odpowiedział ponurym głosem i po raz kolejny spojrzał na otwarte drzwi od Wielkiej Sali... Jeść... Przeklęta Zabini!

– A mapa?

Było to sensowne pytanie. Mapa Huncwotów w tym momencie bardzo by się przydała, ale Albus z niej nie skorzystał. Był to tydzień Jamesa. On miał pelerynę, która w tym momencie do niczego się im nie mogła przydać. A jego starszy brat nie użyczy mu mapy, gdy się dowie – nie oszukujmy się, na pewno się dowie – po co jej potrzebował... Mapa odpadała – o czym powiadomił przyjaciół.

– Przeklęty James. – Rose zaklęła pod nosem. – A może...

– Hej! – przerwał Scorpius. Albus go podziwiał. Rose Weasley się nie przerywało... chyba że życie było ci niemiłe. – A nie pomyśleliście, że ona nie chce być znaleziona?

Ta celna uwaga zamknęła im usta. Scorpius miał rację. Jeżeli ktoś uciekał, chował się, nie przychodził w umówione miejsce, to A: nie lubił ciebie, B: groziło mu śmiertelnie niebezpieczeństwo i C: chciał być sam. Albus nie mógł się pogodzić z opcją A i C. Ale... jeżeli w tym momencie tego potrzebowała.

Al i Rose wymienili spojrzenia.

– Chyba nic jej nie jest... – mruknęła dziewczyna. – Ale mam złe przeczucia. Chodźmy na kolację, a później wrócimy do poszukiwań. Znajdziemy ją bez względu na to, czy tego chce.

~~*~~*~~*~~

Norze było zimno.

Miała deja vu. Zdawało jej się, że już kiedyś obudziła się w takim zimnie, zupełnie nie wiedząc, gdzie się znajduje.

Ktoś zdjął z niej pelerynę niewidkę i złożył w kostkę. Leżała na kolanach, kpiąc z niej, że jednak komuś udało się ją znaleźć.

Praktycznie niczego nie widziała. Pochodnie na kamiennych ścianach zgasły, a jedynym źródłem światła była delikatna poświata księżyca.

Zdawało się dziewczynie, że była sama, dlatego tak bardzo się zlękła, gdy ujrzała postać, stojącą pod oknem. Osoba ta niczym nie zdradziła swojej obecności – zdawało się, że to kamienna rzeźba, a nie człowiek. Wyłoniła się z mroku, dopiero gdy wzrok Nory przyzwyczaił się do ciemności.

Bała się odezwać, ale musiała. Nie mogła udawać nieprzytomnej. Miała wrażenie, że ta osoba już wiedziała, że się obudziła...

– Przepraszam. – Głos dziewczyny zabrzmiał w nienaturalny sposób. Odchrząknęła i kontynuowała. – Ale co się dzieje?

– Niebezpieczne są tego rodzaju przechadzki nocą po zamku, panno Zabini. – Nora znała ten głos. Była pewna, że już kiedyś go słyszała, ale nie mogła skojarzyć z konkretną osobą. – Zwłaszcza dla ciebie. – Tajemniczy Gość odwrócił się do niej z cichym westchnieniem.

Nora zamarła.

Przecież to nie mogła być...

Ale to była...

Profesor Eve Queen.

Dziewczyna kompletnie się tego nie spodziewała. Co ona tutaj robiła? Jak udało jej się ją znaleźć? Czy to zwykły przypadel? I dlaczego patrzyła na Norę w taki... niepokojący sposób? Dlaczego jeszcze nie zrobiła awantury? Powinna dostać szlaban za przebywanie na korytarzu w czasie ciszy nocnej – która zapewne od dawana już trwała. Ale nic takiego się nie stało.

Otwierała przez kilka minut usta, by w końcu wyjąkać:

– P-pani profesor...? Ja...

– Zadziwiłam cię, moja droga? – Staruszka zbliżyła się ostrożnie, sunąc po podłodze w swoich ciemnych szatach. – Zadawało mi się, że zostałaś przestrzeżona. Czyż niczego się nie nauczyłaś na moich lekcjach? – powiedziała niecierpliwym głosem i potrząsnęła lekko siwą głową. Złapała ją za ramiona i skupiła na niej spojrzenie. Nora miała wrażenie, że kobieta oszalała. A czego niby miała się nauczyć? Milczenia? Jak rozbroić przeciwnika? Z trzech zajęć tylko tyle wyniosła. – Niewiele czasu... Niewiele czasu... A ty! Ty! – wykrzyknęła w taki sposób, że dziewczyna się wzdrygnęła. Chciała się odsunąć od kobiety, ale sękate ręce nie chciały puścić. Wbiła w ciało Nory długie paznokcie, które trzymały ją jak jakieś haki. – Niebezpiecznie, niebezpiecznie, niebezpiecznie... Ona nadchodzi... Nadchodzi... A ty musisz...

Jednak Nora nie dowiedziała się, co ,,musi". Miała dość tych niedokończonych zdań, ale pani profesor została spłoszona. W sąsiednim korytarzu rozległy się kroki; dało się słyszeć przytłumione glosy. Ktoś się zbliżał.

Eve Queen spojrzała tylko w oczy Eleonory i uciekła; wpadła na ścianę i po prostu wyparowała.

Nora mogła tylko patrzeć na to z rozdziawioną buzią. Czuła się tak oszołomiona, że zapomniała o zbliżającej się osobie. Chciała naciągnąć na siebie pelerynę, ale usłyszała ciche nawoływania. Udało jej się wyłapać swoje imię, ale nie była do końca pewna. Wyciągnęła na wszelki wypadek różdżkę i próbowała wstać, ale nie mogła. Zbyt osłabła od długiego siedzenia. Ramiona piekły w miejscach, w których staruszka ją ściskała. W napięciu wpatrywała się w koniec korytarza, obserwując cienie tańczące po ścianie i plamę światła zbliżającą się do niej.

Wzięła drżący oddech i mocniej zacisnęła spocone palce na różdżce... A zza zakrętu wyszedł... James. Szedł na przodzie, trzymając w ręce pergamin i oświetlając drogę zaklęciem Lumos. Koło niego kroczył Albus z Fredem.

Nora załkała na nich widok. Całe napięcie z niej uleciało. Za dużo tego wszystkiego było... Za dużo... Najpierw kłótnia, udawany związek, list Blaise'a i teraz ta nienormalna sytuacja z profesor Queen. Może nie każdego doprowadziłoby to do załamania nerwowego, ale tak naprawdę Nora nie była silna psychicznie.

Na twarze chłopaków wypłynęła ulga, gdy ją ujrzeli. Albus podbiegł do niej pierwszy i mocno chwycił w ramiona, wykrzykując, że jest lekkomyślną idiotką, której nawet na minutę nie może spuścić z oka. Nora tylko mocno go objęła, nie zwracając uwagi, że chłopak powoduje jej ból w zranionych miejscach.

James i Fred nieporadnie stanęli nad nimi. Musieli sobie przypomnieć, że ich ostatnie kontakty nie prezentowały się najlepiej... Nora wcześniej była wściekła, ale w tym momencie miała to w nosie. Cieszyła się, że ich widziała.

Obdarzyła ich nieśmiałym uśmiechem i wyciągnęła do każdego rękę. Fred wykrzyknął, że wali już na wszystko i odepchnął Albusa, przytulając się do niej mocno. Gdy ją w końcu puścił, Nora spojrzała ostrożnie na Jamesa...

– Martwiliśmy się. – Odchrząknął i spróbował jeszcze raz. – Martwiłem się. Przepraszam. – Odwrócił od niej wzrok.

Nora – przy pomocy Albusa, który obdarzył ją tylko kpiącym uśmiechem – wstała i przytuliła się do Pottera.

– Okej... – mruknęła.

Czasami proste słowa mogą zdziałać więcej niż wielkie przemowy...

~~*~~*~~*~~

Przyprowadzili Norę do Pokoju Wspólnego o drugiej w nocy.

Po kolacji kontynuowali poszukiwania, ale bez skutku. Nie chcieli mieszać w to nauczycieli – lojalność koleżeńska im na o nie powalała – ale zaczęli się nieźle martwić. Jakimś cudem Albusowi udało się przekonać Chrisa, by się położył, obiecując, że odnajdą Norę. Ale dziewczyny nigdzie nie było.

O pierwszej Rose się poddała i stwierdziła, że bez wsparcia – i mapy – sobie nie poradzą. Poszli do Jamesa. Reakcja Pottera zupełnie ich zszokowała. Myśleli, że nadal będzie odgrywał wściekłego dupka, ale gdy tylko dowiedział się, że Nora zaginęła, od razu postanowił im pomóc.

Aby wyjść z wieży po zmroku potrzebowali peleryny niewidki, która niestety zniknęła. Scorpius, który wraz z Albusem już dawno powinien być w lochach, odkrył, kto ją zabrał... Przeklęta Nora. Dlatego nie mogli jej znaleźć!

Musieli czekać na odpowiedni moment – gdy na horyzoncie nie było żadnego nauczyciela, woźnego, Irytka lub innego ducha – by móc się wymknąć.

Rose i Scorpius zostali w wieży, żeby, gdyby Gruba Dama zasnęła, otworzyć im przejście. Mogliby nawet miło spędzić ten czas, ale Rose nie miała nastroju. Martwiła się o przyjaciółkę, a także nie dawało jej spokoju wspomnienie Rosjanki, nauczycielki i Chrisa... Co łączyło tę trójkę? Może chodziło o zwykłe sprawy uczniowskie? Ale Tamara była nowa w szkole, więc nie powinna jeszcze znać za dobrze nauczycielki i należała do Puchonów, a nie Gryfonów jak Chris. Coś tutaj nie pasowało...

Nora wyglądała na ledwo żywą. James musiał ją podtrzymywać w pasie, żeby nie upadła. Była zziębnięta i zlękniona. Miała na sobie sweter jednego z chłopaków, ale wciąż drżała.

Rose od razu wskazała na kominek i mruknęła pod nosem: Incendio. Ciepło rozlało się po pomieszczeniu. Później przejęła dziewczynę i posadziła ją na kanapie, przykrywając ciepłym kocem. Dopiero potem przeszła do ataku.

– Gdzieś ty była, dziewczyno? – wydarła się, zaskakując tym ich wszystkich. Ściszyła trochę głos, przypominając sobie, że na górze spali ludzie. – Nawet nie wiesz, jak się martwiliśmy! Mam nadzieję, że masz jakąś dobrą wymówkę, bo nie ręczę na siebie...

– Dostałam wiadomość – mruknęła pod nosem, unikając spojrzenia dziewczyny. – Ona mną... trochę wstrząsnęła.

– Jaką wiadomość? – zapytał Albus, siadając obok dziewczyny. – Co się stało?

Nora rozejrzała się po wszystkich zgromadzonych. Rose wiedziała, że nie była pewna, czy może o tym mówić przy Fredzie, Jamesie i Scorpiusie. Ale nie miała wyboru. Teraz zostali w to zamieszani.

Zabini tylko westchnęła, wyjęła z kieszeni spódniczki bardzo zmiętą kartkę i zaczęła czytać. Gdy skończyła, zapadła cisza.

– Cholera – mruknął Al, przejmując od niej list. – Co to znaczy? Co ,,musi"?

– Właśnie nie wiem – odpowiedziała mu Nora. – Ale...

– Chwila. Stop. O co chodzi? – Fred się wtrącił, tocząc nic nierozumiejącym spojrzeniem po pomieszczeniu. – List od Blaise'a, tak? Twojego ojca? Ale dlaczego ciebie przeprasza? Jaka klątwa? Jakie niebezpieczeństwo? Ma to coś wspólnego z twoimi bliznami...?

– Jakimi bliznami? – Scorpius złapał się za głowę. – Zupełnie nic nie rozumiem. Możesz zacząć od początku?

– Mogę, ale... Scorpius, może ci się to nie spodobać. – Nora zaczęła się bawić włosami. – Ale zanim o tym opowiem, musicie się jeszcze o czymś dowiedzieć. Przed sekundą miałam bardzo nietypowe spotkanie z naszą profesorką, Eve Queen...

– Ciekawe... Ja i Scorpius także.

Rose miała wrażenie, że zapowiadała się bardzo długa noc... Bolesna, pełna tajemnic i niewyjaśnionych spraw... A przypadkiem trójka z ich szóstki miała grać w bardzo ważnym meczu następnego dnia...

Powodzenia życzę!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro