Rozdział 4

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wariatka Nora

Nora była w totalnym szoku, że udało jej się – jak na razie – przetrwać w Hogwarcie. Choć stres do końca nie opuścił dziewczyny, to powoli zaczynała przyzwyczajać się do nowej sytuacji. Kryzys spotkał ją tylko pierwszego dnia.

Siedziała na sedesie i zastanawiała się, gdzie powinna się teraz udać. Wszystkie korytarze w zamku wyglądały dla niej tak samo. Plan lekcji wskazywał, że nadeszła pora na lunch. Niestety nikt nie pomyślał, żeby dodać mapę lub choćby na jakiejkolwiek ścianie zawiesić jakiś kierunkowskaz. Przecież Wielka Sala nie była wcale najważniejszym pomieszczeniem w szkole i wszyscy powinien znać do niej drogę! Nikt oczywiście nie pomyślał o biednych, znerwicowanych, nowych uczennicach...

Mądrym posunięciem mogłoby się wydawać, by po prostu grzecznie podążyć za tłumem jej rówieśników lub chociażby poprosić Jamesa i Freda o pomoc. Ale nie, zwariowany mózg Nory miał inne plany... Dla niego logicznym się wydawało, by po lekcjach ukryć się w toalecie i teraz siedzieć jak naburmuszony goblin na sedesie. Gdyby chociaż chciało jej się do toalety! Ale ona po prostu spanikowała, gdy zobaczyła tłumy ludzi, wylegających na korytarz i uciekła do pierwszego dostępnego pomieszczenia. Nie chciała, by chłopacy mieli ją za jeszcze większą dziwaczkę. Nora bie mogła dopuścić, aby ujrzeli jej załamanie. Wmówiła im, że ma jakąś niestrawność i uciekła.

Siedziała w ukryciu, machając nogami nad podłogą – jak teraz o tym myślała, to było to trochę obrzydliwe; ten cały sedes i w ogóle – i czekała, aż korytarze zupełnie opustoszeją. Wiedziała, że nie było to normalne. Kiedyś na Internecie sprawdziła nazwę swojej choroby. Agorafobia. Lęk przed tłumem. Ciekawe, kim był ten Agor? On pewnie potrafiłby ją zrozumieć. A jak nazywał się lęk przed czarodziejami? Magofobia? W mugolskiej szkole dostałaby jakiś papierek i to by jej pomogło, ale w Hogwarcie musiała sama rozwiązać ten problem.

Nerwowo spojrzała na zegarek. Mogła sobie pozwolić jeszcze na dziesięciominutową toaletową kontemplację. W brzuchu jej burczało, ale musiała się dzielnie trzymać.

Dlaczego nie lubiła tłumów? Choć lubić nie było odpowiednim słowem. Ona się bała. Zbyt wielka liczba osób sprawiała, że czuła się niekomfortowo. Cała skóra zaczyna ją palić, zwłaszcza w miejscach, gdzie ktoś ją dotknął. Do tego dochodziły jeszcze częste ataki paniki. Taki jak ten toaletowy niuans...

Położyła głowę na kolanach i starała się głęboko oddychać. Wsłuchała się w dźwięki kroków dziewczyn, które wchodziły i wychodziły z toalety.

Po paru minutach poczuła się na tyle dobrze, że udało jej się zebrać pokłady motywacji i podnieść z sedesu. Postanowiła wyjść z tej toalety jako nowy człowiek, który ignoruje tłumy i innych ludzi.

Wypadła na korytarz, nie patrząc na zdumione dziewczyny, które zapewne nie spodziewały się, że ktoś mógł się ukrywać w toalecie i oparła się o framugę. Powinna coś zjeść. Już czuła charakterystyczne zawroty głowy i skurcze brzucha, towarzyszące brakowi jedzenia. Zostało jeszcze trochę czasu. Chyba zdąży zjeść jakąś kanapkę.

Z trudem, ale udało jej się odnaleźć drogę. Chciała wejść do Wielkiej Sali jako człowiek pewny siebie i mający gdzieś innych ludzi. Ale stchórzyła. Ponownie...

Wślizgnęła się do sali ze spuszczoną głową – nie chciała być zauważona. Kątem oka – starając się być niewidzialna. Dostrzegła wielką gromadę Weasley&Potter, ale nie podeszła do nich. Siedzieli za bardzo na widoku, a dziewczyna potrzebowała teraz odrobiny anonimowości.

Nałożyła sobie trochę ziemniaków, sałatki i kawałek pieczeni – kanapki niestety wyszły i nie chciały wrócić z powrotem... Powoli zaczęła jeść, nadal ukryta za kurtyną włosów. Ludzie wchodzili i wychodzili. Nora pilnowała czasu. Z jej obliczeń wynikało, że zostało dwadzieścia minut, a później musiała się udać na mugoloznastwo i obronę przed czarną magią ze Ślizgonami.

Nie mogła doczekać się końca lekcji. Miała zamiar zaszyć się w dormitorium i napisać do Blaise'a. Pewnie się martwił. Już dawno powinna dać znać, że żyje.

Dziewczyna nie mogła uwierzyć, że to dopiero pierwszy dzień w szkole. A jej już zaczynało odbijać. To nie wróżyło niczemu dobremu.

Koło niej usiadła jakaś dziewczyna. Duuuża dziewczyna. I zaczęła duuużo jeść. Nora przez sekundę zastanowiła się, jakby to było, gdyby do niej zagadała, ale Duuuża posłała jej tak wrogie spojrzenie – wybiła sobie z głowy takie pomysły. Od razu także straciła apetyt.

Zamieszanie wokół uświadomiło dziewczynie, że powinna się już zbierać. Wstała od stołu, ale nie wiedziała, co dalej ze sobą zrobić. Plan ,,mówił", że powinna mieć teraz mugoloznastwo, ale oczywiście Nora nie widziała, jak tam się dostać.

– Eleonoro? – Usłyszałam za swoimi plecami.

– Tak? – mruknęła, odwracając się do nieproszonego osobnika płci męskiej. Zabrzmiała niegrzecznie, ale nie miała ochoty na towarzystwo.

Od razu dopadły dziewczynę wyrzuty sumienia. Zaczepił ją Hugo Weasley. Brat Rose. A ona na niego napadła... na małego chłopca. Była beznadziejna.

– O co chodzi? Przepraszam, że na ciebie warknęłam. Nie chciałam być niemiła. Ale trochę jestem zmęczona. Wiesz, Hogwart i te sprawy. Dużo nowych rzeczy. – Starała się nadać swojemu głosowi bardziej ciepłego tonu i nawet wysiliła się na delikatny uśmiech.

– Rozumiem – powiedział z powagą i dziewczyna od razu odczuła, że on naprawdę rozumiał. Widziała to w jego bystrych, błękitnych oczach. – Chciałem cię tylko odprowadzić pod dobrą salę. Można się pogubić w tym zamku. A tak bardzo chciałaś być niewidzialna na obiedzie, iż stwierdziłem, że nie powiem nic mojej rodzinie.

Rozbroił ją. Bycie tak słodkim i kochanym, powinno być karalne! Miał zaledwie dwanaście lat, a wykazywał się sporą spostrzegawczością.

– Mam mugoloznastwo. Grupa mieszana – przeczytała usłużnie z planu, nie kłócąc się, gdy ktoś sam zaproponował pomoc.

– To na piątym piętrze. Odprowadzę cię.

Zaczęli iść, a Norze przeszło przez myśl, że musieli śmiesznie razem wyglądać; choć była od niego o cztery lata starsza, to ich głowy znajdowały się praktycznie na tej samej wysokości. Chłopiec odznaczał się dość wysokim wzrostem jak na swój wiek, a dziewczyna niskim. Jego włosy błyszczały ognistą rudością, jej jasne kosmyki spływały wzdłuż drobnej sylwetki. Twarz Weasley'a ozdabiały liczne piegami, Nory zaś pozostawała idealnie gładka. Nie wspominając o roznicy wieku, która ich dzieliła. I co oni razem robili w swoim towarzystwie?

Przez kilka minut panowała cisza, którą w końcu przerwał Hugo:

– Idziesz na przesłuchanie do drużyny? – Nora musiała się uśmiechnąć. Trafiła na kolejnego fana Quidditcha. – Na jakiej pozycji grasz?

– A obiecasz, że nikomu nie powiesz? – Spojrzała na Hugona, który pokiwał gorliwie głową. Doszli już prawię pod salę. – Nie interesuje mnie bycie ścigającą. Chcę zostać pałkarzem.

Mugoloznastwo:
Usiadła w ostatniej ławce pod oknem. Nikogo nie znała, więc miała nadzieję, że nikt się do niej nie dosiądzie. Hugo wyjaśnił, że grupa mieszana to po prostu ,,mieszanka" wszystkich domów. Dlaczego zostali wymieszani i zmiksowani jak dobry milkshake? Co roku liczba zainteresowanych nauką o mugolach się zmniejszała. Nora uważała, że po prostu nie wiedzą, co tracą. A rozmowa z małym Weasley'em jakimś cudem podniosła dziewczynę na duchu.

Panna Cast, młoda dyrektorka, wpadła do klasy. Następnie zdjęła wierzchnią szatę, pozostając w zwykłych bawełnianych spodniach i błękitnej koszuli. Rozpoczęła lekcję.

– Dzień dobry! Miło mi was widzieć w kolejnym roku. Nie toleruję w tej klasie lenistwa i bardzo poważnie traktuję mój przedmiot. Radzę w tym roku się przyłożyć do nauki... Panie Nott, to pana także dotyczy. – Zwróciła się do Ślizgona, który bazgrał coś w zeszycie. – Planuję przeprowadzić dwa testy. Jeden na każdy semestr. Poza tym raz w miesiącu macie obowiązek napisać esej. Albercie, rozdaj każdemu listę tematów. – Ten sam Ślizgon wstał i z miną męczennika zaczął przechadzać się pomiędzy rzędami. – Dostajecie listę zagadnień do omówienia. Napiszecie na każdy temat, ale możecie wybrać, w jakiej kolejności będziecie mi je oddawać. Nie będę się nudziła, sprawdzając wasze pracę. Nie radzę na moim przedmiocie ściągać. – Uśmiechnęła się w niepokojący sposób i klasnęła w dłonie. – Chciałam wam także przedstawić nową uczennicę. Eleonoro, powiesz coś o sobie? Na jakim poziomie jesteś z mojego przedmiotu? – Wskazała na dziewczynę i uśmiechnęła się zachęcająco.

Oczywiście, musiała się zarumienić. Wstała odrobinę chwiejnie, starając się nie myśleć o tym, że wszyscy się na nią patrzą.

– Nazywam się Eleonora Zabini, ale możecie mówić do mnie po prostu Nora. Dotychczas uczyłam się w domu i to jest mój pierwszy rok w Hogwarcie. Raczej jestem dobra z mugoloznastwa. Mieszkałam w świecie mugoli, więc miałam z nimi styczność na co dzień. Postaram się nie sprawiać problemów. – Siadła z powrotem na krześle, ciesząc się, że miała to już za sobą. Małe zwycięstwo!

– Dziękujemy. Mam nadzieję, że ciepło ją przyjmiecie. – Piętnastoosobowa grupa zaklaskała na cześć Eleonory. – Przejdźmy do dzisiejszego tematu.

Zajęcia minęły bardzo szybko. Panna Cast okazała się niesamowicie zorganizowaną osobą. Już zdążyła im zadać na ten miesiąc pracę do napisania.

Ostatnią lekcją, na którą Nora musiała jakoś dotrzeć, była obrona przed czarną magią ze Ślizgonami. Nora pamiętałam, że Albert Nott należał do Slytherinu, więc postanowiłam go śledzić i dojść za nim pod klasę.

Szła powoli, starając się ignorować innych ludzi. Skupiła się na plecach Notta.

Pogrążyła się w myślach. Co za dzień! Najdłuższy i najbardziej męczący w całym jej życiu. Nora miała tylko nadzieję, że zdoła wydrążyć się w rytm szkoły i każdy kolejny dzień będzie coraz przyjemniejszy. Takie tam marzenia...

Musiała przyznać, że Hogwart posiadał swój urok. Zamek był bardzo stary i chociaż zimne, kamienne mury nie wydawały się zachęcające, w środku panowała radosna atmosfera. Na korytarzach co kilka kroków spotykało się przezroczyste duchy, a ze ścian płynęły pozdrowienia ruchomych postaci przedstawionych na obrazach. A ludzie? Wciąż przerażający, ale z każdą godziną wydawali się mniej groźni. Fred, James, Rose i Hugo byli bardzo sympatyczni. Może się z nimi nawet zaprzyjaźni.

Pogrążona w myślach wpadła na kogoś. Chyba nie należała do grona dobrym szpiegiem. Potrąciła swój obiekt. A tak się starała!

– Czemu za mną łazisz? – zapytał rozdrażniony Ślizgon.

Pierwszym, co przyszło Norze na myśl, to, że chłopak jest brzydki. Chociaż posiadał dziwny, ostry urok. Miał ciemne oczy osadzone pod krzaczastymi brwiami, marsowe czoło, kwadratową szczękę i czarne włosy.

– W-wiesz... wpadłam na ciebie przez przypadek... – Spojrzał na nią z politowaniem. – Szukałam toalety i... dobra. Przyznaję się. Śledziłam cię, ponieważ jestem nowa i nie potrafię nigdzie sama dojść, a mamy razem obronę i ja...

– Nie musiałaś się skradać. – Chłopak patrzył na nią spode łba. – Mogłaś poprosić. Klasa od obrony jest na trzecim piętrze. Gabinet trzysta piętnaście. Chodź.

Nora była w szoku, ponieważ Nott odprowadził ją pod same drzwi sali.

– Dzięki – mruknęła cicho i poszła do Gryfonów, którzy dziwnie się na nią patrzyli.

Dziewczyna nie rozumiała, o co im chodziło. O to, że przyszła ze Ślizgonem? Ktoś złapał Norę za łokieć i pociągnął w kąt.

– Co ty z nim robiłaś? I co się z tobą stało? Martwiliśmy się! Nie przyszłaś na obiad! – warknął dziwnie poirytowany James. – Fred poszedł cię szukać, a ty przychodzisz z Nottem! Nawet nie wiesz, jaki on jest!

– Po pierwsze: puść mnie – szepnęła słabo i wyszarpnęła łokieć z jego uścisku. Nora zupełnie pogubiła się w tej sytuacji.  Miała ochotę uciec i skulić się pod kołdrą w łóżku. – Po drugie: Nott chodzi ze mną na mugoloznastwo. Nie wiedziałam, jak dojść pod salę, więc poprosiłam go o pomoc. – Z każdym słowem jej głos był coraz pewniejszy. Może nie była aż tak wielkim tchórzem? – Zesztą... czy to naprawdę taki wielki problem, że jest Ślizgonem?

– Nie miałbym problemu, gdyby zaliczał się do tych dobrych Ślizgonów! Nawet nie wiesz, z jakiej rodziny pochodzi...

Z jakiej rodziny? Z jakiej rodziny? – Nie chciała tego, ale wyrwał jej się gorzki śmiech. – James, pochodzę z dokładnie takiej samej rodziny. Zabini także są czystej krwi i byli kiedyś po stronie Voldemorta. Może i zostałam adoptowana, jednak Blaise wciąż jest moją rodziną.

Odwróciła się na pięcie, czując łzy napływające do oczu. Przeklinała się za swoją naiwność. Wyglądało na to, że była tak spragniona towarzystwa rówieśników, że, nawet mimo strachu, próbowała komuś zaufać i zdobyć przyjaciela.

James złapał ją za rękę.

– Przepraszam. Ja wcale nie myślę w ten sposób – próbował jakoś się wytłumaczyć; pospiesznie wyrzucanał słowa. – Naprawdę! Ja tylko... Ja... Bo ty...

– Bo ja jestem w Gryffindorze, tak? Merlinie, ale z ciebie kretyn.

Nie patrząc na niego ani na Freda, który dopiero co przybiegł pod klasę, weszła do sali. Starała się teraz nie rozsypać.

~~*~~*~~*~~

Norze udało się zaliczyć pierwszą sprzeczkę z potencjalnym przyjacielem. Tak naprawdę uważała, że poszło o głupotę... Może to było zwykłe nieporozumienie? Jednak nie lubiła, gdy innych oceniano na podstawie błędów przodków.

Na obronie usiadła z Nottem i tak, zrobiła to Jamesowi na złość. Może było to dziecinne, jednak była za bardzo wyprowadzona z równowagi, by się tym przejmować.

Obrony przed czarną magią uczył mężczyzna, który mógł być w wieku dyrektorki. Uśmiechnięty, przystojny, blondwłosy profesor zupełne nie wpasowywał się w schemat normalnego nauczyciela. Wiele uczennic usiadło w pierwszych ławkach, chichocząc pod nosem i rzucając mu zalotne spojrzenia. Mężczyzna starał się je ignorować, ale Nora miała wrażenie, że bardziej mu to schlebiało, niż irytowało.

– Dobra, młodzieży! W tym roku mamy naprawdę dużo pracy, więc liczę, że przyłożycie się do nauki. To dotyczy także was, drogie panie – zwrócił się do swoich fanek, które gorliwie zaczęły kiwać głową. – Bierzmy się do pracy. Coś czuję, że to będzie dobry rok!

Eleonora zazdrościła optymizmu...

Po lekcji udała się do swojego dormitorium, aby się rozpakować i napisać do Blaise'a. List był krótki i bardzo mdły, ale nie miała sił, by się rozpisywać.

Później poszła na kolację. Usiadła na ławie i nałożyła sobie kolacji. Po chwili usiadła przy niej Rose.

– Wysłali mnie chłopcy. Martwią się o ciebie. – Młodsza dziewczyna spojrzała na nią z zainteresowaniem. – Dobrze się czujesz? Nie wyglądasz najlepiej.

– To był bardzo długi i męczący dzień. – Nora westchnęła i wgryzła się w kanapkę.

– Rozumiem, co masz na myśli. Pierwszy dzień zawsze jest najgorszy. Później się przyzwyczajasz. Będzie lepiej. Uwierz mi, życie w Hogwarcie jest szybkie, ale niesamowite – powiedziała i ukradła jej jedną kanapkę. – Jak tam lekcje?

– W porządku. Wardrobe i Cast są niesamowite. Historia magii masakrycznie nudna, a obrona nawet fajna. Profesor Gruca wydaje się trochę zadufany w sobie, ale może jest sympatyczny. Posprzeczałam się także z Potterem-

– Mam nadzieję, że mówisz o innym Potterze. Mój starszy brat potrafi być idiotą. A ze mną nie mogłaś się jeszcze pokłócić, chyba że znowu lunatykowałem. – Po drugiej stronie stołu usiadł ciemnowłosy chłopak. – Albus Potter. Jestem tym milszym Potterem.

– Cześć. Nora – przedstawiła się, ścisnęła jego dłoń i posłała delikatny uśmiech. – Możesz siadać przy stole innego domu?

– Jak mnie nie złapią, to mogę. – Porwał jabłko z miski i się w nie wgryzł. – O co poszło?

– Albert Nott pomógł mi odnaleźć salę. James się wściekł, że zadaję się z wrogiem lub coś w tym stylu. Później zaczął źle mówić o jego rodzinie, a ja się zdenerwowałam, ponieważ mój tata pochodzi z podobych kręgów – powiedziałam, żywo gestykulując.

– Musisz się do tego przyzwyczaić. Na Jamesa za bardzo wpływają stare przekonania dziadków i wujostwa. Cudem zaakceptowali, że należę do Slytherinu. Ale już moich znajomych nie mogą znieść. Tak zostali wychowani.

Wzruszył ramionami, uśmiechając się przepraszająco.

– Ale to jakiś absurd! Nie lubić kogoś tylko za nazwisko lub przynależność do jakiegoś domu? W takim razie powinniście także mnie nie cierpieć...

– Każdemu obiła się o uszy historia Blaise'a Zabiniego – wyjaśniła Rose. – Dlatego nikt ci nie robi problemów i jak już powiedziałaś: to absurd nie lubić kogoś przez historię jego rodziny. Większość ludzi podziela tę opinię; jest lepiej niż kiedyś. Dyrektorka wprowadziła wiele zmian. Pomiędzy Gryfonami i Ślizgonami panuje względny pokój. Szanujemy się nawzajem. Trzymamy się na dystans, ale nie walczymy tak bardzo jak np. nasi rodzice. W sporej mierze pomaga Wielka Świetlica.

– Jaka świetlica? – zapytała zdziwiona Nora, kończąc drugą kanapkę.

– W weekendy i święta zostaje otwarta Wielka Świetlica. Powstała w miejscu, gdzie kiedyś był Pokój Życzeń.

Nie miała pojęcia, o jaki pokój chodziło, ale nie chciała znów wyjść na ignorantkę... Albus kontynuował:

– Jest to miejsce spotkań wszystkich uczniów. Integrujemy się ze sobą i tak dalej. Zabierzemy cię tam w sobotę. Musisz ją zobaczyć na własne oczy.

~~*~~*~~*~~

Tydzień strasznie się dłużył Norze. Śniadanie, lekcje, poznawanie nowych uczniów i nauczycieli, obiad, kolejne lekcje, czas wolny, biblioteka i odrabianie zadań, kolacja, spanie i tak każdego dnia.

Pogodziła się z Jamesem, ale i tak urwał się im kontakt. Chłopak był bardziej zajęty swoją nową dziewczyną; chodził z Amy z dormitorium Eleonory.

Zaczęła także powoli orientować się w układzie korytarzy i kojarzyć ludzi z szóstego rocznika. Zakumplowała się z Rose i Albusem. Siadali razem zawsze na kolacjach. Weasley lubiła porządek i naukę, ale posiadała równie ognisty temperament co kolor włosów. Często też się wymądrzała. Norze to nie przeszkadzało, ale z tego co zauważyła, ludzi to od niej odstraszało. Za to Albus był dziwną zagadką. Zabawny, ale wyważony. Miły, ale z ciętym dowcipem. Tajemniczy i zamknięty w sobie, ale bardzo przyjazny. Inteligentny, lecz bez takich ambicji jak Rose. Dobrze się z nim rozmawiało. Z wyglądu przystojny – tak samo jak starszy brat. Wysoki, szczupły, z czarną czupryną i zielonymi oczami – dziewczyny za nim szalały. Ale on, jako osoba raczej skromna, nienawidził wzbudzać zainteresowania. Czy Norze się podobał? Chyba nie. Czuła po prostu, że będą dobrymi przyjaciółmi.

W sobotę umówili się o dziesiątej przed portretem Grubej Damy. Nora, Rose, Albus i jego przyjaciel. Scorpius Malfoy miał bardzo jasne włosy, szare oczy i ładną twarz. Był niesamowicie wysoki, wyższy nawet od Albusa, i chudy.

– Gdzie jest ta Wielka Świetlica? – zapytała Nora, próbując dotrzymać im kroku; niestety cała trójka sporo ją przewyższała i miała dłuższe nogi.

– Siódme piętro – odpowiedział Scorpius. – Kiedyś znajdował się tam Pokój Życzeń.

– To już drugi raz, gdy ktoś wspomina o tym pokoju. O co z nim chodzi?

– Hogwart skrywa wiele tajemnic. Jedną z nich był Pokój Życzeń. Wchodząc do środka, mogłeś poprosić o wszystko i to się pojawiało. Ten pokój spełniał po prostu twoje życzenia. Oczywiście z pewnymi ograniczeniami. W czasie wojny prześladowani uczniowie się tam ukrywali. Przez niego wszedł także Zakon Feniksa do zamku i rozpoczął walkę. Tej samej nocy spłonął. Po wielu latach postanowiono wybudować na jego miejscu świetlicę. Trochę zostało w niej magii dawnego Pokoju Życzeń – wyjaśniła Rose.

Wojna, Pokój Życzeń, Hogwart... Przecież Nora znała tę historię!

– Harry Potter! – wykrzyknęła. Trzy pary oczu spojrzały na nią, jak na wariatkę. – To stąd znałam twoje nazwisko – zwróciła się do Albusa. – Twój ojciec uratował świat. I to dlatego jesteście tak bardzo popularni! Merlinie, to przecież takie oczywiste. Aż mi teraz wstyd, że wcześniej tego nie skojarzyłam.

Zarumieniła się i po raz kolejny przeklęła swoją jasną cerę. Ciekawe, czy Scorpius także miał ten problem, gdy czuł zakłopotanie; tak samo jak ona odznaczał się alabastrową cerą.

– Wiesz, my na przykład nie wiedzieliśmy, że nasi rodzice są sławni, gdy przybyliśmy do Hogwartu. – Rose uśmiechnęła się, by dodać jej otuchy. – To nic złego, że zapomniałaś.

– Niezbyt lubię słuchać i pamiętać o przeszłości.... Wiedziałam o tym wszystkim, ale jakoś mi to z głowy wypadło... – mruknęła, bawiąc się kosmykami włosów. Znów wyszła na idiotkę.

– Jesteś spoko – zdecydował Albus i objął ją ramieniem. – Nie wracasz do przeszłości, żyjesz dniem dzisiejszym. To ciekawa postawa.

Doszli na siódme piętro, na którym kręciło się sporo ludzi. Każdy zmierzał do sporych wrót.

Weszli do Wielkiej Świetlicy. Nora już wiedziała, dlaczego nazywano ją ,,wielką". Była niewiele mniejsza od Wielkiej Sali, wypełniona fotelami, stolikami, kanapami w kolorach każdego domu. Przy drzwiach po prawej znajdowała się minikuchnia, gdzie zapewne można było przygotować coś do picia lub wziąć przekąski. Za to po lewej umiejscowiono stanowisko nauczyciela, który z jakiegoś powodu pilnował porządku w świetlicy. Dalej pod oknami stały regały z książkami – kącik czytelniczy. Równolegle znajdował się ,,salon gier", czyli róg sali, gdzie znajdowały się gru planszowe. A na środku sali stał stary fortepian.

Albus znalazł szybko wolne kanapy. Miał chłopak talent. Sala była tak wypełniona, dziw, że udało im się usiąść. Rose poleciała po kremowe piwa i magiczne przekąski. Przyniosła paszteciki i czekoladowe kociołki. Nora próbowałam skupić się na rozmowie, ale jej wzrok wciąż powracał do starego fortepianu. Zastanawiała się, czy był nastrojony. Tak bardzo tęskniła za muzyką! Nawet głupiego radia tutaj nie mieli. Przeszkadzał jej także widok pewnego szatyna, który obściskiwał się z blondynką na kanapie niedaleko. James nie próżnował.

Miło się rozmawiało. Przy kremowym piwie, ze słodyczami szybko znikającymi w ich roześmianych buziach, wszystko wyglądało lepiej. Po godzinie przysiadł się do nich Fred. Nora dawno go nie widziała. Jako kapitan drużyny był zajęty przygotowaniami do przesłuchań.

– ...i ja jej wtedy mówię, że ten kociołek jest już dawno zajęty! – Weasley dokończył dowcip. Wszyscy wybuchnęli śmiechem. – Nora! Zaraz zeza dostaniesz! Na co tak patrzysz?

Nagle cała czwórka strasznie się nią zainteresowała.

– No... zastanawiałam się, czy ten fortepian jest sprawny... – mruknęła cicho.

– Fortepian? Nikt nigdy na nim nie grał. Chyba jest tutaj tylko dla ozdoby. – Albus dziwnie na nią spojrzał. – A co? Grasz?

– Od czwartego roku życia – przytaknęła.

– Wow. To nieźle. Ja uczyłem się tylko dwa lata. I niezbyt za tym przepadam. Wolę moją gitarę – powiedział Scorpius. – Ale moja rodzina uważa, że dobry arystokrata jest wszechstronnie uzdolniony. Sranie w banie.

– Zagraj nam coś! – wykrzyknęła Rose, wstając na równe nogi.

Nora, mimo stawianego oporu, już po chwili siedziała przy fortepianie otoczona przez całą ekipę. Zagrała na próbę krótką melodię. Jakie było jej zdziwienie, gdy usłyszała piękny czysty dźwięk. Jednak nastrojony!

Wzięła głęboki wdech i wraz z wydechem zaczęła grać. Przestała zwracać uwagę na otoczenie. Palce śmiało uderzały w klawisze. Plotła nową historię. Sama skomponowała ten utwór. Był szybki i dość skomplikowany. Ale bardzo piękny! Gdy go tworzyła, myślała o oceanie. Próbowała go ,,zagrać". Za pomocą nut oddać piękno wody, ale także jej grozę. Raz grała szybko i dynamicznie, by zwolnić i ukazać spokój i ciszę na ocenie. Uwielbiała to.

Skończyła i po chwili usłyszała oklaski. Myślała, że grała tylko dla swoich kolegów, ale okazało się, że słuchała cała sala. Po chwili została otoczona.

Ludzie.

Tłum.

Czarodzieje.

– Co to za utwór? Był niesamowity! – ktoś krzyknął.

– Masz talent! Gdzie nauczyłaś się tak grać?

– Zagrasz coś jeszcze?

Za dużo. Za dużo ludzi. Musiała stamtąd uciec! Nie mogła się załamać przy nich wszystkich. Czuła nadchodzący atak paniki.

Fred, jakby czytając Norze w myślach, złapał ją za rękę i wyprowadził z sali. Dziewczyna miała przyspieszony oddech i cała się trzęsła.

Zatrzymali się dopiero na czwartym piętrze. Weasley posadził ją na parapecie i kazał oddychać. Schowała głowę między kolana i starała się uspokoić. Fred głaskał dziewczynę po plecach i mówił pocieszające słowa.

Po kilku minutach było po wszystkim. Eleonora otworzyła okno i odetchnęła świeżym powietrzem.

– To była głupota. Mogłam przewidzieć, że tak to się skończy – powiedziała cichym, zrezygnowanym głosem. – Dzięki, że mnie stamtąd wyprowadziłeś. Trochę mnie... oszołomili.

– Spoko. Zawsze chciałem być czyimś gorylem. – Fred się wyszczerzył. Ale po chwili spoważniał. – Już w porządku?

– Tak, tak. Jest dobrze.

– Ale mieli rację. Jesteś niesamowita. – Usiadł koło niej na parapecie. – Masz problem z występowaniem?

– Nie. Często śpiewam i gram. I to nawet przed większą publiką. – Zmarszczyła czoło. – Dziwne... Po prostu mnie zaskoczyli. Nie spodziewałam się, że tak wszyscy na mnie napadną.

– Merlinie...

– Co?

– Zaprzyjaźniłem się z wariatką.

Wybuchnął śmiechem. I już po chwili leżał na ziemi. Myślał, że jak była mała i chuda, to sobie nie poradzi? Miała siłę w rękach.

Rose, Al i Scorpius znaleźli ich chwilę później. Postanowili wybrać się na spacer po błoniach. Nie pytali o dziwne zachowanie Nory w Wielkiej Świetlicy, za co była im bardzo wdzięczna. Nie sądziła, że w Hogwarcie znajdzie tak szybko przyjaciół. Cieszyła się, że się myliła.

* post edytowany*

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro