Rozdział 5

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Inne spojrzenie

Fred Weasley uważał się za szczęściarza. Był popularnym dzieciakiem. Zawsze dostawał to, czego pragnął. Jego rodzina cieszyła się dużym szacunkiem i sławą w czarodziejskim świecie. I szczerze? Wprost ją uwielbiał. Ojciec prowadził najlepszy sklep z dowcipami, a mama była emerytowaną zawodniczką Quidditcha. Wszyscy myśleli, że jak odziedziczy imię po zmarłym wujku, to będzie taki jak on. Mylili się. Fred lubił żartować, ale bardziej od rozrabiania umiłował Quidditch. Sport był jego największą pasją. W przyszłości chciał pójść w ślady matki i zostać zawodowym graczem. Wiele osób uważało, że jest najlepszym obrońcą i kapitanem w szkole. Zdarzało mu się jednak przez sport i związane z nim obowiązki zaniedbywać rodzinę i przyjaciół... Najbardziej żałował, że jego siostra Roxie nie była mu już tak bliska, jak kiedyś.

W dzieciństwie, jak to bliźniaków, wszędzie widziano ich razem. Stanowili zgrany zespół. Dopiero przyjazd do Hogwartu ich rozdzielił. On został przydzielony do Gryffindoru, a ona do Ravenclawu... On stał się maniakiem sportu, a ona zafiksowała się na punkcie smoków. Już nawet wakacji razem nie spędzali, bo dziewczyna wolała jeździć do wujka Charliego, do Rumunii! Mimo tego, że byli bliźniakami, to znacznie się od siebie różnili. Roxanne miała ciemną karnację, włosy w barwie cynamonu, a oczy piwne. Była także pulchniutka i niziutka - jak taka mała słodka kuleczka – i nie cierpiała, gdy ją tak nazywał. Musiał przyznać, że jego siostra należała do grona ślicznych dziewczyn. Ale jej charakter zupełnie nie pasował do wyglądu. Inteligentna, jak to Krukonka, twarda, szczera do bólu i bardzo bezpośrednia. Posiadała też liczne blizny po poparzeniach. Tak się kończyło obcowanie ze smokami...

Fred bardzo często myślał o niej w ostatnich dniach. W październiku miała wyjechać na wymianę do szkoły w Rumunii. Program dla Smoczych Jeźdźców. Wracała w lutym. Wiedział, że to egoistyczne, ale nie chciał, żeby tam jechała! Pragnął naprawić ich relacje. Choć.... może mu się to uda... zostało jeszcze trochę czasu.

~~*~~*~~*~~

W poniedziałek wypadł dzień przesłuchań do drużyny w Gryffindorze.

Nora chodziła po szkole cała podenerwowana. Na eliksirach stworzyła dziwną zieloną masę, za którą zapewne dostanie Trolla. Zaklęcia i obiad mignęły jej tylko przed oczami i już szła w kierunku stadionu, niosąc swoją Srebrną Strzałę – ukochaną miotłę. Co chwilę musiała wycierać spocone dłonie o materiał spodni. Dużo ludzi miało przyjść.

Kandydaci zgromadzili się na wilgotnej murawie; cały dzień padało. Nora dziękowała w duchu za tę odrobinę słońca, która wyłoniła się zza chmur.

Członków drużyny bawiła ta sytuacja. W tym momencie to oni pośrednio decydowali o losie dzieciaków przed nimi. Podobało im się to.

James stał z boku i się nudził. Nie cierpiał przesłuchań. Sam jedno już przeszedł i to wystarczało do końca życia. Wiedział, co czują wszyscy ludzie. Dwa lata temu miał podobnie. Ale wiedzial, że wygrają najlepsi.

Zauważył drobną, jasnowłosą dziewczynę. Drżała na całym ciele, ściskając z całej siły koniec swej miotły. James puścił oczko i uśmiechnął się pocieszająco do Nory. Miał nadzieję, że to ona znajdzie się w drużynie.

Fred wcielił się w rolę kapitana. Podzielił kandydatów na dwie grupy. Ścigających i pałkarzy. Jakie było ogólne zdziwienie, gdy Eleonora udała się do tej drugiej. Mulat wymienił zmartwione spojrzenie z resztą drużyny. Przez myśl mu przemknęło, że nie usłyszała podziału, ale od razu odrzucił ten pomysł.

Stała wyprostowana z dumnie uniesioną głową. Jej cała postawa mówiła: ,,Tak. Chcę zostać pałkarzem.". Zabawnie to wyglądało z boku. Drobna dziewczyna i kilku osiłków. Ramię jednego z nich było wielkości jej talii.

Nora nie przejmowała się pogardliwymi spojrzeniami, posyłanymi przez innych kandydatów. Chciała dostać się do drużyny. I w tym momencie na tym się skupiła. Wiedziała, że jeżeli straci z oczu cel, to stres wykończy dziewczynę. Nie wspominając o tłumie, który ją obserwował. Cierpliwie czekała na swoją kolej.

Po godzinie została wybrana nowa ścigająca. Joe Dirty z trzeciej klasy. Fred był zadowolony z tego nabytku. Miała wielki talent. Od razu znalazła wspólny język z resztą graczy.

– Na miotły! I... lecicie.

Zadanie było proste. Dwa tłuczki. Jedna drużyna do ochronienia.

Nora nieźle się spisała. Jej przewagą była szybkość. Śmigała pomiędzy wszystkimi graczami – dla widzów na trybunach wyglądała jak mignięcie srebra; tego koloru była miotła. A uderzenia... tłuczki prawie zawsze trafiały w wyznaczony cel.

Cały stadion był w szoku. Fred mógł tylko uścisnąć dłoń Nory i powitać w drużynie. W duchu bardzo się cieszył, że przyjaciółce się udało.

Drugim pałkarzem został dryblas z czwartego roku. Markus Hells. Dogadywał się z Norą najlepiej ze wszystkich przesłuchiwanych.

~~*~~*~~*~~

– Dlaczego nie powiedziałaś, że chcesz zostać pałkarzem? Byłaś niesamowita! – Fred był pod wielkim wrażeniem.

On, James i Nora wracali do zamku. Ściemniało się, a mieli jeszcze masę zadań do odrobienia. Postanowili zrobić je wspólnie. Było to bardziej bezpieczne, ponieważ czekali na nocną astronomię, a zmęczenie mogło spowodować, że zaśpią.

– Wyśmialibyście mnie. Jakby nie patrzeć, nie jestem typowym pałkarzem. Nie mam mięśni jak golonki ani dwóch metrów wzrostu... – Dziewczyna wzruszyła ramionami, poprawiając miotłę na ramieniu.

– No cóż. Masz rację. Gdybym nie zobaczył tego na własne oczy, to bym nie uwierzył. Zaskakuj nas częściej! – James poczochrał dziewczynie włosy.

– Z taką drużyną będziemy niezwyciężeni! – Fred był bardzo podekscytowany. – Mam masę nowych pomysłów i taktyk! I...

Opowiadał o tym aż do Pokoju Wspólnego. James i Nora mogli tylko wymienić się uśmieszkami i udawać, że słuchają kolegi.

Nie poszli na kolację. Natłok prac domowych na to nie pozwolił. Chłopcy, którzy w pierwszym tygodniu nie zabrali się za żaden esej, musieli napisać na następny dzień trzy prace. Z transmutacji, obrony przed czarną magią i historii magii. Nora robiła wszystko na bieżąco, musiała tylko wyprodukować zakończenie w bardzo trudnym wypracowaniu na temat zrozumienia materii. Niezbyt wiedziała, jak zrozumieć tę materię, ale esej wyszedł całkiem niezły.

– James! Nie ściągaj ode mnie! Mogłeś wcześniej się za to zabrać, a nie teraz jęczysz, że nie zdążysz. Za godzinę mamy astronomię, więc radzę się pośpieszyć.

Nora trwała przy swoim postanowieniu, że nie pomoże chłopcom. Mieli się trochę pomęczyć i zrozumieć, że nie warto odkładać rzeczy na ostatnią chwilę.

– Nora... Prosimy! Przeczytaj tylko raz swoją pracę. Niewiele nam zostało. – Fred przyłączył się do błagań kuzyna.

– Nędzie was to kosztowało przysługę – w końcu uległa.

~~*~~*~~*~~

Szli w stronę Wieży Astronomicznej, choć bardziej biegli. Profesor Sinistra nie lubiła spóźnień. Była już starszą kobietą, ale nadal wymagającą. Przyszła, jak zwykle punktualnie, i wpuściła ich na wieżę.

Fred szukał wzrokiem siostry. Czekał na tę lekcję cały dzień. Krukoni lubili lewą stronę balkonu, a Gryfoni prawą. Miał zamiar zatrzeć ten podział.

Korzystając z tego, że nauczycielka nie patrzyła, podszedł do Roxie. Obok niej stała Angela – najlepsza przyjaciółka Weasley. Bardzo ładna i w dodatku od dawna podkochiwała się we Fredzie. Postanowił to wykorzystać.

– Hej, Angie... – zamruczał jej do ucha. – Nie zamieniłabyś się miejscem?

Dziewczyna podskoczyła i odpowiedziała drżącym głosem:

– Fred! Ja-jasne... Nie ma problemu. – Odeszła, wciąż na niego zerkając.

– Możesz mi powiedzieć, dlaczego omamiasz moją najlepszą przyjaciółkę, Frydku? – zapytała Roxie, wciąż wpatrzona w obiektyw teleskopu. – Stało się coś?

– Em... Nie, nic – powiedział, używając do tego aż nazbyt radosnego tonu. – Tylko się zastanawiałem... Słuchaj, Rox. Ostatnio niezbyt się dogadujemy, a ty masz wyjechać i tak sobie pomyślałem... – zaciął się, nie wiedziąc jak dokończyć zdanie.

– No. Wyduś to z siebie. – W końcu na niego spojrzała. – Traszka ukradła ci język?

– Może byś poszła ze mną do Hogsmeade za dwa tygodnie? Dawno nigdzie razem nie byliśmy.

– Kiepska ta twoja próba zaproszenia mnie na randkę...–  westchnęła w zabawny sposób i wywróciła teatralnie oczami. – Ale zgoda. Nie mam jeszcze żadnych planów. A teraz lepiej bierz się do pracy. Sinistra nie ma dziś dobrego humoru.

Fred uśmiechnął się w duchu. Może jeszcze nie stracił swojej kochanej siostrzyczki.

*post edytowany*

Kilka słów wyjaśnień: Rozdział był pierwszym, jaki napisałam w narracji 3 os. Wcześniej pisałam w 1 os. i już wcześniejsze rozdziały poprawiłam – na ile mogłam na 3 os. Wiem, że początki są dość kiepskie, ale z każdym rozdziałem jest lepiej, obiecuję :)

Pozdrawiam Was, Potterowi Ludkowie! :D

Gabsone nene

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro