Rozdział 6

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Miłość, staniki i blizny

Rose westchnęła przeciągle i gwałtownie zamknęła książkę, czując się jak wrak. Siedziała w bibliotece od wielu godzin, a nadal nie rozumiała tematu.

Była na siebie wściekła. Jak ona, najlepsza uczennica na swoim roku, nie mogła pojąć głupiego działu z zaklęć?

Zawsze miała problem z tym przedmiotem. Rose nie odpowiadał sposób uczenia profesor Hulck. Nauczycielka była bardzo miła, ale strasznie szybko przerabiała tematy. Rose już wiele razy prosiła o pomoc, ale Hulck nie widziała potrzeby, aby jej udzielać. Uważała, że to wszystko było strasznie proste.

Rose nie wiedziała już, co robić. Spała po cztery godziny na dobę, była wykończona i styrana. Codziennie po lekcjach przychodziła do biblioteki i się uczyła, ale praktyki nie mogła wynieść z książek. Ktoś musiał ją tego nauczyć.

~~*~~*~~*~~

Scorpius szukał wszędzie pewnej rudowłosej dziewczyny. Miał przekazać Rose informację od Albusa, który był za wielkim leniem, żeby ruszyć się z kanapy w Pokoju Wspólnym i samemu to załatwić. Malfoy udawał, że jest z tego powodu niezadowolony, ale w głębi duszy cieszył się jak małe dziecko.

Uwielbiał tę dziewczynę. Podziwiał w niej wszystko. To, że była inteligentna i ambitma, zdeterminowana i pracowita, koleżeńska i zabawna, choć wiedział, że potrafi być także uszczypliwa. Nie znał piękniejszej dziewczyny. Wysoka (choć przy nim wydawała się malutka), szczupła, o wyraźnych, kobiecych kształtach – nie żeby się przyglądał. Zachwycały go długie, gęste, falowane, rude włosy – zawsze miał ochotę zanurzyć w nich dłonie i sprawdzić, jakie są w dotyku. I oczy – błękitne i inteligentne. Przez cały czas badała nimi otoczenie. Myślała i wszystko analizowała.

Kiedy się w niej zakochał? Chyba w drugiej klasie, gdy wylała mu na głowę wiadro żabiego skrzeku. Stwierdził wtedy, że to dziewczyna dla niego.

Przyjaźnił się z Rose, odkąd mieli jedenaście lat. Na początku się nie lubili, głównie przez swoich rodziców, ale, dzięki Albusowi, wszystko się zmieniło; i teraz w trójkę byli najlepszymi przyjaciółmi.

Tylko Potterowie zaakceptowali przyjaźń Albusa i Scorpiusa (o Rose nie wiedzieli). Malfoy bardzo lubił Harry'ego i Ginny. Traktowali go w przyjazny sposób i nigdy nie porównywali do ojca, za co był im bardzo wdzięczny.

Nie był swoim tatą. I nienawidził, gdy ktoś go do niego przyrównywał. Draco miał dość kiepską reputację wśród czarodziejów. Scorpius bardzo go kochał, ale często miał z tego powodu przykrości, czy to w szkole, czy na Pokątnej. A wiedział, że jego ojciec bardzo znacznie zmienił się od czasów szkolnych – i to na lepsze.

Draco Malfoy po wojnie miał problemy. Popadł w alkoholizm i powoli siebie niszczył. Chciał odebrać sobie życie; za dużo widział, za dużo zrobił... Ale później poznał kobietę, która odmieniła jego życie...

W końcu znalazł Rose. Siedziała w bibliotece, opierając głowę o dłonie, jakby się modliła i coś do siebie mamrotała.

Scorpius postanowił przestraszyć dziewczynę. Zakradł się po cichu, stanął za plecami, a później...

– ROSE! – wykrzyknął, szturchając ją w ramiona.

Rose podskoczyła i pisnęła głośno, a on roześmiał się radośnie i rzucił na krzesło obok.

– Co...? Jak...? – Weasley była zdezorientowana. – Scorpius! Ty głupku! Chciałeś, żebym zawału dostała? To wcale nie jest śmieszne. – Zrobiła naburmuszoną minę.

– Przepraszam. Nie mogłem się powstrzymać. – Dalej chichotał pod nosem. –Co robisz, Rosie?

Lubił ją tak nazywać i w ogóle lubił dziewczynę. Ona niestety tego nie dostrzegała...

– Próbowałam nauczyć się na zaklęcia. Nic nie rozumiem z ostatniego tematu. – Jęknęła głośno i ukryła twarz w dłoniach. – Jestem beznadziejna!

– A! Właśnie. Albus mnie przysłał. Mówił coś o jakimś projekcie. Chyba właśnie z zaklęć. Powiedział, cytuję: ,,Przekaż Rose, że sam tego nie zrobię. Ma się ogarnąć i mi pomóc.". O co chodzi?

– Nie potrafię zaklęć! Myślałam, że ten projekt sprawi, że zacznę więcej rozumieć, ale nic z tego. Jest jeszcze gorzej, bo nie potrafię poradzić sobie z zadanym materiałem.

Scorpiusowi odrobinę opadła szczęka. Przecież to Rose Weasley! Ona wszystko potrafiła i wiodła prymy praktycznie z każdego przedmiotu! Dziwnie było widzieć ją taką kruchą i bezradną.

– Wiesz... przypadkiem znam kogoś, kto jest bardzo dobry z zaklęć i kto może ci pomóc... – powiedział cichym głosem, starając się nie uśmiechać.

Rose ożywiła się, gwałtownie prostując się na krześle.

– Mój Merlinie! Naprawdę? Kogo?

– Mnie. ­– Nie wytrzymał i się do niej wyszczerzył. – Chyba powinienem być lekko obrażony, że nie zdajesz sobie sprawy z mojej pasji, jaką są zaklęcia i uroki... To jak? Pomóc? – Przyjemnie było zobaczyć zaskoczenie na twarzy dziewczyny.

– Zdaję sobie. Po prostu zapomniałam o tobie. – Troszkę go to zabolało. – Serio? Mógłbyś? Byłabym ci bardzo wdzięczna.

Rose kamień spadł z serca. Znała Scorpiusa i wiedziała, że był bardzo mądry i ogarnięty. Powinna zrozumieć jego sposób nauczania.

– Ale nic za darmo... – Scorpius zaczął się trochę stresować. Czy naprawdę chciał to zrobić? – PoszłabyśzemnąposzłamożezemnąwsobotęnarandkędoHogsmead?

– Zaraz, co? – Rose nic nie zrozumiała.

Scorpius wziął głęboki oddech i spróbował jeszcze raz.

– Zastanawiam się, czy nie chciałabyś pójść ze mną w sobotę do wioski? – Nie brzmiało to tak dostojnie, jak planował, ale... musiało wystarczyć.

– Jasne! – Rose uśmiechnęła się promiennie. – Możemy także zabrać ze sobą Albusa, Freda i Norę. Może też Jamesa, jeśli przestanie się całować po kątach z Amy. Na pewno się ucieszą.

– Ale... – Scorpius zazgrzytał zębami. Był tak blisko i znowu... – Ale ja chciałem iść tylko z tobą... – Zarumienił się i odwrócił głowę. Był pewien, że dziewczyna go wyśmieje.

Rose nie spodziewała się tego.

– Ale dlaczego...? Pokłóciłeś się z którymś z nich? No dobra. Możemy iść sami. Tylko wytłumacz mi ten temat.

Nie domyśliła się. Najinteligentniejsza dziewczyna w szkole nie domyśliła się, że próbował zaprosić ją na randkę. Ale udało się.

Scorpius uśmiechnął się szeroko i zaczął ją uczyć. Miał nadzieję, że w końcu go dostrzeże.

~~*~~*~~*~~

– Fredzie Weasley'u! Nienawidzę cię!

Nora była cała obolała. Właśnie mieli dwugodzinny trening w deszczu i błocie, a ona nie mogła skoncentrować się na grze. Co ją rozpraszało? Niejaka Amy Zdrajczyni Współlokatorka, która przyszła dziś na trening swojego chłopaka. James za każdym razem, gdy złapał znicz, leciał do niej i się z nią całował. A działo się to piętnaście razy. O piętnaście razy za dużo.

Nora nie wiedziała, czemu ją to tak denerwowało. Nie była przecież z chłopakiem blisko. Chciała powiedzieć, że zaczęli się przyjaźnić, jednak ostatnio lepiej dogadywała się z Albusem i Rose, a nie Fredem, czy właśnie Jamesem. Choć uważała, że przez miesiąc bardzo się do nich wszystkich zbliżyła.

Uwielbiała żartować z Fredem i Jamesem, a nawet pomagać im w nauce. Rose okazała się osobą, z którą mogła o wszystkim porozmawiać, a Albus... chyba najbardziej go lubiła. Pod wieloma względami bardzo siebie przypominali; jak na razie to właśnie Pottera darzyła największym zaufaniem... Wcześniej myślała, że to Fred będzie jej najbliższy, jednak wielokrotnie i w sumie nieśawiadomie ranił Norę, żartując z jej problemów. Wolała już niczego mu nie mówić, by nie przeistoczył tego w żart.

James za to odznaczał się wyjątkową porywczością, a oprócz tego bardzo lubił mówić – głównie tylko o swojej osobie. Co nie oznacza, że nie zyskał sympatii Nory. Jak nikt potrafił rozbawić całe towarzystwo i coś ją do niego ciągnęło... Często też rozmawiała z Nottem. Pracowali razem na obronie i z lekcji na lekcję coraz bardziej się przed nią otwierał. Został jeszcze Scorpius... Miała do niego mieszane uczucia. Nie przepadali za sobą. Był cichy i zamknięty w sobie – ufał tylko Alowi i Rose. Nora i Scorpius nie potrafili jeszcze otworzyć się przed sobą nawzajem. Może z czasem się to zmieni.

Po treningu wzięła długi, odprężający prysznic. Fredowi ostatnio odbiło. Ćwiczyli prawie codziennie. Pragnęła się rozluźnić, a ciepła woda zawsze działała kojąco na stwardniałe mięśnie.

Odgarnęła mokre włosy z czoła i westchnęła. Musiała sama przed sobą przyznać, że trochę lubiła Pottera. Był przystojny, zabawny, bardzo opiekuńczy i żywiołowy. Oprócz tego – dusza towarzystwa. Miał wiele wad, ale nie istniał człowiek, który by ich nie posiadał. Czy się zakochała? Nie. Nigdy w życiu! Ale... czuła do niego coś innego niż do Freda lub Albusa.

Wyszła spod prysznica. W szatni było już ciemno; została w niej jako ostatnia. Nie zdawała sobie sprawy, że minęło tak dużo czasu. Na dworze szalała burza. Słyszała deszcz, walący o dach i szyby budynku, świszczący wiatr oraz gwałtowne grzmoty.

Zaczęła szybko się przebierać. Założyła spodnie i miała już nakładać koszulkę, kiedy drzwi się otworzyły i ktoś w nich stanął.

Pisnęła głośno i zamiast przykryć się bluzką, upuściła ją na ziemię. Stała w samym staniku przed... Jamesem.

Był w takim samym szoku co ona. Pewnie nie spodziewał się nikogo spotkać, a zwłaszcza roznegliżowanej przyjaciółki. Nie mógł się powstrzymać i zmierzył ją wzrokiem.

Nie zdawał sobie wcześniej sprawy z jej wyjątkowej chudości. Widział wystające żebra, niewielki biust, ukryty za białym stanikiem i szczupłe nogi. Ale była także wysportowana – Quidditch robił swoje. W tym momencie wyglądała jak zjawia. Cała blada, z jasnymi włosami i srebrnymi tęczówkami, które patrzyły na niego z przerażeniem. Nie była w jego typie; podobały mu się wysokie, krągłe i szczupłe dziewczyny, a nie chude i delikatne.

Podszedł do skamieniałej Nory i podniósł ręcznik z ławki. Chciał ją przykryć, gdy zauważył coś dziwnego na bladej skórze. Cały brzuch był usiany bliznami. Niektóre mieniły się bielą, a niektóre czerwienią. Potter oniemiał na ten widok.

Nora otrząsnęła się z szoku, gdy spostrzegła, że James bezkarnie gapił się na jej brzuch. Rozumiałaby, gdyby patrzył na piersi, choć wciąż byłaby równie zakłopotana i oburzona. Wyrwała ręcznik z jego rąk i szczelnie się opatuliła, a później wrogo spojrzała na Pottera.

– Udawaj, że niczego nie widziałeś – mruknęła. – A następnym razem pukaj. Co ty tutaj w ogóle robisz?

– Kto ci to zrobił? – Nie widziała nigdy, żeby James był aż tak poważny. – Skąd masz te blizny?

– Jakie blizny? – Nie miała żadnych blizn. Potter zaczynał ją trochę przerażać. – O co ci chodzi?

Podszedł do Nory, wyrwał ręcznik, który przytrzymywała i przejechał zimną dłonią po nagim brzuchu. Wyczuł trzy wielkie blizny oraz cztery mniejsze.

– O te blizny. Nie widzisz ich?

Nora pokręciła głową. Czuła się oszołomiona. Po raz pierwszy w życiu stała tak blisko i była dotykana przez chłopaka.

James wziął dłoń dziewczyny i skierował na brzuch. Na początku nic nie wyczuła, za bardzo rozproszona dotykiem Pottera, ale po chwili... coś wyczuła. Spojrzała na swój brzuch. Wciąż wyglądał tak samo – był gładki. To nie miało sensu; przecież nawet podczas kąpieli powinna wyczuć te zgrubienia.

– James... Ja ich nie widzę...

– To może być jakieś zaklęcie.

Dopiero w tym momencie przypomniał sobie, że dziewczyna przed nim była bez koszulki, a on obejmował dłońmi jej brzuch. Zamarł, nie mogąc się poruszyć. Tak jakby jakaś magiczna siła trzymała chłopaka i nie chciała puścić. Przeniósł dłonie na nagą talię i przyciągnął Norę do siebie. Nie wiedział, dlaczego to robi, ale nie mógł przestać. Widział w jej oczach, że była wystraszona, ale także podekscytowana. Nachylił się... Ich oddechy się zmieszały. Nagle Nora wtuliła się w niego mocniej i stanęła na palcach. Wargi już miały się spotkać, gy James w końcu się opamiętał.

Odsunął się gwałtownie i potrząsnął głową. Co się z nim działo? Przecież miał już dziewczynę, a ona była jego przyjaciółką. Nie chciał tego niszczyć. Rozejrzał się po pomieszczeniu, spostrzegł ochraniacz, po który przyszedł, porwał go i wybiegł z szatni.

Nora w tym czasie osunęła się na ławkę, oniemiała. Co się wydarzyło...? Czy ona właśnie próbowała pocałować Pottera...? Ale dlaczego?

Sięgnęła po koszulkę, próbując zapomnieć o wstydzie, który czuła i przejechała ręką po swoim brzuchu, który znów był gładki...

~~*~~*~~*~~

Przez resztę tygodnia unikali się nawzajem. Nora skupiła się na nauce i treningach, a James na swojej dziewczynie. Udawali, że nic się nie wydarzyło.

Obudziła się w sobotę i stwierdziła, że ma ochotę umrzeć. Dawno nie nachodziły ją takie myśli. Hogwart bardzo pomógł dziewczynie w otworzeniu się. Robiła rzeczy, które kiedyś wydawały jej się niedostępne,  a ataki paniki były coraz rzadsze.

Po godzinie bezczynnego leżenia stwierdziła, że ma ochotę na sorbet cytrynowy. Przeskoczyła z egzystencjalnych myśli na jedzenie. Nie wiedziała, skąd się jej to wzięło, ale czuła, że musi coś zjeść. Koniecznie sorbet.

Poszła na śniadanie. Wiedziała, że są marne szanse na zlokalizowanie celu, ale przeszukała wszystkie cztery stoły  – sorbetu jednak nie znalazła. W końcu siadła zrezygnowana na ławie. W brzuchu burczało, ale nie mogła niczego zjeść. Miała ochotę na sorbet cytrynowy.

Czuła się dziwnie odrętwiała. Słyszała gwar stołówki, ale mogła tylko pustym wzrokiem wpatrywać się w owsiankę.

,,Czy ta owsianka miała dobre życie? Zaraz pewnie ktoś ją zje. Czemu świat jest tak okrutny? Czemu musimy jeść? Może ta owsianka ma rodzinę i dzieci? Może to wcale nie jest owsianka, tylko Stefan?".

Rozmyślania na temat beznadziejności życia owsianki przerwał Albus. Usiadł koło dziewczyny i przesunął sobie ów półmisek, któremu Nora się przypatrywała. Patrzyła ze zgrozą, jak Al nakłada sobie porcję i zanurza w niej łyżkę. Już miał zjeść owsiankę, gdy Eleonora postanowiła uratować Stefana. Rzuciła się na Pottera, wytrącając mu z ręki miskę.

– Zwariowałaś? Chciałem to zjeść! – wykrzyknął oburzony Albus.

– Nie pozwolę ci zjeść Stefana! On ma żonę i dzieci! Jesteś taki nieczuły! Zupełnie jak twój brata! – Nie wiedzieć czemu zaczęła płakać.

Al zamarł. Nie miał doświadczenia z płaczącymi dziewczynami. Musiał szybko coś z tym zrobić.

– Nora... To przez niego? Co on ci zrobił? – Objął mocno dziewczynę. Nigdy nie miał dobrego kontaktu z bratem, ale obecność Nory trochę ich do siebie zbliżyła. W tym momencie był na niego wściekły, że ją skrzywdził.

– Nie! Nic mi nie zrobił! Wszystko w porządku! – Zaniosła się jeszcze większym szlochem.

– Ta... Tak bardzo w porządku, że usiadłaś przy stole Ślizgonów i nadałaś imię owsiance.

Nora rozejrzała się, oszołomiona. To prawda. Znajdowali się przy Zielonym Stole. Sporo uczniów patrzyło na nią z niesmakiem lub zdziwieniem. Pewnie zastanawiali się, dlaczego ta nienormalna Gryfonka siedzi z nimi i płacze.

– Chodź.

Albus złapał ją za rękę i wyprowadził z Wielkiej Sali, a później w ogóle z zamku. Zatrzymał się dopiero pod dębem, przy jeziorze, pod którym usiedli razem. Nora przemieniła liść leżący na ziemi w chusteczkę do nosa. Wysmarkała głośno nos i odetchnęła. Później spojrzała na Ala.

,,Dobrze, że to tylko on." – pomyślała czule.

Przynajmniej nie musiała przejmować się, że wyglądała nie korzystnie z czerwonymi oczami i zasmarkanym nosem.

– Dzięki. Nie wiem, co mi się stało. Mam strasznie dużo na głowie ostatnio i...

– Cicho. – Albus spojrzał na nią śmiertelnie poważnie. – Co zrobił ci mój brat?

– Tak szczerze... to sama nie wiem.

Opowiedziała mu całą historię. Nie przemilczała niczego. Była w szoku, że komuś o tym mówi, ale wiedziała, że Albusowi może zaufać.

– ... i on wtedy wybiegł z szatni, a ja nie miałam już żadnych blizn.

– Więc próbował cię pocałować, a później uciekł? – Potter podsumował to prychnięciem pod nosem. – Palant. Nie płacz już. Znam mojego brata i uwierz mi, to nawet lepiej. Nie jest odpowiednim chłopak dla ciebie.

– Wiem! On ma przecież dziewczynę! – Parsknęła niemrawym śmiechem. – Najgorsze jest to, że przestał się do nie odzywać. To mnie najbardziej boli. Tęsknię za przyjacielem. – Westchnęła sfrustrowana i położyła się na ziemi. – Nie rozumiem facetów.

– James jest dość trudny. Lubi dziewczyny i to nawet bardzo, ale chyba – Skrzywił się lekko –  nie jesteś w jego typie.

Nora uniosła głowę i spojrzała na Ala.

– A on nie jest w moim – mruknęła rozdrażniona. – Kretyn. I ja wcale nie mam żadnych... – urwała zdanie i usiadła gwałtownie. Wpadła na pewien pomysł.

Zdjęła koszulkę, zostając tylko w sportowym staniku. Nie czuła się niezręcznie. Często biegała w tym staniku, a jak już wspomniała – ufała Alowi. Przysunęła się do Albusa, który zrobił się czerwony na twarzy i patrzył wszędzie tylko nie na nią.

– Spójrz na mój brzuch! Czy mam na nim blizny? – spytała, nie do końca rozumiejąc przyczynę zakłopotania chłopaka.

Zawstydzony Potter zerknął na nią i powiedział nieswoim głosem:

– Nic tam nie masz.

Ale Nora się nie poddawała. Ujęła jego dłoń i przyłożyła ją do brzucha.

– A teraz?

Najwyraźniej słabo znała się na naturze chłopaków... Szesnaście lat bez kontaktów z nimi zrobiło swoje.

Piętnastolatek nie rozumiał tej sytuacji. Przed chwilą wypłakiwała się w ramię chłopaka, a teraz siedziała przed nim bez koszulki. Była bardzo piękna, z czego od początku zdawał sobie sprawę. Drobna i koścista, ale piękna. I tak bardzo niewinna...

Jego dłoń na jasnej skórze wyglądała tak... dziwnie. Na początku nie mógł się na niczym skupić, ale później to wyczuł. Nie widział, ale czuł. Zgrubienia na skórze. Przestał zwracać uwagę na początkową niezręczność tej sytuacji. Skupił się na badaniu jej ciała – jakkolwiek to brzmiało.

– Siedem blizn. Ale dlaczego my ich nie widzimy...?

Razem pochylili się nad jej brzuchem. Włączył się w nich kujoński instynkt.

– James mówił, że może to być jakieś zaklęcie, ale kto...

– Ekhem...

O smoku mowa. Unieśli głowy, by spojrzeć na intruzów. Ich badania przerwał Fred i... James. Chłopcy byli nieźle zszokowani.

Z boku musiało to niekorzystnie wyglądać. Nora bez koszulki, ukryta w trawie, Albus pochylony nad nią i dotykający jej brzucha.

– Nie wiedziałem, że wy ze sobą ten teges...

Fred poczuł się... odrzucony. Niepotrzebny. Obrażony, że o niczym mu nie powiedziała. Ukrył te wszystkie uczucia za maską rozbawienia. James za to aż dyszał z wściekłości. Chciał właśnie przeprosić Norę, a ona właśnie zabawiała się z jego młodszym bratem...

Albus i Nora wymienili spojrzenia i nie mogli powstrzymać śmiechu. Rzucili się na trawę, rechocząc i nie mogąc się uspokoić.

– Wy... myślicie... że... my... razem... Hahaha – próbowała powiedzieć coś Eleonora. Zachichotała i rzuciła się Alowi na szyję. – Albus! Mój najdroższy!

– Zwariowali... – Fred pokręcił z politowaniem głową. – Wyjaśnicie nam, o co chodzi?

Minęło jeszcze kilka sekund, zanim się uspokoili. Nora założyła koszulkę i związała włosy w kucyk. Może było z nią coś nie tak, ale fakt, że widzieli ją w sportowym staniku, nie peszył tak bardzo. W końcu to nie koronkowy, biały, dopasowany stanik... Wzięła głęboki oddech i powiedziała:

– James, pamiętasz, jak mówiłeś, że mam blizny na brzuchy? My ich nie widzimy, ale Albus je wyczuł. Próbowaliśmy wybadać tę sprawę.

Potter nie był pewny, co o tym myśleć. Niby brzmiało to logicznie, ale stwór siedzący w nim, zwany też zazdrością, nie był przekonany.

– Kiedy widziałeś jej brzuch? – Weasley już niczego nie rozumiał. Kim byli ci ludzie i czemu nic mu nie mówili?! Źle się z tym poczuł.

– Chodźcie. Opowiem wam wszystko, ale zaraz umrę, jeśli nie zjem sorbetu cytrynowego. – Wstała z ziemi i się otrzepała. Później wskoczyła na plecy młodszego Pottera. – Albus, prowadź do kuchni, najdroższy!

~~*~~*~~*~~

– Aaa...! Już wszystko rozumiem! – wykrzyknął Fred. – I co? Bez ubrań też jest taka śliczna? – zwrócił się do przyjaciela i od razu oberwał w głowę od Nory.

Siedzieli w kuchni i jedli sorbety. Eleonora mniej więcej wprowadziła Freda w całą sprawę. Przemilczała tylko niedoszły pocałunek pomiędzy nią a Jamesem.

– Jak myślicie, o co w tym wszystkim chodzi? Jak mogę mieć blizny i w ogóle o nich nie wiedzieć? To się w głowie nie mieści!

– Może jak byłaś mała, to coś sobie zrobiłaś...? – Albus podsuwał kolejne pomysły. – Tylko dlaczego nic o tym nie wiesz? I dlaczego są ukryte?

Przez chwilę panowała cisza. Przerwał ją James, który po sorbecie odzyskał dobry humor:

– Jest tylko jeden sposób, żeby się tego dowiedzieć. Musisz napisać do ojca.

~~*~~*~~*~~

W tym samym czasie...

Rose świetnie się bawiła. Siedzieli w Trzech Miotłach i rozmawiali. To był chyba pierwszy raz, gdy spędziła tak dużo czasu sam na sam ze Scorpiusem; wcześniej zawsze towarzyszył im Albus.

– Jeżeli uważasz, że aż tak dobrze mnie znasz, to może to sprawdzimy... – Rose przechyliła głowę w uroczy sposób. Od godziny przekomarzali się w podobny sposób. Upiła łyk kremowego piwa. – Mój ulubiony kolor?

– Niebieski – odpowiedział bez wahania.

– Dobrze. Ale skąd wiesz? – spytała, miło zaskoczona.

– Uwielbiasz go. Twoje wszystkie pióra są w tym kolorze. W Miodowym Królestwie zawsze kupujesz niebieskie słodycze. Jeśli nosisz sukienki lub spódniczki to najbardziej preferujesz te w kolorze nieba, tak jak dzisiaj. I dobrze. Pasują ci do oczu. – Obdarzył ją słodkim uśmiechem.

Rose była w szoku. Nie sądziła, że ktoś zwraca na nią tak wielką uwagę. Scorpius pokazał się od zupełnie innej strony.

Pamięta go z poprzednich lat jako cichego, nieśmiałego, zamkniętego w sobie chłopca, który próbował dotrzymać jej i Albusowi kroku. Potrafił być zabawny, ale żartował w taki sposób, żeby nikogo nie obrazić. Udawał przed innymi człowieka zimnego i spokojnego, ale Rose lepiej go znała; był raczej miły i grzeczny. Bardzo lubiła chłopaka, ale dopiero dzisiejszego dnia spojrzała na niego, nie jak na przyjaciela, ale jak na osobę, która może się jej podobać. Powoli mieszał dziewczynie w uporządkowanej głowie... Musiała wiedzieć na czym stoi.

– Scorpius... – zaczęła cichym głosem. – Czy to jest randka?

Malfoy zamarł i wytrzeszczył na nią oczy. Czy ona naprawdę o to zapytała? Chciał wykrzyczeć wielkie i głośne: ,,TAK!!!", ale bał się, że ją przestraszy.

– To zależy... A chciałabyś, żeby to była randka? – Spojrzał na nią z nadzieją.

– Zdecydowanie tak.

To była najlepsza randka w życiu Scorpiusa, a to dopiero początek dnia!

~~*~~*~~*~~

– Dobra ludziska. Dochodzi dwunasta, a ja umówiłem się ze swoją siostrą, więc... – Fred wstał i się przyciągnął.

– Jesteś aż tak zdesperowany, że chodzisz na randki z Roxie? Oj, niedobrze, brachu. – James spojrzał na niego z politowaniem. – Wyszedłeś z wprawy.

– Nie wyszedłem z żadnej wprawy. Mam po prostu ostatnio za dużo na głowie. A z Roxie się umówiłem, bo jakbyś zapomniał, wyjeżdża za tydzień. Nie zapomnijcie, że biegamy jutro rano. – Słysząc dwa głośne jęki, uśmiechnął się pod nosem. – Do zobaczenia! – Wybiegł z kuchni, potrącając po drodze dwa skrzaty domowe.

– Ej, widział ktoś dzisiaj Scorpiusa i Rose? – Albus dopiero teraz zorientował się, że zgubił przyjaciół.

– Rano wychodzili z zamku. Może szykuje się nam mały romans... – James poruszył brwiami w sugestywny sposób. – Co o tym myślisz... – zwrócił się do Nory i zamilkł. Dziewczyna miała strasznie zmartwioną minę. Zmarszczyła czoło, jakby się nad czymś intensywnie zastanawiała. – Co się stało?

– Ja... A co jeżeli Blaise o niczym nie wie? Ja niczego nie pamiętam... Niczego... – pospiesznie wyrzucała z siebie słowa, czując nadchodzący atak paniki. – To niemożliwe i teraz... A jeśli...

– Spokojnie. – Albus przestał jeść i skupił uwagę na przyjaciółce. – Jak masz na nazwisko?

– Zabini. Przecież wiesz.

Wlepiła w niego spojrzenie, starając się skupić na poprawnym oddychaniu.

– Nie. Chodzi mi o to, jak wcześniej się nazywałaś.

– Nie mam pojęcia. – Przeraziła się, łapiąc się za głowę. Poczuła łzy napływające do oczu. – Wiedziałam to. Znałam swoje prawdziwe nazwisko. Na pewno.

Bracia wymienili się spojrzeniamj. Albus zaczął gładzić Norę po plecach, gdy dziewczyna wbiła walce w skórę głowy.

– No dobrze. A kim byli twoi rodzice? – James przyłączył się do zadawania pytań.

– Przecież ja nie mam rodziców. – Dziewczyna wyprostowała się i uśmiechnęła się w mglisty sposób, wzruszając ramionami. – Nie interesuje mnie przeszłość. Blaise jest moją rodziną.

Chłopcy mieli już pewność, że coś dziwnego działo się z ich przyjaciółką. Zachowywała się jak nie ona.

– Ile miałaś lat, jak cię adoptował? – zapytał Al.

– Blaise mówił, że trzy latka. Ale ja nie wiem. Wydaje mi się, że od zawsze z nim byłam. – Potrząsnęła głową i skupiła na nich spojrzenie. – Myślicie, że to on ukrył moje blizny...? – spytała niepewnie.

– A kto inny? Nie znałaś nikogo oprócz niego, więc... – Albus przerwał. – Gorzej jeżeli on je zrobił...

Nora wybuchnęła histerycznym śmiechem i pospiesznie wytarła łzy z policzków. Nie wiedziała nawet, dlaczego płacze.

– Nie bądź śmieszny. To przecież mój ojciec, a nie żaden seryjny morderca! – Nie podobał jej się kierunek, w jakim zmierzała rozmowa. Postanowiła skierować go w inną stronę. – James! Czemu tylko ty widzisz moje blizny?

– Em... Nie mam pojęcia. Jestem bardzo wyjątkowy? – Podrapał się po karku, usmiechając się zadziornie.

– A ja chyba wiem – przyznał Al. – Od zawsze potrafiłeś przejrzeć iluzję. Pamiętasz moje siódme urodziny i to, jak wujek Ron zaczął się z nami bawić? Nakładał zaklęcia na mojego misia tak, że zmieniał się w różne zwierzęta. Wszystkie dzieciaki się dobrze bawiły, ale ty nadal widziałeś mojego pluszaka.

– Pamiętam! – wykrzyknął James. – Ale nie zwróciłem nigdy na to uwagi. Kurczę, to chyba niezłomny dowód na to, że jednak jestem wyjątkowy!

– Raczej wyjątkowo głupi – szepnęła pod nosem Nora i dokończyła sorbet. – Nadal mnie nie przeprosiłeś – powiedziała głośniej.

Atmosfera od razu zgęstniała.

– To ja może pójdę poszukać Rosie i Scorpa... – Albus zaczął się powoli ewakuować. Ścisnął Norę za ramię. –Napisz do taty i nie martw się tym na razie. Pogadam też ze Scorpiusem. Jest genialny z zaklęć. Może nam pomóc. Jeżeli, oczywiście, postanowisz wprowadzić go w całą sprawę, a na razie... idę. A wy to wyjaśnijcie między sobą... – I już go nie było.

Zapanowała cisza. Nastolatkowie siedzieli przy stole i obserwowali skrzaty domowe. Zbliżała się pora obiadu, więc te drobne istoty bardzo się spieszyły. Co chwilę któryś podchodził i proponował im coś nowego do jedzenia, ale zbywali ich tylko machnięciem ręki.

James był pierwszym, który przełamał ciszę:

– Nora, chciałem cię bardzo przeprosić. Nie powinienem zachowywać się w taki sposób. Nie wiem, co mi odbiło. Bo wiesz, ja do ciebie nic nie czuję, nawet mnie jakoś zbytnio nie pociągasz... Jesteś moją przyjaciółką i to mi wystarcza. – Zabolało. Otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, ale on na to nie pozwolił i ciągnął dalej. – A jeżeli czujesz się źle z tym, że widziałem cię w samym staniku, to może pomyśl o tym w inny sposób. Dzięki tej niezręcznej sytuacji odkryliśmy twoje blizny! I pewnie kiedyś zobaczę cię w bikini, a to przecież prawie to samo. – Zrobił do niej słodkie oczka. – To, co? Wybaczysz mi?

To były najgorsze przeprosiny, jakie w życiu słyszała. Niby się cieszyła, że James wszystko wyłożył, ale w głowie wciąż brzęczały słowa, że nic do niej nie czuł. Nic, a nic. Cieszyła się.. Przecież on też jej się nie podobał, więc w czym problem? Postanowiła o tym po prostu zapomnieć i znów traktować Pottera jak przyjaciela.

– Jasne, że ci wybaczę. – Uśmiechnęła się delikatnie. – Przecież jesteśmy przyjaciółmi. – Postanowiła od tej pory być najlepszą przyjaciółką na świecie. – I jak ci się układa z Amy? Chcę wiedzieć o wszystkim.

Przez kolejną godzinę słuchała o jego dziewczynie, żartowała, śmiała się, służyła dobrymi radami i odczuwała dotkliwy ból w klatce piersiowej. Nie wiedziała, że rozczarowanie może boleć...

~~*~~*~~*~~

Wieczór

Rose i Scorpius wracali w wyśmienitych humorach z Hogsmead. Wyglądali ze sobą prześlicznie. Ona w niebiesko-białej sukience z rozwianymi rudymi włosami, on w schludnej koszuli i czarnych spodniach. Weasley szła z chłopakiem pod ramię. Wciąż wymieniali się tajemniczymi uśmieszkami i radosnymi spojrzeniami.

Uliczki w wiosce pod wieczór wyglądały niesamowicie. Oświetlone pomarańczowym światłem, wydobywającym się z lamp, były po prostu magiczne. Wokół ciemność, pod nogami szeleszczące kolorowe liście i chłodne podmuchy wiatru...

Rose zadrżała z zimna. Zapomniała wziąć rano sweterka. Nie sądziła, że tak dużo czasu spędzi poza zamkiem.

Scorpius objął ją ramieniem i przygarnął lekko do siebie. Nie potrzebowali słów. Wystarczyły uśmiechy. Spojrzeli sobie w oczy... Byli jak zaczarowani. Chłopak nachylił się nad nią delikatnie... Tę niesamowicie romantyczną scenę zniszczył... Fred.

Przybiegł do nich, nie zdając sobie sprawy z zaistniałej sytuacji i ich mocno uściskał, każdego z osobna. Za nim przyczłapała zziajana Roxie.

– Scorpius! Rose! Moi przyjaciele! – Ucałował ich w policzki. – Cały dzień o was myślałem! – Czknął głośno i kontynuował. – Chociaż nie. Myślałem o Norze. I o tobie, Rosie. A o tobie mniej, Scorpius. Tak naprawdę to mnie trochę irytujesz. Chyba ciebie nie lubię. Rodzice mi zawsze mówili, że mam ciebie nie lubić i ja... A nie! Jednak sobie przypomniałem, że nigdy nie słucham swoich rodziców i że ciebie lubię. – Mówił w niewyraźny sposób i zataczał się lekko.

– Fred! Czy ty jesteś pijany? – Rose była oburzona. Jak jej kuzyn mógł być tak nieodpowiedzialny? Zaraz jakiś nauczyciel go zgarnie. Nie mogła na to pozwolić.

– To trochę moja winna... – przyznała się Roxie. – Postanowiliśmy oblać mój wyjazd na wymianę, a ja zapomniałam, że ten idiota ma strasznie słabą głowę... Znam właścicielkę baru, więc udało mi się załatwić Ognistą.

Obserwowały, jak Fred tuli się do skrzywionego Malfoy'a i śpiewa mu do ucha miłosne piosenki. Wymieniły się spojrzeniami. Rodzina przede wszystkim.

– Scorpius, bardzo cię przepraszam, ale muszę pomóc Roxanne z Fredem...

Chłopak gwałtownie posmutniał. Nie chciała tak zakończyć wieczoru, ale co mogła poradzić? Musiała pomóc kuzynowi.

Malfoy obserwował, jak Weasley'ówne się oddalają. Westchnął przeciągle i spuścił głowę. Nie tak to sobie wyobrażał... W tym momencie miał zacząć padać deszcz, a oni mieli się pocałować. Był beznadziejnym romantykiem. To wszystko przez matkę...

Rose odwróciła się i spojrzała na niego. Nie mogła go tak zostawić. Szepnęła Roxie, by chwilkę poczekała, a sama do niego podbiegła. Ujęła twarz Scorpiusa w dłonie i cmoknęła prosto w usta.

– Genialnie się bawiłam – szepnęła mu do ucha i odbiegła.

Scorpius patrzył za nią oszołomiony. Dotknął swoich warg, które teraz układały się w szeroki uśmiech i mruknął:

– Ja też.

Rosie nie wiedziała skąd w niej taki przypływ odwagi. Zazwyczaj nie robiła takich szalonych rzeczy. Wracając do kuzynostwa, nie mogła przestać się uśmiechać.

– Coś ty zrobiłaś? – Roxie była odrobinę zaniepokojona. – Wujek Ron cię zabije. Go także. Jesteście już martwi. Brawo, rudzielcu.

Ale w tym momencie Rose to nie obchodziło. Po raz pierwszy w życiu czuła coś takiego i na pewno mie pozwoli rodzinie tego zniszczyć.

*post edytowany*

Hej! Sprawdzam teraz te wcześniejsze rozdziały i tak sobie myślę... mogłabym napisać je od nowa - tak jak to zrobiłam z pierwszymi - i wyszłoby to o wiele lepiej, ale... wydaje mi się, że zatraciłabym całą magię, jaka jest w tej opowieści. Może jestem zbyt sentymentalna, ale rozdział został tylko poprawiony, a nie zmieniony. Wiele rzeczy mogłabym napisać lepiej, ale... niech zostanie tak jak jest. Jeśli komuś się nie podoba, to ma problem :D

Pozdrawiam!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro