Super zajebista miniaturka Gabosne nene, Kini i Miki Foggy!

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Zapewne tego nie wiecie, ale bardzo mocno przyjaźnię się z Miką Foggy (autorką ife-of-heros.blogspot.com) i Kiną (autorką polskaszkolamagii.blogspot.com). Razem wpadłyśmy na pomysł, by napisać miniaturkę. Bardzo ze sobą współpracowałyśmy i stworzyłyśmy osobno pisane, ale wspólnie sprawdzane miniaturki.

Bardzo zachęcam do wpadnięcia na blogi dziewczyn i przeczytania wszystkich części, które stanowią nieodłączną całość! A teraz zapraszam na część II!!! :D


Super zajebista miniaturka Gabosne nene, Kini i Miki Foggy!

Część II

– Uwierz mi. Z chęcią zobaczyłabym, jak zostajesz pożarta przez trytonie – nie żadne syrenki, kochanie - ale dostałam rozkaz zaprowadzenia was do Hogwartu. – Dziewczyna odwróciła się na pięcie, potrząsając swoimi długimi włosami i skierowała się w stronę zamku, na który dwójka herosów wcześniej nie zwróciła uwagi. Ryanowi ledwo udało się złapać Jill i powstrzymać przed zaatakowaniem Tamary. Coś czuł, że te dwie się nie polubią.

– To znaczy, że wiedzieliście, iż mamy tutaj przybyć? – Ryan uśmiechnął się leniwie, gdy czarnowłosa piękność rzuciła mu przez ramię spojrzenie, unosząc brwi, gdy spostrzegła, że chłopak obejmuje, lekko wyrywającą się Jill.

– Uprzedzono nas o waszej wizycie. A teraz bądźcie cicho i po prostu za mną chodźcie.

– A myślałem, że Puchonki są raczej miłe. – Stłumił jęk, gdy Jill wbiła mu łokieć w brzuch, wyrywając się i krzycząc głośne Ha!.

– Na pewno nie ja. – Dziewczyna więcej się nie odwróciła, idąc dość szybkim tempem na dziedziniec zamku.

Jill i Ryan nie mieli wyboru. Musieli podążyć za nią.


Tamara jęknęła w duchu z irytacji. Naprawdę nie prosiła się o spotkanie z tą dwójką dziwaków. Rudzielec nie wydawał się być taki zły, choć fakt, że potrafi zaświecić się jak żarówka, niezbyt jej odpowiadał. Za to tę narwaną dziewczynkę miała ochotę potraktować którymś ze swoich słynnych noży... Tamaro... spokojnie... bo ci przedłużą szlaban...Właśnie. Szlaban. Przez niego się tutaj znalazła.

Eve Queen zauważyła, jak podkłada łajnobombę pewnej zarozumiałej piątoklasistce, która myślała, że może bezkarnie ukraść jedną z jej szminek. Co to, to nie, kochanie! Ale ta stara wiedźma musiała ją przyłapać i dać szlaban. Kazała jej czekać na dwójkę herosów, którzy podobno przybywali z innej rzeczywistości i zupełnie innego czasu... Dlaczego Tamary jakoś to nie zszokowało? Bycie czarownicą, w jakiś dziwny sposób znieczuliło jej czynnik, odpowiedzialny za dziwienie się.

I jeszcze miała ich mieć na głowie przez cały dzień, zanim profesor Queen przygotuje zaklęcie, które ich odeśle! Masakra...

Udawała właśnie, że nie słyszy marudnego głosu szatynki, która narzekała, iż nie może jej zabić, gdy przez wrota zamku wyleciała znajoma postać, pędząca im na spotkanie. Mimo woli uśmiech pojawił się na twarzy Rosjanki. Eleonora Zabini miała w sobie coś takiego, że nie sposób było nie ucieszyć się na jej widok.

Drobna dziewczyna podbiegła do nich w podskokach, już z daleka krzycząc:

– Mara! Wszędzie cię szukałam! Odkryłam w końcu tajemnice tej książki i wiem jak... – Zamilkła, gdy spostrzegła towarzyszy Tamary. – To oni? – spytała, nie kryjąc ciekawości w głosie.

– Ta... Poznaj Ryana O'Jakiegośtam i Narwaną Morderczynię. – Machnęła ręką w stronę herosów.

– Ojej, to chyba nie jest twoje prawdziwe imię, co? Rodzice nie mogliby być tak okrutni, by nazwać tak dziecko. Chociaż słyszałam o przypadku, gdy... Powinnam się zamknąć, co? – Zaśmiała się delikatnie, lekko się rumieniąc. – Czasami straszna ze mnie gaduła. Eleonora Zabini, miło mi.

– Zupełnie jak Maggie – mruknęła pod nosem Jill. – Możesz mówić do mnie Jill, a ten tutaj – szturchnęła rudowłosego chłopaka – to Ryan.

– A mnie znajomi raczej nazywają Norą. – Blondynka nieśmiało podeszła do szarookiej dziewczyny i wzięła ją pod ramię. Nie wiadomo, kto bardziej się zdziwił, Ryan, że Jill jej ani nie odepchnęła, ani nie zabiła, czy Tamara, że jej Pisklak był taki śmiały. – Może pomogę w oprowadzaniu was, co? Słyszałam, że macie zostać u nas tylko przez jeden dzień, więc musimy sprawić, by był on naprawdę niesamowity! – Dziewczyna udała, że nie widzi spojrzenia pełnego ulgi, którym wymienili się herosi. Nie domyśliła się także, że obydwoje pomodlili się w myślach do wszystkich bogów greckich, by Maggie nie zjawiła się w tym czasie. – Tamara potrafi być na początku trochę nieprzyjemna, ale przy bliższym poznaniu naprawdę zyskuje.

Wspomniana dziewczyna prychnęła tylko pod nosem, ignorując lekko karcące spojrzenie, które posłała jej przyjaciółka.

Weszli do zamku, gdzie Nora zaczęła im opisywać historię Hogwartu. Mówiła o słynnych założycielach, bitwach z czarnoksiężnikami i o jakimś kolesiu bez nosa, który niestety został pokonany, a z którym Jill chętnie by się zapoznała...

Oprowadziła ich po Wielkiej Sali, lochach, pokazała sale lekcyjne. Wstąpili na chwilę do Pokoju Wspólnego Puchonów - Ryan był zafascynowany tunelem, który wyglądał jak nora jakiegoś zwierzęcia – Może borsuka? – zasugerowała mu ze śmiechem Nora - gdzie poznali sympatyczną blondynkę, Emmę Roman, kolejną przyjaciółkę Tamary. Jill nie miała pojęcia, jak tej agresywnej dziewczynie udało się zaprzyjaźnić z tak miłymi osobami... a potem stwierdziła, że nie powinna się wypowiadać na ten temat.

Później czekała ich podróż w górę po... schodach? Wielkiej ilości schodów. Mimo niezłej kondycji herosi, jak na jeden dzień, mieli dość jakichkolwiek stopni. Nora zaprowadziła ich w końcu do Pokoju Wspólnego Gryfonów – gdyż dziewczyna należała właśnie do tego domu.Od progu przywitał ich gwar głosów, ale także przytulna, rodzinna atmosfera. Pokój przypominał Jill graciarnię jakiegoś fana czerwonego koloru, ale nie mogła nie docenić wygodnych, startych foteli i kanap, ciepła wydobywającego się z kominka, licznych porysowanych stolików i roześmianych uczniów, leżących w niedbałych pozycjach.

Od razu ktoś do nich zawołał. Ryanowi znowu lekko zaświeciły się oczy. Chłopak uśmiechnął się i podążył za Norą i Tamarą do ich znajomych. Musiał pociągnąć za sobą Jill, którą niezwykle zaintrygowały ruchome obrazy.

Na kanapie, do której się zbliżyli, leżał przystojny szatyn, którego łobuzerski uśmiech był niezwykle podobny do tego, którym Ryan często obdarzał swoją ukochaną. Koło niego siedziała dwójka nastolatków: rudowłosa smukła dziewczyna, której bystre błękitne oczy zmierzyły nowoprzybyłych oraz roześmiany mulat, który trzymał na kolanach plan jakiegoś boiska.

– Ryan, Jill, poznajcie Jamesa, Rose i Freda. Moich przyjaciół. – Podczas, gdy Nora zajęła się przedstawianiem, Tamara rzuciła się na kanapę i porwała czekoladkę, leżącą na stoliku. Jillian bardzo się spodobała, ruszająca się żaba, którą uśmierciła ciemnowłosa dziewczyna.

James przeciągnął się leniwie i zerknął na Ryana, zastanawiając się, czy będzie dla niego rywalem. Gdy ujrzał wzrok, jakim rudzielec patrzył na tę drobną szatynkę, która mu towarzyszyła, uspokoił się. Nie będzie próbował poderwać Nory. A to najważniejsze.

– Cześć, stary! – Uścisnął mu rękę w typowy męski sposób. – Witaj w tym wariatkowie.Ryan odwzajemnił uścisk, w sobie tylko znany sposób wiedząc, o czym przed chwilą myślał James. Miał już także pewność, że nie spojrzy on na jego Złośnicę.

– W końcu jakieś męskie towarzystwo. Czy ona zawsze jest taka niemiła? – Wskazał na Tamarę, która bawiła się nożem, który w tajemniczy sposób znalazł się w jej dłoniach.Fred nakreślił coś na swoim planie i zerknął na Rosjankę.

– Gdy je słodycze, jest całkiem miła – mruknął i szybko się uchylił przed nadlatującym nożem. – Dzięki, Mara. Dobrze wiedzieć, że jak zwykle zadbasz o nasze bezpieczeństwo – powiedział z sarkazmem i podał jej nóż, który wbił się w ścianę koło jego ucha.

– Dbam o bezpieczeństwo tylko Nory, ty mały...

– Hej! – Wspomniana dziewczyna posłała przyjaciołom srogie spojrzenie, pod którym obydwoje od razu zamilkli i mruknęli przeprosiny.

Jill rozdziawiła usta z szoku. Chyba źle oceniła dziewczynę. Myślała, że jest niegroźną, słodką i miłą osóbką, a tutaj się okazuje, iż była równie niebezpieczna, co Maggie – w trochę inny sposób, ale cieszyła się autorytetem wśród znajomych.

Na chwilę zapadła cisza, którą przerwała ta rudowłosa dziewczyna, Rose:

– To twój naturalny kolor? – spytała Ryana, wskazując na jego potargane włosy. – Są o wiele bardziej czerwone niż moje.

– Jasne, że naturalne! Z takimi się urodziłem. – Puścił dziewczynie oczko, na które odpowiedziała miłym uśmiechem.

– Wiesz, co? Poleciłabym ci lepszą odżywkę, bo w tym momencie twoje włosy przypominają martwego skunksa. – Ryan właśnie się zastanawiał, czy powinien się obrazić, ale z chęcią wysłuchał rad Rose, gdy do pokoju wpadł jakiś ciemnowłosy, rozczochrany chłopak.

Zatrzymał się przed ich kanapami i złapał za pierś, nie mogąc nabrać oddechu. Jeżeli wbiegł po tych wszystkich schodach, to Jill mu się nie dziwiła.

– Al? Stało się coś? – Nora poderwała się ze swojego miejsca obok Jamesa, który podniósł się zaraz za nią.

– Ona... ta dziewczyna... – w końcu wycharczał zmęczony brunet.

– Ale kto? – spytała Tamara, która już dzierżyła w jednej dłoni dziwny patyk, a w drugiej swój nóż.

– Powiedziała, że ma na imię Maggie i że szuka swoich przyjaciół. Zabrałem ją razem ze Scorpiusem i Nottem do Wielkiej Sali, a ona...

Ryan i Jill przeklęli pod nosem. Spełniły się ich najgorsze przeczucia....

– Co ta mała czarownica zrobiła? – Rudzielec nie krył zdenerwowania.

– Ożywiła Voldemorta!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro