69. Gwiazda zgasła

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Magowie z Fairy Tail i Sabertooth spotkali się na peronie wraz z pierwszymi promieniami słońca.
Wróżka pozostawiła ich przed jedną, wielką niewiadomą. Nie mieli pojęcia gdzie mają iść i czego powinni się spodziewać, oprócz walki na śmierć i życie.
Ikumi przedstawiła im swój plan. Znała drogę do swojego celu, więc polegał on na serii przesiadek na gapę na różne pojazdy czy wędrówce pieszo. Brzmiało jak wakacyjna wycieczka, a w istocie był to pościg.
Najpierw wsiedli do pociągu, który jechał na południe. Podróż trwała kilka godzin. Patrząc po twarzach przyjaciół, Ikumi zgadywała że są spięci i wcale nie chcą tej podróży. W sumie po części ona także. Ale był to jedyny sposób na pomszczenie Sary i innych nimf, takich jak Sylva.
Nagle białowłosa podniosła gwałtownie wzrok na okno.
-Teraz prosto na zachód. Przez okno!
Krzyknęła i otworzyła okno w przedziale, poczym przeskoczyła i wylądowała na trawie, turlając się kilka metrów. Podobnie zrobiła reszta, bo w sumie nie mieli wyboru.
Astra wylądowała miękko na Thunderze, któremu oczy mało nie wyszły z orbit.
-Bolało?- zapytała dziewczyna
-Nie... jesteś "leciutka" Gwiazdeczko, zwłaszcza, kiedy na mnie spadasz.- jęknął.
-To dobrze.- odparła z uśmiechem i wstała, poczym podbiegła do reszty, odbijając się stopą od chłopaka.
Najpierw poczuł falę bólu, ale później tylko zaśmiał się pod nosem i dołączył do swoich towarzyszy.
Gdy Ikumi prowadziła ich przez dość gesty las liściasty, Thunder objął ramieniem swoją ukochaną.
-Wiesz, że Cię kocham?- zapytał z uśmiechem.
-No... teraz już wiem.
-Cieszę się, że mam ciebie.- policzki dziewczyny zaróżowiły się na te słowa.- Dzięki tobie nie jestem już sa~
-Zobacz! Motyl!- wskazała Astra w jakimś kierunku, poczym pobiegła w tamtą stronę. Później zaczęła rozmawiać z Ikumi.
Tylko że tam nie było żadnego motyla...

Po kilku godzinach wędrówki przez lasy i łąki, drużyna dotarła na wzgórze. Było z niego widać równiny i ciągnącą się przez nie długą drogę. Niebo było posypane gwiazdami, a księżyc w pełni rozświetlał wszystko dookoła.
Podczas gdy Laxus i Ikumi przedyskutowywali plan ataku na Iskara przy ognisku, druga para stała na uboczu i podziwiała krajobraz.
-Pięknie tu.- stwierdził chłopak, wpatrując się bardziej w twarz Astry niż w niebo.
-Masz rację.- odparła, splatają ze sobą ich palce.
-Wyruszmy w podróż.
-Co?
-Gdy to się wszystko skończy, wyruszmy w daleką podróż, razem, szukajmy takich miejsc, takich widoków. Bardzo chciałbym to zrobić. Z tobą.- słysząc te słowa, Astra niemalże straciła głos. Rzuciła się Thunderowi na szyję i zgodziła się momentalnie.
-Kocham cię. Dzięki tobie nie je~
-Nie mów tak.- odsunęła się szybko.
-Dlaczego? Ale to prawda.
-Nie musisz mi tego mówić, okej?
-Astro.- chłopak wziął w dłonie jej policzki i spojrzał jej w oczy.- Udało ci się spełnić moje życzenie. Jesteś teraz najważniejszą osobą w moim życiu, bo tobie naprawdę zależy na mnie i na nas. Dzięki tobie jestem szczęśliwy, nie jestem już... samotny.
Astra zrobiła krok do tylu.
-Mówiłam ci, żebyś tak nie mówił... że spełniłam życzenie, że nie jesteś samotny...- skóra dziewczyny zaczęła się świecić- To dowód, że moje zadanie zostało wykonane. Gdybyś tylko tego nie powiedział... mogłabym zostać.
W tej chwili zaczęła się unosić i jakby wzlatywać na niebo. Thunder chciał złapać ją za rękę, ale była zbyt rozgrzana, jak płonące jądro gwiazdy.
-Nie! Cofam to! Wróć! Astrooo!
Ale ona zniknęła i powróciła do swojej konstelacji.
Zawsze chciała tam wrócić, bycie człowiekiem było dla niej nienaturalne i czasem nawet wzbudzało w niej obrzydzenie. I akurat gdy się zakochała i zdecydowała się zostać, musiała wrócić. Złamało to serce chłopaka, ale tym razem przysiągł sobie, że ściągnie ją spowrotem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro