70. Ostatnie wrota

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Ognisko tliło się jasnym płomieniem i dawało ciepło na wietrznym wzgórzu. Thunder wrócił do obozu z niewyraźną miną, którą ukrywał, spuszczając głowę.
-Gdzie Astra?- zapytała białowłosa, grzejąc się przy ognisku.
-Ogląda jeszcze gwiazdy...- odparł trochę zdenerwowany, ale po chwili westchnął zmęczonym głosem i dodał.- Nie, nie ogląda ich. Ona z nimi jest...
-Idź spać, bredzisz.- parsknął śmiechem Laxus.
-Mówię prawdę. Nie ma jej tu z nami. Spełniła życzenie i odeszła. I to moja wina.
-Hej, nie obwiniaj się. Pomogę ci sprowadzić ją spowrotem. Jesteśmy magami i nie poddajemy się.- Ikumi pocieszała przyjaciela.
-Może masz rację. Jutro to przemyślimy. Pozostaje nam jeszcze twój wróg.- odparł chłopak.- I Lamus ma rację, powinniśmy odpocząć.
-Ja ci zaraz dam!- krzyknął blondyn, ale szarowłosy już udawał, że śpi.
-Całkiem fajna ksywka. Chyba też powinnam jej używać.- zaśmiała się Ikumi.
-Nie... ty też?!

Noc była cicha. Zbyt cicha. Zawsze tak jest, gdy zbliżają się najgorsze niebezpieczeństwa. A jednak magów nic złego jeszcze nie spotkało. Najwyraźniej musieli się sami wpakować do paszczy lwa.

Wyruszyli około dziewiątej i kierowali się dalej za Wróżką.
-Tak właściwie to skąd wiesz gdzie on jest?- zapytał Thunder, by odwrócić swoje myśli od wczorajszych wydarzeń.
-To przez skrzydła. On je ma, a ja czuję ich obecność. No i ten cień- tu wskazała na czarny ślad dłoni na swoim nadgarstku.- chce zemsty i sam mnie prowadzi. Wiem, dziwne.
-Rzeczywiście, dziwne. Ale nie zmienia to faktu, że obiecałem z tobą iść.- dodał i zakończył rozmowę.

Mijały godziny, a jedyne, co się działo, to zmiany otoczenia. Raz szli przez las, raz łąkami, a zdarzało im się trafić i na strome, kamieniste zbocza. Mijały dni.

W końcu dotarli. Było pewne, że potwór, którego tropili tak długo jest ukryty gdzieś na tamtej górze. Była wysoka, stroma, niebezpieczna i pełna jaskiń niczym ser szwajcarski. No po prostu kryjówka idealna dla tchórzliwego szczura.
Zaczęli wspinaczkę powoli, szukając najłatwiejszej drogi. Laxus szedł pierwszy, a przywiązana do niego lina podtrzymywała Kayano i Storma.
Z czasem Ikumi zaczęła popędzać chłopców i subtelnie, z premedytacją nakierowywać ich na szybszy, choć bardziej niebezpieczny szlak.
Do czasu aż nadeszła burza. To znaczy deszcz nie spadł ot tak, ale najpierw wiatr zaczął wiać znacznie mocniej i, jak na chłopców nie miało to takiego wpływu, tak Wróżką wiatr mało co nie miotał. Nie mogła dobrze złapać skał, a jej torba fruwała po jej plecach w tę i spowrotem.
Dopiero wtedy polał się deszcz i zmoczył zbocze góry, przez co już wszyscy mieli problemy ze wspinaczką. Nagle Ikumi ześlizgnęła się i zawisła na sznurze. Laxus ledwie się utrzymał, aż nagle błyskawica runęła z nieba i strzeliła obok blondyna, który puścił skały.
Ciężar ich wszystkich spoczął na szarowłosym, którego ciało nebezpiecznie wygięło się do tyłu.
-Pospieszcie się! Długo nie wytrzymam!- krzyknął, niemalże słysząc krzyki swojego kręgosłupa, częściowo zagłuszany przez deszcz i ryk błyskawic.
Już miał puścić, już brakło mu sił. Spadał... i zawisł w powietrzu. Spojrzał do góry, gdzie górowała nad nim twarz Dreyar'a.
-No hej, żarówko.- zaśmiał się blondyn.
-A no hej.
Wciągnęli Thundera na półkę skalną, która była również "progiem" do tunelu.
-Wszyscy cali?- zapytał srebrnooki i spojrzał na czerwone, podrapane dłonie koleżanki.
Reszta pokiwała głowami i jedyne co im zostało, to ruszyć do wnętrza góry. W środku wszystko wyglądało jak zwykła, bardzo długa jaskinia. Krzywe dno, mnóstwo ruchomych kamieni, momentami niski sufit.
W pewnej chwili Ikumi stanęła jak wryta. W jej stronę powędrowały zagadkowe spojrzenia.
-On tu jest, blisko. I rozrywa moje skrzydła...
Kilka metrów przed nimi znajdowały się mosiężne wrota, które zapewne postawił Iskar, aby się bronić i przechytrzyć ich jak za ostatnim razem. Ale teraz, to on miał być zwierzyną, nie odwrotnie...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro