Rozdział drugi. Królowa i jej rycerz.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Żeby Was już tak nie katować podaną tu ostatnio ,,Miłość silniejsza niż śmierć" z ,,Trzech muszkieterów", linkuję inną piosenkę z tego musicalu ,,Są sprawy ważniejsze", aczkolwiek jedna i druga jest duetem zakochanych i opowiada o romansie z zamężną kobietą ;)



Przez cały dzień Elowen nie wiedziała, czy czuje się gorzej z powodu śmierci ojca, czy zachowania męża. Chciałaby móc w spokoju odbyć żałobę i nie przejmować się ocenami innych, tymczasem przez cały czas zamartwiała się pogardliwymi spojrzeniami, jakie Lucjusz wysyłał w stronę jej i Darrena.

Kiedy tylko wieczorem zamknęły się za nimi drzwi komnaty, zapytał ją z ogromną niechęcią:

— Co to była za maskarada? Dlaczego mi nie powiedziałaś, że Darren to twój brat? Jak mogłaś oszukiwać mnie przez kilka lat małżeństwa?

Elowen ze zdziwieniem odkryła, że nie jest aż tak przerażona. Przez tyle godzin bała się tego, co usłyszy od męża i wyobrażała sobie najgorsze możliwości, że gdy w końcu ta chwila nadeszła, cały strach jakby z niej wyparował.

— To był pomysł Darrena — odparła bez emocji. — Bał się, że kiedy dowiesz się, że jest bękartem, nie dasz mu się wykazać i zaczniesz go poniżać. — ,,Co i tak robiłeś" dodała w myślach.

— I dla pochlebienia jego próżności postanowiłaś oszukać własnego męża? — zadrwił Lucjusz. — Zdajesz sobie sprawę, że miałbym podstawy do unieważnienia i małżeństwa, skoro nie dochowałaś mi uczciwości?

,,I bardzo dobrze" pomyślała Elowen. ,,Chętnie się od ciebie uwolnię".

Wiedziała jednak, że nie może tego powiedzieć. Lucjusz zapewne bałby się jej odprawić, ale nie miałby oporów przed zamianą jej życia w piekło.

— Darren nie ma nic wspólnego z naszym małżeństwem, więc nie, nie masz prawa — stwierdziła. — Przykro mi, że cię okłamałam, to było głupie, ale nie na tyle poważne, żeby się na mnie wyżywać.

— Ach, tak? — prychnął jej mąż. — Uważasz, że się na tobie wyżywam?

— Właśnie na mnie krzyczysz i drwisz ze mnie. Nie wiem, jak inaczej to nazwać.

— Oczekuję po prostu, żebyś przeprosiła mnie za swoje zachowanie, zamiast obwiniać mnie. To chyba normalne po byciu okłamywanym przez prawie pięć lat?

,,Przez te pięć lat poniżałeś mnie, traktowałeś jak rzecz, utrzymywałeś mnie w przekonaniu, że jestem głupia i do niczego się nie nadaję. Zapewne zdradzałeś mnie, nie kochasz naszego dziecka, a kiedy poroniłam, powiedziałeś, że to moja wina i że jest coś ze mną nie tak. Uważam, że po tych pięciu latach byłabym upoważniona nie tylko do oszukiwania cię, ale i morderstwa" oskarżyła go w myślach Elowen, ale na głos powiedziała:

— Dobrze. Przepraszam, że cię okłamałam, drogi mężu. Wybaczysz mi?

Lucjusz uniósł brew i zaśmiał się gorzko.

— Ciężko mi będzie o tym zapomnieć. Na szczęście, jutro wracam do Powys, ty możesz zostać tu z twoją córką. Wrócę za tydzień na koronację twojego brata. Może przez ten czas uda mi się ci wybaczyć.

W sercu Elowen złość mieszała się z ulgą. Nienawidziła Lucjusza i miałaby ochotę zrobić mu jakąś krzywdę, ale w pewien sposób cieszyła się, że zostanie sama i przez tydzień nie będzie musiała go oglądać. Poza tym, przy odrobinie szczęścia, król zginie w podróży, a ona wtedy będzie mogła zostać w rodzinnym domu, o ile Alarik nie zapragnąłby ponownie wydać jej za mąż.


***


Następnego dnia, zaraz po wyjeździe Lucjusza, Darren odszukał siostrę i zapytał, o reakcję jej męża.

— Stwierdził, że go oszukałam i że mógłby mnie odprawić z tego powodu — wyznała Elowen. — W końcu zmusił mnie, żebym go przeprosiła, a potem oznajmił, że nie jest w stanie mi wybaczyć i spróbuje tego dokonać w ciągu najbliższego tygodnia. — Zacisnęła ręce w pięści. — Jestem w stanie tylko mu życzyć, żeby przez ten czas zginął.

Darren wiedział, że siostra gardzi swoim mężem, ale taka nienawiść w jej głosie zdziwiła nawet jego. Współczuł jej, że musi żyć z kimś takim, ale w tym momencie bardziej przejmował się swoją pozycją.

— Czy mówił coś o konsekwencjach, jakie ja miałbym ponieść?

— Nie, nic takiego nie mówił — odpowiedziała Elowen. — Był zbyt zajęty drwinami ze mnie.

— Skoro ledwo toleruje bratanków, którzy są z nieprawego łoża, nie sądzę, by był bardziej wyrozumiały dla brata żony — kontynuował Darren. — Boję się, że mnie zdegraduje.

— Ja nic nie mogę na to poradzić — odparła jego siostra. — Jeśli go o coś proszę, on zwykle robi na odwrót.

— W takim wypadku, zostanę w Essetir — oznajmił Darren. — Nie potrzebuję robić za popychadło Lucjusza, skoro tutaj mam rodzinę i ludzi, którzy mnie doceniają.

— Nie możesz tego zrobić! — zawołała Elowen. — Przecież... obiecałeś ojcu, że będziesz się mną opiekował!

— Ojciec nie chciałby, żebym był poniżany.

— A co z Lisą? Ona kocha Lucję, a Lucja ją. Zabierzesz niewinnemu dziecku opiekę z powodu urażonej dumy?

Darren spojrzał na nią poważnie. Elowen wiedziała, że brat z trudem powstrzymuje się przed przypomnieniem jej, że przecież to ona głównie powinna zajmować się swoją córką. Od dnia, gdy straciła drugie dziecko, ich stosunki znacznie się poprawiły, a Darren zdawał się rozumieć, jak jest jej ciężko. Obawiała się jednak, że dawny konflikt w każdej chwili może powrócić.

— Porozmawiam o tym z Lisą — postanowił Darren. — Ona też ma prawo wyrazić swoje zdanie. Zostawiam cię już — dodał i opuścił ogród, udając się w stronę zamku.

Elowen opadła zrezygnowana na ławkę. Znowu poczuła się samotna i nikomu niepotrzebna. Śmierć ojca przypomniała jej, że to przecież on wydał ją za Lucjusza i skazał na to marne życie. Nie była jednak w stanie go znienawidzić, chciała wspominać go z miłością i wdzięcznością. W końcu nie mógł wiedzieć, że mąż będzie ją tak źle traktował. Ona sama przyjęła wiadomość o ślubie ze spokojem i nadzieją, wierzyła, że będzie dobrą, kochającą żoną. Niestety, jej nadzieje zostały brutalnie zniszczone. Tkwiła uwiązana do człowieka, który odbierał jej wszelką chęć do życia, a jedyna córka się jej bała. Wprawdzie Elowen starała się ją widywać i zachowywać jak troskliwa matka, ale wiedziała, że Lucja i tak czuje się przy niej niepewnie i o wiele bardziej kocha Lisę, jeśli w ogóle darzy uczuciem swoją matkę.

Siedziała w milczeniu, próbując skupić myśli na czymś innym, gdy zauważyła przed sobą Randala.

— Gdzie Sile, pani? — spytał spokojnie.

— Nie wiem, pewnie bawi się z Lucją i dziećmi moich braci w komnacie dziecinnej — odpowiedziała ponuro królowa. — Wybacz mi, ale nie mam dziś sił na pilnowanie jej.

Randal usiadł przy niej na ławce. Nie objął jej ani nawet nie dotknął, ale sama jego obecność sprawiła, że poczuła się lepiej.

— Rozumiem, że strata ojca jest dla ciebie ogromnym ciosem — powiedział mężczyzna. — Masz moje głębokie współczucie.

Elowen uśmiechnęła się lekko, chociaż po chwili znów jej serce zalała fala bólu.

— Bardzo za nim tęsknię, ale nie tylko dlatego jest mi źle. Mam... mam wrażenie, że nie jestem nikomu potrzebna.

Zdawała sobie sprawę, że nie powinna tego mówić, bo w takim przypadku powinna wyjaśnić Randalowi nie tylko, że mąż nią gardzi, o czym doskonale wiedział, ale że czuje się niepotrzebna swojej rodzinie i dziecku. Nie mogła jednak dusić swoich uczuć przez wieczność.

— Co za głupstwa mówisz, pani! — zawołał on. — Oczywiście, że jesteś nam wszystkim bardzo potrzebna.

Elowen przypomniała sobie, że niedawno podobne słowa powiedziała do niej jego córka i że w ustach Randala zapewne były one równie naiwne i bez pokrycia. Chciał po prostu pocieszyć głupią, samotną kobietę.

— Nie jestem — stwierdziła z rozżalaniem. — Naprawdę to czuję.

— Nie możesz tak myśleć, pani — zaprzeczył Randal. — Jesteś dla wszystkich bardzo ważna. Rozumiem, że... twój mąż nie wypełnia dobrze swojej roli i współczuję ci życia z kimś takim, ale na nim świat się nie kończy. Masz cudowną córeczkę, masz rodzeństwo, które cię kocha, poddanych, którzy są na pewno bardzo dumni, że mają taką królową. Moja Sile cię uwielbia i chce być taka jak ty, a i ja sam ogromnie cię lubię i szanuję.

— I co z tego? — odburknęła Elowen, nie zastanawiając się, czy jej słowa nie wydadzą się Randalowi obraźliwe. — Dla nikogo nie jestem najważniejsza! — krzyknęła z rozpaczą.

— Mylisz się, pani. — Pokręcił głową Randal.

Elowen jednak nie umiała już powstrzymać swojego napadu emocji. Zaczęła trząść się i płakać, łzy obficie spływały z jej oczu. Przestraszony Randal w jednej chwili zapomniał o swoich zasadach i poczuciu obowiązku. Liczyło się tylko to, że trzeba było pocieszyć nieszczęśliwą, zrozpaczoną osobę. Przygarnął Elowen do siebie i delikatnie ją zakołysał, powtarzając: ,,Dobrze, już dobrze". Jednak to nie pomagało, a dziewczyna nadal zanosiła się łzami. Randal niewiele myśląc, ujął jej twarz w dłonie, przybliżył do siebie i po chwili dotknął ustami jej ust.

Elowen niewiele myśląc, objęła mężczyznę za szyję i oddała pocałunek. Miała wrażenie, że nigdy wcześniej nie przeżyła czegoś podobnego. Jej mąż oczywiście całował ją i robił wiele innych rzeczy, ale jego dotyk był pozbawiony szacunku i czułości, jakby była przedmiotem. Nienawidziła tego i brzydziła się tym, a nawet zdawało się, że tak naprawdę wcale w tym nie uczestniczy, bo Lucjuszowi nigdy nie chodziło o nią i równie dobrze mógłby wziąć sobie każdą inną kobietę, byle urodziła mu potomka. Kiedy Randal ją pocałował, wiedziała, że ten gest jest dla niej i zapomniała o swoim przeświadczeniu, że nikt jej nie potrzebuje. Najwidoczniej było inaczej.

Ich pocałunki stały się coraz bardziej natarczywe i chociaż na początku Elowen czuła pewne skrępowanie, że znalazła się w takiej sytuacji z kimś, kto powinien być dla niej obcy, już po chwili stała się śmiała i zachłanna, jakby nigdy niczego bardziej nie pragnęła.

Kiedy zabrakło im tchu, odsunęli się od siebie, a Randal wydyszał:

— Wybacz mi, pani. Nie miałem prawa tego robić.

— Ależ miałeś! — zawołała Elowen. — To... to było najpiękniejsze, co spotkało mnie w życiu.

Randal niepewnie uśmiechnął się, jednak dziewczyna wyczuła, że jest skrępowany. Co gorsza, do niej też zaczął wracać dawny wstyd. W końcu trudno uznać za naturalne, że całowała się z dworzaninem, w dodatku starszym od niej o kilkanaście lat.

— Mam... mam nadzieję, że nie uważasz mnie za upadłą kobietę — szepnęła.

— Nigdy — zapewnił Randal, ale już jej nie dotknął.

Siedzieli chwilę w milczeniu, po czym Elowen oznajmiła:

— Muszę już iść. Ja... czuję, że powinnam wszystko przemyśleć. Ale dziękuję ci za to, co zrobiłeś. Naprawdę nigdy nie przeżyłam niczego lepszego i warto było dla tych paru chwil znieść inne nieprzyjemności.


***


Morgana nadal nie powiedziała nikomu o swoim śnie. Można nawet powiedzieć, że o nim zapomniała, zajęta swoją codziennością. Zmieniło się, to gdy Artur oznajmił jej, że są zaproszeni na koronację Alarika po śmierci króla Lota.

— Myślę, że byłoby to okazaniem szacunku, gdyby zjawiła się tam też moja siostra, ale jeśli nie chcesz, to cię nie namawiam — powiedział.

— Oczywiście, że pojadę — odpowiedziała natychmiast Morgana. Wiedziała, że Artur od dawna upatrywał w sojuszu z Essetir szans na wzmocnienie Camelotu. Uświadomiła sobie, że wyśniła swój tajemniczy sens niedługo przed śmiercią Lota. To nie mógł być przypadek. Być może na koronacji Alarika znajdzie odpowiedź na nurtujące ją pytania. — Jestem twoją siostrą i jestem księżniczką. Reprezentowanie Camelotu to mój obowiązek.

— Jesteś pewna? — upewnił się Artur. — Nie będziesz tam mogła zabrać swoich dzieci.

— Nie wygłupiaj się, ty i Gwen też macie dziecko — prychnęła Morgana. — Nie rób ze mnie jakiejś kwoki. Poza tym i tak wiem, że obawiasz się, że zostanę tam źle przyjęta i wpędzi mnie to w ogromną rozpacz, czyż nie?

Artur zaczął uciekać przed nią wzrokiem, co stanowiło dla Morgany wystarczającą odpowiedź.

— Mam za dużo spraw na głowie, żeby przejmować się opinią jakichś głupców — kontynuowała czarodziejka. — I przypominam ci, że niegdyś współpracowałam z tamtym królestwem. Myślę, że potomkowie Lota to ostatni ludzie, którzy mogliby się mnie bać. Bardziej martwiłabym się o ciebie. Sąsiedzi będą wstrząśnięci, że nagle układasz się z kimś, kogo ojciec przez lata z tobą walczył.

Artur wyprostował się i z dumą oznajmił.

— Jestem gotów zapomnieć o wszelkich niesnaskach dla dobra pokoju. Zrobię wszystko dla Camelotu.

,,Uwierz mi, że ja też" pomyślała Morgana. ,,Dlatego nie wyobrażam sobie, żeby z tobą nie pojechać".

— Aha, i jeszcze jedno — dodała na głos. — Oczywiście, kiedy będziesz rozmawiał z Alarikiem, weźmiesz mnie ze sobą.


***


Następnego dnia po śniadaniu Elowen powiedziała do przydzielonej jej służącej:

— Zawołaj do mnie sir Randala. Muszę zadać mu kilka pytań.

Służąca nie miała nic wspólnego z dworem Lucjusza i nie zdawała sobie sprawy, jak bardzo król byłby rozwścieczony, gdyby dowiedział się, że jego żona rozmawiała sam na sam z innym mężczyzną. Uznała za całkiem zwyczajne, że królowa chce rozmawiać ze swoim dworzaninem i posłusznie spełniła polecenie.

Elowen cała się trzęsła na myśl o tym, co powie Randal, gdy ją zobaczy. Bała się, że wbrew wczorajszej deklaracji uzna jej zachowanie za niestosowne i zbyt śmiałe, odtrąci ją i każe wracać do męża. Postanowiła jednak, że będzie z nim całkowicie szczera. Jeśli ktoś na to zasługiwał, to tylko on.

— Witaj, pani — powiedział nieśmiało mężczyzna, wchodząc do jej komnaty.

— Proszę, nie mów do mnie ,,pani" — odpowiedziała Elowen. — Przecież ty... Po prostu nie lubię tego... — Powstrzymała się przed powiedzeniem czegoś, co mogłoby zostać odebrane jako narzucanie się.

— Uważasz, że mam do tego prawo? — spytał Randal. Dziewczyna pokiwała głową. Randal zrobił kilka kroków w jej stronę. — Nadal myślisz o mnie tak jak wczoraj?

— Oczywiście, że tak! — zawołała Elowen. Przez chwilę zastanawiała się, czy powinna mówić to, co naprawdę leżało jej na sercu, w końcu jednak odważyła się. — Ja... chciałam ci powiedzieć... Proszę, nie obwiniaj mnie... Myślę, że zakochałam się w tobie.

Przez pół nocy rzucała się z boku na bok, rozmyślając o tym. Nigdy nie przypuszczała, że byłaby zdolna do czynu, którego wczoraj się dopuściła. Nienawidziła swojego męża, ale bała się go zdradzić i uważała, że nie jest to jej do niczego potrzebne. Nie potrzebowała ani męskiej atencji ani romantycznej miłości. Nie wiedziała nawet, czy w nią wierzy. Wychowała się w przekonaniu, że poślubi człowieka wskazanego jej przez ojca, ale była pewna, że okaże się on dla niej dobry, ona dla niego, a ich małżeństwo będzie szczęśliwe. Takiego uczucia dla siebie się spodziewała. Gdy okazało się, że Lucjusz jest potworem, którego nie potrafi szanować ani darzyć sympatią, przestała oczekiwać jakiejś miłości w swoim życiu. Może inni jej doświadczali, ona nie.

Jednak przez całą wczorajszą noc analizowała swoje uczucia wobec Randala i uświadomiła sobie, że potrzebuje go w swoim życiu. To nie była tylko sympatia, bo przyjaciele nie wymieniają namiętnych pocałunków. Nie było to też pożądanie, ponieważ zanim ją pocałował, wcale nie myślała o nim w ten sposób, ani o nim ani o nikim innym. Bardzo go lubiła i to on udzielił jej wsparcia, gdy bardzo tego potrzebowała, dla niego przez ostatnie trzy lata próbowała stać się lepszą osobą, aby się do niej nie zraził. Może i nie potrzebowała miłości jako czegoś abstrakcyjnego i nieokreślonego, ale bez wątpienia potrzebowała konkretnego uczucia do niego.

Chciałaby móc ubrać swoje przemyślenia w piękne, przekonujące słowa, ale nie potrafiła, więc powtarzała tylko:

— Ja... Nie chcę ci się narzucać, więc jeśli mnie nie chcesz, to zrozumiem. Chciałam tylko, żebyś wiedzieć... Wiesz, ja nigdy nie myślałam o miłości i nie wierzyłam, że mogłabym się w kimś zakochać, i teraz też nie do końca w to wierzę... Po prostu... Dla mnie kochać to znaczy kochać ciebie...

,,Mój Boże, zaraz się rozpłaczę" pomyślała i poczuła, że rzeczywiście łzy napływają jej do oczu. Było jej wstyd, była nieszczęśliwa i znów czuła się piekielnie samotna. Randal na pewno nie zgodzi się spotykać z cudzą żoną, zwłaszcza, gdy powie mu inne rzeczy, których się dopuściła.

— Spokojnie, spokojnie... — Rycerz podszedł do niej i niepewnie pogłaskał ją po policzku. Elowen poczuła, że brakuje jej tchu. — Wszystko będzie dobrze, nie płacz. — Dotknął jej ramion. — Ja też cię kocham, moja... — Zamilkł na chwilę, nie wiedząc, jak powinien ją nazwać. — Też cię pokochałem — powtórzył. — Już od jakiegoś czasu zacząłem zdawać sobie z tego sprawę, chociaż próbowałem z tym walczyć, bo wiedziałem, że moje uczucia nie mają sensu. Masz przecież męża, a poza tym jestem od ciebie sporo starszy...

— To nieprawda! — krzyknęła Elowen. — Lucjusz jest starszy od ciebie, więc to nic nie znaczy! Nie przeszkadzał mi jego wiek, w ogóle nie zwracałam na to uwagi, dopiero gdy zobaczyłam, jak traktuje ludzi wokół siebie, odwróciłam się od niego.

— Jesteś pewna, że nie zacznie ci to przeszkadzać za kilka lat, kiedy się zestarzeję? — zapytał z niepokojem Randal.

— Ja też się zestarzeję — odparła lekko Elowen. — Nadal będziesz sobą. — Spojrzała wstydliwie na mężczyznę, bojąc się, że jednak ją odtrąci, ale on tylko się uśmiechnął. — Możesz mnie objąć?

Randal pokiwał głową i przygarnął ją do siebie.

— Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że mnie kochasz— szepnął i pogłaskał ją po włosach.

— Ja też się cieszę. — Skinęła głową Elowen, ale nagle się odsunęła. — Jednak... Skoro chcesz być ze mną, to muszę ci coś powiedzieć. Nie chcę, żebyś mnie odtrącił, gdy dowiesz się prawdy z drugiej ręki.

— Jeśli chodzi o twojego męża... — zaczął Randal, ale Elowen pokręciła głową.

— Nie, nie dbam o niego. Chodzi o moją córkę. Kiedy mnie poznałeś, zachwycałeś się tym, że zaopiekowałam się Sile i uważałeś, że tak samo dobrze traktuję Lucję...

Randal sprawiał wrażenie, jakby wcale nie rozumiał, dlaczego poruszyła ten temat. Elowen znów poczuła nerwy dręczące ją przed jego przybyciem. Za chwilę Randal jednak pojmie, że wcale nie jest tak dobrą kobietą, jak myślał, i odepchnie ją na zawsze. Ale jeśli chciała być go godną, musiała zachować się uczciwie i przyznać do win.

— To była ogromna pomyłka — wyznała. — Nie byłam... Nie jestem dobrą matką. Moja córka mnie nie kocha i wcale się jej nie dziwię.

— Co ty opowiadasz! — zawołał przerażony Randal.

— Zaraz mnie znienawidzisz, ale trudno — kontynuowała Elowen. — Muszę ci to powiedzieć. Kiedy zaszłam w ciążę, cieszyłam się. Ale nie cieszyłam się z dziecka, tylko dlatego, że wierzyłam, że urodzę syna, a wtedy Lucjusz zacznie mnie lepiej traktować, przestanie poniżać i uzna, że jestem wartościowa. Uczepiłam się myśli, że gdy dam mu męskiego potomka, mój koszmar się skończy i że może nawet... nawet nie będę już musiała mu się oddawać — dodała ze wstydem, zwłaszcza, że była świadoma, iż po tej rozmowie, Randal na pewno również utraci nią zainteresowanie w tej sferze.

— Kiedy urodziła się dziewczynka, poczułaś rozczarowanie... — domyślił się mężczyzna.

— Rozczarowanie? To mało powiedziane. Ostatnie tygodnie mojej ciąży były straszne. Lucjusz zrobił i powiedział rzeczy, po których nie potrafiłam go już szanować i uczepiłam się myśli o synu jako mojej jedynej nadziei. A tu okazało się, że jedyną zapłatą za ból porodu jest niechciana córka... — Elowen spuściła głowę. — Lucjusz znalazł sobie kolejny powód, żeby okazywać mi pogardę i niezadowolenie, więc okropnie się załamałam... Nie, nie mogę zrzucać winy na niego! On i tak mnie nienawidził, więc mogłabym chociaż zająć się Lucją i mieć kogoś do kochania. Może usprawiedliwiałoby mnie kilka miesięcy nerwów i osłabienie po porodzie, ale czy można usprawiedliwić to, że nie mogłam patrzeć na własną córkę, nie chciałam mieć z nią do czynienia, myślałam sobie, jak bardzo jest mi niepotrzebna i że nie mam obowiązku się nią opiekować? Chwilami byłam skłonna myśleć, że jej nienawidzę...

— Uspokój się — poprosił Randal, wziął ją pod ramię i posadził na łóżku. — Te wspomnienia są dla ciebie ciężkie, więc nie musisz o nich mówić, za to musisz się zrelaksować i opanować.

— Czy ty siebie słyszysz? — zapytała płaczliwie Elowen. — Przed chwilą powiedziałam ci, że nienawidziłam mojej córki, a ty zastanawiasz się, czy nie jestem zbyt zdenerwowana!

— Ludzie w złości i bólu myślą różne rzeczy — pocieszył ją Randal. — Nawet nie wiesz, ile razy ja i moja żona krzyczeliśmy na siebie i wypominaliśmy sobie różne rzeczy, gdy znów nie udawało nam się zostać rodzicami. Zdarzało mi się myśleć, że byłoby lepiej, gdybym jej nigdy nie spotkał, a przecież w gruncie rzeczy ogromnie ją kochałem... — Ujął królową delikatnie za rękę. — A teraz kocham ciebie. I jestem pewien, że jesteś tak dobrą mamą, jak to tylko możliwe.

— Starałam się... — westchnęła Elowen. — Ale... chyba wcale nie dlatego, że czułam coś do mojego dziecka. Ludzie zaczęli to widzieć, moja rodzina, Darren, Lisa, nawet ty byś to w końcu zauważył... Miałam dość tego, że wszyscy opowiadali, jaką to jestem okrutną kobietą i matką... I bałam się, że kiedy ty się dowiesz, zabierzesz mi Sile. Widzisz, jeśli nie jestem taka podła, to wyłącznie z twojej zasługi. Może ci się to wydawać dziwne, że tak bardzo mi zależało na twojej córeczce, ale byłam w okropnym stanie i potrzebowałam czuć, że ktoś mnie kocha, komuś na mnie zależy. Sile kochała mnie i podziwiała bezinteresownie, do tego nie miała nic wspólnego z Lucjuszem i moim nieszczęśliwym życiem, więc łatwo było ją pokochać...

— Jestem pewien, że kochasz też Lucję — powtórzył swoją myśl Randal.

— Czy ją kocham? Nie wiem, nigdy o tym nie myślałam i to chyba też źle o mnie świadczy. W pewnym momencie zaczęłam ją odwiedzać w dziecinnej komnacie, starałam się robić to codziennie, chociaż wcześniej jej widok budził we mnie zgrozę... Potem przestał, ale nadal traktowałam bycie przy niej jako obowiązek, nie dowód miłości. Nie wiem, co tak naprawdę do niej czuję. Żal mi jej, że własny ojciec jej nienawidzi i nie zajmuje się nią, uważam, że zasługiwałaby na lepszy los, w tym na lepszą matkę niż ja. Czy to normalne macierzyńskie uczucie? Ona z pewnością mnie nie kocha. Widzę, że nie czuje się pewnie w moim towarzystwie, to pewnie zresztą moja wina, i woli być z Lisą. Ona jest najlepszą opiekunką na świecie. Szkoda, że nie ma własnych dzieci, ale może to i lepiej dla Lucji, bo jeszcze kochałaby je mocniej, a to maleństwo wystarczająco się nacierpiało.

Elowen mówiła to wszystko odwrócona do Randala i wpatrzona w ścianę, ale gdy skończyła, mężczyzna złapał ją za ramię i obrócił ku sobie.

— Nie mówisz o niej jak o kim, kto by cię w ogóle nie obchodził. Może popełniłaś w życiu błędy, ale każdemu się one zdarzają. Jestem pewien, że gdy tylko pozbędziesz się przekonania, że nie zasługujesz na swoje dziecko, twój stan się polepszy i będziesz bardzo dobrą i kochającą mamą.

Elowen nagle rozjaśniła się. Nie wiedziała, co ucieszyło ją bardziej – miłość Randala czy jego pewność, że nie jest wcale złą matką.

— Naprawdę tak myślisz? — upewniła się. — I nadal mnie kochasz?

— Oczywiście — odpowiedział ciepło mężczyzna i przycisnął jej rękę do ust.

Elowen rozejrzała się po komnacie, po czym zapytała niepewnie:

— Czy ty... przyjdziesz tu do mnie dziś w nocy? Nie mam ze sobą żadnej służby, tylko wieczorem i rankiem Kassidy przysyła mi kogoś do pomocy w ubieraniu.

Pogodny wcześniej Randal spochmurniał.

— Chciałbym być z tobą, kochanie, ale nie jestem pewien, czy powinniśmy. Bardzo trudno byłoby nam ukryć, co się stało, a gdyby wyszło to na jaw, Lucjusz zrobiłby ci coś okropnego.

— Czyli... jednak nie chcesz się ze mną związać? — zrozumiała Elowen.

— To raczej niemożliwe — przyznał Randal. — Nie miałbym sumienia cię narażać na gniew męża.

To wydało się Elowen najgorsze z tego wszystkiego. Zrozumiałaby, gdyby Randal odtrącił ją z powodu tego, że źle traktowała córkę i czasem bywała próżna, ale jak mógł mieć skrupuły wobec kogoś tak pozbawionego honoru jak Lucjusz?

Nie, on nie miał skrupułów wobec jej męża, tylko wobec niej. Kochał ją i chciał, by żyło się jej jak najlepiej. Miał rację, gdyby odwiedził ją w nocy, trudno byłoby to ukryć, a w takim przypadku Lucjusz skrzywdziłby ich oboje, o ile nie skryliby się za Alarikiem, który w tej sytuacji byłby narażony na skandal.

— Rozumiem — powiedziała ze smutkiem. — Za późno się odnaleźliśmy...

Co za pech, że nie udało im się dobrze poznać i porozumieć, gdy jeszcze była panienką. Przecież Lucinda zmarła już kilka lat temu, więc w momencie ślubu z Lucjuszem, Elowen mogłaby równie dobrze wyjść za Randala i zostać macochą Sile. Może gdyby nie była zamężna, nie potrzebowaliby aż trzech lat na narodziny uczucia, a jej ojciec, chociaż surowy jako polityk, na pewno nie odmówiłby jej tego małżeństwa. Teraz wszystko było stracone.

Malujące się na jej twarzy cierpienie wywarło wrażenie na Randalu. To prawda, że chciał chronić nowa ukochaną przed wszelkim gniewem i zemstą jej męża, ale najwyraźniej odrzucając ją, unieszczęśliwił swoją królową, równie mocno. Objął ją i powiedział:

— Wcale nie chcę żyć bez ciebie. Znajdziemy sposób. Znajdziemy sposób, żeby móc się spotykać i być ze sobą. Na razie będzie nam wystarczało, że się kochamy i możemy porozmawiać, prawda?

Elowen uznała, że właściwie to tak. Jeszcze kilka dni temu nie miała nic, a teraz zyskała czyjąś miłość i bezgraniczną wiarę. Przez jakiś czas wystarczy jej ta świadomość i chwilowe spotkania. Przecież pragnęła tylko odrobiny uczucia, deklaracje czy dopełnienie związku były mniej ważne. Przynajmniej chciała być tego pewna.


***


— Zgadnij jaki cudowny pomysł ma Artur — zwrócił się Merlin do Freyi.

— Nie wiem, ale z twojej miny wynika, że nie jesteś nim zachwycony — odpowiedziała Pani Jeziora, karmiąc swoją dwuletnią córeczkę Aine.

— Chce pojechać na koronację syna Lota, ale wcale nie tylko po to, żeby się z nim porozumieć, zależy mu też, żeby spotkać się z królem Lucjuszem i namówić go, żeby jednak przyłączył się do sojuszu — powiedział Merlin z wielkim niezadowoleniem.

Właściwie spodziewał się, że Freya weźmie stronę Artura i zacznie przekonywać go, że przecież ludzie się zmieniają i trzeba szukać w nich dobra. Ona jednak otworzyła szeroko oczy i nawet zapomniała, że trzyma w ręce łyżeczkę.

— Co? Czy on zwariował? Przecież ostatnim razem Lucjusz prawie zmieszał go z błotem! Ainee, nie bawimy się jedzeniem — skarciła córkę, która właśnie próbowała ubarwić nim swoje palce.

— Powiedziałem mu to, ale Artura to nie interesuje. Uznał, że skoro szwagier Lucjusza jest teraz po naszej stronie, to jego też da się jakoś przekonać. To absolutnie niemożliwe. Chyba jedynym, co przekonałoby tego człowieka do sojuszu, byłaby ponowna delegalizacja magii przez Artura. Ech, on naprawdę jest osłem — westchnął czarodziej.

— Nie mów tak przy dzieciach — odparła Freya, wskazując na Aine i jej starszego braciszka, który bawił się w kącie. — Wiesz... Może Artur ma trochę racji... Może Alarik przekona Lucjusza i...

— Sama nie wierzysz, w to co mówisz — przerwał jej Merlin. Freya z niechęcią musiała przyznać, że tak. — Mam tylko nadzieję, że nie dojdzie do jakiegoś ogromnego konfliktu. Artur poprosił, żebym pojechał z nim, chce też zabrać Leona, Lancelota i Morganę. Przecież jak Lucjusz ją zobaczy, będziemy mieli szczęście, jeśli ograniczą się do grożenia sobie śmierci w myślach.

Freya mimowolnie roześmiała się.

— Cóż, przynajmniej rozbawianie ludzi mi jeszcze wychodzi — stwierdził Emrys.


***


Cedrick również szykował się na wyjazd na koronację, chcąc oddać nowemu królowi Essetir szacunek. Jednak zanim wyjechał, ojciec wszedł do jego komnaty i bezceremonialnie powiedział:

— Musimy wyjaśnić sobie kilka rzeczy, synu.

— Jakich rzeczy? — Cedrick odwrócił się nonszalancko. — Czyż nie zachowuję się przykładnie? Siedzę w zamku i nie awanturuję się? Nawróciłem się na dobrą drogę, bądź ze mnie dumny, ojcze.

— Nie kpij ze mnie — odparł Madoc i usiadł na fotelu. — Mam oczy i widzę to, co mam widzieć. Na przykład, że od kiedy wróciłeś z wojny, tylko wpatrujesz się w tą małą wiedźmę i chodzisz za nią w tę i z powrotem. Próbujesz mi wmówić, że to jest przykładne zachowanie?

Cedrick roześmiał się wesoło, co jeszcze bardziej rozwścieczyło ojca.

— Z czego się śmiejesz? — oburzył się. — Zdajesz sobie sprawę, że jeśli ją uwiedziesz i porzucisz, będziemy musieli się stąd wynieść, bo wybuchnie skandal, a nawet jeśli nie, to atmosfera stanie się nie do zniesienia?

— Dlaczego od razu podejrzewasz mnie o najgorsze rzeczy, ojcze? — zdziwił się Cedrick. — A może byłbym dobry dla niej?

— Szczerze wątpię — skrzywił się Madoc. — Nie wierzę, byś się z nią ożenił, zresztą nie byłbym z tego zadowolony. Nie chcę mieć wiedźmy za synową, a pozycja Reiny jest zależna wyłącznie od jej wuja.

Cedrick nie odpowiedział. Wyglądał na wzburzonego i niezadowolonego, ale nie zdecydował się na kłótnię z ojcem.

— Proszę cię, wyjdź — poprosił. — Muszę się zdecydować, co chcę ze sobą zabrać. I zawołaj mi Raula do pakowania.

— Pamiętaj, jeśli wpędzisz nas w jakieś kłopoty, nie oczekuj ode mnie pomocy — zapowiedział Madoc i wyszedł.

Cedrick opadł na łóżko i zaczął się zastanawiać, czy naprawdę jego fascynacja jest tak widoczna. Reina miała ją widzieć, ale nikt inny nie. Albo on był słabym aktorem, albo jego ojciec wścibski jak stara plotkara.

W dniu wyjazdu nie myślał o swojej księżniczce inaczej niż wtedy, gdy była dorastającą dziewczynką, która uważała, że wszystko wie i miała go za nic. Przez całą wojnę rzadko ją wspominał, a jeśli już to w humorystycznym kontekście. Dopiero gdy wrócił do domu i ujrzał Reinę, uświadomił sobie, że wyrosła na młodą kobietę i że nikt wcześniej tak mocno nie oddziaływał na jego wyobraźnię. Nie chodziło tylko o jej wygląd, bo widywał w życiu wiele pięknych kobiet. Przypomniał sobie, że trzy lata temu, tłumacząc Reinie, dlaczego spodobała mu się Maia, wyznał, że rzadko spotyka damę, której umysł go interesuje. W przypadku Reiny od zawsze uważał ją za niebanalną osobowość, ale oczywiście nigdy nie pomyślałby w sposób romantyczny o dziecku. Najwidoczniej wystarczyło kilka miesięcy rozłąki, by przestał ją za owe dziecko uważać i dopasował dziewczynę do swojej ,,teorii". Fakt, że ona najwidoczniej nie odczuwała potrzeby zmiany ich kontaktów, wcale go nie odepchnął, był nawet jeszcze bardziej fascynujący i podniecający.

W ostatnich Reina go unikała, a jeśli już zdarzało im się skonfrontować, dbała, by nie zostać z nim samą. Martwiło go to. Nie chciał, żeby się go bała i czuła się osaczona. Przecież zawsze dobrze czuła się w jego towarzystwie, mimo ich kłótni. Dlaczego miałoby się to zmienić?

,,Wrócę z Essetir i coś wymyślę" postanowił, nie do końca zdając sobie sprawę, co tak naprawdę chce osiągnąć i czy jego ojciec powinien się martwić.


***


Morgana nie czuła się dobrze na uczcie koronacyjnej, chociaż nie miało to nic wspólnego z ludzką opinią, czego obawiał się Artur. Wiedziała, że dla niektórych nadal jest wiedźmą, która sterroryzowała Camelot i na pewno wykorzystuje swojego brata, jednak w oficjalnej rozmowie każdy traktował ją z szacunkiem. Cudza pogarda nie bolała jej już tak bardzo jak kilka lat temu, może dlatego, że uwierzyła, że jej działania też mają sens.

W chwili koronacji Alarika, poczuła ogromny ból głowy, który nie opuszczał jej przez całą uroczystość. Była przekonana, że to wina podniosłości chwili oraz tłumu i że wystarczy się posilić i napić wina, by niedogodność ustąpiła, z każdą chwilą czuła się jednak coraz gorzej i powoli uświadamiała sobie, że podobne odczucia miała, gdy nieświadomie budziła się w niej moc.

Ale co mogło wzbudzić w niej takie odczucia? Nie sądziła, by w Essetir było więcej mocy i magii niż w Camelocie, a żaden z zaproszonych gości nie sprawiał wrażenia maga potężniejszego niż ona, Merlin czy Freya.

Przynajmniej utwierdziła się w przekonaniu, że fakt, że wyśniła swój sen niedługo przed śmiercią Lota. Te dwie rzeczy musiały być ze sobą powiązane i nawet jeśli Artur czasem wariował, to najwidoczniej dobrze robił, upatrując w sojuszu z Alarikiem szansy dla Camelotu. Ale nowy król Essetir miał ciemne włosy i śniadą cerę, nie mógł być z jasnowłosą postacią z jej snu. Zaczęła niespokojnie sunąć wzrokiem po całej sali, szukając kogoś, kto miałby długie, jasne włosy i wyglądał odpowiednio władczo.

— Wszystko w porządku? — zapytał szeptem Lancelot, widząc poruszenie żony. — Za czym się tak rozglądasz?

,,Szkoda, że ci nie powiedziałam" pomyślała z żalem Morgana. ,,Ale nie mogę tego zrobić przy tych wszystkich ludziach."

— Trochę mi słabo, to pewnie od tłumu — powiedziała wymijająco.

— Chcesz się ze mną przespacerować? — Rycerz pogłaskał ją po ręce.

— Może za chwilę — odparła Morgana lekko. Zdecydowanie musiała nauczyć się ukrywać swoje nastroje. Nie zdawała sobie sprawę, że przez cały czas była obserwowana przez Elowen.

Przez ostatnie kilka dni życie wydawało się jasnowłosej nieco lżejsze. Wprawdzie nadal za każdym razem, gdy przypominała sobie o śmierci ojca, łzy napływały jej do oczu, ale poza tym czuła się prawie szczęśliwa, nawet przyjazd Lucjusza nie zdołał pozbawić jej pogody ducha. Była komuś potrzebna, Randal kochał ją i akceptował bez względu na wszystko. Niestety, nie mogli zbyt często się spotykać, a nawet rozmawiać, ale każdą taką chwilę traktowała jak dar niebios. Właściwie wystarczyło, że ukochany patrzył na nią z drugiego końca pomieszczenia, by czuła się szczęśliwa i uwielbiana ponad miarę.

Jednak dzień po ponownym spotkaniu z mężem, który najpierw nie szczędził jej przytyków, że zapewne w ogóle nie chce go widzieć i spiskowała przeciw niemu podczas rozstania, a potem zaczął ignorować, jej radość nieco ucichła. Co z tego, że znalazła swoją prawdziwą miłość, skoro jest przywiązana do człowieka, którego nienawidzi i który odbiera jej wszelką chęć do życia? Zrozumiała, że gdy wrócą do Powys, jej kontakty z Randalem staną się jeszcze rzadsze. Nie będzie mogła wezwać go do siebie na rozmowę, nie będzie mogła wspólnie śmiać się z nim i ich córkami. Co prawda, przez ostatnie trzy lata udawało im się rozmawiać potajemnie, ale Elowen czuła, że gdy stawka się wyższa, niebezpieczeństwo też.

Widok Morgany wzbudził w niej wspomnienia czasów, gdy była młodą mężatką, która próbowała jeszcze doszukiwać się w Lucjuszu dobra i wierzyła, że jej życie będzie szczęśliwe. Siostra króla Artura zirytowała ją podważaniem jej majestatu, którym bardzo się wówczas szczyciła, ale teraz właściwie już o tym nie myślała. Korona i zaszczyty nie były nic warte w jej sytuacji. Zdecydowanie bardziej bolała ją jednak pamięć o przepowiedni, w której czarodziejka wywróżyła jej, że zostanie samodzielną królową i stanie na szczycie armii. Teraz Elowen miała ochotę podejść do niej i wypomnieć jej: ,,Widzisz? Wcale nie jesteś taką dobrą widzącą".

Zauważyła, że jej mąż, ten sam mężczyzna, którego widziała z nią w chacie, gdy byli tam z Darrenem, pochylił się i szepnął coś do żony, a potem musnął jej rękę. Najwidoczniej jej brat rzeczywiście był dobry w określaniu ludzkich relacji, gdy stwierdził, że towarzysz Morgany był o nią zazdrosny. Uśmiechnęła się gorzko wspominając, że gdy Lucjusz dowiedział się o narodzinach córki tej dwójki, stwierdził, że zapewne wyrośnie na ,,dziwadło", przy którym Lucja wypadnie zdecydowanie lepiej. Elowen jednak nie sądziła, by mogło tak być. Rodzice małej Vivien na pewno ją kochali, nie unikali zajmowania się nią, nie uważali za dopust, i o sobie również tak nie myśleli.

,,A może wcale nie?" pomyślała królowa. ,,Przecież nie tylko jestem nieszczęśliwa". Może Morgana wcale nie wyszła za mąż z miłości, ale żeby naprawić swoją opinię i ponieważ jej brat nie mógł znieść, że siostra króla mieszkała z mężczyzną bez ślubu? Może mąż jest dla niej miły tylko z poczucia obowiązku? Jej ukochana matka też znosiła coś podobnego. Elowen była gotowa wiele zrobić dla pamięci swojego ojca, ale musiała przyznać, że chociaż przy ludziach odnosił się do swojej małżonki z szacunkiem, tak naprawdę traktował ją jako przykry obowiązek, zdradzał ją i płodził bękarty? Taki los był udziałem wielu kobiet, niezależnie od umiejętności i pochodzenia.

,,Och, nie, jak mogę tak myśleć?" skarciła się. ,,Przecież obiecywałam sobie, że będę milsza i bardziej łagodna, że stanę się godna Randala. A tymczasem co robię? Życzę jakiejś kobiecie, żeby mąż ją zdradzał, bo samej nie powiodło mi się lepiej? Jestem okropna, muszę przestać. Przecież wcale nie jest mi tak źle. Randal mnie kocha. Nie może mi tego mówić i okazywać, ale przynajmniej wiem, że mu na mnie zależy."

Poszukała wzrokiem ukochanego i uśmiechnęła się do niego promiennie. Od razu poczuła się lepiej. Chciała wierzyć, że takie kontakty wystarczą jej jeszcze przez bardzo, bardzo długo.

— Morgano, królowa Elowen ci się przypatrywała — odezwała się nagle Gwen do szwagierki. — Ty ją znasz?

Morgana poczuła, że robi jej się zimno i sama nie wiedziała, dlaczego. Przecież jej bliscy na pewno nie uznaliby, że zrobiła coś złego, wróżąc Elowen.

— Raz ją spotkałam — odpowiedziała spokojnie, choć głowa nadal jej pękała. — Ale to stare dzieje. Kiedyś wam opowiem.




Tak, wyszedł mi kolejny ,,krótki" rozdział. Jednak przez ten tydzień nie miałam za bardzo czasu na intensywne pisanie i gdyby rozdział miałby się wydłużyć, to czekalibyście na niego w nieskończoność, a po drugie wydaje mi się, że ta trzecia część nie wymaga już tak długich rozdziałów jak poprzednie. Losy większości bohaterów się skrystalizowały i na pewno będę też od czasu do czasu wrzucać jakieś przejściowe, typowo obyczajowe scenki, ale myślę, że nie ma sensu upychać każdego wątku i każdej postaci w rozdziale, żeby tylko był dłuższy.

Za to od teraz rozdziały będą pojawiać się częściej, bo nieco zmieniłam układ mojego pisania i odsunęłam na drugi plan jedną historię, więc będę miała więcej czasu na NWS. Tak więc myślę, że to dobry układ ;)

Przepraszam, jeśli komuś przeszkadzała mała ilość wątków kanonicznych w tym rozdziale, postaram się to wypośrodkować.

I zastanawiałam się, czy wątek z poronieniem Elowen nie jest zbyt ,,mocny" jak na klimat, który był w serialu, ale potem przypomniałam sobie, że to w serialu była wspomiana rzeź, w której zginęły także dzieci, i za którą odpowiadał nasz kochany Artur, więc chyba ja aż taka okrutna nie jestem.

W następnym rozdziale na jaw wyjdzie pewien sekret...


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro