Rozdział 2

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Co za suka?! I ona śmie się nazywać moją matką?! - krzyczałam na granicy agresji, czasem mam problem z opanowaniem się, a jedną z takich sytuacji jest właśnie ta obecna.

- Co się stało? - zapytał po chwili chłopak

- Ta kurwa zostawiła mnie samą w środku lasu, bo musiała wcześniej jechać na delegacje! A wiesz co jest najlepsze? Zaciągnęli mnie tu po prawie czterogodzinnej awanturze, a później, tak po prostu zapomnieli, że z nimi pojechałam. Wygrali właśnie tytuł rodziców roku. Jak ja ich nienawidzę!

Usiadłam na trawie, aby się uspokoić, Simon przysiadł się do mnie i tak odpoczywaliśmy bez słowa.

- Masz może numer na taksówkę? - zapytałam 10 minut później już spokojna.

- Mam lepszy pomysł. - oznajmił chłopak wstając i podając mi rękę, aby pomóc - Chodź.

Nie mając nic lepszego do roboty, poszłam za nim, dopiero gdy zauważyłam, że zbliżamy się do ogrodzenia, przystanęłam zdziwiona. To nie tak, że nigdy się nigdzie nie włamywałam, ale ta willa wyglądała jakby pilnowało ją kilkudziesięciu napakowanych facetów.

Simon mi tylko kiwnął ręką, że mam iść za nim, brunet zwinnie przeskoczył płot, ale ja nie ruszyłam się z miejsca.

- No chodź. Co ci szkodzi? - szepnął brązowooki

" Hmm no nie wiem... Może nie chcę, żeby jakiś mięśniak mnie zabił za włamanie na posesję jego pracodawcy?!" Ale co innego miałam zrobić? Z tego co poznałam już Simona, to się dowiedziałam, że jak nie dostanie tego co chce, to nic nie zrobi dla drugiego człowieka. A ja muszę zadzwonić na taksówkę, żeby wrócić do domu, bo jak wrócić z buta to za chuja nie wiem.

Chwilę się jeszcze wahałam, ale w końcu podeszłam do niego co chłopak powitał uśmiechem. Chciał mi już pomóc przejść przez ogrodzenie, ale na to tylko się uśmiechnęłam i zwinnie przeskoczyłam przeszkodę. Zdziwiony wzrok bruneta potwierdził, że się tego po mnie nie spodziewał co wywołało mój kolejny uśmiech.

Ruszyliśmy razem po cichu w kierunku domu, gdy już, prawie dochodziliśmy do tylnych drzwi, one się otworzyły. Simon zaklął pod nosem, a ja stałam jak skamieniała.

Chłopak, który otwierał drzwi celował do nas z pistoletu, dzięki temu, że ojciec jest w wojsku, umiem strzelać i dobrze wiem, kiedy broń jest odbezpieczona, a ta na 100% była. Nasz prawdopodobny przyszły morderca był około 22-letnim zielonookim blondynem, tak jak przypuszczałam bardzo umięśnionym. Wyglądał jak skała! Wzrok blondyna powędrował ode mnie na Simona, który stał trochę na prawo od wejścia i pistolet momentalnie został opuszczony.

- Simon! Czy Ciebie do reszty pojebało?! Wiesz, że jedna kamera przy ogrodzeniu nawaliła, a komputerowcy będą dopiero jutro! Musisz mnie straszyć?! - warknął niskim głosem, po czym zwrócił swoje zielone oczy na mnie. - Nie dość, że się skradasz, to jeszcze pod nieobecność szefa przyprowadzasz sobie jakąś dziwkę?! Na serio jesteś pojebany...

- Dasz mi coś wreszcie powiedzieć?!- krzyknął sfrustrowany Simon. - Po pierwsze: to nie moja wina, że zachowujesz się jak jakaś cipa i boisz dwójki ludzi, którzy nawet nie trzymają broni. Po drugie: to nie jest żadna dziwka tylko moja nowa koleżanka...

- Na jedną noc. - wtrącił swoje chłopak, a zdrowy wkurwiony brunet wyjął zza paska pistolet, którym wycelował w blondyna.

- Teraz dasz mi w końcu dokończyć? - zapytał Simon z rozbawieniem, a ja na to wszystko patrzyłem nie wiedząc nawet co myśleć. Powinnam chyba uciekać, ale boję się, że te obie klamki wtedy skieruje się na mnie. - No to to jest moja nowa koleżanka Maya Marks. - chwila, chwila, skąd on zna moje nazwisko?! Na pewno mu go nie powiedziałam. Ale blondyn na tą informację otworzył szerzej oczy i mruknął pod nosem coś w stylu "szybki jesteś" - A po trzecie i ostatnie: Może byś nas w końcu przepuścił...

- Najpierw ją mam trzy pytania. - przerwałam mu. - O co tu kurwa chodzi?! Skąd do chuja znasz moje nazwisko?! I najważniejsze. Ty umiesz liczyć do trzech?!

Na moje ostatnie pytanie chłopak w drzwiach zaczął się śmiać.

- Już... Ją... Lubię...- wysapał między napadami śmiechu.

- Chodź, wejdziemy i Ci wszystko wyjaśnię. - obiecał Simon piorunując wzrokiem, dalej śmiejącego się blondynka.

Może powinnam się bać, ale tam szczerze to gdyby chciał mnie zabić zrobiłby to już w lesie, a nie teraz. Weszłam za nim do domu. Szliśmy w trójkę, najpierw blondyn, ja, a za mną Simon, który mam wrażenie, że cały czas gapił mi się na dupę. Wąskim i ciemnym korytarzem z masą drzwi, doszliśmy do schodów, którymi weszliśmy na górę i znaleźliśmy się w bardzo przestronnym salonie, urządzonym w różnych odcieniach brązu, połączonym z biało-błękitną kuchnią. Ścianę po mojej lewej stronie w całości zajmowały okna. Na przeciwko mnie wisiał wielki plazmowy telewizor i kilka regałów z książkami. Przed nimi stało kilka kanap, które spokojnie mogłyby pomieścić 30 osób. Po prawej stronie stał wielki stół, a za nim rozciągała się ogromna kuchnia, z mnóstwem szafek.

- Chcesz coś do picia? - zapytał Simon podchodząc razem z drugim chłopakiem do blatu.

- Sok, jeśli jest. - powiedziałam siadając na szafce, która stała obok lodówki.

- To moglibyście mi w końcu powiedzieć o co tutaj chodzi? - spytałam popijając sok pomarańczowy

- No to tak. Od razu mówię, że nie wszystko możemy Ci zdradzić, więc może zróbmy tak: zadawaj pytania, a my na te co będziemy mogli odpowiedzieć to to zrobimy, a jak nie, to nie, ok? - zaproponował Simon.

- No ok. To na początku, kim jest ten blondasek? - zaczęłam wskazując na chłopaka.

- To jest Patrick, ymm mój współlokator.

- Ty tu mieszkasz?!

- Tak.

- To po jaką cholerę przeskakiwaliśmy przez płot?!- wiem, że to może nie jest najważniejsze, ale mnie to ciekawiło

- Bo chciałem popatrzeć na twój tyłek, gdy się wypinasz. - oznajmił za co oberwał po głowie- Au.

- Czemu Patrick celował do nas z pistoletu?

Chłopak chwile się zawahał, ale w końcu udzielił mi odpowiedzi

- Bo nie wiedział, że to ja.

- A po co wam w ogóle broń?

- Dalej.

- Co miał na myśli mówiąc, że wprowadzasz sobie dziwki pod nieobecność szefa?

- To że lubię się czasem zabawić. - powiedział z uśmiechem, a ja przewróciła oczami

- Miałam na myśli, o co chodzi z tym szefem?

- Dalej.

- Po co udawałeś, że nie wiesz kto tu mieszka?

- Ja nic nie udawałem. Nie pytałaś się czy wiem kto tu mieszka.

- Czy nasze spotkanie było przypadkowe?

- Ymm... Tak.

Chciałam się pytać o to zawahania, ale postanowiłam zrezygnować, bo i tak pewnie by mi nie odpowiedział.

- Po co tu przyszliśmy?

- A co? Wolałabyś siedzieć na zewnątrz? - odpowiedział pytaniem na pytanie

- Nie, ale to nie jest odpowiedź.

- Bo pomyślałam, że wolałabyś wrócić normalnie, a nie taksówką.

Musiałam mu przyznać rację.

- Okey, koniec pytań. Jedziemy? - zaproponował, a ja pokiwałam głową na znak zgody.

Ruszyliśmy w dół schodami, którymi wcześniej tu weszliśmy, ale tym razem Simon otworzył jakieś drzwi i znaleźliśmy się w ogromnym garażu, w którym znajdowało się kilkadziesiąt samochodów i ścigaczy

- Wow! - mruknęłam podchodząc od jednego ściągacza do drugiego.

- Chciałem się spytać czym chcesz jechać, ale po tym co oglądasz, wnioskuje, że wolisz jechać motorem. - powiedział z uśmiechem biorąc jakieś kluczyki i dwa kaski. Jeden podał mi, a drugi sam założył.

Podeszliśmy wspólnie do czarnej Yamahy, która ruszyliśmy. Drogę pokonaliśmy w ciszy, ale jadąc z dość dużą prędkością. Po 15 minutach byliśmy pod moim domem. Zdjęłam kask i zeszłam z motoru. Po czym odwróciłam się zdziwiona do Simona.

- Skąd ty wiesz, gdzie mieszkam?!

- Miało być koniec pytań. - powiedział ze śmiechem i odjechał.

- Aha. Nie no dzięki za odpowiedź... - krzyknęłam za nim, ale i tak pewnie nie usłyszał.
Wyjęłam klucz spod donicy i weszłam do domu.

- No to wolna chata przez 2 miesiące. - mruknęłam do siebie biorąc telefon i dzwoniąc do przyjaciółki. Komuś muszę opowiedzieć dzisiejszy dzień.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro