Rozdział 26

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Po gorącym prysznicu i umyciu zębów, zawinięta w ręcznik przeszłam do garderoby, aby wybrać strój. Zdecydowałam się na długie, czarne, skórzane spodnie i bokserkę w tym samym kolorze. Na nogi założyłam ciemne Conversy, a do każdego buta schowałam nóż. Wróciłam do łazienki, aby zrobić makijaż, którym jak zwykle był Smoky Eyes i czerwona szminka. Z garderoby wzięłam jeszcze skórzaną kurtkę, w której dopiero co się spostrzegłam była specjalna, wewnętrzna kieszonka, idealna to schowania pistoletu, co też uczyniłam. Z bronią zawsze czułam się pewnie, niby wiem, że jest ona narzędziem do zabijania, ale tak właściwie to teraz należę do gangu. Muszę się przyzwyczaić do bycia mordercą.

Skończywszy swoje bardzo inteligentne przemyślenia przejrzałam się jeszcze w lustrze, a następnie zeszłam na dół, gdzie czekali już chłopcy.

- Hej.- przywitałam się, a oni odpowiedzieli tym samym.- Jedziemy?

- Jasne.

Wszyscy weszliśmy na wcześniej przygotowane ścigacze i ruszyliśmy na stary tor w centrum. Po około 15 minutach szybkiej jazdy, byliśmy u celu. Kocham to miejsce, ta atmosfera, adrenalina, zapach benzyny i palonej gumy... To można znaleźć tylko tu.

- Musimy jechać się zapisać, czy Luke to już zrobił? - zapytałam

- Luke nas zapisał będzie 6 tur. Od nas jedzie 7 ludzi. W pierwszej turze jedziesz ty i Simon, w drugiej Ash, później Pat, Jake, ja, a w ostatniej Nath. Także za każdym razem wygramy. - wyjaśnił Tom

- Czemu wszyscy jedziecie pojedynczo, a ja mam niańkę?- zapytałam

- Bo nie do końca wiemy jak jeździsz, a chcemy to wygrać.

- Luke wam nie powiedział?- zapytałam zdziwiona.

- Czego?

Chciałam już odpowiedzieć, ale uniemożliwił mi to głos Luke'a z głośników proszący pierwszych zawodników na start.

- W pierwszej kolejności ścigają się: Jakiś typek o ksywce Szybki. Bardzo oryginalnie.- zaśmiał się organizator, po czym wymienił jeszcze dwa pseudonimy, częstych moich konkurentów.- Znany nam wszystkim, ale niekoniecznie lubiany Robert, oraz królewska para. Pierwszy raz biorą udział w jednym wyścigu. Maya i Simon. Już się nie mogę doczekać, kto okaże się lepszy.

Spojrzałam zdziwiona na chłopaka, ale on tylko wzruszył ramionami. Następnie swój wzrok skierowałam na resztę chłopaków, którzy tym samym zaskoczonym wzrokiem spoglądali na mnie. Powtórzyłam gest bruneta i ubierając kask usiadłam na moim moto. Przed nas wyszła jakaś skąpo ubrana tapeciara, a gdy czarno-biała chusta w kratę wylądowała na ziemi, z piskiem opon ruszyliśmy. Simon miał chyba podobny do mnie styl jazdy bo oboje daliśmy objąć prowadzenie Robertowi. Ja jechałam druga, a za mną był brunet. Mieliśmy do przejechania 4 okrążenia, ale po drugim znudziła mnie jazda 160 km/h więc przyśpieszyłam wyprzedzając czarnowłosego, a mój nauczyciel strzelania poszedł w moje ślady. Uśmiechnęłam się pod nosem, bo tym sposobem w grze została tylko nasza dwójka. Jeszcze bardziej przyśpieszyłam, ale chłopak nie pozostawał mi dłużny. I tak przez następne kółka zmieniliśmy się na prowadzeniu. Biedny Luke, rano nie będzie mógł gadać przez to jak się teraz wydziera. Na ostatniej prostej przyśpieszyłam maksymalnie jak mogłam, zostawiając Simona w tyle i wygrywając wyścig.

- Jednak nasz król wyścigów, nawet nie może się porównywać do królowej.- zaśmiał się Luke. - Przykro mi Simon, ale od dzisiaj będziesz chyba tylko księciem.

Wszyscy wspólnie zaczęliśmy się śmiać, a do mnie podeszli ludzie, aby pogratulować wygranej. W pewnym momencie poczułam jak moje nogi odrywają się od ziemi, a jakieś ręce zaciskają się na talii. Szybko się odwróciłam w tamtą stronę i zobaczyłam Toma, który właśnie sadzał mnie sobie na barana. Zaśmiałam się głośno, a tłum do mnie dołączył.

- Widać, że nasza królowa nie tylko na ścigaczu umie jeździć.- usłyszałam przesiąknięty kpiną głos Roberta.

Tom odwrócił się w stronę z której dochodził dźwięk, a ponieważ ja dalej siedziałam mu na ramionach, także byłam zwrócona twarzą w twarz z czarnowłosym.

- Oj Roberciku, widzę, że ktoś Ci solidnie obił mordę... Musiało boleć. Pewnie nawet zemdlałeś.- zakpiłam

- No taka jedna dziwka się na mnie rzuciła, ale ktoś w końcu ją nauczy dobrych manier.

- Dać się pobić dziewczynie, aż taki słaby jesteś?- zaśmiał się Tom

- Ej.- warknęłam uderzając go po głowie.- Ja mam po prostu dużo siły.

- A więc to ty, go pobiłaś. Moja krew.- stwierdził klepiąc mnie lekko po kolanie, na co ja zachichotałam.

- A co do ciebie.- zwróciłam się do Roberta.- Przyszedłeś mi pogratulować wygranej, czy pokazać wszystkim jak słabo się bijesz?

- Raczej powiedzieć, że jeszcze się doigrasz szmato.

- Śmieszne.- zaśmiałam się.- Ty myślisz, że dasz radę mi coś zrobić?

- Tak. Nawet chowanie się za gangiem Mark'a ci nie pomoże. A w ogóle pytam z ciekawości. Z którym z nich sypiasz za ochronę? A może z wszystkimi?

- To ty serio nie wiesz?- Tom zaczął prawie płakać ze śmiechu. - Podobno masz taki nowoczesny gang, który wie o nas wszystko, a nawet naszych członków nie znasz.

Chłopak postawił mnie na ziemi i wskazał ręką.

- Robercie poznaj Maye, nasz najnowszy nabytek. Słonko - zwrócił się do mnie.- To Rob. Boss wrogiego gangu.

- Jesteście tak kiepscy, żeby werbować dziewczynę.- teraz to on prawie płakał ze śmiechu.
Wyjął pistolet i zaczął go kręcić na palcu.

- Może od razu Cię zabiję, o jednego, nawet tak kiepskiego, ale dalej przeciwnika mniej.

O nie. Czy on myśli, że może mi grozić?! Udając spanikowaną, kucnęłam na ziemi, niepostrzeżenie wyjmując nóż.

Wstałam ostrożnie z parteru.

- Proszę, nie rób mi krzywdy.- odezwałam się płaczliwym głosem. Nawet nie wiedziałam, że jestem, aż tak dobrą aktorką.

Robert dalej celując do mnie z broni zaczął się śmiać, a ja korzystając z jego nie uwagi, zdejmując uprzednio zawleczkę, rzuciłam nożem. W taki sposób, żeby wytrącić mu spluwę z ręki. Co zresztą mi się udało. Nasza broń wylądowała cztery metry za nim, a chłopakowi z ręki ciekła krew. Już chciał wyciągać inną broń, ale byłam szybsza i skierowałam w jego stronę lufę pistoletu.

- E.e.e. Nie tak szybko.- zaśmiałam się. - Co dalej myślisz, że dziewczyny są słabe?

- Tak.- oznajmił, a zza jego pleców kilku chłopaków wymierzyło broń w moją stronę. - Co teraz opuścisz spluwę?

- Nie. - zaprzeczyłam, gdy poczułam jak moi przyjaciele wyciągają pistolety. - Przykro mi Rob, w tym całym zamieszaniu ty jeden nie masz broni i dobrze wiesz, że jesteś na przegranej pozycji.

- Za chwilę rozpoczyna się drugi wyścig.- dobiegł z głośników głos Luke'a.

- To co? Ładnie przeprosisz Mayę i rozchodzimy się w pokoju, czy ma dziewczyna strzelić, w tym samym czasie co my w twoich sługusów?- zapytał Tom

- A skąd mam wiedzieć, czy jak my opuścimy broń, wy zrobicie to samo?

- Bo nie masz innego wyjścia, niż nam zaufać?- zapytałam ze śmiechem, a chłopak po rozważeniu moich słów lekko kiwnął głową, a jego przydupasy schowali pistolety. My zrobiliśmy to samo, a oni potulnie odeszli.

- Twój nóż.- odezwał się jeszcze Rob, rzucając wspomniany wcześniej przyrząd prosto w moją klatkę piersiową.

Wiedziałam, że jak się schylę, to któryś z moich towarzyszy oberwie bronią przeznaczoną dla mnie. Szybko, ponownie wyjęłam pistolet i nim zablokowałam lecąc nóż, tak, że się odbił, a gdy on już nie zagrażał mojemu życiu, strzeliłam mojemu prawie oprawcy w udo.

- Ups.- powiedziałam udając współczucie. - A co do was. - zwróciłam się do reszty. - Radzę nie strzelać, a zabrać waszego szefa do lekarza, bo się wykrwawi.

Spojrzeli na nas. Mieliśmy przewagę liczebną, a Rob tracił sporo krwi. Schowali broń, a swojego szefa zapakowali do samochodu i ruszyli z piskiem opon.

- Ja pierdole Maya! Myślałem, że już po tobie!- krzyknął Tom, mocno mnie przytulając.

- Wyluzuj. Wszystko dobrze. - powiedziałam oddając uścisk.- Ash zaraz masz wyścig.

- A no tak. Na pewno wszystko dobrze?- zapytał mój kuzyn

- Tak. Jedź i wygraj.

- Dla ciebie wszystko. - zaśmiał się i pojechał na start.

- Jesteś niesamowita. - stwierdził Pat.- Do gangu należysz od kilku dni, taki sam czas o nas wiesz, a już bez żadnego uszczerbku, ze swojej strony, dajesz radę pobić i postrzelić, naszego największego wroga. Oprócz tego wygrałaś wyścig i to w przeciągu nie całych 24 godzin.

- Widzisz mówiliśmy, że do nas pasujesz.- zaśmiał się Nath, a my dołączyliśmy do tego napadu radości.

- Ile jeszcze będą trwać te wyścigi?- zapytałam

- Każdy wyścig z przerwą trwa 15 minut, a zostało jeszcze 5 wyścigów. Więc godzinę piętnaście. - powiedział Sam.

- A spoko. Myślałam, że dłużej. Idziemy kibicować?

Chłopcy się zgodzili, więc pojechaliśmy w pobliże toru i stamtąd oglądaliśmy wyścigi. Jedna rzecz mnie dziwiła. Zwykle jak tylko byłam na torze, nawę jeśli jedynie kibicowałam, nie odstępował mnie tłum wielbicieli. Nie to, żebym była płytka, czy coś, ale się do tego przyzwyczaiłam. Gdy powiedziałam o swoim odkryciu Tomowi ten się zaśmiał i wytłumaczył.

- Boją się. Nie dość, że siedzisz z członkami najniebezpieczniejszego gangu, to jeszcze sama do niego należysz, a przed chwilą postrzeliłaś człowieka, który rzucił w ciebie nożem.

No dobra. Miał rację, też bym się nie zbliżała do takiej osoby, wzruszyłam ramionami i patrzałam jak do mety zbliża się Patrick. Oczywiście wygrał, zresztą jak i wcześniej Ash.

2 godziny później już w domu kładłam się spać. Wszyscy z naszej grupy zwyciężyli, co nikogo zresztą nie zdziwiło. A ja dzisiaj pierwszy raz w życiu postrzeliłam człowieka. Nawet nie wiem, czy on dalej żyje, bo najprawdopodobniej trafiłam w tętnice. Ale szczerze powiedziawszy, nie mam żadnych wyrzutów sumienia. Może rzeczywiście jestem bezuczuciowa.

Z tą myślą odpłynęłam do krainy snów.

_____________________
1000 WYŚWIETLEŃ!!!!!!!! KOCHAM WAS PO PROSTU I BARDZO WAM DZIĘKUJĘ!!!!!!!!

Buziaki
Vera__18

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro