Rozdział 37

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Gotowi? - zapytał Ash, który robił za sędziego. 

Zanim do niego podeszliśmy, zdjęłam jeszcze bluzę i koszulkę, także teraz byłam jedynie w sportowym staniku i krótkich spodenkach. Noże też odłożyłam, żeby nie krępowały mi ruchów.

- Gotowa. - powiedziałam.

- Ja też. - zgodził się Simon. - Ale to nie sprawiedliwe, że ona jest w samym staniku. Nie możesz ćwiczyć w koszulce?

Wszyscy zaczęliśmy się śmiać, ale prawda jest taka, że mogłabym, tylko po co? Rozpraszanie go jest ciekawsze.

- To też zdejmij koszulkę. - zaproponowała Ana, a ja jej posłałam krzywe spojrzenie.

Simon widząc to uśmiechnął się i jednym ruchem zdjął bluzkę. Kurwa. Teraz to ja się będę rozpraszać, bo klatę to on ma niezłą. Nie. Maya, skup się. Przeniosłam wzrok na jego oczy, ale widząc jego rozbawienie, wiedziałam, że muszę go skopać.

Dziewczyna pomogła mi założyć rękawice bokserskie, a Ash pomógł Simonowi.

- To zaczynamy?- upewnił się mój kuzyn, a my skinęliśmy głowami. - Walczycie, do momentu, w którym jedna osoba będzie leżała na ziemi, lub ktoś nie będzie zdolny do dalszej walki.

Na znak Ash'a zaczęliśmy walkę. Na początku krążyliśmy wokół siebie, starając się jakoś przebić przez obronę. Pierwszy atak zadał brunet, ale szybko go zablokowałam, dodatkowo wykonując kopnięcie z półobrotu trafiając chłopaka w bok. Szybko się cofnęłam i nie czekając na jego ruch sprzedałam mu prawego sierpowego. Widząc chwilowe zdezorientowanie Simona, wykorzystałam to zadając mu kolejny cios, ale chłopak w tym samym czasie kopnął mnie w brzuch. Odruchowo się cofnęłam i zaczęliśmy dalej krążyć wokół siebie. Ponownie przebiłam się przez jego obronę, zadając dwa ciosy w twarz, przez które chłopak upadł.

Zaśmiałam się głośno i pomogłam chłopakowi wstać.

- Kiepski jesteś.

- Nie każdy jest mistrzem boksu.- zaśmiał się Simon.

- Nieźle go skopałaś, mała. - oznajmił Luke, którego dopiero teraz zauważyłam.

- Luki! Walczysz ze mną?- zapytałam

- Nie dzięki, mam jeszcze lekcje, a dziwnie by na mnie patrzyli, gdybym przyszedł z limo pod okiem.

- Będę ostrożna.- prosiłam

- Nie ma szans.- oświadczył, a ja zrobiłam niezadowoloną minę. - Z Ashem powalcz.

- Pojebało Cię.- stwierdził mój kuzyn. - Lubię swoją twarz.

- Nieważne.- zaśmiał się Luke. - Nie to mnie tu sprowadza. Za trzy dni wyścigi. Mark się pyta, czy ktoś z was jedzie.

- Ja. - pisnęłam, a mój nauczyciel śmiał się z mojej reakcji. - Nie wiem co cię tak bawi.

- Nie nic. Simon?

- Jeśli się nie będę musiał z nią ścigać. - oznajmił wskazując na mnie. - To biorę udział. Mała psuje mi reputację króla ulicy.

- Już tylko księcia. - zachichotałam przypominając sobie wyścigi na których go pokonałam.

- Cicho bądź.

- Ash?- przerwał naszą sprzeczkę Luke.

- Jasne.

- Ana?

- Ja?- zdziwiła się dziewczyna. - Myślałam, że to sprawy gangu.

- No bo są, ale i tak ja organizuję wyścigi, a muszą być ludzie z poza naszego kręgu, bo inaczej nie będzie zabawy. To jak jedziesz?

- Spoko, ale zapisz mnie do jakiejś tury, w której nikt od was nie jedzie. Potrzebuje kasy.

- Nie ma sprawy słońce, ale wiesz, że wtedy stawka jest niższa?

- Wiem.

- No dobra. To wszystko. Ćwiczycie dalej, a ty Simon przyłóż lepiej lód do oka, bo będzie limo.- zaśmiał się i wyszedł, a ja spojrzałam na bruneta.

- Ups. Sorry. Nie chciałam. - powiedziałam.

- Spoko, mała. Będę żyć.- zaśmiał się, ale po chwili spoważniał. - Ty wiesz, że na wyścigu będzie Robert i jego ludzie?

- Jak się będzie szczypał to znów straci trochę krwi. - wzruszyłam ramionami, a chłopcy się zaśmiali, mówiąc, że dobrze mnie wychowali.

***

Reszta "lekcji", spędzona także na siłowni minęła spokojnie. Każdy walczył z każdym. Dowiedziałam się, że jestem najlepsza, więc będę walczyć z najtrudniejszym przeciwnikiem, więc najprawdopodobniej z facetem. W ogóle ciekawe, czy poza mną i Aną będą jeszcze jakieś dziewczyny. Z drugim najtrudniejszym przeciwnikiem walczy Simon, który pokonał Ane i mojego kuzyna, trzeci będzie Ash, a ostatnia Ana. Będzie ciekawie.

Po treningu razem z Aną skierowałyśmy się do mojego Ferrari, które miałam dziś odzyskać odwożąc dziewczynę.

Podeszłyśmy bliżej samochodu, a mi momentalnie zacisnęły się pięści

O moje czerwone cudeńko opierał się jakiś gość.

- Kto to jest?- warknęłam

- A to nie jest ten gość z wczoraj? Ten od przeprowadzek?

Zlustrowałam go wzrokiem i faktycznie to on, ale czemu on kurwa opiera się o moje auto.

- No i rodzice mi kupili to cudeńko na 18. - dokończył swoją opowieść wskazując na MOJE auto.

Plastiki, które go otaczały spoglądały na niego wzrokiem pełnym pożądania, a chłopcy z zazdrością.

- Niesamowita historia. - prychnęłam podchodząc bliżej.

- O, hej Maya. Masz może ochotę się przejechać moim nowym autem?- zapytał, a ja miałam mu ochotę przypierdolić.

- Jasne.- chyba nie takiej reakcji oczekiwał.

- A twój chłopak nie będzie zazdrosny?

Na słowo chłopak większość z tu obecnych zaczęła się śmiać.

- Maya i chłopak?- zakpił jakiś brunet. - To tak jak... nie wiem... Simon i dziewczyna. - okey... Dobre porównanie. - Ona nie bawi się w związki. Woli przygody.

- A skąd ty to wiesz?- zapytałam wskazując na niego palcem

- Spałaś kiedyś ze mną, a potem kazałaś się pierdolić, gdy chciałem cię zaprosić do kina.

- Serio?- zdziwiłam się, ale było to prawdopodobne. - Nie pamiętam. No, ale nie ważne. Wracając do tematu, to co mogę się przejechać MOIM autem.

- Jak to twoim? - zapytał ten brunet. - To auto Michela. - spojrzałam zdezorientowana, a on palcem wskazał właściciela mojego auta.

- Jednak nie. - powiedziałam machając kluczykami na palcu. - To co? Mogę się przejechać?

- Jesteś złodziejką. Ukradłaś mi kluczyki. - udawał chłopak, a ja z Aną zaczęłyśmy się śmiać.

- No chyba nie. To udowodnij, że auto jest twoje. Czy ktoś z was widział kiedyś M..m... Jakkolwiek ci tam, w tym aucie?- zapytałam, a oni zaprzeczyli ruchem głowy.

- Ale ciebie też w nim nie widzieli. - zripostował

- Ana?

- To auto Mayi. - poparła mnie dziewczyna

- To twoja przyjaciółka, logiczne, że będzie cię kryć.

- Okey. Opinia Simona, Arthura i Asha ci starczy?- zapytałam wiedziałam, że jest to dobry kolega Asha, więc się zgodzi.

- Jasne. - powiedział pewny siebie, a ja wysłałam sms'a do chłopaków, żeby tu przyszli.

Po kilku minutach byli tutaj.

- Mała, wszystko dobrze?- zapytał Ash.

- Nie. Czy mógłbyś powiedzieć temu debilowi, żeby łaskawie odsunął się od mojego auta, zanim połamię mu wszystkie kości?- zapytałam wskazując na chłopaka.

- Michel, o co chodzi?

- Ta dziwka...- zaczął, a dłonie moich przyjaciół zacisnęły się w pięści.

Ash już chciał mu przyłożyć, ale złapałam go za ramię, co było nie lada wyczynem bo jest ode mnie sporo wyższy.

- Nie obrażaj jej. - warknął tylko.

- Co, będziesz bronić tej dziwki, którą pieprzyło pół szkoły?

- Mogę?- zapytałam Asha robiąc oczy dziecka proszącego o lizaka.

- Jasne, mała.- zaśmiał się, a ja ucałowałam go w policzek i odwróciłam się do debila.

- Trzy sprawy. Pierwsza: To chyba logiczne, że kuzyn mnie obroni. - zaśmiałam się widząc jego przerażenie - Druga: Większość osób która mówi, że mnie pieprzyła kłamie, bo chce sobie podnieść reputację. Trzecia. - powiedziałam kopiąc go w kroczę, a następnie, gdy się skulił z kolana w twarz. - To za nazwanie mnie dziwką. Dwa razy. A teraz może odsunąłbyś się od MOJEGO auta?!

- Spieprzaj...- zaczął, ale nie dane mu było skończyć, bo chłopcy do niego doskoczyli.

- Jeszcze raz, będziesz się czepiać Mayi, a będziesz trupem. - warknął Simon

- A od kiedy to szkolni gangsterzy, bronią zwykłej dziewczyny?- zapytał zarabiając kopniaka.

Prawda jest taka, że nikt ze szkoły nie ma pewności o tym, czy chłopcy należą do gangu, ale nazywają ich gangsterami, bo każdy wie, że jak ktoś im podpadnie, to urządzą tej osobie piekło.

- Od kiedy do nas dołączyła. - warknął Arthur. - A radzę Ci być wdzięcznym, że to my się tobą zajęliśmy, bo gdyby to zrobiła Maya, byłoby z tobą dwa razy gorzej.

- A teraz ładnie ją przeprosisz. - syknął Ash, a chłopak grzecznie wykonał jego polecenie.

Kiwnęłam głową, podziękowałam chłopakom, mówiąc, że w domu będę jakoś po 20, bo jadę do Any. Przyjaciele skinęli głową i odeszli.

- Mieszkasz z nimi?- zapytał jeden z przyjaciół debila, który dalej leży na ziemi

- Żeby tylko z tą trójką. - zachichotałam. - Ich tam jest zdecydowanie za dużo.

- A ile dziewczyn tam mieszka?- zapytał

- Coś ty taki ciekawski? Mieszkam tam ja i kilk...unastu chłopaków.

- Że co kurwa?- zdziwił się. - Nie przeszkadza Ci mieszkanie z tyloma facetami?

- Nie. - zakończyłam rozmowę.

Ignorując dalsze pytania podeszłam do drzwi kierowcy przy których dalej kulił się Michel, czy jakoś tak.

- Przesuniesz się?- zapytałam, ale chłopak nie ruszył się ani o milimetr, a w otwieraniu drzwi mi nie przeszkadzał, więc to zrobiłam, a następnie, w moich pięknych botkach na obcasie przeszłam po nim. Ignorując jego zduszone jęki, usiadłam na miejscu kierowcy, a w tym czasie Ana usiadła obok. Pomachałam i z piskiem opon wyjechałam, na drogę prowadząca do mojego rodzinnego domu.

___________________

okey, mamy kolejny rozdział, do końca zostało ich jakoś 10. Dziwnie mi będzie się rozstać z Mayą, Simonem i resztą, dlatego zastanawiam się nad drugą częścią. W komentarzach możecie pisać, czy chcecie, czy nie. Tylko od razu zaznaczam, że jak nadejdzie ten nieszczęsny wrzesień, to rozdziały będą pojawiać się rzadziej.

Do next'a

buziaki:*

Vera__18

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro