Rozdział 39

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

I tym o to sposobem stoję właśnie na środku ringu, patrząc na zdezorientowanego szatyna, podczas gdy sędzia mówi, kto będzie walczyć.

- Liceum imienia Karola Darwina, reprezentować będzie uczennica trzeciej klasy, Maya Marks. - ogłosił sędzia, a po chwili przeznaczonej na oklaski, kontynuował. - Walczyć będzie z uczniem ostatniej klasy szkoły imienia Dymitra Mendelejewa, Ben'em Green. Podajcie sobie dłonie.

Tsa ... W rękawicach trochę ciężko, więc przybiliśmy żółwia.

- Dajesz dziwko. - usłyszałam, na co jedynie lekko się uśmiechnęłam.

- Zaczynamy.

Na znak sędziego rozpoczęliśmy walkę. Chłopak od razu wyprowadził pierwszy cios celując w moją szczękę, ale zrobiłam unik i kopnęłam go z pół obrotu w brzuch. Gdy Ben się cofnął sprzedałam mu prawego sierpowego i kolejnego kopniaka. Czynność tą powtarzałam do momentu, w którym szatyn upadł.

- Pierwszą rundę wygrała szkoła Darwina. - oznajmił sędzia, podnosząc moją rękę do góry.

- Przykro mi kotek. Jednak z zabawy nici. - zaśmiałam się do zszokowanego chłopaka, który bez słowa poszedł do swojego trenera.

- Poszło łatwiej niż myślałam. - oznajmiłam Lukowi, siadając obok niego.

- Brawo mała. - krzyknęli moi przyjaciele, a ja zachichotałam.

- Dawaj Simon.

- A co dostanę jak wygram?- zapytał, a ja wzruszyłam ramionami. - Jak wygram to mnie pocałujesz.

- Okey, ale jak przegrasz, to przez miesiąc robisz mi codziennie naleśniki.

- Spoko.

Po chwili chłopak był już na ringu. Jego walka trwała odrobinę dłużej niż moja, ale brunet zwyciężył. Podszedł do mnie z szerokim uśmiechem, a ja zrobiłam smutną minkę.

- Aż tak nie chcesz mnie całować?

- Aż tak chciałam naleśniki. - wyjaśniłam smutna, ale zgodnie z umową zbliżyłam się do chłopaka.

Lekko musnęłam moimi wargami jego i szybko się cofnęłam.

- Ej. - jęknął, a ja razem z przyjaciółmi zaczęłam się śmiać.

- Ash. Twoja kolej. - powiedział Luke.

***

Pół godziny później, pierwsza z trzech części się skończyła. Mieliśmy na koncie 4 punkty, a szkoła Mendelejewa jeden, ponieważ Ana zremisowała ze swoim przeciwnikiem.

Za chwilę zaczynamy część drugą, podczas której mamy przerwę, bo liceum Mendelejewa, walczy z szkołą Lincolna. My w tym czasie siedzieliśmy na siłowni okładając worki treningowe.

- Przepraszam was. - powiedziała w pewnej chwili Ana, widząc nasze zdezorientowanie wyjaśniła. - Że przegrałam.

- Pojebało Cię? - wrzasnęłam wkurwiona.

- Przepraszam. - powtórzyła ze spuszczoną głową.

- Ty jesteś nienormalna!- krzyczałam- Serio myślisz, że masz za co nas przepraszać?! Ty nie przegrałaś, a zremisowałaś i każda osoba z naszej szkoły, która będzie miała o to do ciebie jakieś pretensje, niech skieruje się do mnie, a osobiście skopie mu dupe. Rozumiesz? - z każdym zdaniem mówiłam coraz spokojniej.

- Nie jesteś na mnie zła?- zapytała z nadzieją.

- Jestem.- stwierdziłam  - Ale o to, że pomyślałaś, że wkurwi mnie wynik jakichś jebanych zawodów. Nie obchodzi mnie to.

Ledwo skończyłam mówić, a małe ramiona owinęły się wokół mnie. Oddałam uścisk, do którego po chwili przyłączyli się także chłopcy.

- Spadać. To nasz przytulas.- mruknęłam, a wszyscy się zaczęli śmiać.

- A czemu w ogóle twój przeciwnik był taki zdezorientowany?- zapytała mnie Ana, gdy się od siebie odsunęłyśmy.

- Przed zawodami nazwał mnie dziwką i proponował szybki numerek. Zgodziłam się pod warunkiem, że pokona naszego reprezentanta. - tłumaczyłam.- Zapytał się kim jest ten facet. To powiedziałam, że Simon, w końcu jest najlepszym FACETEM w...

- W końcu przyznałaś, że jestem najlepszym facetem. - przerwał moje wyjaśnienia brunet, przytulając mnie od tyłu.

Przekręciłam oczami.

- Tsa..  Słysz to co chcesz... A poza tym radzę ci się odsunąć, chyba, że chcesz być kontuzjowany przed walką, a ja nie mam zamiaru walczyć z dwoma osobami.

Brunet nie miał okazji mi odpowiedzieć, bo drzwi sali się otworzyły, a do pomieszczenia wszedł Luke.

- No świetnie. Mieliście ćwiczyć, a nie się obściskiwać. - zakpił, a gdy chciałam zaprzeczyć ręką nakazał mi ciszę. - Luz Maya. Nie obchodzi mnie to. Skończyła się druga runda. Oczywiście wszystkie walki wygrał Mendelejew, ale wystarczy, że jedna osoba od nas wygra i mamy mistrzostwo.

Pokiwaliśmy głowami i ruszyliśmy za wychowawcą na sale.

***

Te walki zajęły jeszcze mniej czasu niż ostatnie. Nasza szkoła zajęła pierwsze miejsce, Mendelejew- drugie, a ostatni był Lincoln. Dostaliśmy tandetny puchar dla szkoły i dyplomy za udział, co teoretycznie powinno napawać nas dumą, ale nas jedynie rozbawiło.

Po całym "nagrodzeniu zawodników" poszliśmy dać puchar dyrektorowi. Nikomu się nie chciało przebierać, a że była właśnie przerwa, wszyscy uczniowie, albo pożerali nas wzrokiem, albo patrzyli jak na idiotów. No, ale co się dziwić, dwóch chłopaków w samych spodenkach bokserskich i dwie dziewczyny w stanikach sportowych i dresowych spodenkach, wydurniając się, idzie przez korytarz szkolny. Tsa... To musi być dla nich nie zapomniany widok...

- Ashi! Simonku!- pisnęła klasowa dziwka Megan, a my z Aną słysząc te zdrobnienia zwijałyśmy się ze śmiechu. - Coś się stało?

- Tak. - zaśmiałam się. - Ashi, Simonek i my jesteśmy troszkę zajęci. A ty nam przeszkadzasz.

- Nie z tobą rozmawiam. - oznajmiła lustrując mnie wzrokiem

- Napatrzyłaś się już? Sorry, ale nie gustuję w dziewczynach.

- Nie patrzę się na ciebie, tylko zastanawiam się jak można mieć do siebie tak mały szacunek, żeby chodzić do szkoły w samym staniku.

Słysząc to zdanie zaczęłam się śmiać tak bardzo, że aż płakać. Reakcja moich przyjaciół była identyczna.

- Mały szacunek mówisz?- wykrztusiłam w końcu

- A co? Głucha jesteś?

Zignorowałam dziewczynę, bo naprawdę nie miałam ochoty jej tłumaczyć terminu "strój sportowy", a tym bardziej wyjaśniać czemu przy walkach luźne stroje nie są wskazane.

Skocznym krokiem, trzymając Ane pod rękę ruszyłyśmy w stronę gabinetu Mark'a. Męska część naszej szkoły na ten widok patrzała jakbyśmy były wodą na pustyni.

- Maya?- zapytała szeptem moja przyjaciółka

- Hmm?

- Czemu oni wszyscy się tak gapią?- zapytała, a po niej widać, że była speszona.

Zatrzymałam się, a razem ze mną moi przyjaciele i zmroziłam wzrokiem tłum.

- Aż taki ciekawy widok?- zapytałam głośno.

- Ciekawy będzie jak pokażesz co robisz najlepiej w tym stroju. - odpowiedział jakiś chłopak.

Pięści Simona i Ash'a się zacisnęły, a ja po raz kolejny zauważyłam, że serio byłam ślepa.

- Taki jesteś odważny, to chodź tu. - oznajmiłam, a przyjaciele się zaśmiali.

Chłopak nie wiedząc o co chodzi podszedł do nas, a ja wzięłam od Ash'a moje rękawice, które zaczęłam ubierać.

- Yyy... Co ty robisz?- zapytał zdezorientowany chłopak.

- No prosiłeś, żebym pokazała co robię najlepiej w tym stroju.- odparłam udając zdziwienie. - A biorąc pod uwagę, że właśnie wygraliśmy turniej kickboxingu, to byłam pewna, że chcesz się bić.

- Yyy... Nie, dzięki... Wiesz, ja już muszę spadać... Yyy... No to pa. - powiedział i odszedł, a ja zaczęłam się śmiać.

- To jak? Ktoś z was chce? Czy wracacie do swoich zajęć?- zapytałam z kpiną tłumu, a oni posłusznie się rozeszli.

- Dzięki. - zwróciła się do mnie Ana, a po chwili zachichotała.- Jego mina, była powalająca.

Przyznałam jej rację, a kilka sekund później weszliśmy do gabinetu dyrektora.

- Hej Mark.- przywitałam się. - Mamy dla ciebie puchar.

- To było pewne. - zaśmiał się.- Mówiłem Lukowi, że to nie sprawiedliwe, brać waszą trójkę, to nawet nie było jak walka amatora z mistrzem.

Zachichotałam, bo taka prawda. Ana trenuje boks, chyba od 8 lat, a ja z chłopakami należymy do gangu... Nie można tu mówić o sprawiedliwym zwycięstwie.

- Weź przestań. - powiedziałam ze śmiechem. - To była fajna zabawa, a szczególnie moja walka z najlepszym zawodnikiem z Mendelejewa.

- A co było?- zapytał autentycznie ciekawy, a gdy mu wszystko opowiedziałam zaczął się śmiać.

Później Simon jeszcze opowiedział historię z przed gabinetu, a w końcu Mark zwolnił nas do domu na resztę dnia.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro