Rozdział dziesiąty.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

 Siedziałam na parapecie oparta czołem o zimną szybę, po której spływały srebrne krople deszczu. Znów śnił mi się umierający JJ. Minął od tego wypadku już tydzień, a mi nadal to się śni. Nie umiem o tym zapomnieć. Mój książę odszedł. Mój kochany, pijany książę JJ. Na pogrzebie miałam wrażenie, że ludzie patrzą na mnie jak na morderce. Tak. Zabijałam ale z tym skończyłam, a JJ'a i Jaymiego nigdy bym nie zabiła. Za bardzo ich kocham. 

Siedziałam na tym zimnym parapecie opierając się o jeszcze zimniejszą szybę. Obróciłam głowę i wpatrywałam się w puste łóżko. Nie było w nim ani George'a ani mnie. To był ten moment kiedy potrzebowałam jego dotyku, a on był albo wracał właśnie od rodziców. Przynajmniej Josh był w domu. 

Uznałam więc, że zejdę z parapetu i pójdę do kuchni napić się kawy. Wyszłam więc z pokoju i kierowałam się w stronę schodów lecz uznałam, iż zajrzę jeszcze do pokoju Josha. Uchyliłam lekko drzwi i spojrzałam przez szparę. Josh spał jak małe dziecko. Nawet ssał kciuk co mnie rozbawiło. Po chwili zamknęłam drzwi i zeszłam na dół po schodach. Zapaliłam w salonie światło i zobaczyłam kogoś za oknem. Przebiegał za nim. Zdziwiło mnie to więc wyszłam przed dom. Przy oknie, w foli była przyczepiona kartka, a na niej napis: ' Kolejny będzie on.' Nie wiedziałam o co chodzi. Przestraszyłam się. O co chodzi.? O Josha.? I kto to robi.? A co najważniejsze po co to robi.? W czym chłopcy mu przeszkadzają.?

Przerażona weszłam do domu i wstawiłam wodę na kawę. Po jakimś czasie woda się zagotowała i zalałam kubek z kawą. Poszłam do salonu i usiadłam na kanapie. Upiłam łyk kawy i spojrzałam na schody. Na górze stał zaspany Josh. Patrzył się na mnie ze zdziwieniem. Jakby widział mnie pierwszy raz w życiu. 

- Em... mam coś na twarzy Josh.? - Spytałam i spojrzałam na niego pytającym wzrokiem.

- Co.? Nie. Skądże. Zdziwiłem się tylko co robisz na dole o tak później porze. Przecież jest czwarta nad ranem. - Odpowiedział schodząc po schodach oraz kierując kroki w moim kierunku.

- Tak. Wiem... ale widzisz... nie mogę spać. 

- Jak do ciebie zaglądałem przed pierwszą spałaś...

- Tak... spałam... - Odpowiedziałam patrząc w wnętrze mojego kubka.

- Eh... znowu śnił ci się JJ.?

- Tak. 

- Znowu ta sama scena jak rozumiem... rozumiem. Mnie też to boli ale bez przesady złotko. Twoje koszmary i łzy nie zwrócą nam JJ'a i Jaymiego... a zmieniając temat... George już jest.? - Josh usiadł na kanapie i objął mnie ramieniem.

- Nie. Jeszcze nie. Boję się o niego. Miał przecież wrócić do drugiej. Śmierć odebrała mi... nam, już JJ'a i Jaymiego. Jak zabierze mi... nam jeszcze Geo to ja tego nie przeżyje. Ciebie też mi nie może odebrać, Josh.! Obiecaj, że mnie nie zostawisz. - Powiedziałam wtulając się w tors Josha... przy okazji zmoczyłam mu koszulkę.

- Chciałbym lecz nie mogę. Nie chcę umrzeć ale jeśli taka będzie wola śmierci... to niech mnie weźmie.

Rozpłakałam się jeszcze bardziej. Niech śmierć mi zostawi chociaż Josha i Geo. I tak zabrała mi już za dużo ludzi, których kocham. 

Josh poszedł po laptopa i włączył mój ulubiony film. Wiedział, że to poprawia mi nastrój. Lubię horrory. W większości nie są straszne, ale zawsze poprawiają mi nastój. 

*

Po zakończeniu się filmu spojrzałam na zegarek. Było około szóstej, a George'a nadal brak. Zbladłam. Poczułam, że moje oczy szarzeją. Oznaczało to, że się boję. Rzadko się to zdarzało. Lecz jeśli się tak działo oznaczało to, że jest ze mną źle.

Nagle zobaczyłam, że dzwoni mój telefon. Wstałam z kanapy i odebrałam.

- Dzień dobry. Przepraszam jeśli panią budzę ale... - Odezwał się głos w słuchawce.

- Kim pan jest.? Co się dzieje.? O co chodzi.? - Spytałam zaniepokojona.

- Zna pani George'a Shelley'a.? - Spytał głos.

- Tak. Owszem. To mój chłopak. O co chodzi.? - Zapytałam starając się opanować.

- Pan George miał wypadek. Jest w szpitalu. Właśnie nie dawno się obudził i poprosił aby do pani zadzwonić.

Nie odpowiedziałam. Stanęłam przed lustrem w salonie. Byłam blada jak kartka, a moje tęczówki były prawie w takim samym kolorze co białka oczu. Traciłam czucie w nogach. Upadłam na ziemię, lecz nadal trzymałam telefon przy uchu. Podbiegł do mnie Josh.

- Halo.? Jest tam pani.? Halo.? - Dopytywał lekarz. - Coś się stało.?

- N... n... nie... - Powiedziałam ledwo łapiąc dech. - Dz... dziękuję za informację... mogę przyjechać się z nim zobaczyć.?

- Oczywiście.

- Dziękuję... - Powiedziałam po czym się rozłączyłam.

Josh spytał się o co chodziło i kto dzwonił. Cała zapłakana powiedziałam mu o co chodziło. Josh zamarł tak jak ja na początku. Siedzieliśmy pod śnianą w milczeniu. Niezręczną ciszę przerywały tylko krople deszczu. 

Czując iż odzyskałam czucie w nogach poderwałam się i poszłam do kuchni jak zahipnotyzowana. Otworzyłam szufladę ze sztućcami i wyjęłam nóż. Ostrze przyłożyłam sobie do nadgarstka i gdyby nie interwencja Josha nie żyłabym. Josh wyrwał mi nóż z ręki na skutek czego przeciął sobie dłoń. Nie reagując na szkarłatną ciecz sączą się z dłoni Josh przerzucił mnie przez swe ramię i rzucił na kanapę. Po tym czynie poszedł do kuchni po opatrunek i bandaż elastyczny. Opatrzył sobie rękę po czym oświadczył, że jedziemy do szpitala.

*

W drodze do szpitala nie odezwałam się ani słowem. Josh cały czas coś nawijał, a ja patrzyłam się w niebo nie chcąc słuchać kazania. Czułam się jak małe dziecko, które coś zepsuło, a rodzic je za to ochrzaniał. Przepraszam, że się martwię i, że dla George'a zrobię wszystko. Bez wyjątku.

Gdy dojechaliśmy do szpitala i wpuścili mnie do sali, w której znajdował się George łzy napłynęły mi jeszcze bardziej do oczu. George wyglądał jak jedno wielkie chodzące nieszczęście. Podeszłam do łóżka szpitalnego i nachyliłam się nad nim.

- Witaj kochanie - Powiedział tak cicho, że prawie go nie usłyszałam.

- Cii. Nic nie mów. Nie masz na to siły. - Odpowiedziałam ocierając łzy.

- Ej, skarbie. Nie płacz. Jakoś z tego wyjdę, a siłę mam. To ty dajesz mi siłę - Wypowiedział równie cicho jak poprzednie zdanie.

Nachyliłam się żeby go pocałować. Po pocałunku zobaczyłam, że George lekko się uśmiecha. Patrzyłam jak zasypia z uśmiechem na ustach. Musi odpoczywać. Musi się z tego wylizać. Musi. George będzie w śpiączce przez jakiś czas. Za tydzień lekarze mają podać mi diagnozę.

__________________________________

Jak się podoba.? Mam nadzieję, że chociaż trochę ciekawe ~Haiaxx

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro