Rozdział jedenasty.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Od wypadku George'a minęły cztery dni. Całom dzisiejszą noc spędziłam w szpitalu na korytarzu. Ludzie płakali i pocieszali się nawzajem. Wszędzie śmierdziało chorobą i różnymi lekami. Albo mój zmysł węchu płatał mi figle albo czułam zapach śmierci. Cały czas obawiałam się najgorszego. Co ja zrobię jak Geo nie wybudzi się z śpiączki.? Co zrobię jak umrze.? Chciałabym żebym to ja leżała w tej sali zamiast niego. Miałam nadzieję, że lekarze może lekarze już zapoznali się z diagnozą i powiedzą mi co z Geo. Niestety nie stało się tak. Wpuścili mnie jednak do sali. Usiadłam obok George'a i dotknęłam jego zimnego policzka. Po chwili dotknęłam jego lewej piersi. Serce nadal biło. Strasznie się ucieszyłam. To oznaczało, że jest nadzieja. Jest nadzieja, że żyje i, że będzie dobrze. 

Siedziałam u George'a z godzinę. Później musiałam iść. Nie chciałam go zostawić ale obiecałam Jaymiemu i JJ'owi, że ich odwiedzę, a nie lubię nie dotrzymywać słowa. I jeszcze Josh miał po mnie przyjechać, czego oczywiście nie zrobił, bo po co.? Lepiej gnić przez telewizorem z piwem albo sokiem w łapie i psuć sobie wzrok. 

Wyszłam ze szpitala w pośpiechu i złapałam autobus, który miał przystanek niedaleko cmentarza. Gdy przeszłam przez bramę udałam się piaszczystą alejką, która prowadziła na miejsca spoczynku JJ'a i Jaymiego. Gdy w końcu doszłam do zakrętu w prawo, który prowadził do grobów chłopaków zobaczyłam coś co mnie zdziwiło. Nad grobem Jaymiego stał jakiś wysoki mężczyzna ubrany w ciemny płaszcz i czarne rurki. Byłam zdumiona. Podeszłam bliżej. ' Może to jego ojciec, albo brat' - pomyślałam i zaczęłam iść szybszym tempem. Gdy byłam już około siedem kroków przy mężczyźnie przyjrzałam się mu. To nie był nikt z rodziny Jaymiego. Twarz wydawała mi się znajoma lecz nie widziałam jej całej przez kaptur od bluzy, która zapewne znajdowała się pod płaszczem. Chłopak obrócił się w moją stronę po czym speszony zrobił obrót o sto osiemdziesiąt stopni i zaczął iść... iść.? Prawie biegł. 

Gdy się obracał coś wypadło mu z kieszeni.  Podniosłam kawałek kartki i krzyknęłam, żeby wrócił, bo coś mu wypadło. Nie wrócił. Nie chciałam być wścibska ale w końcu nie wytrzymałam i otworzyłam złożoną na pół kartkę ' Nie chciałem mu tego zrobić. Nie wiedziałem, że to się skończy w taki sposób. Lecz wydaje mi się, że to nie z mojej winy leży teraz pod ziemią. Mam wrażenie, że to przez nich. Przez nich i przez Ciebie Cat.! Tak Cat. Wiem, że to teraz czytasz. Jesteś zbyt ciekawska aby nie przeczytać tej kartki. Wiedz, że JJ i George nie byli ostatni. Został jeszcze Josh. Wy odebraliście mi jego, to teraz ja odbiorę Wam to na czym najbardziej wam zależy. Zawsze byłaś samotna, a w końcu masz przyjaciół, a nawet chłopaka. Zależy Wam na sobie nawzajem, więc odwdzięczę się Wam tym samym. Skoro Wy zabraliście mi Jego, za zabiorę Wam  siebie nawzajem.' Co.? My nic nie zrobiliśmy Jaymiemu.! Jaymi zabił się bo Olly z nim zerwał. My go nie dobijaliśmy. Nawet o tym nie wiedzieliśmy. Dowiedzieliśmy się o tym w dzień jego śmierci bo napisał to w liście. Kocham Jaymiego i nigdy nie zabiłabym go. Nigdy nie doprowadziłabym aby się załamał. N i g d y.!

Uklękłam przy grobie Jaymiego i zaczęłam z nim rozmawiać. Dobrze, że ta część cmentarza nie jest tak osadzona grobami i jest po prawej stronie dużo miejsca. Dzięki temu obok grobu Jaymiego znajduje się grób mojego pijanego księcia, JJ'a, przez co mogę z nimi rozmawiać jednocześnie, co mnie bardzo cieszy.

- Jaymi kto to był.? To Olly.? Ten t w ó j Olly.? Ten przez, którego się zabiłeś.? No bez jaj.! Skąd on wie jak mam na imię.?! - mówiłam prosto do nagrobka co mogło wydawać się dość dziwne.

Po chwili zobaczyłam ciemność. Tylko ciemność. Tą ciemność, której tak się bałam. Zemdlałam.

Po jakimś czasie obudziłam się, lecz nadal widziałam tylko tą cholerną ciemność. Słyszałam coś. Jakieś jęki i dźwięki jakby ktoś uderzał w coś miękkiego.

- On umrze, na twoich oczach. - Usłyszałam szept. Ten głos. Znam go. To... to Olly.

Zaczęłam się szarpać i rzucać jakbym dostała napadu padaczki. Chciałam coś powiedzieć ale miałam coś na ustach. Zapewne taśmę. Tego nie wiem. Po chwili zobaczyłam zmasakrowanego Josh'a. Jego twarz wyglądała koszmarnie. Pluł krwią. Zamknęłam oczy.

- No patrz na swojego przyjaciela. Żywego widzisz go ostatni raz. - Usłyszałam czyjś śmiech. 

Na chwilę uniosłam powieki. Dwaj mężczyźni, ubrani na czarno oraz w maskach podeszli do Josha i uderzyli go po obu stronach twarzy kastetami. Po chwili dostał jeszcze trzy razy od każdego w brzuch. Znowu wypluł krew.

- Ale z ciebie pokręcony sukinsyn.! - Wrzasnął Josh resztkami sił. - To t y z a b i ł e ś Jaymiego, a nie my.!

- Łżesz.! Nigdy bym mu tego nie zrobił.! - Krzyknął Olly.

- A jednak... - Wydyszał Josh.

Mężczyźni na chwile odeszli, a po moim policzki spłynęły łzy. Olly jest nie zrównoważony psychicznie.! Niech się psychopata leczy.! 

Po około dziesięciu minutach faceci w czerni wrócili. Zaczęli bić Josha. Na palcach mieli sygnety. Sygnety zahaczały o ciało Josha i rozrywały co, któreś uderzenie skórę. Starałam się krzyczeć. Niestety nie udawało mi się. 

Po jakimś czasie znowu dostałam czymś w głowę i widziałam tylko czerń.

Gdy się obudziłam leżałam na ziemi. Sznurów z rąk i nóg nie było. Tego co miałam na ustach też. Nie było nawet tego krzesła do którego byłam przywiązana. Rozejrzałam się po pokoju. Po mojej lewej stronie leżał Josh. Był cały zakrwawiony. Przysunęłam martwe cało i położyłam jego głowę na swoich kolanach. Z moich oczu wypłynęło morze łez. Zaczęłam głaskać jego włosy.

- Spoczywaj w pokoju Josh. Może tam ci będzie lepiej. - Powiedziałam przez łzy i pocałowałam go w policzek. 

Wyszłam przed dom. Zobaczyłam, że przy schodach leży mój telefon. Podniosłam go i wybrałam numer na policję.

Funkcjonariusze przyjechali po trzydziestu minutach i wypytali mnie co się stało. Opowiedziałam wszystko płacząc. Powiedziałam, kto to zrobił. Olly musi za to zapłacić. Musi zapłacić za to co zrobił chłopcom. Mieli przez sobą jeszcze całe życie, a on ich zamordował. I to z zimną krwią. Mam nadzieję, że policja go złapie i wsadzi do więzienia. Żaden z nich nie zasługiwał na śmierć.

Tylko nurtuje mnie jedno pytanie... dlaczego on nie zabił mnie.?

 _____________________________

I jak.? :) ~HAIAxx

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro