Rozdział III

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

•Pov.Dream•

Cóż, pierwszy dzień mojej pracy minął całkiem szybko i pracowicie. Udało mi się przedostać do kuchni i za pomocą mojego przyjaciela George'a (Który mi pomógł, co prawda ciężko go było przekonać do tego że to tylko "zapasy na czarną godzinę" Ale w końcu się udało i zgodził się mi pomoc), zabraliśmy prawie dwie torby jedzenia a następnie samemu udało mi się załatwić jedną zbroje dla mnie. Oczywiście nie mogę powiedzieć że tym razem pomógł mi Gogy bo wtedy mógł byś nabrać zbyt dużo podejrzeć więc tym razem zrobiłem to sam, było ciężko ale skuteczne. Dokładniej
+dwie torby jedzenia
+Żelazna zbroja
Jak ja się cieszę że kiedyś Skeppy Zaprowadził mnie do zbrojowni i pokazał jak one wyglądają i inne, nawet mogłem je przymierzyć!
Zabrałem cały mój dzisiejszy łup w pewno miejsce w bramie, nikt zbyt o nim nie wiedział z racji na to że jest nowe a dokładniej po prostu mała, wykopana dziura przykryta skrzynkami. Wydaje się głupie ale dalej puki działa to jest dobrze. Jutro zostało mi zabrać jeszcze jedną zbroje i konie, no ewentualnie jakiś większy ekwipunek ale to z czasem.
Tak wlaśnie minął mi pierwszy dzień przygotowań.

Drugiego dnia obudziłem się ok. 9:00 więc też w miarę wcześnie ale wracając, wykonując swoją poranną rutynę myślałem jak mam zdobyć konie. Nie będzie to łatwe bo nocami w tamtych okolicach patrolują rycerze.... Chociaż! Wiem, od około 23:30 do 24:00 strażnicy mają zmianę czyli przez chwilę nie są na miejscu. Jeśli udało by mi się w tym czasie zabrać konie nikt nie powinien się zorientować.
Cały dzień myślałem nad planem, doskonałym z końmi lecz trzeba też dodać że udało mi się również zdobyć jeszcze jedną zbroje chociaż teraz będę musiał się spieszyć bo w pewnym momencie jakiś rycerz zauważy braki ale narazie nikt nic nie widzi więc dalej jest dobrze. Ale wracając, tak wlasnie następnie po obmysleniu wszystkiego i zebraniu przedmiotów minął mi dzień drugi.

Dnia trzeciego [Czuje sie jakbym pisała jakaś Biblie] udało mi się zorganizować również Banderze, to dzisiaj był dzień ucieczki z zamku i jak by o tym nie myśleć szczerze zaczeły mnie dobierać wyrzuty sumienia, bo jak by na to nie patrzeć to zostawiam tu teraz ze o ich przyjaciół którzy mi zawsze pomagali, swojego opiekuna Bad'a który też zawsze chciał dla mnie jak najlepiej i nawet sr. Skeppy'iego którego można powiedzieć że wykorzystałem... Szczerze to dzisiejszego dnia nie miałem ochoty nic zbytnio robić ale jednak obozki wzywają, na początku mogę śmiało powiedzieć że poczucie winy tak bardzo mnie przygniotło że zrujnowało mój humor ale potem zastąpiło je adrenalina i stres przed nadchodzącą nocą...

××Time skip - 23:40××

Byłem już spakowany, miałem na sobie ciemną, zieloną pelerynę zakrywającą ciało do klatki piersiowej  z kapturem, kaptur miałem założony na głowę na której również miałem Maske z charakterystycznym uśmiechem, u mojego boku był miecz w sakwie i cóż więcej mówić, miałem na sobie wysokie czarne buty, zwyczajne spodnie i ponownie białą koszulę.
Byłem zestresowany ale nie mogłem się już wycofać, trzeba wziąść konie a następnie resztę i uciekać.

Wyskoczyłem z wiezy przez otwarte okno, głupi pomysł ale wcześniej wystawiłem sobie linę przez co spokojnie mogłem skierować się do miejsca docelowego. Biegłem w cieniu aż do stajni gdzie można było zobaczyć odchodzących od bram strażników, czyli mialem rację teraz strażnicy idą na zmianę więc mam około 10 minut żeby wyprowadzić konie.

Rozgładając się jeszcze raz w biegiem do środka, rozejrzałem się po stajni i zacząłem chwilę zastanawiać nad wyborem konia chociaż jak mówiłem tylko chwilę bo wziąłem moje dwa "najzdolniejsze"(A dokładniej po prostu słuchały się, były szybkie i mogły nosić ciężary a na dodatek miały ciekawą historię związaną z Strażą i-zresztą nie ważne) wziąłem oba na lejce [Nie jestem pewna jak to się nazywa więc jeśli źle to przepraszam ale chodzi o tak jak by taką smycz dla konia] i szybko wyprowadziłem je ze stajni biegnąc też w stronę najbliższego zaułka.

-Słyszałeś coś? -po ukryciu się mogłem usłyszeć jeden z głosów strażników lecz niestety nie usłyszałem odpowiedzi. Postanowiłem więc jak najszybciej udać się pod bramę pod którą najpewniej powinien stać już Lis.

Tak jak myślałem, Fundy był już na miejscu z 4 innych chłopaków? I to na dodatek z jeszcze dwoma innymi końmi?! No tak w sumie mogłem się spodziewać że sam by się nie rzucił na taką samobójczą misję...
-Jestem Fundy-dodałem podchodząc do chłopaka który przywitał mnie z usmiechem
-Heej Dream, widzę że wywiązałeś się z umowy
-Taak-powiedziałem podchodząc do taniej skrydki i wyciągając z niej 2 torby jedzenia, przepasałem nimi konie i spojrzałem na resztę-Widzę też że nie jesteś sam
-Oh tak! Zapomniałem ci powiedzieć ale tak, to jest świnka Technoblade-pokazał chłopaka w długiej czerwonej pelerynie, koronie i innych on to dopiero wyglądał jak król-To jest Tubbo-tym razem podszedł do chłopaka którego otaczały pszczółki? Miał on wianek na głowie i naprawdę małe żółte skrzydełka które wątpię żeby poleciały-To jest Tommy ale możesz go tez nazywać "Kid"-zaśmiał się pokazując na blondyna równiez z wiankiem i tym razem całkiem większymi skrzydłami tylko że jednym zabandarzowanym i z strasznie wkurzonym wyrazem twarzy co wyglądało dość komicznie-I ostani to Wilbur, jest on takim naszym liderem-wskazał chłopaka z ciemnymi, lekko falowanymi włosami i czapeczce, był on ubrany w brązowy płaszcz z paroma zaszytymi dziurami i rekawiczkami, a no tak zapomniał bym dodać lecz ma też dziwne oczy, jedno czerwone a drugie brązowe to znaczy że jest taki jak ja chociaż nawet jeśli to wyglądał trochę znajomo ale zarazem widzę go pierwszy raz prawda?
-Miło mi, Jestem Dream -skinąłem lekko głową na widok chłopaków.
-Hm nie wygląda na zbyt groźnego, nie mogłeś go po prostu okraść Fundy? -spytał mierząc mnie wzrokiem świniok.
-Techno nie bądź nie miły nasz Furry musiał mieć powód-dodał brązowo-włosy
-Po pierwsze nie jestem Furry! -krzyknął zdenerwowany chłopak-A po drugie miałem powód, może być ważny i załatwił nam jeszcze pożywienie i dwa konie więc chyba nie zaszkodzi go wziąść ze sobą?
-A umie chociaż się bić? -tym razem dodał " Pszczółka" zmieniając temat.
-Możemy się przekonać, ej ty! Wyzywam cię na pojedynek na miecze! -krzyknął skrzydlaty wystawiając rękę w moją strone z dumnym wzrokiem, oj jeszcze się zdziwisz chłopaczku.
-Przyjmuję wyzwanie, gdzie zaczynamy?-zaśmiałem się
-Dla mnie możemy nawet tu i teraz! -powiedział rzucając się w moja strone z mieczem, no to zapowiada się ciekawa walka.

××××

I tak trochę bez kontekstu ale prosze ;-; ma ktoś do polecenia jakaś normalną książkę z:
-Kwadratowej Masakry
-Dream Team, SMP
-Septiplier
;-;

[Tak najlepsze jest to że publikuję to tak wcześnie tylko dlatego żeby spytać czy ma ktoś coś do polecenia XD bo chyba przeczytałam już wszystko]

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro