4 gość

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Rozdział publikuje znowu gdyż jakoś się cofnęła publikacja.

Pov. Niemcy

-Masz cztery złote na jutro do szkoły - odezwał się Rzesza, podając mi wspomnianą sumę pieniędzy.

-Ale jutro jest sobota - odpowiedziałem szczerze

-No to masz na poniedziałek.

-dzięki - odebrałem wspomniane pieniądze i pobiegłem na górę schować je do piórnika jak zwykle. Będzie na autobus.

-Niemcy!! - usłyszałem pukanie do drzwi.

Po charakterystycznym dźwięku już byłem w stanie rozpoznać, kto to.

-Czego? - odpowiedziałem, podchodząc do drzwi i otwierając je.

-No bo no... Tam ktoś stoi... - odpowiedział zaniepokojony Lichtenstein, stojąc pod drzwiami.

-Co? - spytałem się lekko zdziwiony - gdzie?

-Chodź - zaczął iść w stronę swojego pokoju, by następnie stanąć przy oknie - widzisz?

Również stanąłem przy oknie i wyjrzałem.

Ogólnie to mam dość duże podwórze, z tyłu domu znajduje się trochę drzew po lewej stronie i stara furtka prowadząca do znajdującej się za domem łąki. Tam przy furtce ktoś stał i gapił się na nasze podwórze, jednak nie byłem w stanie zidentyfikować tej osoby. Uznałem to za dość niepokojące.

-Idę poinformować o tym ojca - powiedział lichtenstein i wyszedł.

Nadal obserwowałem tego typa, stał z jakąś chyba butelką? I gapił się w jedno miejsce.

Niedługo po tym zauważyłem na dworzu Rzeszę, który wyszedł do nieznajomego. Najpierw zaczął gadać z nim przez siatkę.

Pewnie jakiś pijak czy coś, nic interesującego. Poszedłem do swojego pokoju i usiadłem na łóżku, zakładając słuchawki. Tym razem postanowiłem na coś bardziej energicznego, "How do you do" od Boom. Włączyłem media społecznościowe i trochę przeglądałem, aż zadzwonił mój telefon.

-Czego?! - krzyknąłem zirytowany nie zwracając uwagi na to, że dzwonił mój ojciec

-Podasz otwieracz do butelek? Jest w szufladzie w kuchni - odpowiedział spokojnym głosem. W tle było słychać nieznany mi głos.

-Po co? - spytałem się, oczekując normalnej odpowiedzi.

-Po prostu przynieś - powiedział i się rozłączył.

Zrezygnowany wstałem z łóżka i wziąłem telefon. Później zszedłem na dół do kuchni nie wyłączając słuchawek, i otworzyłem szufladę. Nie ma. Otwieram kolejną, i... Jest.

Biorę otwieracz do ręki i wychodzę z domu, by następnie przejść na tył podwórza. Widzę tam ojca wraz z nieznanym typem.

Chwilę stałem w miejscu myśląc nad czymś, lecz po chwili zawołałem:

-Mam otwieracz!

Rzesza coś tam jeszcze gadał, a następnie podszedł do mnie.

-Kto to? - spytałem się

-A taki mój stary kolega z dawnych czasów... - odpowiedział, biorąc otwieracz - idź do siebie już i zajmij się swoimi sprawami.

"Kolega"?

-Gdzie byłeś?! - spytał się mnie Lichtenstein gdy wszedłem do domu.

-Podać otwieracz. Ten typ to niby jakiś znajomy ojca

-Aha - odpowiedział, trzymając dwie niebieskie gumy do żucia marki turbo w prawej ręce - dobra, to ja idę do siebie.

Wciąż miałem w tym czasie słuchawki w uszach. Akurat teraz leciała piosenka "18" od Code Red.

Poszedłem do siebie i jakoś spędziłem trochę czasu...

***

-Ej, Niemcy! - usłyszałem.

Wyjąłem słuchawki z uszu i podszedłem do drzwi, wiedząc kogo się spodziewać.

-Co tym razem? - spytałem się

-Ojciec chciał żebyś poszedł kupić płyn do mycia naczyń, bo już nie ma - poinformował - mógłbym pójść z tobą?

-No dobra - zgodziłem się, schodząc na dół.

Lichtenstein wydawał się dziwnie podekscytowany.

Na dole wziąłem od rzeszy potrzebne pieniądze i zawołałem lichtenstein'a. Zmieniliśmy buty oraz założyliśmy kurtki, a następnie wyszliśmy na dwór.

W pobliżu jest średniej wielkości sklep, głównie spożywczy. Ceny nie są najlepsze, ale nie ma na co narzekać.

-Patrz, Subaru! - krzyknął lichtenstein, przez co parę osób idących po drugiej stronie ulicy spojrzało się na nas.

-Gdzie? - spytałem się

-Tam - wskazał palcem na auto skręcające s stronę sklepu, do którego mamy zamiar iść.

Zaraz, już gdzieś ten samochód widziałem...

Przeszliśmy na drugą stronę ulicy i weszliśmy do sklepu. Pozwoliłem lichtenstein'owi rozejrzeć się po sklepie i wybrać coś dla siebie do 5 zł.

Miałem rację co do tego samochodu. W sklepie zauważyłem znajomego z klasy. Podszedłem do niego.

-Hej - odezwałem się

-Hej - odpowiedział, lekko zaskoczony

-co u ciebie? - spytałem się

-Jakoś może być, a u ciebie? - spytał się

-U mnie dobrze, jestem tu z moim młodszym bratem. Tak w ogóle to-

-Niemcy!!!! Patrz!!! - przerwał mi krzyk mojego młodszego brata.

-czego? - spytałem się.

-Pamiętasz jak dostałem taki samochodowy album z naklejkami, ale nigdzie nie było naklejek? Tu mam! Są po dwa złote, mogę wziąć pięć?

-No... Dobra, weź. Poczekaj jeszcze trochę - odpowiedziałem.

-To twój brat? - znajomy z klasy, Polska, spytał się mnie.

-Tak - odpowiedziałem - jest fanem samochodów, to chyba widać. Dobra ja już muszę lecieć bo ojciec będzie się niepokoił - odpowiedziałem - pa.

-cześć - odpowiedział, idąc w inną alejkę

-Lichtenstein - zawołałem - chodź.

Wziąłem jakiś najtańszy płyn do naczyń i podeszliśmy do kasy. Lichtenstein podał sześć opakowań naklejek, co dało razem 12 zł... Mimo wszystko postanowiłem zapłacić za te sześć opakowań. Zapłaciłem razem 17.67 i wyszliśmy ze sklepu.

-Chodź, otworzysz to w domu - pogoniłem lichtenstein'a - nie będę czekał na ciebie godzinami.

-ale to jest takie super! - odpowiedział - zbierasz naklejki do albumu, a jak uzbierasz wszystkie to możesz je wymienić na losowy model samochodu!

-Ta... - odpowiedziałem, nie myśląc nad tym zbyt wiele. Sam zbierałem podobne naklejki w jego wieku, lecz teraz średnio mnie to interesuje.

Niedługo po tym zjawiliśmy się w domu, I tak jakoś minął nam ten czas.

***

Wiem, że jeszcze nie ma soboty, ale pomyślałam, że mogę wstawić ten rozdział, gdyż ostatnio długo nie wstawiałam. Jutro wstawię kolejne dwa gdyż są ze sobą powiązane, i potem już co sobotę.

25.11.2023

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro