prolog

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Pov. Polska

-Ale tu fajnie - stwierdził piętnastoletni Węgry, rozglądając się po raz kolejny po naszym nowym domu.

-Zgadzam się - stwierdził Ron - dlatego wybrałem to miejsce. A ty co o tym sądzisz, Polska?

-Jaa... Yyy... - próbowałem sobie przypomnieć o czym rozmawiali, mimo iż to zdarzyło się właśnie przed chwilą. Byłem zajęty myśleniu o czymś innym...

-No? - spytał się Węgry - super jest, co nie?

-Tak... - odpowiedziałem

-No to super. Teraz zajmijcie się swoim, a ja pójdę naładować telefon - oznajmił Ron, nasz ojciec - gdy trochę się naładuje to pojedziemy kupić wam coś do szkoły.

-Jasne - Węgry się zgodził i pognał do swojego nowego pokoju. Ja również to zrobiłem.

"Szkoła" - pomyślałem, siedząc na łóżku. Wraz z przeprowadzką jest jeszcze nowa szkoła. Liceum na ulicy samochodowej 47... Nowe otoczenie, nowi nauczyciele, no i nowa klasa! Jak ja to przeżyję?!

Jestem raczej introwertykiem. To sprawia, że ten pierwszy dzień w szkole będzie dla mnie jeszcze trudniejszy. Cały czas o tym myślę. Co jeśli wyjdę na dziwaka, bo "nie gadam z innymi"?

Ehh... I tak już niczego nie zmienię.

Postanowiłem wyjąć telefon i połączyć się z internetem... Zaraz, jeszcze nie ma internetu. W takim razie wziąłem bezprzewodowe słuchawki mało znanej marki i  połączyłem je z telefonem przez technologię Bluetooth. Postanowiłem posłuchać czegoś z playlisty moich pobranych piosenek na aplikacji Xplayer. Playlista składała się m.in z takich piosenek jak "Boywithuke - she said no", "Boywithuke - Bad things", "Måneskin - gossip" oraz "Vance Joy - riptide". Postanowiłem zacząć od tej ostatniej.

"i was scared of dentists and the dark,
I was scared of pretty girls and starting conversations"

Te pierwsze dwie zwrotki doskonale opisują mnie. No, może oprócz tego z ciemnością.

Żeby tak po prostu nie siedzieć zamierzałem wziąć zeszyt i porysować coś, ale przeszkodził mi krzyk Ron'a:

-Jedziemy!!!!!

No nie.

Rozłączyłem słuchawki z bluetooth i schowałem je do pudełka, a następnie szybko wyszedłem z pokoju z telefonem w ręku.

-A gdzie Węgry? - spytał się Ron

-JESTEM!! - zjawił się wspomniany gość, nie dając szans odpowiedzieć mi na pytanie Ron'a.

-No to już wszyscy jesteśmy. Chodźcie do samochodu.

Wspomniany samochód to trochę już stare Subaru impreza w kolorze granatowym. Mimo wszystko wciąż jeździ, więc jest git.

Wsiedliśmy do samochodu zamykając wcześniej dom na klucz, a następnie ruszyliśmy. Po drodze Ron włączył radio. Akurat leciała piosenka, która zaczynała się od tych słów:

"Yeah, we the word up on the streets,
They talk, talk, talk 'bout you and me"

-Pojedziemy do empiku? - spytał się Węgry

-po co? - spytał się Ron

-Po zeszyty - odpowiedział Węgry

-Tam drogo jest - stwierdził Ron i już dalej nikt nie kontynuował tej rozmowy.

Cóż, ciężko się z tym nie zgodzić...

Niedługo po tym zjawiliśmy się przed galerią. Ron jak zwykle rzucał mięsem w kierowców zajmujących dwa, czy nawet nieraz (choć już rzadziej) trzy miejsca parkingowe. Znalezienie wolnego miejsca zajęło trochę, ale w końcu się udało.  Wyszliśmy z samochodu.

-Nooo to jaki sklep pierwszy??? - spytał się Węgry

-Zeszyty możecie kupić w Lidlu - odpowiedział Ron - jakieś kredki długopisy i tak dalej również.

-Ja chciałbym taki długopis z czarnym płynnym tuszem, a w Lidlu takich nie ma - odezwałem się - możemy kupić go w empiku? Są po 3,50

-No dobra... - odpowiedział Ron - teraz chodźmy.

W galerii było dość sporo osób. W sumie co się dziwić, za dwa dni początek tego piekielnego roku szkolnego. Chciałbym, aby wakacje były choć trochę dłuższe...

No dobra, to weszliśmy to empiku i skierowałem się w stronę odpowiedniego działu, aby następnie wziąć dwa wspomniane przeze mnie długopisy. Następnie podszedłem do kasy.

-Może czekolady? - spytał się pracownik przy zakupie

-Nie, dzięki - odpowiedział Ron, spoglądając na cenę.

Po zapłacie wyszliśmy ze sklepu. W galerii znajduje się ten wspomniany Lidl, ulubiony sklep mojego ojca. Zakupy związane z żywnością? Lidl. Kurtka? Lidl. Jakaś pościel? Lidl. I długo by tu wymieniać...

-Chodź po zeszyty - powiedział Węgry, po czym zostawiliśmy ojca przyglądającego się gazetce z promocjami. W odpowiednim dziale wybraliśmy jakieś zeszyty. Okładki były średnie, ale mogą być.

-Patrz! - krzyknął Węgry - karkówka za 10 zł!

-Gadasz jak ojciec - stwierdziłem - potrzebna jest aplikacja.

-Mam na telefonie - odpowiedział - coś jeszcze tutaj bierzesz do szkoły?

-nie - odpowiedziałem

-dobra, to ja zaraz wrócę.

Jak można było się domyśleć po chwili przyszedł Ron, I postanowił wziąć sześć opakowań. Limit promocji go trzy sztuki na jedną osobę, ale wymyślił tak, że on i Węgry zapłacą osobno gdyż obydwaj mają tą aplikację.

-My nie zjemy tego wszystkiego... - powiedziałem zrezygnowany przy kasie.

-Cicho, zamrozi się - odpowiedział Ron

No tak, nakupujmy 2169 mięs na promocji i  będziemy je zamrażać, by następnie leżały tam przez parę miesięcy...

Po zakupie wyszliśmy ze sklepu. Po drodze wstąpiliśmy jeszcze do paru sklepów, ale nie było niczego ciekawego. Gdy robiło się już po woli ciemno, wsiedliśmy do samochodu i zaczęliśmy jechać w stronę domu. No chyba...

-Nosz kurwa szybciej!!! - krzyknął ojciec, gdy zrobił się mały korek na parkingu

-Weź się zamknij - odezwał się ktoś z przodu.

Na drodze stał samochód blokujący dość dużo miejsca, a obok niego policja. To wyjaśnia ten 'korek'. Gdy kierowcy przed nami wyjechali, my również przyspieszyliśmy.

-No to już niedługo szkoła, nie? - zaczepił mnie Węgry siedzący obok mnie

-No tak - odpowiedziałem

-ciekawe ile osób będzie w klasie. I jakie osoby.

-No - odpowiedziałem udając, że mnie to interesuje.

I tak jakoś dojechaliśmy do domu...

***

Miałam pisać inną książkę, ale tak jakoś wyszło że jest kolejna z gerpol. Ten rozdział zaczęłam pisać jakieś trzy tygodnie temu, ale dopiero dziś go dokończyłam. Nie wiem kiedy wstawię kolejny.

Niedługo zmienię okładkę.

8.10.2023

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro