[68] Kości z kurczaka

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Tobio

Wraz z wyjściem na dwór i natychmiastowym wejściem do ciepłej wody, czyli gorących źródeł, moje ciało ogarnęła nagła fala ciepła, która sprawiła, że trochę się wyluzowałem. Dobrze, że drużyna zatrzymała się w hotelu z gorącymi źródłami, znajdującymi się na zewnątrz, bo uwielbiam takie miejsca, nawet jeśli tego po mnie nie widać. Dzisiejszy trening był bardzo wyczerpujący, a dodatkowe problemy, dziejące się wiele kilometrów dalej, w domu, sprawiały, że mało co skupiałem uwagę na tym, co dzisiaj robiłem. Wiele razy omyłkowo nie udało mi się odpowiednio wystawić piłki do kolegów z drużyny, w rezultacie czego to sprawiało w nich gniew lub lekką irytację. Nie poznawali mnie. Niby gramy razem już jakieś 4-5 lat, ale jeszcze nie do końca ze wszystkimi się dobrze dogaduję. Ostatnio chyba widzę ich częściej, niż własną rodzinę...

Przejechałem mokrą wodą po skroniach, przypominając sobie, że od wczorajszej popołudniowej kłótni z tą rudą krewetką, czyli w zasadzie moją żoną, nie dostałem od niego żadnej wiadomości, a nawet, gdy w porze obiadu zadzwoniłem, odebrał Nishinoya-san i chwilę porozmawiałem z Haruto. Chciałem porozmawiać z Shouyou, ale chyba ten jest na mnie wściekły przez naszą małą kłótnię... Nawet bardzo musi być wściekły.

- Totalnie się wkopałem... - powiedziałem do siebie, patrząc na swoje niewyraźne odbicie w wodzie. Już było rano, nie miałem odwagi nawet napisać ukochanej osobie, że jest mi bardzo przykro z obecnej sytuacji, a co dopiero mówić o życzeniach dla Haruto na odległość. Kiepski ze mnie rodzić.

- W co konkretnie się wkopałeś, Kageyama-senpai? - usłyszałem zaledwie kilka metrów przed sobą czyjś głos, więc ze zdziwieniem i lekkim przerażeniem spojrzałem w to miejsce, skąd wydobyła się odpowiedź do mnie. Zobaczyłem kolegę z drużyny, siedzącego beztrosko w tej samej wodzie, co ja teraz, w niewielkiej ode mnie odległości. Myślałem, że jestem tu sam...

- Harinezu... Skąd się tu wziąłeś...?

- Wszedłem przed chwilą, nie zauważyłeś? Woda o tej porze jest najlepsza.

- Yhm... Okej...

- Wracając, dlaczego mówiłeś do siebie? Wspominałeś też o jakimś wkopaniu się - Harinezu Shouta, młodszy ode mnie o 3 lata farbowany blondyn z mnóstwem energii porównywalnej do małego dziecka. Wściubianie nosa w nie swoje sprawy jest praktycznie jego hobby. Nie mam nic do niego, nawet świetnie gra, ale... jest czasem głośny. Zbyt głośny.

- To chyba nie powinno Cię obchodzić...

- No weź! Senpai! Jestem ciekawy! Może będę mógł Ci jakoś pomóc?

- Nie sądzę...

- Proszę! Senpai! - chłopak denerwował mnie samą swoją obecnością, a świadomość, że siedzi w tej samej wodzie i próbuje w jakiś sposób się do mnie zbliżyć, przerażała mnie bardziej. - Jeśli martwisz się o moje gadulstwo, to obiecuję, że nikomu nie powiem!

Z jednej strony, dobrze by było się przed kimś wygadać o swoich problemach, chociaż z drugiej strony, wizja rozmowy z nim, mając głos włączony na maksa wcale mnie nie przekonuje. Ech, co mi szkodzi. Tylko jeden raz.

- Mój syn ma dzisiaj urodziny... Nie uda mi się przyjechać na czas na jego przyjęcie i to mnie najbardziej martwi...

- Kageyama-senpai ma dziecko?!

- Nawet "żonę", wiesz? Pokazać?

- Nie, nie! Po prostu nie spodziewałem się!

- Ja też jestem człowiekiem... - zrobiłem niezadowoloną minę i w tym samym czasie Harinezu zdążył zbliżyć się do mnie tak, że mógłbym sięgnąć do niego ręką. Już żałuję tej rozmowy...

- Nie twierdzę, że nie. Ale... skoro po południu mamy jeszcze jeden mecz i wrócimy wieczorem...

- O tym właśnie mówię. Nie uda mi się wrócić na czas, chociaż mu to obiecałem. A jego mama już przez telefon zdążyła mi ostro nagadać.

- Hm... Na pewno jakoś się ułoży. Najważniejsze, że będzie szczęśliwy, kiedy wrócisz do domu, senpai.

- Tak... Masz rację.

- Czyli masz syna... Ile lat kończy?

- Pięć.

- O! Niedługo pójdzie do szkoły! Wygląda bardziej jak Ty, czy twoja żona? A w ogóle, pokażesz mi zdjęcie swojej żony? Chciałbym ją kiedyś poznać! Jest taka możliwość? Ja wtedy przedstawię Cię mojej dziewczynie! Co prawda ona jeszcze nie wie, że ze mną chodzi...

Ignorując kompletnie to, o czym dalej mówił chłopak, wyłączyłem na chwilę zmysły, by móc w spokoju skupić myśli na tym, co jest ważniejsze. Znalezienie sposobu na jak najszybszy powrót do domu przed pójściem Haruto do spania.

- Kageyama-senpai, słuchasz mnie? Halooo - młodszy szturchał mnie, żeby w jakiś sposób zwrócić na siebie moja uwagę, jednak dalej go ignrowałem, dodatkowo zamykając oczy, mając cichą nadzieję, że w pewnym momencie się znudzi i ode mnie odejdzie. Coś mi się nie wydawało, żeby szybko miał się poddać...

***

Shouyou

Martwiłem się o Haruto. Od przeszło 5 godzin siedzi w holu przed drzwiami i czeka aż przyjdą goście, których zaprosił na urodziny. W tym czasie zdążyła zrobić się godzina obiadowa, toteż musiałem zrobić coś do jedzenia, ale jako, iż nic prawie nie było oprócz słodyczy na przyjęcie, musiałbym pójść do sklepu. Problem polegał na tym, że Haruto nie miał zamiaru ze mną iść, bo twierdził, że wtedy ominie gości i nie będzie mógł ich przywitać. Co mogłem zrobić? Byłoby nieodpowiedzialnym zostawić go samego w domu, toteż poradziłem się rady mądrego Internetu i zadzwoniłem do przyjaciół z pomocą. Była niedziela, na pewno nic nie robili.

Kiedy zadzwonił dzwonek do drzwi, Haruto w mgnieniu oka poderwał się z ziemi, by otworzyć. Ruszyłem w tym samym kierunku.

- Mamo, goście przyszli! - krzyknął, a następnie otworzył drzwi, za którymi stali Noya-san, Suga-san, Yamaguchi, Daichi i o dziwo, Tsukishima.

- Siemka, Mini Kageyamo! Przenieśliśmy obiadek! - pierwszy odezwał się Nishinoya-san, pokazując dwa duże kubełki kurczaków z KFC.

- Mamy też prezenty dla jubilata - dopowiedział Sugawara-san, pokazując trzymane w ręku podarki dla Haruto.

- Co ja tu w ogóle robię...? Przecież nie lubię dzieci... A już szczególnie króla...

- Tsukki!

- Wujkowie... Nie rozumiem... Miały przyjść dzieci... - Haruto stał zaskoczony w drzwiach, nie dając naszym gościom wejść do środka. Dopiero kiedy podszedłem do wszystkich, chłopczyk podbiegł do mnie z płaczem. Wziąłem go na ręce, mimo, że był trochę ciężki i próbowałem go jakoś uspokoić.

- Haruto? Shouyou, co się dzieje?

- To... Ech, przepraszam, możemy przejść do salonu?

Wszyscy zgodzili się pójść za mną. Dalej trzymałem Haruto na rękach, co skutkowało tym, że trochę się uspokajał. Nim całkowicie się uspokoił i miał ochotę coś zjeść, minęło 20 minut. Kurczaki z KFC zostały całkowicie zjedzone, prezenty dane, tort urodzinowy jako deser podane, więc została ostatnia rzecz z listy do zrobienia. Powiedzenie o co chodziło.

- Mogę się mylić, ale... czy nie miało tu biegać małe stado dzieci? - zapytał po chwili niezręcznej ciszy między nami Tsukishima. Zjadłem ostatni kawałek toru, patrząc na wszystkich z lekkim zawodem.

- Miało...

- Dlaczego żadne dziecko nie przyszło? Odwołali?

- Nie, to... Znaczy... Trudno to wyjaśnić...

- Postaraj się jak możesz, Shouyou - dodał mi otuchy Nishinoya-san, pokazując kciuk w górę. Odruchowo spojrzałem na synka, który bawił się na środku salonu z Rosołem jej ulubioną piszczącą zabawką. Westchnąłem.

- Jedna z mam zaproszonych dzieci powiedziała, że nikt nie przyjdzie na urodziny, bo nie chcą, żeby ich dzieci doświadczyły kontaktu z osobami homoseksualnymi... Nazwała nas patologią...

- O matko...

- Że co?! Powaliło ich?! Zbieram ekipę wpierdolu, nawet Ryu nam pomoże!

- Co za arogancja! No nie wierzę!

- Biedny Haruto...

- Ludzie są głupi.

Byłem trochę zadowolony, że nawet Tsukishima był po mojej stronie, jednak to i tak nie zwróci Haruto tego, czego pragnął. Kiedy jutro zaprowadzę go do przedszkola, spróbuję jeszcze raz wyjaśnić tą sprawę. Nie mogę tego tak zostawić.

- Dzięki, że jesteście po mojej stronie - uśmiechnąłem się, na co wszyscy oprócz Tsukishimy odpowiedzieli tym samym. Cieszę się, że mam takich przyjaciół.

Kilka godzin później po masie zabawy, rozmowach i innych rzeczach, Haruto zasnął na kanapie na kolanach Tsukishimy. Cały czas marudził, żeby jak najszybciej zabrać z niego to stworzenie, na co się zaśmiałem i wyobraziłem sobie co by było, gdyby to on miał zostać ojcem. Zabawnie by było, gdyby nagle Tadashi też mógłby zajść w ciążę. Chociaż nie wiem, czy blondyn byłby z tego zadowolony...

Goście wyszli, Haruto śpi w swoim pokoju, a ja zostałem sam z Rosołem, która miała ochotę na obgryzione resztki kurczaka. Wrzuciłem jej kilka do miski, żeby mi nie marudziła i zabrałem się za sprzątanie. Nie trwało to długo, więc potem miałem jeszcze czas dla siebie. Chwyciłem puszkę z colą i wyszedłem tylnym wyjściem do ogrodu, chcąc popatrzeć na ciemne niebo. Popijając tak gazowany napój, głaszcząc przy okazji psa usłyszałem dzwonek telefonu. Dzwonił Tobio. Niechętnie postanowiłem odebrać.

- Słucham.

- Shouyou, nie śpisz jeszcze? - usłyszałem po drugiej stronie słuchawki. Uznałem to pytanie za lekko dziwne oraz pozbawione sensu.

- Odebrałem, więc raczej nie. Jak dzisiejszy mecz? Wygraliście?

- Tak. Trener mówił, że jeśli dalej będziemy tak grać, możemy trafić do pierwszej piątki drużyn.

- Świetnie! - ucieszyłem się, chociaż sam chciałbym zagrać, co nie będzie mi raczej dane. - Wiesz... Stało się dzisiaj coś strasznego.

- Co takiego? Haruto znów wypił zapas mleka?

- Haha! Tak, ale nie w tym rzecz. Kiedy wrócisz jutro rano, opowiem Ci wszystko bardzo dokładnie.

- Możesz mi powiedzieć jeszcze dzisiaj, czekam właśnie na taksówkę ze stacji - po usłyszeniu tych słów podskoczyłem szczęśliwy. Chciałem mu powiedzieć, że bardzo się z tego cieszę, jednak dalej udawałem wściekłość do jego osoby.

- Kiedy będziesz?

- Za 20 minut powinienem być pod domem. Poczekasz?

- Poczekam.

Z uśmiechem na ustach rozłączyłem się z czarnowłosym, zastanawiając się nad tym, jakie gwiaździste niebo jest dzisiaj piękne. Tobio musi widzieć je doskonale, tak samo jak ja. To czekanie nie będzie takie trudne.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro