[73] Plac zabaw

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Tobio

Kiedy Shouyou wyszedł, zostałem z Haruto sam. Nie często zdarzają się takie sytuacje, dlatego nie do końca wiedziałem, jak mam się przy nim zachowywać. Oczywiście, nie znaczy to, że jestem jak inni ojcowie, którzy mają w dupie rodzinę i jedynie pracują, przymilając się do nich, kiedy są w dobrym humorze... Sądzę, że nie spędzamy ze sobą zdyt dużo czasu. Trzeba to natychmiast nadrobić.

Po zjedzeniu obiadu, chłopiec dostał ode mnie mały kartonik mleka do wypicia. Siedział grzecznie na krześle, machając nóżkami i popijając nektar bogów. Ja w tym czasie zastanawiałem się, co moglibyśmy przez ten czas robić. Jako ojciec i syn możemy zrobić wiele rzeczy razem, ale niekoniecznie są one odpowiednie do jego wieku. Może to czas, kiedy w końcu nauczę go grać w siatkówkę?

- Tato, skończyłem - głos Haruto wyrwał mnie z zamyśleń, więc na niego spojrzałem. Wyciągnął do mnie zgnieciony karton, mając nadzieję, że wyrzucę go za niego.

- Okej - odpowiedziałem, biorąc śmieć i wyrzucając go do kosza. - Słuchaj... Jest coś, co chciałbyś porobić razem?

- Porobić razem...? W sensie, pytasz mnie w co możemy się pobawić?

- Tak. Co zazwyczaj robisz z mamą?

- Hm... Rysujemy! Ale ja nie chcę teraz rysować. Chcę na plac zabaw!

- Plac... zabaw? - zapytałem zdziwiony i dostałem w odpowiedzi energiczne kiwanie głową. ‐ Jaka w tym zabawa?

- Mogę robić babki z piasku! Bujać sie na huśtawce! Zjeżdżać ze zjeżdżalni! Bawić się w berka z innymi dziecmi! Proszę, chodźmy na plac zabaw!

- No dobrze... Musimy tylko wziąć Rosoła. Sama w domu nie zostanie.

- Okej!

Haruto uśmiechał się wesoło, co i mnie wprawiało w lekki uśmiech, którego można było nie zobaczyć. Napawała mnie radość, że ten chłopiec jest jednocześnie podobny do mnie, posiadając nieograniczoną energię Shouyou. Dzięki temu będzie miał łatwiej w życiu.

Po ogarnięciu się, wyszliśmy z domu. Haruto trzymał psa na smyczy i jednocześnie prowadził mnie na osiedlowy plac zabaw. Nigdy tam nie byłem, więc nie wiem, jaką drogą powinienem pójść.

- Tato, mam pytanie do Ciebie... - powiedział nagle chłopiec, łapiąc mnie za rękę, bo obok przejechało jakieś auto. Pewnie się bał.

- Tak?

- Słyszałem jak nauczyciele w przedszkolu mówili o Tobie i mamie...

- Co konkretnie mówili?

- Że nasza rodzina jest trochę dziwna... Ale ja tak wcale nie uważam - Haruto nagle się zatrzymał. Rosól zacząl wąchać jakiś krzak, więc i tak pewnie musielibysmy to zrobić. - Czy to źle, że tak mówią?

- Tak, to trochę złe... - klęknąłem przy nim. - Nie musisz się o to martwić.

- Dlaczego?

- Ci ludzie są po prostu głupi.

- Głupi...?

- Tak. Nie powtarzaj tego mamie, bo mnie zabije...

- Dobrze! - Haruto się zaśmiał i ruszylismy dalej. Po killu minutach zobaczyłem w końcu plac zabaw.

Dzieci biegały tam jak szalone. Ganiały siebie, ptaki, albo nawet kota, który jakimś przypadkiem się tam pojawił. Bałem się myśleć, co mogłyby zrobić z Rosołem, gdyby ją dopadły. Od razu zabrałem psa synowi, ale on się nie sprzeciwiał. Chciał już jak najszybciej pójść tam i bawić się z dziećmi. Jego puściłem, zostawiając przy sobie Rosoła. Ona chciała iść za Haruto, jednak nie puszczę jej. Niech lepiej zainteresuje się krótką drzemką, albo jakimś krzakiem. Może pójść tam za potrzebą, albo coś.

- Przepraszam... Tobio? - usłyszałem za sobą czyjś głos oraz dotyk na ramieniu, więc odwróciłem się do osoby, która najwyraźniej mnie rozpoznawała. Po odwroceniu się zobaczyłem... starszą kopię siebie.

- Co do...

- Nie poznajesz mnie? To ja, Taro. Twój brat - powiedział, a mi zabrakło słów. Tego kompletnie się nie spodziewałem...

***

Shouyou

Nie wiedziałem, co robić. Z jednej strony napierała na mnie presja szoku, po tym, jak dowiedziałem się, że Tadashi może być w ciąży, a z drugiej Tsukishima, który już od paru minut stał pod drzwiami mieszkania i tylko czekał, aż piegowaty mu otworzy. Jeszcze to błaganie o pomoc, całkowicie nie mam pojęcia jak to zrobić. Ja nie miałem aż takiego problemu z powiedzeniem tego... No, może mój był podobny, ale ten z Tsukishimą jest poważniejszy! Nawet ja nie wiem, jak złotooki zareaguje na to, że być może zostanie ojcem! Nie czytam przecież w myślach!

- Shouyou, proszę... - szepnął kolejny raz piegowaty, mając w oczach łzy. Rozumiałem jego obawy, jednak to nie ode mnie Tsukishima powinien się dowiedzieć.

- Tadashi... Yh, no dobrze, ale Ty mu powiesz.

- Dobrze - Tadashi zostawił mnie w salonie i poszedl otworzyć drzwi swojemu chłopakowi. Wrócili razem, a wyższy był zdziwiony, widząc mnie siedzącego na kanapie. Ja za to byłem lekko spięty.

- Krewetka? Co tu robisz? Przerwałem coś?

- Mam imię! I nie, nie przerwałeś - wstałem, podchodząc do nich, żeby przywitać się z wyższym. On chyba nie miał na to ochoty.

- Więc co tu robisz? Tadashi?

- Tsukki... Bo my... Ja...

- Porozmawiajmy na spokojnie przy herbacie - zaproponowałem, a oni się zgodzili.

Cała nasza trójka poszła do kuchni, gdzie był stół. Usiedliśmy do niego, w tym samym czasie włączając wodę na herbatę. Przez pierwsze kilka minut panowała między nami cisza, którą przerywało tykanie zegara i gotująca się woda w czajniku. Nie wiem, jak oni, ale ja naprawdę mocno zastanawiałem się, w jaki sposób rozpocząć rozmowę. Po minie Tsukishimy, mogłem stwierdzić, że czekał na jakiekolwiek słowo od nas. Na Tadashiego niech nie liczy, ledwo na krześle siedzi.

- Więc... Jak ci idzie w pracy, Tsukki? - zagadałem, kładąc ręce na stół. Postanowiłem rozpocząć to na spokojnie, żeby tak od razu go nie wystraszyć.

- Nie mów do mnie Tsukki. Raczej okej.

- To dobrze.

- Król już wrócił?

- Tak, wszystko się super ułożyło.

- Hm... Dalej będziesz ciągnął tą szopkę, czy powiecie mi w końcu, o co chodzi? - powiedział szorstko, wprawiając mnie w niemiłe dreszcze na plecach. Mój plan nie zadziałał.

- No więc... Jest taka mała rzecz.

- Jak mała?

- Bardzo mała. Jak na razie... - poczułem, jak Tadashi pociągnął mnie pod stołem za koszulkę, chcąc chyba, żebym pomógł lepiej. Nie podoba się, to mógł nie prosić o pomoc.

- Co masz na myśli?

- No więc...

- Nie. Chcę to usłyszeć od mojego chłopaka - powiedział stanowczej, patrząc na Tadashiego. Piegowaty przeraził się tak, że nawet siedząc obok niego poczułem, jak strasznie sie trzęsie.

- N-no bo ja... Ja...

- Coś się stało, że nie masz odwagi o tym mówić? Możesz mi powiedzieć. Ile już lat się znamy, żeby całkowicie sobie ufać?

- N-nie wiem, czy Ci się to spodoba...

- Czyli?

- Muszę ci coś... - zaczął Tadashi, jednak w tym samym czasie przerwał mu czajnik, oznajmiający, że woda jest gotowa i można zrobić w końcu herbatę. Od razu wstałem i zrobiłem dwie herbaty. Ja nie chciałem, wiedziałem, że zaraz będę musiał wyjść i herbata mogłaby się zmarnować. Dasz radę, Tadashi.

- Dzięki za herbatę... Co mi musisz, Tadashi?

Atmosfera była napięta. Piegowaty, który trzymał w dłoniach pod stołem testy, trząsł się bardziej, niż galareta, a Tsukishima zachowywał się bardzo spokojnie, chociaż mogło mi się wydawać, dalej nie wiem, co mu w głowie siedzi. Jedno wiedziałem na pewno, mój przyjaciel nie poradzi sobie, dopóki ja nie wepchnę się w tą poważną rozmowę. Pora działać, ale też nie przesadzić.

Usiadłem spowrotem na miejsce obok Tadashiego. Sięgnąłem do jego rąk pod stołem, wyciagając je przed oczy okularnika. Tadashi był przerażony.

- Weź to - powiedziałem, a blondyn zrobił to, o co prosiłem. Analizował fakty.

- Czemu trzymam dziwne plastikowe coś?

- To testy ciążowe.

- Twoje...?

- Nie - spojrzałem na piegowatego, a ten się lekko wyprostował. Dostał dawki pewności siebie oraz więcej mojego wsparcia.

- O-one są m-moje...

- Czyli... Ty jesteś...

- T-tego jeszcze nie wiadomo, jeden jest negatywny...

- Ale... Przecież...

- Nie martw się, Tsukki. Tobio też początkowo nie wierzył ‐ poklepałem go po ramieniu, uśmiechając się lekko. Teraz musiałem zostawić ich samych, żeby wszystko sobie wyjaśnili. Powiedzenie w takiej sytuacji "gratuluję, będziesz ojcem" jest całkowicie nie na miejscu.

- Krewetko, zostawisz nas samych? Musimy porozmawiać w cztery oczy...

- Ma się rozumieć. Tadashi, jakby co, jestem pod telefonem.

Zostawiłem ich samych i nie dając się nawet odprowadzić, ruszyłem do wyjścia. Wiem, że Tadashi sobie poradzi, jest dorosły. Na pewno nie będzie tak źle, a jeśli tak, opcja z kurczakami w kształcie dinozaurów jest dalej aktualna. Potem mogę jeszcze go uderzyć, albo coś. Oczywiście, to tak na wypadek. Trzeba dmuchać na zimne. Dobrze, że Suga-san mnie nie słyszy...

Czując, że o czymś zapomniałem, ruszyłem do domu samochodem, który był zaparkowany pod blokiem Yamaguchiego. Droga nie zajęła mi więcej, niż 15 minut. Dość szybko. Właściwie, nie wiem, ile siedziałem u Tadashiego. Godzinę? Dwie? Trzy? Gdybym zabrał z domu telefon, albo gdybym w końcu kupił sobie zegarek, wiedziałbym ile. Kiedyś go kupię...

- Tobio, Haruto, wróciłem! - krzyknąłem zaraz po wejściu do domu i jednocześnie zdejmując buty. Zobaczyłem w holu dodatkową parę, nie wiedząc do kogo one należały. Haruto przybiegł do mnie, jedząc z zamiłowaniem słodką bułkę. Aż mu zazdrościłem.

- Mamo! Mamo! Mam wujka, który wygląda, jak tata!

- Co...?

Chłopiec zaprowadził mnie do salonu, gdzie siedział Tobio... oraz podobny do niego mężczyzna. Nie minęła sekunda, a ja już wiedziałem, kim on jest.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro