[80] Ojcowskie porady

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Shouyou

- Kochanie, puść już ciocię...

- Nie! Niech ciocia zostanie! - Haruto już od 20 minut trzymał Natsu za nogę, bo nie chciał, żeby ta wróciła do domu. Rozumiałem jego uczucia, ale to nie tak, że ona mogła zostać z nami na zawsze. Miała szkołę, a ja nie umiałem dobrze mu tego wytłumaczyć.

- No dalej, ciocia musi wracać do babci.

- Babcia sobie poradzi bez cioci!

- Tak samo, jak Ty, więc puść ciocię - Tobio po wielu namowach w końcu schylił się, zaczynając odciągać czarnowłosego chłopca od nogi mojej siostry. Kiepsko mu to wychodziło...

- Haruto, słuchaj rodziców. Przyjadę za tydzień i cały weekend będziemy się razem bawić. Tylko Ty i ja.

- Obiecujesz, ciociu...?

- Na mały palec, słodziaku - Natsu i Haruto złączyli razem swoje małe palce i radośnie się uśmiechnęli.

Natsu chyba pogodziła się z myślą, że tylko ja zajmuję najważniejsze miejsce w sercu Tobio, chociaż nie sądzę, że tak szybko z niego zrezygnowała. Za jakiś czas może spotkać kogoś lepszego, do tego czasu powinienem ich pilnować za każdym razem, kiedy do nas przyjeżdża, bo nie wiem, co mogłaby zrobić. Nasza "wojna miłosna" praktycznie dalej trwa.

Gdy Tobio i Natsu pojechali samochodem na pociąg, zostałem sam z Haruto. Był trochę przygnębiony i właściwie nie wiedziałem, jak mogę poprawić mu humor. Proponowałem puzzle, ale powiedział, że już mu się znudziły. Smok i księżniczka bez księcia byli niczym, dlatego zrezygnowałem z tego pomysłu. Zapytałem o zabawę w chowanego. Tego też nie chciał i dopiero kiedy Rosół podeszła do niego ze swoją smyczą (która przecież była schowana, nie mam pojęcia, jak ją wyciągnęła) dostał zastrzyku energii, sam proponując spacer od domu do supermarketu. Nie miałem nic przeciwko, mój synek potrzebuje dużo słońca, ale oby nie za dużo.

Po założeniu bucików i czapeczki na jego słodką główkę, wyszliśmy z domu, mając Rosoła ma smyczy. Oczywiście szła spokojnie obok nas, co mi odpowiadało, bo naprawdę nie chciałbym latać za nią po ulicy.

- Piesek! ‐ usłyszałem nagle, a przede mną pojawił się dobrze znany mi chłopiec. Zaczął głaskać naszego psa, jakby nigdy wcześniej go nie widział.

‐ Ritsu-chan!

- Ritsuka? A gdzie Twój tata?

- Ritsuka! Nie odchodź ode mnie! - już po chwili pojawił się przy nas ojciec Ritsuki, który wyglądał na zmęczonego. Miał dużo toreb zakupowych i wyglądało na to, że ledwo je utrzymuje.

- Może panu pomóc? - zaproponowałem, podchodząc do mężczyzny starszego ode mnie.

- Nie, nie, dam radę... Ritsuka, wracaj tu.

- Nie, tato! Piesek!

- Ech...

- Jednak pomogę.

Wziąłem od mężczyzny dwie torby i po milczących naleganiach weszliśmy z dziećmi na chwilę do ich domu, żeby odłożyć zakupy. Dom mieli ładny, prawie wszędzie wisiały zdjęcia małego Ritsuki.

- Dziękuję za pomoc i przepraszam za mojego syna... - ukłonił się przede mną pan Takayama, co trochę mnie zawstydziło. Nie musiał mi za taką błachostkę dziękować.

- Ależ nie, to drobiazg! Haruro chyba polubił Ritsukę, więc nie będzie zły, że ten przy nim jest!

- Mimo wszystko i tak przepraszam.

- Coś dużo pan przeprasza...

- Taki już jestem, ha, ha...

Starszy ode mnie mężczyzna zaproponował mi herbatę. Nie mogłem odmówić, bo czuję, że gdybym to zrobił, zacząłby mnie on przepraszać, a ja nie lubię, gdy ktoś przeprasza mnie bez powodu. Nie miałem zbytnio nic do roboty, dlatego zostałem i dlatego też, że Haruto zaczął bawić się z Ritsuką. Nie miałem nic przeciwko temu, cisszyłem się, że znalazł on nowego przyjaciela, który mam nadzieję nie będzie mu dokuczał.

- Powiedz, Shouyou-kun... - zaczął niespodziewanie pan Takayama, gdy byłem w połowie picia pysznej herbaty. Nie wiem, gdzie ją kupił, ale chyba też zacznę.

- Hm?

- Nasze dzieci chodzą do tego samego przedszkola, ale do innych grup. Słyszałem, że w jednej z nich jest chłopiec, który jest w rodzinie... takiej, że ma dwóch ojców... Nie chcę się wtrącać do waszego życia prywatnego, ani nic...

- Przeszkadzałoby to panu, gdybym powiedział, że to Haruto?

- Ależ nie! Nie oceniam po plotkach, Haruto to świetny chłopak, ma dobry wpływ na Ritsukę... - mężczyzna zaczął odwracać ode mnie wzrok, co wydało mi się podejrzane.

- Yhm... Staramy się go wychować dobrze. To, że ma tak jakby dwój ojców, nie znaczy, że jest gorszy. Poza tym, bardziej bliżej i do mamy, niż ojca.

- Czyli... Urodziłeś go?

- To grzech?

- Nie, nie! Ja tylko... Ulżyło mi nawet.

- Hm? Dlaczego?

- Bo Ritsuka jest w jakimś stopniu podobny do Haruto... - starszy uśmiechnął się lekko, czym bardziej mnie zaciekawił oraz zdziwił tym, co powiedział. To wszystko wydawało się coraz bardziej skomplikowane.

- W jakim sensie?

- Ritsukę urodził mój partner. Jest bardzo do niego podobny.

- Tak? Więc gdzie on jest?

- Podczas porodu pojawiły się komplikacje i zmarł... Zostawił mi pod opiekę naszego syna, a sam odszedł w Niebiosa. Czasem żartuję, że Ritsuka zachowuje się zupełnie, jak on, ha, ha...

Spojrzałem na pana Takayamę ze współczuciem. Rozumiem jego uczucia. Strata kogoś bliskiego boli, a tego uczucia nie może zastąpić nic innego. Jest mi smutno, bo zdaję sobie sprawę, że i mnie mogło spotkać to samo. Męska ciąża jest przecież nienormalna i praktycznie nie powinna się ona udać. Prawdopodobieństwo urodzenia wynosi przecież mniej niż 30%.

Chciałem coś jeszcze powiedzieć, ale nagle mnie zemdliło i o mało co nie zwymiotowałem na piękny dywan pana Takayamy. W porę zatamowałem wymioty dłonią, a mężczyzna obok mnie pytał się, czy wszystko okej. Czułem, że to musiało coś oznaczać...

***

Tobio

- Naprawdę dziękuję, że przyjęliście mnie na weekend! - krzyknęła radosna Natsu, kiedy staliśmy jeszcze na peronie, czekając na odpowiedni pociąg. Nie powiem, modliłem się, żeby jak najszybciej przyjechał.

- Tak, oczywiście, zawsze jesteś u nas mile widziana, ale następnym razem dawaj o sobie znać...

- Jasne, jasne! Będę mogła przyjechać w wakacje? Chcę zobaczyć, jak Ty i braciszek spędzacie razem czas!

- Opiekujemy się Haruto, nic ciekawego...

- Hm... I tak przyjadę! - dziewczyna stanęła bliżej mnie, co trochę mnie przeraziło. Nie odsunąłem się jednak, bo praktycznie nie miałem gdzie. Stałem tyłem do torów i to tuż przy linii, gdzie powinno się zachować dystans.

- Jeśli chcesz...

Po kilku minutach stania bez sensu, pociąg Natsu przyjechał i dziewczyma wesoło do niego wsiadła. Wcześniej chciała dać mi pożegnalnego całusa w policzek, ale powiedziałem, że nie ma na to czasu. Niemal wepchnąłem ją do środka. Z boku musiało wyglądać to dzinie, ale to, co stało się po tym zajściu, całkowicie mnie zamurowało. Dostałem wiadomość od Tsukishimy, który chciał się ze mną spotkać.

Na początku uznałem to za pułapkę. Proszę, prędzej uwierzę, że mleko może się rozmnożyć i przejąć władzę nad światem, niż ten dupek miałby do mnie napisać. Już miałem mu odpisać, że nie, jednak wtedy napisał drugą wiadomosć, w której mówił, że to jest na poważnie. Po tym zacząłem się faktycznie zastanawiać, czy tak nie jest i bez namysłu odpisałem, że okej. Myślałem, że miał na myśli jakiś konkretny dzień, a on chciał teraz, najlepiej w tej sekundzie, minucie, godzinie. Nie umiałem się teleportować, jak mógłbym mu coś takiego załatwić? Jego niedoczekanie.

Analizując to, co się stało, Tsukishima, który praktycznie nie lubił mnie od początku naszej znajomości naprawdę zaproponowal mi spotkanie? Nawet w drodze w umówione miejsce dalej w to nie wierzyłem. Spodziewałem się, że ktoś mógł się pod niego podszywać, albo coś. Jeśli chodzi o okup, nie dam za niego nawet jednego jena. Niech Yamaguchi się o niego martwi, ja nie zamierzam.

Kiedy dojechałem, zacząłem go szukać i widząc przy bramie do parku machającą do mnie postać, zrozumiałem, że to musiał być Tsukishima.

- Długo Ci to zajęło - powiedział, kiedy usiadłem obok niego na ławce przy automatach. Wzrokiem sprawdziłem, czy są nich kartoniki z mlekiem. Były.

- Korki.

- Niezła wymówka.

- Tak, tak. Po co chciałeś się spotkać? To do Ciebie raczej niepodobne...

- Wiem. Jest sprawa. Nawet duża. Potrzebuję... porady.

Zdziwiłem się, słysząc te słowa, wychodzące z jego ust. To naprawdę było dziwne. To nie był Tsukishima, którego znam. Ten normalny śmiałby się dłużej z mojego spóźnienia i na pewno nie prosiłby o poradę. Szczególnie mnie.

- Porady? Ode mnie...? Na jaki temat...? - zacząłem wypytywać, na co ten zrobił niezadowolony wyraz twarzy.

- Słuchaj, to poważna sprawa. Ja nie żartuję i nie jest to żaden podstęp, który miałby Cię skompromitować. Jesteśmy dorośli, co nie?

- To... tak. Sorka, mów śmiało...

- No bo... Nurtuje mnie to... Jak poradziłeś sobie w roli ojca?

- Proszę? - takiego pytania nigdy bym się nie spodziewał. Miałem rację, to nie był Tsukishima. Czeka nas inwazja krwiożerczego mleka w kartonach.

- Nie będę się powtarzał.

- W sensie... pytasz mnie... jak radzić sobie z dziećmi?

- Mniej więcej?

- Po pierwsze: Po co Ci to? Po drugie: Co? Po trzecie: Po co Ci to?

- Nie twój interes. Pytam, więc odpowiadaj, nie mam na to całego dnia.

To był istny absurd. Tsukishiama, ten, który nie lubi dzieci, nie lubi nawet Haruro, a tp istny aniołek, pyta się mnie właśnie, jak wychować dzieci? Coś było nie tak. Znaczy, od początku to wiedziałem, ale pozostaje teraz pytanie, co? Wprost go o to nie zapytam, prędzej kwiaty w uszach wychoduję, niż mi na to pytanie odpowie. Spokojnie, pyta, jest w miarę miły, nie bądź gorszy.

- No wiesz... Dziecko to duże wyzwanie. Kupy, wrzaski, kupy, wiele nieprzespanych nocy, kupy, pilnowanie go na każdym kroku, kupy...

- Coś dużo tych kup...

- Tak, ale... Kiedy pierwszy raz powie do Ciebie "tato" to Twoje serce z każdym kolejnym pampersem zakochuje się na nowo w tym małym stworzeniu, nawet jeśli wcześniej myślało się, że nie jest się do tej roli odpowiednim... - stanąłem przy jednym z automatów i wrzuciłem do niego monety, kupując jednocześnie mleko i kawę. Dałem mu ją, a sobie zostawiłem nektar bogów, czyli mleko. - To wspaniałe uczucie.

- Hm... Może masz rację...

- Tak w ogóle, dlaczego Cię to interesuje?

- Tadashi jest w ciąży, chciałem wiedzieć, co Ty na ten temat wiesz, skoro juz masz jednego bachora.

- Okej, to zrozu- ŻE CO?!

Po moim krzyknięciu Tsukishima zrobił ponownie niezadowoloną minę i otworzył swoją puszkę z kawą, kiedy ja zgniatałem jeszcze nieotwarty kartonik mleka w ręce. Ten świat coraz bardziej mnie zadziwia...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro