[81] Chodźmy na plażę

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Shouyou

Od odwiedzenia domu pana Takayamy i prawie zwymiotowaniu na jego piękny dywan minęły dwa tygodnie. Wymioty towarzyszyły mi od rana, więc musiałem wtedy pędzić do łazienki lub niwelować je, żeby Tobio niczego nie zauważył. Nie chcę, by martwił się znów moim stanem, jak poprzednio, ale podejrzewałem, o co mogło chodzić. Nie ukrywam, bałem się, że znów mogłem być w ciąży i nie wiem, czy jestem gotowy na kolejne dziecko. Prawda, od urodzenia Haruto trochę minęło, ale to nie znaczy, że mam tylko rodzić dzieci, nie mając własnego życia. Wymioty są najgorsze.

Tobio zazwyczaj wychodził rano na bieganie. Też powinienem, ale kto wtedy będzie opiekował się Haruto? Po śniadaniu czarnowłosy wychodzi na treningi i wtedy mam mnóstwo czasu (bo aż do 18) na wymioty, sprawdzanie swojej temperatury i wykonywanie testów online. Wstydzę się iść do apteki po test, przecież nigdy czegoś takiego nie robiłem, nie wiem nawet, jak o niego poprosić. Czy aptekarka byłaby miła, gdybym o niego poprosił?

- Mamusiu, ktoś dzwoni do drzwi! - krzyknął Haruto, kiedy ja kolejny już dzień wymiotuję do kibelka bez wiedzy Tobio. Muszla klozetowa z rana zastępuje mi łóżko.

- Już idę, idę... - mruknąłem, wycierając usta i wrzucając papier toaletowy do spuszczającej się wody. Otworzyłem drzwi łazienki i ruszyłem do tych frontowych.

- Wszystko dobrze, mamo? Wymiotowałaś...

- Nie, nie, to nic takiego... Nie mów tacie, ale to pewnie przez jego krewetki w sosie własnym.

- Mi smakowały...

Obaj poszliśmy wolnym krokiem do holu przy głównych drzwiach. Przy lustrze ogarnąłem się trochę, zauważając, że włosy mi trochę urosły. Pomyślałem, że tym razem zostawię je dłuższe. Chwyciłem za klamkę i otworzyłem drzwi, za którymi zobaczyłem Yamaguchiego, Sugawarę-san, Nishinoyę-san i Tanakę-san z podejrzaną torbą.

- Wujkowie! - podskoczył uradowany Haruto, podbiegając do nich i każdego po kolei przytulając. Oprócz Tanaki. Jego ominął, co bardzo go zasmuciło.

- Siemka, Shouyou! Wpadamy i zaraz wypadamy!

- Dokładnie!

- Chłopaki, uspokójcie się...

- Jeju! Całą czwórką nas odwiedzacie! Nie spodziewałem się - wpuściłem ich wszystkich, o mało co nie wpadając na jedno ze zdjęć małego Haruto na ścianie.

- To sama przyjemność! Yamaguchi zaproponował, więc się zgodziliśmy!

- Po prostu nudziłem się w domu...

- Więc Tsukishima się jeszcze do Ciebie nie przeprowadził? - zapytałem, na co inni zwrocili zaciekawieni na nas wzrok. Tadashi zrobił zakłopotaną minę.

- N-no co ty, to potrwa jeszcze z tydzień, lub dwa...

- Długo Wam zeszło zamieszkanie ze sobą.

- Nie bądź niegrzeczny, Ryu! Tsukishima po prostu może nie lubić mieszkania we dwóch.

- Do tych "we dwóch" wrócimy później. Bez powodu na pewno tu nie przyszliście.

- No tak. Shouyou, pakuj sobie i Haruto kąpielówki, idziemy za plażę! - na samo słowo "plaża" Haruto znów podskoczył, przytulając się do ulubionego wujka i dziękując mu za przyjście. Tanaka-san chciał wykorzystać sytuację i przejąć chłopca, ale ten wtedy uciekł do Sugawary. Znów poczuł się urażony.

Ja również ucieszyłem się na wieść o plaży. Dawno nigdzie nie wychodziłem, a w szczególności nad jakąś wodę. Haruto był może raz na plaży, ale miał wtedy dwa latka i może tego nie pamiętać. Gdy tam pójdziemy, narobi sobie tyle wspomnień, że do późnej starości to zapamięta.

Przeszukałem dosłownie pół domu dla zwykłych kąpielówek. Haruto nie miał z tym problemu, wszystkie specjalne stroje (także te do pływania) ma w szufladzie pod skarpetkami i w mgnieniu oka wziął swoje spodenki. Musiałem prosić chłopaków o pomoc, bo sam nie umiałem ogarnąć rzeczy we własnym domu. Byli wyrozumiali i pomagali, jak mogli. Znaczy, tylko trójka pomagała, bo Nishinoya-san bawił się z Haruto, żeby nie było mu nudno. Zbieranie się zeszło nam ponad 30 minut i po tym czasie z wszystkimi rzeczami na plażę wyszliśmy przed dom, gdzie stał samochód Tanaki. Ostatnio go kupił, chyba chciał się nim przed nami pochwalić.

Podczas jazdy modliłem się, żeby nie zwymiotować. Praktycznie była prawie pierwsza, ale nadal zaliczało się to do ranka, więc mój brzuch i możliwe, że coś w nim chce dać o sobie znać. Powinienem pójść do lekarza, po samych wymiotach nie stwierdzę ciąży, czy innego stanu. Mam z kims o tym porozmawiać? Ale z kim? Może z Yamaguchim? On jest w podobnym stanie, a skoro w pobliżu jest też Sugawara-san, też na pewno da mi dobrą radę. Kiedy ostatnio działałem na własną rękę, źle to się skończyło...

- Plaża! Kto ostatni w wodzie, ten zostanie zakopany w piasku! ‐ krzyknął Nishinoya-san, biorąc na barana Haruto, żeby obaj byli szybsi od Tanaki-san. Jego plan się udał, wyższy dobiegł tam ostatni, bo po drodze wpadł w dziurę. Dla naszej trójki, która została na brzegu, było to bardzo zabawne.

Razem z Yamaguchim rozłożyliśmy sobie koc. Sugawara-san po cheili też ruszył do wody z piłką. Wcześniej nie chciał iść, bo nie miał ochoty brać udziału w tym wyścigu. Gdyby nie mój stan, też bym chętnie pobiegł, ale wolałem nie ryzykować. Poza tym, brzuch mnie bolał, chciało mi się pić, a piasek parzył mnie w stopy. Lubię plażę, ale nie lubię gorącego piasku. To cierpienie.

- Mogliśmy wziąć też jakiś parasol. To słońce daje w kość... - zaczął Tadashi, wachlując się jakąś gazetą sportową. Nie kupowałem tego numeru, bo nie było w nim Tobio, a kupuję te, w których daje wywiady. Jest ich mało, ale są fajne.

- Tak, masz rację... Ale przynajmniej się opalimy.

- Mów za siebie, nie chcę wyglądać jak ciasto czekoladowe. Poza tym, słońce powoduje raka.

- Podobno telefon komórkowy też, a jakoś codziennie go używasz.

- Nie łap mnie za słowa - piegowaty uderzył mnie gazetą w głowę, na co prawie nie zareagowałem. Spojrzałem na niego, chcąc porozmawiać na ważne tematy. Najpierw zacznę pomału, żeby go nie wystraszyć.

- No więc... Jak jest z Tobą i Tsukishimą? Dba o Ciebie, jak należy?

- Z Tsukkim? Tak, jest wspaniały. Niedługo wynajmiemy większe mieszkanie, potem nadejdą narodziny dziecka, może ślub...

- Ślub?! Jak to?! Oświadczył Ci się?! I ja nic nie wiem?! - zacząłem być niemiłosiernie głośno, na co ludzie nieopodal nas zaczęli interesować się naszą rozmową.

- N-no tak... Nie mówiłem Ci...?

- Nie!

- Niespodzianka...?

- Nie niespodziankuj mi tu! Pomogę Ci ze wszystkim! Kwiaty, garnitury, goście, nawet załatwię tego, co daje śluby!

- Nie musisz, damy radę sami...

- No, co Ty! Chętnie pomogę! - uśmiechnąłem się wesoło do niego, na co on również się uśmiechnął. Niech dalej sie tak usmiecha, jeśli to dzięki Tsukishimie.

- Shouyou, mamy problem! - nagle przybiegł do mnie Nishinoya-san, trzymając piłkę, którą zabrał Suga-san.

- Coś z Haruto?

- Nie, nie. Ryu potrzebuje kremu, słońce mu mega zaszkodziło, jest cały czerwony. Ale mini Kageyamie też by się przydało.

Koniec końców, przez następne 2 godziny z nikim nie porozmawiałem o swoich przypuszczeniach. Nie to, że nie chciałem, zwyczajnie zapomniałem, gdyż zbyt dobrze się bawiłem, zakopując ze wszystkimi Tanakę-san pod piaskiem.

***

Tobio

Wziąłem głęboki wdech, koncentrując wzrok przed sobą, a następnie na trzymanej w dłoniach piłce. Podrzuciłem ją do góry i mocno przebiłem na drugą stronę siatki. Została ona odbita dwa razy po drugiej stronie, za trzecim razem starali się przerzucić ją do nas, ale nie udało im się to. Znów została odbita, ale tym razem poleciała zbyt wysoko, by któeyś z nas mógł ją pdebrać. Jednak ktoś chciał spróbować.

‐ Odbiorę! - krzyknął Harinezu, biegnąć w stronę ściany, kompletnie nie patrząc przed siebie. Wzrok miał skupiony na piłce i to był jego kolejny dzisiaj błąd.

- Harinezu! Ściana!

Blondyn wpadł w ścianę z impetem i upadł obolały na ziemię. Słyszałem z jego strony jęk, który znaczył, że musiał zrobić sobie coś poważniejszego. Wszyscy matychmiast do niego podbiegli, zastanawiając się, co mu jest. Ja też zrobiłem to, co pozostali, chociaż nie chciałem. Ale tym bardziej nie chciałem być jedynym, który dalej stoi na boisku. Nie jestem już królem.

- Ile minęło od ostatniego wypadku? - zapytał ktoś w tłumie, na co inni, w tym ja, zacząłem się zastanawiać nad jednym. Kiedy blondyn poturbował się na treningu, licząc od dzisiaj w tył?

- Chyba 3 treningi.

- Jeszcze jeden i pobiłby swój rekord.

- Może trzeba go opatrzyć?

- Na głupotę nie ma lekarstwa...

Kiedy wszyscy tak stali i dyskutowali na temat, czy warto pomagać poszkodowanemu, wepchnąłem się między nich i jako jedyny zaoferowałem swoją rękę, by Harinezu-kun mógł wstać. Przyjął ją, jednak widziałem, że bolała go w jakiś sposób twarz. Krwi nie było, więc raczej nie było to coś poważnego. Całe szczęście.

- Dziękuję, Kageyama-senpai...

- Spoko. Znam kogoś, kto podobnie, jak Ty wpadał w ściany, więc rozumiem. Lepiej zacznij uważać na wszystko wokół.

- Chyba najwyższa pora...

Po tej akcji trener sprawdził, czy z blondynem wszystko gra i po stwierdzeniu, że to nic takiego, dokończyliśmy grę. Skończyliśmy remisem, ponieważ musieliśmy oddać salę dla koszukarek, które miały przychodzić za nas po naszych treningach. Gdybym mógł, zostawałbym po treningach dłużej, twk jak w liceum, ale... Kto by tak dobrze odbijał moje wystawy, jak nie Shouyou?

- Senpai, poczekaj! - zaraz, gdy opuściłem budynek i miałem zamiar skierować się na najbliższy przystanek autobusowy, z dala usłyszałem głos Harinezu. Uczepił się akurat, kiedy miałem zamiar dzwonić do Shouyou z zamiarem zapytania, czy czegoś nie trzeba kupić po drodze. Mój spokojny wieczór został zachwiany.

- Hm?

- Jeszcze raz dziękuję, że wyciągnąłeś do mnie rękę!

- Jasne, nie ma sprawy. Drobnostka.

- Właśnie nie! Postawię Ci kiedyś coś do jedzenia, co nie będzie przekraczało 300 yenów! Obiecuję!

- Aha... Nie trzeba, naprawdę... - starałem się uspokoić chłopaka, bo teraz naprawdę stawał się nachalny.

- Okej! Senpai, bo ja trochę myślałem... Kiedy mówiłeś o tej osobie, która znasz... Co też wpadała na ściany... Co teraz z nią jest?

Zdziwiło mnie mocno to pytanie, bo ono praktycznie nie powinno mieć miejsca. Harinezu jest zbyt ciekawy, tego, co odpowiem, dlatego nie mogę mu nie odpowiedzieć. Tylko, co mam mu powiedzieć? Polecę na żywioł, może się odczepi.

- No więc... Jest moją "żoną"...

- Więc to ta osoba jest Twoją żoną?! Teraz naprawdę musisz mi ją przedstawić!

Westchnąłem pod nosem na energiczność młodszego i usłyszałem dźwięk przychodzącej wiadomości. Wyjąłem telefon i wytrzeszczyłem oczy ze zdziwienia. Koniec dnia okazał się gorszy, niż przypuszczałem.

Od: Taro Kageyama
Temat: Spotkanie
Rodzice chcą się z Wami zobaczyć. Czwartek za tydzień Wam pasuje?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro