[83] Pewien sławny sportowiec

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Shouyou

Kiedy Tobio powiedział mi wczorajszego wieczoru, że jego brat napisał do niego z prośbą o spotkanie nie tylko z nim, ale też z ich rodzicami, poczułem, że to byłby błąd i w jakiś sposób pokazałem swój upór w agresywny sposób. Wkurzyłem się, nie mieli prawa namawiać nas do spotkania, skoro wiele razy pokazywali nam swoją niechęć. Dlaczego teraz próbują to naprawić? Bo okazało się, że mają wnuki? Dobre sobie. Gdyby ich nie było, nawet nie próbowaliby się z nami skontaktować. Dalej mieliby nas gdzieś. Za nic nie mam zamiaru się z nimi zobaczyć.

Obudziłem się o 7 rano, by migiem popędzić do łazienki i oddać tam dużą zawartość wczorajszej kolacji, którą zjadłem. Wymiotowałem. Miałem wiele szczęścia, gdyż Tobio, jak co rano poszedł pobiegać, a ja i tak musiałem niedługo wstawać, by zaprowadzić Haruto do przedszkola i przy okazji wyprowadzić Rosoła. Gdy wyszedłem z górnej łazienki, przy drzwiach zobaczyłem swojego męża, który miał zatroskany oraz zdziwiony wyraz twarzy. Skoro nie było go w łożku, myślałem, że poszedł pobiegać, a tak... Byłem wkopany...

- Wymiotowałeś? - zapytał, a ja wyminąłem go, idąc na dół, by zacząć robić śniadanie. Ku mojemu zdziwieniu, już na schodach czułem przepyszny zapach, roznoszący się w całym domu. Wzrokiem szukałem też naszego psa.

- Nie, to nic ważnego. Nie musisz się martwić.

- Ależ martwię. Od kiedy tak masz?

- Jakieś trzy, cztery... Może pięć...

- Dni? Tygodni? Nie baw się ze mną w podchody, mów od razu. Dobrze wiesz, że będzie Ci po tym lepiej - wraz z czarnowłosym weszliśmy do kuchni. Zobaczyłem na blacie talerz z naleśnikami i przez to dostałem nagłego zastrzyku zafascynowania. Uwielbiałem jego naleśniki.

- Hura, naleśniki! Nie mówiłeś, że dzisiaj Ty robisz śniadanie!

- Niespodzianka. Odpowiesz mi w końcu?

- Po tym, jak zjem kilka naleśników!

W mgnieniu oka podszedłem do talerza z naleśnikami i widząc, że są jeszcze gorące, wziąłem z szuflady widelec, mając zamiar nabić na niego przepyszność w stałej postaci, jaką są naleśniki. Niestety, kiedy chciałem już to zrobić, Tobio zabrał cały talerz sprzed moich oczu. Zimny drań.

- Ej, no! Głodny jestem! - oburzyłem się, tupiąc nogą. Wkurzyłem sie na tego zarozumialca, który nie chciał się podzielić. Czuję się teraz o jakieś 10 lat młodziej.

- Dostaniesz naleśnika, jeśli odpowiesz mi na zadane wcześniej pytanie.

- Niesprawiedliwość!

- Nazywaj to sobie, jak chcesz, nie zmienię zdania. No dalej, mów te magiczne słowa.

- Hokus pokus, czary mary, oddaj mi naleśnika! - spróbowałem odebrać mu z rąk talerz, jednak zapomniałem, że Tobio jest ode mnie wyższy i przez to, że chciałem odebrać mu jego własność, podniósł talerz do góry, sprawiając, iż nie mogłem ich teraz nawet zobaczyć.

- Nie takie słowa. Chyba zaczynam się domyślać, o co może chodzić.

- Więc?

- Nie jesteś czasem w ciąży? - wyższy przyszpilił mnie ciałem do blatu, ciągle trzymając nad głową jedzenie. Patrzył mi w oczy, a ja z zażenowania odwracałem wzrok, bo jego ciało było zbyt blisko mojego.

- N-nie wiem... Ale istanieje taka możliwość...

- Mówisz poważnie?

- Wolałbyś dowiedzieć się w inny sposób...?

Wraz z tym pytaniem, Tobio odłożył trzymany przedmiot i niespodziewanie wziął mnie na swoje umięśnione ręce, jak księżniczkę. Zaczął kręcić się ze mną wokół, a ja trzymałem się jego szyi, by nie upaść. Podczas kręcenia, słyszałem śmiech. Taki... radosny śmiech. Po kilku takich kręciołkach postawił mnie i przywitałem jego szeroki uśmiech. Chyba się ucieszył. Ale nie za wcześnie? Znaczy, nic nie jest jeszcze potwierdzone, a on już się cieszy...

- Bardzo się cieszę na tą wieść!

- S-serio...? Nie zauważyłem... - odpowiedziałem niepewnie, gdyż nadal kręciło mi się trochę w głowie. Oberwie za to później.

- Tak! Będę miał kolejne dziecko! Nie... My będziemy mieć! A Haruto będzie miał rodzeństwo!

- Spokojnie, niczego jeszcze nie wiadomo...

- Będę miał braciszka...?! - usłyszałem za plecami krzyk Haruto. Po odwroceniu się, nasz synek stał przy schodach, trzymając się za czarne włosy, mając minę, jakby nie dowierzał, co właśnie usłyszał. Nie miał tego słyszeć... Z drugiej strony, nie trzeba już go budzić.

- Mama jeszcze tego nie wie, ale bardzo możliwe!

- Naprawdę?! Będę miał braciszka! Braciszka! - chłopiec zaczął biegać wokół nas, ciesząc się niemiłosiernie. Taki mały, a tak bardzo się cieszy. - Gdzie jest mój braciszek? Kiedy do nas przyjdzie? Jak damy mu na imię? Myślicie, że będzie się ze mną bawił klockami?

- Za dużo zadajesz pytań...

- Właśnie, daj mamie odpocząć. Zrobiłem naleśniki, chcesz?

- Naleśniki i braciszek tego samego dnia?! Komnulacja!

Na nieudolne słowo "kumulacja", które miał zamiar powiedzieć Haruto, ale mu nie wyszło, głośno się zaśmiałem, co Tobio zrobił zaraz po mnie. Nie planowałem na razie im obu mówić o swoim stanie, jednak chyba dobrze, że tak się stało. To, co zaszło między nami kilka lat temu już nigdy się nie powtórzy. Chyba, że Tobio w jakiś sposób mnie wkurzy.

***

- Mamo, a gdzie jest teraz mój braciszek? - zapytał Haruto w połowie drogi do przedszkola, a ja zanotowałem sobie, że jest to już 7 raz od kiedy dowiedział się, że być może będzie miał rodzeństwo. W przeciągu godziny zapytal o to 4 razy, kiedyś na pewno takie pytania mu się znudzą.

- W punkcie odbioru dzieci. Bocian go przywiezie.

- Kiedy?

- Za jakiś czas. Aż tak nie możesz się go doczekać?

- Tak! Chcę się z nim już pobawić! Tego właśnie chciałem na urodziny! Spóźniony prezent!

- Tak, tak. Spóźniony - powiedziałem, przewracając oczami. Gdy tak zrobiłem, z daleka zobaczyłem znajomą sylwetkę, więc podbiegłem do tej osoby z synkiem i okazał się to pan Takayama, który również odprowadzał syna do przedszkola. Poszliśmy tam razem, rozmawiając beztrosko na różne tematy.

Nasza przechadzka nie trwała długo. Pan Takayama od razu po odstawieniu syna do przedszkola, zniknąl mi z oczu i zostałem sam. Rosół poszła z Tobio na spacer, bo powiedział, że i tak chciał skoczyć do sklepu, czy gdzie to on mówił, bo nie słuchałem. Nie miałem towarzystwa, a do domu nie chciałem jeszcze wracać. Więc co zrobiłem? Wsiadłem w autobus i pojechałem w ciul daleko, tak, że sam nawet nie wiedziałem gdzie.

Tym razem za wczasu już nauczony, pomyślałem i wychodząc z Haruto wziąłem telefon i portfel, gdyż jeśli nie wrócę przed swym kochanym mężem, na pewno będzie się martwił oraz zastanawiał, gdzie mnie wywiało. Od razu napisałem mu, iż idę na "mały spacer po mieście" i nie wiem, o której wrócę. Od razu zaczął wypytywać, czy wszystko okej, czy to nie podstęp, czy jestem bezpieczny, itp... Za lażdym razem odpowiadałem mu twierdząco. Z nudów postanowiłem zajść do księgarni. Od dawna nie byłem w żadnym dużym sklepie, tudzież galerii, więc uznam ten wypad za "chwilę dla siebie". Nikogo raczej zapraszał do tej wędrówki nie będę, bo prawie każdy teraz pracuje. Kiedy Haruto pójdzie do szkoły, może też poszukam sobie czegoś małego do roboty. Tylko, co, jeśli jedynie siatkówka mnie zadowala?

- Krewetka? - w połowie przeglądania sportowych magazynów, usłyszałem obok siebie czyjś głos. Spojrzałem na właściciela głosu i ku mojemu zdzieniu, zobaczyłem Wspaniałego Króla w czapce, okularach i maseczce na twarzy. Mama mi mówiła, że niespodziewane spotkania są najlepsze.

- O-oikawa-san?! Co Ty tu-

- Ciszej, jestem tu prywatnie! - starszy zatkał mi ręką usta i zaczął rozglądać się, czy nikt przypadkiem go nie rozpoznał. No tak. Oikawa-san został sławnym sportowcem, nic dziwnego, że teraz tak uważa.

- Nie spodziewałem się, że Cię tu spotkam...

- Mógłbym powiedzieć to samo. No, ale skoro już się spotkaliśmy, masz ochotę na mały spacer? Brakuje mi towarzystwa, od kiedy Iwa-chan powiedział, że mam zrobić sobie kilka dni urlopu...

Po kupieniu przeze mnie kilku magazynów, Oikawa-san i ja poszliśmy do jakiejś kawiarnii na lody. Tam prawie został on zauważony, dlatego musieliśmy jak najszybciej uciekać, by nie zostać zmiażdżonym przez fanów bruneta. Co, jak co, ale trochę pożyć jeszcze chciałem. Trafiliśmy do parku, gdzie o tak wczeznej godzinie, jaką była 10 rano prawie nikogo nie było. Zdyszani i z na wpół zjedzonymi lodami w kubeczkach usiedliśmy na kryte ławki. Od kiedy uciekanie jest takie męczące?

- Spokojnie żyć nie dadzą... Co poradzić, fani mnie kochają - powiedział z uśmiechem, znów zaczynając jeść swoje lody. Zrobiłem to samo.

- Pewnie masz rację. Do Tobio tak nie lgną, jak do Ciebie.

- Wiem, ha, ha! Tobio-chan po prostu nie umie się tak genialnie uśmiechać, jak ja! Mój urok osobisty go przyćmiewa! Nie wiem, jak Ty z nim wytrzymujesz.

- Nie jest źle. To nawet i lepiej, że nie jest aż tak rozpoznawalny. Ma czas dla mnie i Haruto...

- Jakiego Haruto? To pies? - zapytał, przekręcając głowę na bok, a ja dopiero teraz uświadomiłem sobie, że Wspaniały Krół nie wie, że ja i Tobio zostaliśmy rodzicami. Skoro obaj mają ze sobą jakiś kontakt, myślałem, że już dawno powiedział, że mamy syna. Przez długi czas żyłem w tej nieświadomości, aż do teraz.

- Nie, nasz syn...

- A, no tak, to ma se- JAKI SYN?!

Mina Oikawy-san była bardzo zabawna. Zacząłem się śmiać, upuszczając z łyżeczki trochę lodów czekoladowych, które poleciały na ziemię. Byłoby dziwnym, gdybym zrobił mu teraz zdjęcie tej miny?

__________

Hej!

Niespodziewany rozdział~

Dziękuję Naniminia za kolejnego fanarta! Śliczniutki jest~! Pies wyszedł Ci niesamowicie uroczo~! Uwielbiam go
❤❤❤❤❤

❤UwU❤

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro