[85] Mieszane uczucia

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Tobio

Jakiś czas później, gdy Shouyou wyszedł z Haruto, zacząłem się niemiłosiernie nudzić. Rosół niedawno zaczęła tylko pić, jeść, spać i tak na zmianę. Aż żal mi było tego psa, że nie wychodzi się z nim często. Naprawdę. Wziąłbym ją na spacer i przy okazji trochę potrenował, gdyż niedługo wezmę udział w ważnym meczu, ale jak na złość, gdy miałem zamiar to robić, zaczęło mocno padać. Deszcz był tak gęsty, iż myślałem, że to igły, spadające z nieba.

Zanudzałem się na śmierć. Czekanie na Shouyou było nudne, niż kiedykolwiek, a to, że rusowłosy nie ma jak wrócić do domu, bo gdzieś sobie poszedł, nawet nie wiem, gdzie, kompletnie mnie nie zadowala. Sytuacja z rana ciągle odbijała się w mojej głowie. Nie mogłem przestać myśleć o tym, że Shouyou może być znów w ciąży. Nie chcę, żeby sytuacja z Haruto się powtarzała. Bo nie powtórzy. Prawda?

Ku zmianie tematu, w następny czwartek rodzice zaprosili nas na rozmowę. Dobrze wiedziałem, o czym będziemy rozmawiać, a Shouyou nie ma ochoty iśc tam razem ze mną. Nie wiem nawet, czy zgodzi się, by Haruto mi w tym towarzyszył. To dziecko jeszcze nie widziało swoich drugich dziadków, jedynie czasem wspominałem o nich i wydawał się nimi zainteresowany. Nie winię go, że chciałby ich poznać. W końcu to rodzina. Jedna babcia i ciocia raczej mu nie wystarczają.

Może jakies 2 godziny później, kiedy deszcz przestał juz tak mocno padać, usłyszałem otwieranie frontowych drzwi. To musiał być Shouyou, więc zszedłem z kanapy, a Rosół pobiegła za mną. Akurat nie spała. Zobaczyłem Shouyou z dwiema torbami zakupowymi. Ale... nie z supermarketu, ale z jakiegoś sklepu sportowego.

- Już jestem. Długo czekałeś? - przywitał mnie radośnie, zdejmując jednocześnie buty.

- Praktycznie od Twojego wyjścia. Nie zmokłeś?

- Ah, nie, nie! Byłem cały czas pod dachem, nie miałem nawet na to okazji!

- Okej, więc wytłumaczysz mi te torby?

- Tak, za chwilę, chcę odłożyć kupione rzeczy.

Rudowłosy podreptał szybko do naszej sypialni, a ja ciekawy, co kupił poszedłem za nim. Zastałem go, chowającego nakolanniki, koszulki i cos tam jeszcze do swojej szuflady ze skarpetkami. Chwilę zastanawiałem się, po co mu tyle rzeczy i raczej nie kupił ich dla mnie, bo od razu było widać, że nie są w moim rozmiarze. Więc po co mu one były?

- Dla kogo to? - zapytałem, stając za nim. W tym samym momencie mój ukochany zamykał już szuflade i miał zamiar wstać. Pomogłem mu w tym.

- Dla mnie.

- Co? Dlaczego?

- Jak to "dlaczego"? Chcę wrócić do siatkówki! Takie miałem marzenie od samego początku i mam okazję je spełnić!

Zastygłem, gdy rudowłosy to powiedział. Do tej pory nic nie wspominał o tym, że chce zrobić karierę siatkarską, myślałem, że życie w domu ze mną i Haruto go zadowala, a teraz... teraz nie wyobrażam sobie, jak moglibyśmy inaczej funkcjonować. Czy taki układ ma przyszłość? Poza tym, on jest... w tej chwili prawdopobnie niedysponowany. Ja... czuję, że jeśli wybierze tą drogę, może na niej upaść albo co gorsza sie zgubić. To tak, jakbym nie chciał, żeby Shouyou rozwinął skrzydła i spelniał marzenia. To nie tak... Wolę, żeby zostało tak, jak jest teraz.

- Nie zgadzam się - powiedziałem, zaciskając obie ręce w pięści. Niższy spojrzał na mnie z dołu i powoli ogarniał, co przed chwilą powiedziałem.

- Co? Jak to "nie zgadzasz się"? Co to ma znaczyć?!

- Jest dobrze, tak, jak jest. Haruto chodzi jeszcze do przedszkola, a ty prawdopodobnie jesteś w ciąży i nawet jeśli chcesz dołączyc do jakiejś drużyny nie będziesz mógł uczestniczyć w eliminacjach.

- Ale...!

- Nie. Ktoś Cię do tego namawiał?

- N-nawet jeśli, to nie ma znaczenia! Spotkałem Oikawę-san i powiedział, że powinienem spróbować!

- Oikawę-san?! Słuchaj, nie musisz od razu robić durnych rzeczy po pierwszym przypadkowym spotkaniu!

- Czyli myślisz, że moje marzenia są durne?!

- To wcale nie tak!

Szlag! Ta rozmowa nie miała sprowadzić sie do kłótni. Mieliśmy spokojnie porozmawiać, a nie skakać sobie do gardeł. Wcale nie uważam, że jego marzenia sa durne, po prostu nie wiem, czy dałbym radę przyzwyczaić się do tego, że nie widziałbym go częściej, niż teraz. Nie chcę, by ta sytuacja nas rozdzieliła bardziej. Nie chcę, by Haruto wychowywał sie bez rodziców w domu, prawdopodobnie w towarzystwie jakiejś obcej baby.

- Posłuchaj, nie chcę się z Tobą kłócić...

- A ja chcę! Jeśli dzięki temu przekonam Cię do zmiany zdania, będę krzyczał, aż mi płuca wysiądą!

- Uspokój się! Nie możesz zrozumieć, że w naszej obecnej sytuacji jesteś niezdolny do jakiegokolwiek wysiłku fizycznego?!

- "Niezdolny"?! Twoim zdaniem wyglądam, jak inwalida?!

- Tego nie powiedziałem!

- Ale na pewno pomyślałeś!

- Wcale nie! Ugh, czemu nie możesz zrozumieć moich uczuć?!

- Mogę powiedzieć to samo! Wziąłeś moje uczucia pod uwagę?! Zdaje się, że nie, panie Królu!

Miał rację. Przez moment nawet nie pomyślałem o tym, co on czuje. Zamiast tego skupiłem się na sobie i Haruto, kompletnie wykluczając Shouyou. Nie powinenem być takim egoistą. Moja jedna strona chce, żeby osoba, którą kocham nad życie była szczęśliwa z tym, co robi, a druga pragnie zatrzymać go przy sobie i nie pozwolić wylecieć z gniazda, gdyż jest ono bezpieczne. Co powinienem zrobić...?

- Tak... Przepraszam... - przyznałem, uspokajając gniew, który urósł podczas tej małej kłótni. Rydowłosy też w jakiś sposób próbował się uspokoić.

- To nie tak, że chcę was opuścić. W dwa dni nie dostanę się przecież do żadnej drużyny, do tego potrzeba najwyżej paru miesięcy. Przez ten czas zdążę urodzić i wyrobić lepszą formę.

- Tak. Chwila, urodzić?

Po tych słowach Shouyou wesoło się uśmiechnął i dotknął ręką swojego brzucha. Wiedziałem, co to oznacza, więc bez chwili zawahania przytuliłem go, ale nie mocno, żeby nie zrobić krzywdy dziecku. Cieszyłem się niemiłosiernie.

- Godzimy się?

- Tak, definitywnie. Kiedy robiłeś badania? Nawet nie powiedziałeś, że masz ro w planach.

- Chciałem Ci zrobić niespodziankę~

- Wspaniała niespodzianka, naprawdę - pocałowałem go w czubek głowy. Potem spojrzałem w oczy i złapałem za obie ręce. - Naprawdę chcesz dalej grać w siatkówkę?

- Tak. Bardzo.

- Ech... Dobrze, ale pod kilkoma warunkami. Pierwszy: przynajmniej przez pierwsze miesiące będziemy zajmowali się dzieckiem. Specjalnie wezmę urlop, żeby ci pomóc. Drugi: gdy już będziesz miał okazję do popisu na siatkówce, pokażesz im na co Cię stać. Jesteś lepszy, niż jakiś randomowy zawodowy siatkarz.

- Jasne! Ma się rozumieć!

- I trzeci: idziemy razem w czwartek za tydzień na obiad do moich rodziców. Bez fochów.

- Ugh... No dobrze...

Uśmiechnąłem się delikatnie i znów go przytuliłem. Nie lubiłem naszych kłótni, ale zgody zawsze poprawiają nam obu humory. To po prostu miłość.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro