[Epilog] Nudne dni

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Shouyou

Tobio i ja wybaczliśmy jego rodzicom oraz staramy się pomagać jego ojcu w walce z chorobą, która powoli z każdym dniem zaczyna znikać (tak przynajmniej mówią lekarze). Niekiedy nie dogadujemy się w kilku kwestiach, ale tak czasem bywa, to jedynie spirala naszych wymagań wobec losu.

Te kilka miesięcy zmieniło wszystkich. Ja i Yama- Znaczy, Tsukishima Tadashi razem przechodziliśmy nasze "ciążowe humorki", czym denetwowaliśmy naszych facetów. Z tego, co wiem, Kei robił wszystko, o co Tadashi go poprosił. Specjalnie wzięli wcześniej ślub, by ich dziecko nie wyszło na nie planowane (i wcale nasz Haruto nie ppwstał w ten sam sposób...). Cieszyłem się ich szczęściem, na które obaj zasłużyli. Po tych 4,5 miesiącach urodziła im się zdrowa córeczka, którą nazwali Tayuzu. Tadashi urodził bez stresu, Kei kilka dni przed planowaną datą porpdu zawiózł go do szpitala, bo martwił się, że będzie kiepsko. Nie było.

U nas było.

Gdy te 4,5 miesiąca ciąży minęły, ni z dupy nagle o 2 w nocy, gdy byłem pod prysznicem zacząłem rodzić i gdyby nie bóle brzucha, nie poczułbym nawet, że wody mi odeszły. To się nazywa szczęście... Mieliśmy wtedy problem, bo nie dość, że i ja musiałem sie ubrać, to ciągnęliśmy spanikowani ze sobą Haruto, który ledwo ogarniał, co się dzieje. Do szpitala dojechaliśmy krzycząc na siebie. Chyba było warto wykrzyczeć wszystkie nasze emocje, bo mój poród trwał dośc krótko, niż z Haruto. Urodziłem dziewczynkę, zupełnie, jak Tadashi. Po wielu niezgodnościach postanoeiliśmy dać jej na imię Tsubaki. Gdy Haruto pierwszy raz ją zobaczył, powiedział, że chciał brata i, czy można ją wymienić.

Nigdy nie zapomnę miny Tobio, który krył swoją córkę ciałem, żeby jej starszy brat nie mógł jej nawet dotknąć.

A co do mojego marzenia... Zaczęło ono się powoli spełniać. Pół roku po narodzinach Tsubaki zacząłem intensywnie trenować, co proste nie było, bo oczyeiście Tobio nusiał robić to samo. Jakoś dawaliśmy radę. Jak? Powoli. Z efektami. Drużyna Oikawy-san nadal po takim czasie rekrutowała, a ja miałem szansę się do niej dostać. Jak się skończyło? Po drodze spotkałem Bokuto-sana, który zaprowadził mnie w lepsze miejsce i dzięki niemu zostałem przyjęty gdzie indziej. Ukradł mnie i już nie oddał...

***

Krzyk tłumu i świst butów zagrzewał mnie do walki. Na boisku już ledwo stałem, tacy silni byli moi przeciwnicy. Jedna noga ledwo stała, w drugiej czułem dziwne mrowienie, jakby laziło mi w niej mnóstwo mrówek. Wziąłem kilka większych wdechów i ponownie spojrzałem na tablicę wyników. Jeszcze tylko kilka punktów i będziemy mogli wygrać pierwszego seta. Cieszyłem się z tego powodu.

- Dajesz radę? - usłyszałem znajomy obok siebie głos, po czym poczułem na plecach dwa lekkie uderzenia. Spojrzałem na trybuny. W pierwszym rzędzie stali nasi przyjaciele, którzy jednocześnie pilnowali naszych dzieci. Tsubaki niedługo kończyła dwa lata, jednak cieszyła się razem ze wszystkimi. Widziałem też Haruto. Siedział na ramionach Nishinoyi-san, machając w naszą stronę. Uśmiechnąłem się na to.

- Czemu miałbym nie dać? - odpowiedziałem, wycierając pot z czoła. Na mecz musiałem zdjąc obrączkę, bo bałem się, że mogłaby ześlizgnąć się z mojego palca. Tobio zrobił to samo.

- Tak tylko sprawdzałem. Tobie też wydaje się, że to kolejny tego typu mecz w tak nudny dzień?

- Hm... Może i tak. Cieszę się z niego. Haruto i Tsubaki patrzą, pokażmy im, jacy jesteśmy silni.

Gwizdek zadzwonił, oznajmijąc koniec przerwy. Wszyscy zawodnicy stawili się znów na boiska. My, czerwoni wydawaliśmy się słabi, lecz tacy nie byliśmy. Drużyna przeciwna zaczęła. Przebili piłkę na naszą stronę, libero ją odebrał, podając ją do rozgrywającego. Ten wystawił piłkę mi, więc bez największego problemu skoczyłem, żeby spróbować zdobyć dla nas punkt.

Będąc w górze, kątem oka zobaczyłem dwie postacie, stojące w świetle na trybunach. Obie były mi bardzo dobrze znane. Jeden miał rude włosy, a drugi czarne. Nosili ten sam mundurek, chociaż stali od siebie w pewnej odległości, co oznaczało, że nie byli do siebie przyjaźnie nastawieni. To byliśmy młodzi my. Patrzyliśmy na starszych nas, którzy w zwyczajną sobotę rozgrywają mecz z drużyną z innego kraju. Już kilka razy tak graliśmy, jednak na codzień jesteśmy rozdzieleni. Połączyła nas... nuda. Nuda oraz wspólna pasja.

Damy radę przezwyciężyć te wszystkie nudne dni, czekające na nas w przyszłości? Na przykład takie, w których leżymy spokojnie na kanapie, oglądając z dziećmi bajki i jedząc niezdrowe przekąski? Nie wiem. Chociaż, może wiem. Chciałbym po prostu je przetrwać. Bo dlaczego nie? Takie nudne dni, podczas których nic się nie dzieje, są najlepsze i moim zdaniem powinny ciągnąć się bez końca.

__________

Tak oto dotarliśmy do końca.

Tak, teraz naprawdę to jest koniec przygód Kageyamy i Hinaty w tym tasiemcowym uniwesum.

Dziękuję, że przez te lata czytano te części z zapałem, bardzo mnie radowały wasze komentarze oraz gwiazdki. Uwielbiam pisać i świadomość, że komuś podobają się moje prace, sprawia, że chcę to robić do końca życia.

No ale... Tak naprawdę to nie koniec. Będzie 5 część, tym razem z perspektywy Haruto, który sam przeżyje wiosnę swojego życia (i to będzie już naprawdę ostatnia część, szóstej nie będzie, nie ma nawet takiej opcji, pięć to i tak dużo). Oczywiście powiadomię Was, jeśli zacznę publikować do tego rozdziały~

Jeszcze raz dziękuję za czytanie~


Do zobaczenia~

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro