| Akt III |

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Jestem jedynie ciałem, które ma zostać oczyszczone. Duszą, która ma być ocalona poprzez cierpienie.


— Witaj ponownie, Nymeris Waters. 

W drzwiach wita mnie maester. Chociaż się uśmiecha, zauważam na jego twarzy nutę sceptycyzmu. Odpowiadam mu uprzejmym kiwnięciem głowy. Wchodzę do pomieszczenia. Rozglądam się i ku mojemu zdziwieniu widzę dwie beczki wypełnione wodą, zamiast jednej. Co może oznaczać ta zmiana?

— Dziś, oprócz tego co zwykle, chcielibyśmy wypróbować nową metodę opracowaną w cytadeli, nazywaną terapią kontrastową — mówi, przerywając moje myśli.

— Na czym konretnie polega? 

— Zasada jest prosta. Po kąpieli w zimnej wodzie, przeniesiemy cię do tej gorącej, aby pobudzić krążenie krwi. Może to być bolesne i wyczerpujące, ale skuteczne.

Dopiero teraz to dostrzegam. Rzeczywiście, nad jedną z drewnianych bali unosi się kłąb pary. Muszę kilka razy zamrugać i przełknąć ślinę, by przyswoić nową informację.

— A oprócz tego zapewne pijawki? — dodaję z lekkim drżeniem w głosie, starając się ukryć swoje obawy.

Nie musi odpowiadać, ponieważ do sali wchodzi kilku maesterów z tacami, na których leżą te małe, krwiopijcze stworzenia. Pomieszczenie wypełnia cisza, przerywana jedynie cichym szelestem kroków i stukotem tac. Zaciskam dłoń na materiale sukni. 

— Zaczynamy. — Mówi arcymaester, najwyższy z nich wszystkich.

Do sali wchodzą trzy młode dziewczyny. Dwie z nich rozciągają materiał, osłaniając mnie przed męskimi spojrzeniami, a trzecia pomaga mi się rozebrać i owija białą tkaniną. Dziewczęta działają w milczeniu, ich ruchy są precyzyjne i zautomatyzowane, jakby wykonywały ten rytuał setki razy wcześniej.

Gdy jestem gotowa, wchodzę z ich pomocą do pierwszej bali. Choć robiłam to dziesiątki razy, wciąż czuję ten przeszywający chłód, który przenika moje ciało na wskroś. Opieram dłonie na metalowych wykończeniach, a maesterzy niemal natychmiast przystępują do nakładania, przy pomocy szczypiec, małych, obślizgłych stworzeń na moją skórę. Są zimne, ale nie tak zimne jak woda, w której siedzę. Ich dotyk jest nieprzyjemny, wywołując dreszcze na moim ciele.

Gdy kończą, odsówają się, by stanąć pod ścianą i czekać na dalsze polecenia. 

Zuważam, że do pomieszczenia wchodzi septon. Wiem co to oznacza. Staje na przeciwko mnie i spogląda prosto w oczy, jakby się do czegoś przygotowując. Rozkłada dłonie i przez chwilę szepcze jakieś słowa pod nosem. Wyciąga w moją stronę otwartą dłoń. Przez chwilę milczy, jednak to nie trwa długo.

— Wielcy Siedmiu, oczyśćcie jej krew z grzechu. — Jego głos jest niski i głęboki. 

Gdy pierwsza pijawka przywiera do mojego ciała, czuję lekkie ukłucie. Druga pijawka, potem trzecia, każda z nich wnika w moje ciało.

— Spójrzcie na tę plamę, na naszym świętym świecie. 

Czuję, jak pijawki zaczynają swoją pracę, jakby ssanie miało usunąć nie tylko krew, ale i wszelkie zło, które mogłoby tkwić w moim sercu. 

— Ukarzcie ją, Wielcy Siedmiu, za jej zbrodnie przeciwko wam. Spalcie jej duszę w płomieniach waszej sprawiedliwości. Święta Matko, spójrz na tę niegodną i oczyść jej krwią swą świętą ziemię. Ojcze, osądź ją i daj jej sprawiedliwość, na którą zasługuje. — Wypowiadając te słowa, wciąż nie spuszcza ze mnie wzroku. 

Pijawki wciąż przywierają, a ból staje się coraz bardziej odczuwalny. Każde ich przysysanie, każde małe ukąszenie, przypomina mi, że jestem tylko grzesznicą w ich oczach.

Jestem jedynie ciałem, które ma zostać oczyszczone. Duszą, która ma być ocalona przez cierpienie.

— Dziewico, chroń nas przed jej złem. Wojowniku, strzeż nas przed jej zdradą. Kowalu, wyrzeźbij jej nową duszę, czystą i bez skazy. Starucho, odejmij jej czas, aby nie szerzyła więcej zła. Spójrzcie na nią, Wielcy Siedmiu, i niech jej krew stanie się czysta. Niech jej dusza zostanie uwolniona od demonicznego jarzma. Niech zło opuści jej ciało raz na zawsze.

Czuje się jakbym cała drżała. Nie przez chłód. Nie z powodu pijawek, a pod ciężarem jego słów. 

— Przechodzimy do drugiego etapu. — Zarządza maester, a jego głos brzmi niezwykle stanowczo. — Pamiętajcie, że żeby był skuteczny, musi być wykonany szybko. Ciało nie może przyzwyczaić się do nowej temperatury.

Maesterzy i pomocnicy podchodzą bliżej, a ich twarze są skupione na pracy. Pomagają mi wyjść z wanny, a zimne, wilgotne powietrze nagle wydaje się bardziej dotkliwe w zetknięciu z moją skórą.

Kiedy staję na słabych nogach obok drugiej wanny, czuję, jak moje serce bije coraz szybciej. 

— Przypomnij sobie swoje grzeszne życie. 

Gdy tylko zaczynam czuć na skórze palący gorąc, natychmiast zaciskam mocno zęby. To uczucie jest niemal nie do zniesienia, jakby tysiące igieł przeszywały moją skórę naraz. Próbuję się powstrzymać, ale moje ciało odruchowo cofa się przed tym nieludzkim ciepłem. Woda niemal, że bólgocze.

— Jest powód dla którego bogowie odebrali ci wspomnienia. — Nachyla się, wypowiadając te słowa ostrym tonem. — To ty sama. 

Nie chcę się dalej zanurzać, moje ciało protestuje całym sobą, ale oni chwytają za moje ramiona, ich uścisk jest silny i bezlitosny. Zmuszają mnie do zanurzenia się w wodzie.

Z mojego gardła wyrywa się krzyk.  Ból jest niemal paraliżujący. Krzyk, który wydobywa się z moich ust, wypełnia całe pomieszczenie. Odbija się echem od ścian. Jestem pewna, że wszyscy słyszą moją agonię. Nikt nie reaguje, jakby moje cierpienie nie miało znaczenia. 

Po chwili milknę. Moje gardło jest zbyt zmęczone, by wydać kolejny dźwięk.

— Już nie uciekniesz przed prawdą — mówi chłodno.

Widok przed moimi oczami zaczyna się rozmazywać i ciemnieć. Gorąco otumania moje zmysły, sprawia, że wszystko wokół mnie staje się niewyraźne i odległe. Czuję, jak moje ciało zaczyna się poddawać.

— Ja... — mamroczę, ledwo będąc w stanie wypowiedzieć te słowa. — Nie dam rady.

I w tej chwili tracę wszelki kontakt z rzeczywistością.




"Twoje grzechy musiały być niewyobrażalne."

"Jest powód dla którego bogowie odebrali ci wspomnienia. To ty sama."

"Przypomnij sobie swoje grzeszne życie."

Budzę się, łapczywie łaknąc powietrza. Oddycham ciężko i szybko. Wciąż nie mogę się uspokoić, serce bije mi jak oszalałe. Muszę odkaszlnąć kilka razy, aby oczyścić gardło, które wydaje się zbyt suche i podrażnione.

Rozglądam się. Jestem w swoim pokoju, ale wszystko wydaje się jakby nieco inne, jakby otaczała mnie dziwna mgła. Dostrzegam swoją służkę. Krząta się przy meblach ze ściereczką w dłoni. 

Jej postać, choć znajoma, wydaje mi się teraz jakby odległa i nierzeczywista.

— Delia? — pytam cicho. 

Od razu odwraca się w moim kierunku i podchodzi bliżej.

— Tak, Pani? 

— Ile czasu minęło? — pytam, chwytając się za obolałą głowę. Moje myśli są zamglone. Jakbym próbowała sobie przypomnieć coś ważnego. Coś co wciąż mi umyka.

— Dokładnie doba. Przyniesiono cię tu zeszłego wieczoru. 

Podnoszę wzrok na sufit. Wspomnienia wracają powoli. Przypominam sobie to co się wczoraj wydarzyło. Zawsze było ciężko, ale to już ósmy raz, gdy tracę przytomność podczas terapii. 

— W międzyczasie przyszła dziewczyna ze służby na górnym piętrze. Kazała ci to przekazać. — Z rękawa wyciąga mały skrawek papieru. Ten jest zwinnie zawinięty i obwiązany sznurkiem. Nie ma pieczęci, więc to zapewne nic ważnego.

Z trudem, ale podnoszę się do pozycji siedzącej. Dziewczyna podkłada pod moje plecy poduszkę, żeby było mi wygodniej. Uśmiecham się w jej kierunku z wdzięcznością. 

Delia to urodziwa, młoda dziewczyna nieco młodsza ode mnie. Można powiedzieć, że jest moją lewą ręką. Pomaga mi w prostych codziennych czynnościach, aż nie nauczę się z nimi radzić samodzielnie. 

Przyjmuję w dłoń, zawiniętą wiadomość.

— Potrzebujesz jeszcze czegoś, Pani? 

— Nie. Możesz wracać do pracy — odpowiadam łagodnie, doceniając jej starania.

Gdy odchodzi, zdejmuję sznurek i odkładam pergamin na pierzynie, by go rozwinąć. Jest to niezwykle krótka wiadomość. Zaledwie dwa zdania. Zaczynam czytać znajome mi pismo. 

"Liczysz, że tym razem się nad tobą zlitują?

Poddaj się."

Zdenerwowana zaciskam szczękę. Wyciągam dłoń z wiadomością ku świecy, palącej się na stoliku obok łóżka. Już po chwili patrzę, jak pergamin trawią płomienie, a uczucie frustracji narasta we mnie z każdą sekundą. Delia widzi to, tak samo jak moje zdenerwowanie. Dlatego stara się nie pokazać, że cokolwiek zauważyła. Wciąż wyciera kurze, choć nieco szybciej i mniej starannie.

A ja na nowo przywieram do materaca. 

Dlaczego on powtarza wciąż te same słowa?


— Czuwałaś przy mnie całą noc? — pytam zdumiona. 

— Maester powiedział, że lepiej dmuchać na zimne. Organizm może jeszcze zacząć się bronić. 

— Czuję się już znacznie lepiej, ale jestem wdzięczna za twoją troskę — mówię, kładąc dłoń na jej splecione ręce. — Przyniesiesz mi herbaty? Tej co zawsze na zszargane nerwy.

— Oczywiście — odpowiada Delia, natychmiast wstając. Dyga z grzecznością i odchodzi w stronę drzwi. Chwyta za klamkę i ciągnie, ale drzwi nie ustępują. Ponawia próbę, ale znów nic. Wystraszona spogląda w moim kierunku.

Marszczę brwi i wstaję z łóżka. Podchodzę do niej i tak jak ona próbuję otworzyć drzwi. Nawet nieco bardziej agresywnie.

— Co się dzieje? — pyta dziewczyna z widocznym niepokojem.

— Nie wiem — odpowiadam w duchu zaniepokojona tak samo jak ona. — Dlaczego drzwi są zamknięte?! — pytam głośniej, uderzając dłonią w drzwi. — Halo? Jest tam kto?!

— Z rozkazu małej rady, wszyscy dworzanie mają pozostać w swoich komnatach — rozlega się głos zza drzwi, brzmiący niezwykle poważnie. 

Słysząc odpowiedź, odsuwam się od wejścia.

— Co to ma znaczyć? — pytam, próbując zrozumieć sytuację.

Spojrzenia moje i Delii spotykają się. Dziewczyna wygląda na mocno przestraszoną. Dlatego pocieszam ją, kładąc dłoń na jej ramieniu.

— To rozkaz. — Powtarza.

— Dobrze, rozumiem — odpowiadam ze spokojem w głosie, starając się zachować zimną krew. Teraz zwracam się jedynie w stronę młodej dziewczyny. — Spróbujmy nie panikować. To pewnie tylko tymczasowe środki ostrożności. 

Podchodzę do stołu i dotykam jego powierzchni opuszkami palców.

— Ale na razie będę musiała sobie poradzić bez herbaty. — Uśmiecham się, starając zachować pogodę ducha. — A w czasie naszego oczekiwania, pomóż mi się przebrać i uczesać. 

— Dobrze, moja Lady. 

Lady... 

To było dwa lata temu, czyli rok po tym, jak zamieszkałam na zamku. W tamtym czasie spędzałam mnóstwo chwil z księżniczką Helaeną, stając się jej bliską towarzyszką i powierniczką. Nasza więź była tak silna, że Helaena, pragnąc, bym zawsze była blisko, poprosiła swoją matkę, królową, bym mogła zostać jej damą dworu. Królowa początkowo odmówiła, nie chcąc łamać tradycji, ale widząc rosnący smutek w oczach córki, w końcu uległa i wyraziła zgodę.

Jednak mimo mojej nowej roli, wciąż pozostawałam bez tytułu. Nigdy nie zezwolono mi na posiadanie jakiegokolwiek, ponieważ te są ściśle powiązane z pochodzeniem. 

Pomimo to księżniczka Helaena zaczęła nazywać mnie Lady Nyméris Waters. Nie wiem, dlaczego to robiła. Od tamtej chwili nie mówiła już do mnie po prostu Nemeris, lecz zawsze z szacunkiem, używając tytułu "Lady".

To niezwykłe i paradoksalne, by nosić bękarcie nazwisko i jednocześnie być nazywaną przez poniektóre osoby lady, nawet jeśli tytuł ten jest całkowicie nieoficjalny. 

Tylko nieliczni odważyli się, by tak mnie nazywać: księżniczka Helaena, moja służka Delia...

...i książę Aemond.



Po kilku godzinach niepewności i wyczekiwania, wreszcie dowiedziałyśmy się, co takiego się wydarzyło.

Król zmarł dziś w nocy. 

Jeszcze tego samego dnia odbyła się koronacja jego następcy — Aegona.


CIĄG DALSZY NASTAPI...

© SindSwayer 2024

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro