I

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Pip, pip, pip... Fei spojrzał na budzik. Była 6.30. Najchętniej bym jeszcze pospał, ale wiedział, że musi wstać by zdążyć na śniadanie. Chłopak niechętnie wstał i podszedł do okna. Jeszcze tylko pięć lat i będę wolny.

Chciałby uciec. Uciec nie oglądając się za siebie. Ale nie mógł. Do ziemi było niecałe dwadzieścia metrów, a nawet jeśli przerwałby upadek to sierociniec był ogrodzony płotem elektrycznym i drutem kolczastym, a jakby jeszcze było mało to obiektu pilnowały roboty. Czuł się tu jak w więzieniu dla dzieci.

Rune odszedł od okna i poszedł do szafy. Wyjął z niej pomarańczową kurtkę, dresowe spodnie i czarne rękawiczki bez palców.

Ubrał się szybko.

- Rune Fei?! - mietowowłosy usłyszał głos pani Ochiai.

-Już idę proszę pani! - chłopak założył tenisówki i wyszedł ze swojego pokoju.

Kobieta chwyciła go za nadgarstek i poprowadziła do stołówki.

Miętowowłosy spojrzał na dzieci z sierocińca. Rozmawiały, jadły, zachowywały się jakby były rodzeństwem. Pomyślał o tym że on nigdy nie będzie taki jak one. Nie będzie miał przyjaciół. Ale dla niego to się nie liczyło. Wiedział że zostało mu tylko siedem lat życia. Nigdy nie stanie się prawdziwym dorosłym, bo umrze jako dwudziestolatek. Chłopak przestraszył się trochę wizji śmierci jako dziecko, ale zrozumiał że taką zapłacił cenę za swoje moce. Moce Dzieci Drugiego Stopnia.

Chłopak nic nie zjadł. Nie był głodny.

Poczekał na panią Ochiai by zaprowadziła go na lekcje. Dobrze wiedział że jeśli nie chce by opiekunka się nad nim znęcała to musiał na nią czekać.

Kobieta nie przychodziła dość długo. Fei już myślał że ma iść sam gdy zobaczył opiekunkę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro