-8-

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Po długim tygodniu przekonywań, strachu i niepewności, wreszcie Hoseok zgodził się zabrać Yoongiego na plażę. Historia jego związku musiała tak chwycić brunetka za serce, że w końcu zmiękł. Następnego dnia, po nocy zwierzeń Mina, obaj zjedli składające się z owoców śniadanie i wyruszyli. Hoseok szedł pierwszy, torując dla swojego gościa drogę maczetą. W między czasie postanowił odwdzięczyć się jakoś za wyznania blondyna z poprzedniego wieczoru.

— Pytałeś się mnie kilka razy, dlaczego tu żyję, skoro tak nienawidzę robaków i węży... — zaczął, ścinając nieprecyzyjnie jakiś niczemu winny krzak. — Kiedyś trafiłem tu w bardzo podobny sposób, co ty. Podczas pory deszczowej mój statek rozbił się na skałach otaczających wyspę i zostałem tu uwięziony na nieco ponad dwa tygodnie. Na początku było to przerażające przeżycie, ale im więcej dni mijało, tym bardziej się przyzwyczajałem, aż w końcu zdałem sobie sprawę... że to jest miejsce, w którym naprawdę odnalazłem spokój. Z daleka od zgiełku wielkiego miasta. Dlatego każdego roku wykorzystuję calutki swój urlop, żeby spędzić na tej wyspie jak najwięcej czasu.

Min wysłuchał znajomego. Chociaż na chwile oderwał się od nostalgicznych wspomnień o swoim ukochanym i skupił całą uwagę na mężczyźnie idącym przed nim. W dłoniach trzymał ten sam ręcznie zrobiony kosz, do którego wcześniej zebrane były melony.

— Więc wiesz jak wrócić. Pomożesz mi to zrobić? Jungkook pewnie wychodzi z siebie i myśli, że już nie żyje — spróbował zagrać na uczuciach Hoseoka. Dobrze wiedział, że młody w żaden sposób się nie zdradzi, nie wyskoczy zaraz z krzakó, zatem może sobie pozwolić na takie słowa. Pustelnik przecież nie sprawdzi czy mówi prawdę, bo jak?
Hoseok westchnął i kiwnął głową. Widać było, że już się poddał w swoim uporze, by Yoongi został z nim na wyspie.

— Tak, wiem. Kiedy muszę już wracać, wysyłam wiadomość do najbliższego portu. Zazwyczaj jakiś statek przypływa w ciągu kilku godzin. Ale Yoongi-ssi... Naprawdę obawiam się, że będziesz musiał poczekać aż pora deszczowa się skończy... Statki nie pływają tu podczas niej, bo skały wokół wyspy są niebezpieczne. — wyjaśniał ze zmarszczonymi w zmartwieniu brwiami.

Byli już niedaleko plaży, zostało im dosłownie kilkanaście metrów chaszczy. Już było widać pierwsze prześwity białego piachu między leśną ściółką.

— Nie widać twojej pory deszczowej. Jestem tutaj od tygodnia i nie spadła ani jedna kropla deszczu. — zrzędził starszy, tocząc się za Hobim. Przy okazji się rozglądał, szukając jakiś śladów swojego chłopaka, ale ten musiał dobrze się kryć. — Poza tym... wiesz, że to mogę gdzieś zgłosić? Przecież próbujesz mnie tu więzić, jestem ofiarą wypadku.

Po kilku minutach obaj szli po mokrym pisku, mocząc nagie stopy, trzymając swoje wcześniejsze bagaże oraz buty w dłoniach. Kierowali się w stronę palm, które już ostatnio Hoseok chciał ściąć. Yoongi zapamiętał to miejsce... inaczej. Zapamiętał bezkresny, błękitny horyzont, a teraz coś tam widział. Paskudne, ciemne chmury których nie chciał widzieć.Brunet odwrócił się do Yoongiego z uniesionymi brwiami. Jego wyraz twarzy wręcz ociekał pobłażliwością.

— Tak, z pewnością cię tu więżę. Zaraz spadnie tutaj więcej, niż jedna kropla deszczu. Nie zauważyłeś, że w lesie zrobiło się dziwnie cicho? Zwierzęta wyczuły zbliżającą się burzę i schowały się. Nam bym sugerował to samo i to szybko — fuknął Hoseok. Min nie miał pewności, ale jego towarzysz prawdopodobnie obraził się za te oskarżenia, sugerując się jego ostrym wyrazem twarzy oraz gwałtownym krokiem, gdy kierował się z powrotem do dżungli. Yoongi szedł szybko za nim. Trochę się zestresował faktem burzy, jeszcze nie uczestniczył w takowej będąc w środku dżungli. Przeklinał w głowie próbując zdusić w sobie narastający lęk.

— Na pewno musimy iść w dół doliny? Nie zaleje nas tutaj? — spytał, licząc że pustelnik mu odpowie.

— Zanim jeszcze cię tutaj znalazłem, wykopałem spory rów wokół polany. Zostawiłem kilka przejść i zasypały go w międzyczasie liście, dlatego pewnie go nie zauważyłeś — odparł sucho Hoseok, przedostając się szybkim krokiem przez utorowaną ścieżkę. Sam bał się burzy, dlatego upewnił się już dawno temu, że chatka ją przetrwa. Specjalnie wybudował ją w dolinie, by osłonić konstrukcję przed silniejszymi powiewami wiatru.

Min nie zadręczał większą ilością pytań mężczyzny. Widział, że ten jest bardzo przejęty nadchodząca burzą. Hoseok nie umiał ukrywać emocji, a Yoongi nie chciał już go bardziej drażnić. Czy żałował swoich oskarżeń? Nie, w swoim mniemaniu powiedział mu tylko prawdę. Jeżeli mieli się dogadywać, to było potrzebne.

Z oddali dotarł do ich uszu pierwszy grzmot. Był głośniejszy, niż zakładał na początku Min. Bliższy, potężniejszy. Blondyn zachłysnął się powietrzem w płucach, jakby tonął. Bo właściwie to prawie utonął gdy wypadł z jachtu, chwile po tym jak maszt trzasnął piorun. Wydał z siebie taki sam huk jak ten odległy-bliski burzowy grom. Yoongi niemal zatrzymał się w miejscu, kiedy stanął mu przed oczami obraz wzburzonej wody, ciemnego nieba i ulewnego deszczu oraz wspomnienie gwałtownego kołysania. W porę się opamiętał, kiedy zauważył sylwetkę Hoseoka znikającego między drzewami. Czym prędzej pospieszył za nim, podświadomie drżąc na samą myśl o zostaniu samemu w dżungli w środku burzy.

Urywki wspomnień czegoś, co wyglądało jak sztorm zalewały jego umysł. Nie potrafił niczego dobrze do siebie dopasować. Coś musiało się wydarzyć, coś złego, czego nadal nie pamiętał w całości. Dlatego właśnie tu trafił.

Obaj wpadli do szałasu prawie potykając się o siebie. W tym szaleńczym biegu Yoongi spocił się dwa razy bardziej, niż zwykle. Rozbieganym wzrokiem obejrzał wszystkie ściany w szałasie, reagując na szelesty. Kajuta w której przyszło im spać na jachcie była podobnych wymiarów co ich schron. Obrazy rozbłysków na ciemnym niebie przewinęły się mimochodem przed oczami blondyna. Kolejny grzmot, poruszenie w okół, huk, krzyki.

— Yoongi! — za ramiona złapał go Hoseok, który własnym krzykiem próbował zwrócić jego uwagę. Potrząsał nim lekko, aż ciemne oczy skupiły się na zaciętej twarzy pustelnika — Usiądź i niczym się nie martw. Zaraz wrócę, nie wychodź. — Jung nie potrafił długo się złościć, szczególnie gdy widział w jakie osłupienie wpadł towarzysz. Był blady, oblany potem, oddychał bardzo płytko i wszystko wskazywało na to, ze zaraz będzie miał kolejny atak paniki. Niestety nie mógł zostać z nim, musiał jeszcze zabezpieczyć dach chatki folią, by na głowę nie kapała im ciągle woda.

Pozostawiony sam sobie Min nadal rozglądał się po pomieszczeniu, a gdy znowu spojrzał na przeciw siebie, na posłaniu które zwykle zajmował brunet, siedział Jungkookie. Yoongi tak bardzo był zaskoczony odkrytymi wspomnieniami z wypadku, że nie zastanawiał się jak on tu wszedł.

— Uważaj na siebie, hyung — odezwał się cicho chłopiec.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro