(( jeden ))

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

                    daichi postawił nieśmiały krok w stronę speszonego kouchiego. dotknął suchymi ustami rozpalonego czoła szarowłosego, to miało być coś, co imitowało pocałunek, jednak brak emocji w tej ich całej grze wydawał się być jeszcze bardziej przerażający niż pocałunki manekinów. jego dłonie obejmowały bladą twarz sugawary, głaszcząc ją przez te kilka zbyt długich sekund. kouchi jednak wcale nie czuł się lepiej. świadomość, że to dopiero cisza przed burzą, topiła gorące uczucia i podekscytowanie pierwszym dotykiem przez ukochanego. gdy tylko daichi się oddalił, suga był pewien, że słyszał grzmoty, zwiastujące pioruny, wycelowane prosto w jego bezbronne serce. 

                     — przykro mi, suga. — szatyn patrzył mu prosto w piwne oczy, chcąc zachować się dumnie, jak na mężczyznę przystało. — nie mogę zaakceptować twoich uczuć... — dodał szybko, czując jak męstwo i duma ulatniają się z niego przez dziurę, którą wywołały błyszczące, brązowe tęczówki, nie przestając patrzeć się na niego z uwielbieniem. to nie on powinien mieć teraz złamane serce. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro