O stópce królowej Jadwigi

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Wawel, Kraków, 1395



Ciemne dotąd niebo na chwilę rozchmurzyło się, oświetlając zgrabną sylwetkę mężczyzny siedzącego przy zamkowej okiennicy. Trzymał w ręku gliniany kubek, z którego zawsze pijał, a jego wzrok błądził gdzieś w oddali. W końcu spojrzał na niewiastę stojącą dumnie przy kominku, z którego tlił się ogień. Ubrana dziś w lazurową suknię idealnie pasującą do jej oczu, wyczekująco patrzyła na męża.

- Dopiero co chorowałaś. Pogoda niepewna, nie opuszczaj jeszcze Wawelu - rzekł po chwili, spoglądając na nią.

Jadwiga z jednej strony nie mogła winić męża za troskę, z drugiej zaś dość miała przewrażliwionych medyków, którzy drżeli o zdrowie swojej królowej, kiedy tylko złapała choćby katar. Nie potrafiła już zliczyć, ile to razy słyszała, że powinna na siebie uważać. Nie jeździć tak często konno, być ostrożną w tańcu, bo zawsze istniała szansa, że jest przy nadziei. Nie była. Od kilku lat już sprawiało jej to gorycz, lecz postanowiła prędko odpędzić ponure myśli, gdyż miała coś ważnego do zrobienia i nie zamierzała z tym zwlekać.

- Chcę zobaczyć jak przebiegają prace nad budową kościoła karmelitów. Władysławie, zapewniam, że czuję się dobrze. - Uśmiechnęła się. - Poza tym to niedaleko. Jeśli będziesz przez to spokojniejszy, chodź ze mną.

Władysław uśmiechnął się pod nosem. Dobrze ją znał i wiedział, że zawsze dopnie swego. Wiedział w jakiej intencji jego małżonka nakazała budować świątynię, w intencji ważnej dla nich obojga. Znał także jej dobre serce, wiedział, że gdyby mogła, sama stawiałaby kościół kamień po kamieniu, albo spędzała całe dnie w szpitalach czy przytułkach opiekując się sierotami. Poddani ją kochali, bez problemu też rozpoznawali ją w tłumie, ponieważ tak często królowa z wielkiego rodu przebywała z prostym ludem. Czasem jej towarzyszył, nie lubił odmawiać Jadwidze. W dodatku w duchu przyznał, że nie chciał aby kiedykolwiek zarzucono mu, że kraj objeżdża, na Litwę często zagląda, a o sprawach Krakowian nie ma pojęcia. Teraz jednak właśnie Litwa zaprzątała myśli władcy, oczekiwał wieści, które mogły nadejść w każdej chwili.

- Idź więc zatem, miła, zgadzam się. Wieczorem opowiesz mi jak przebiegają prace, chętnie wysłucham. Ja zostanę, czekam na wieści z Wilna.

Jadwiga o nic więcej pytać nie musiała, frasunek męża widziała w jego oczach. Znała dobrze jego troski i choć obecnie przebywał tu na Wawelu, wiedziała, że jego myśli wciąż odbiegają w stronę Litwy. Zwłaszcza w ostatnich miesiącach, wszak dopiero co Jagiełło stracił brata. Sama zaś, śmierć księcia Skirgiełły mocno przeżyła, opłakiwała go jak prawdziwego brata. Nie śmiała jednak równać swojego bólu z bólem męża, który pożegnał najbardziej zaufaną osobę i najlojalniejszego współpracownika.
W duchu pomodliła się, aby wieści z Litwy prędko nadeszły i nie okazały się niepokojące.





Kraków, tego samego dnia


Pogoda sprzyjała pracom na budowie. Robotnicy zręcznie podawali sobie ciężkie kamienie, nosili wiadra z wodą i żwirem. Każdy znalazł dla siebie zajęcie i nie mógł narzekać na brak pracy. W zgiełku tym nie zauważono, że jeden tylko kamieniarz siedzi na boku z posępną miną, kręcąc co jakiś czas głową z przejęcia. On jeden nie spostrzegł, że właśnie dzieje się coś ważnego. Huk stopniowo opadał, a zapracowani robotnicy zastygli na moment, aby zaraz zacząć między sobą szeptać i padać na kolana. Między nimi kroczyła niewiasta ubrana w wełniany kożuszek, włosy miała przykryte muślinową chustą, która trzymała się głowy dzięki złotej obręczy wysadzanej rubinami. Szła otoczona wianuszkiem niższych od niej panien, a także strażnikami i jednym duchownym z Pragi. Każdego obdarzała serdecznym uśmiechem, aż w końcu przystanęła, aby zamienić zdanie z kilkoma robotnikami. Po krótkiej rozmowie najstarszy z mężczyzn zaproponował najjaśniejszej pani, że oprowadzą ją wokół powstających murów. Idąc, Jadwiga nie kryła swojego zaciekawienia i dumy z miejsca, które powoli się tworzyło. Nagle jednak jej uśmiech zbladł, zauważyła bowiem zgarbioną postać siedzącą na drewianej skrzyni, która nic nie robiła sobie z dziejących się właśnie wydarzeń. Podeszła do mężczyzny, zanim ktokolwiek z jej orszaku zdążył się zorientować. Dopiero kiedy stanęła w bliskiej odległości od kamieniarza, ten podniósł w końcu głowę i ujrzawszy tak niezwykłego gościa, ze zdumieniem oddał pokłon.

- Pani najjaśniejsza... Ja... Ja nie zauważyłem... Nie widziałem... - język zaczął mu się plątać.

- W porządku. - Jadwiga przybrała łagodny, ale nieco zatroskany wyraz twarzy. - Powiedz, dobry człowieku, skąd twój frasunek? Ktoś cię źle potraktował? A może wasze wynagrodzenie jest nienależyte?

- Królowo miłościwa, na pracę się nie skarżę. Rzecz w tym, że żona moja zachorzała, a w domu gromadka dzieci. Pieniędzy już nie starcza na medyków - tłumaczył kamieniarz, walcząc by łzy nie dopłynęły mu do oczu.

Jadwiga w pierwszej chwili chciała chwycić za jałmużniczkę, jednak przypomniała sobie, że przez pośpiech zostawiła torebkę na Wawelu. Jakże żal zrobiło jej się tego człowieka. Do głowy przyszedł jej pewien pomysł i nie zastanawiając się dłużej, oparła stopę na kamieniu. Wokół Andegawenki zebrał się tłum, próbując zobaczyć co ich królowa zamierza uczynić.

- Pani, nie godzi się! - powiedziała Śmichna, widząc że królowa zdejmuje ze stopy trzewik i sięga po przymocowaną do niego klamerkę.

Jadwiga sprawnie odpięła od buta złotą klamrę i wręczyła ją kamieniarzowi. Ten, zwyczajnie nie spodziewając się takiego gestu, rozchylił usta ze zdziwienia.

- Przyjmij to - rzekła łagodnie Jadwiga, zamykając dłoń kamieniarza w uścisku.
- Zapłać za leczenie swojej żony.

Kamieniarz jeszcze przez chwilę zerkał to na swoją dłoń to na twarz władczyni.

- Ależ pani! - wykrzyczał w końcu.

- Oby Bóg obdarzył twoją rodzinę zdrowiem i spokojem.
- zakończyła Jadwiga.

Królowa nasunęła trzewik na bosą stopę, a następnie wyprostowała się i po raz ostatni obdarzyła kamieniarza i resztę zebranych uśmiechem. Następnie odeszła, a za nią podążały szepczące między sobą dwórki, uśmiechający się do siebie Jan Szczekna i Margit, wreszcie strażnicy wymieniający zdziwione spojrzenia.

Andegawenka zostawiła murarzy w niemałej konsternacji. Dwójka pracowników, którzy tego dnia rozmawiali dłużej z królową, pochylili się nad obdarowanym kamieniarzem.

- Coś takiego... - zaczął najmłodszy z nich. - Sama pani najjaśniejsza...

- Bogu dziękować za jej opiekę - dodał najstarszy.

Reszta zgromadzonych zaczęła rozprawiać o dobru i mądrości swej królowej, aż wreszcie przerwał im krzyk kamieniarza.

- Pani nasza to święta!

Zdezorientowani mężczyźni zaczęli się przepychać, aby zobaczyć coś od czego tchu im brakło. Człowiek ów wskazywał na kamień, gdzie wcześniej Jadwiga położyła swoją stopę. Z niedowierzaniem odkryli, że widać na nim ślad, a na nim palce i piętę Jadwigi.
Zapadła cisza. Część zdejmowała z głów czapki, inni czynili znak krzyża, jeszcze inni przecierali oczy, bądź kręcili głowami z niedowierzaniem. Byli też tacy, którzy zszokowani pytali czy nie było tego śladu wcześniej, ale otrzymali zapewnienie, że kamień był gładki.

- Królowa jeszcze po tej ziemi chodzi, a już święta - mówił wzruszony kamieniarz.

Coraz więcej ludzi przepychało się by zobaczyć i dotknąć kamień, przy czym zadawali sobie pytania, na które nikt nie znał odpowiedzi. Każdy oderwał się od wykonywanej wcześniej pracy, a w ich głowach czas jakby się zatrzymał. Nie rozumieli co się wydarzyło. W końcu najstarszy ze zgromadzonych poprosił o uwagę.

- Panowie, pomódlmy się tutaj, dziękując za dar jakim jest królowa. A kamień w geście podziękowań wmurujemy w ścianę świątyni, gdy już uporamy się z pracą - wygłosił.

Po krótkiej ciszy reszta mężczyzn zaczęła potakiwać z uznaniem głowami, uświadamiając sobie, że stali się świadkami cudu.





Wawel, wieczór tego samego dnia


Słońce już dawno schowało się za horyzontem, a mrok nieubłaganie ogarnął miasto. Komnatę królowej oświetlały jedynie porozstawiane w różnych częściach pomieszczenia świece, zaś Jadwiga siedziała przy lustrze, z uwagą czesząc włosy grzebieniem z kości słoniowej. Zwykle przy tej czynności przypominała sobie matkę i jej okazały długi warkocz, zawsze starannie zapleciony, który imponował każdej z córek Bośniaczki. Nagle drzwi skrzypnęły i właścicielka komnaty dostrzegła postać Jagiełły. Nie przekroczył progu od razu, tak jakby czymś się przez chwilę zamyślił.

- Zastanawiasz się czy wchodzić, mężu? - spytała żartobliwie Jadwiga nie przerywając czesania.

Władysław nie odpowiedział, jednak zamknął za sobą drzwi i po uczynieniu kilku kroków, znalazł się blisko królowej, patrząc w jej lustrzane odbicie.

- Jak było? - zapytał w końcu.

- Dobrze. Świątynia stanie szybciej niż nam się zdawało. - Jadwiga odłożyła grzebień i włożyła go do swojej ulubionej szkatułki, wykonanej również z kości słoniowej. Zauważyła, że mąż dziwnie się do niej uśmiecha.

- Tylko tyle?

Nie zrozumiała jego pytania, odwróciła się do niego i spojrzała mu w oczy.

- Pamiętam, że jeden z kamieniarzy miał chorą żonę i nie miał pieniędzy na lekarza. Oddałam mu klamerkę ze swojego buta - powiedziała Jadwiga, choć nadal nie miała pewności o co pyta ją król.

Władysław uśmiechnął się szerzej i pokiwał głową.

- Opanasz wyznał mi, że cały Kraków mówi dziś o świętej królowej, która zostawia ślady stopy na kamieniu. - Jagiełło kucnął przy żonie.

- Ślad na kamieniu? Oparłam wprawdzie stopę o kamień, kiedy zdejmowałam klamerkę... Może było tam rozlane wapno? Nie zauważyłam, tak żal było mi tego człowieka... - Jadwiga wydawała się być szczerze zdziwiona tym, co przed chwilą usłyszała od męża.

Ale Władysław nic już nie mówił. Wydawało mu się, że znał ją dobrze, jednak niewiasta ta, tak harda i dobra zarazem, skrywała w sobie tajemnicę, której jego umysł pojąć nie potrafił. W duchu jeno zaczął zastanawiać się, czym jeszcze jego żona go zaskoczy. Po chwili ujął dłoń Jadwigi i przybliżając do ust, czule pocałował.






Witajcie w kolejnym shocie! Wstawiam coś po sporej przerwie, a pomysł na to opowiadanie był bardzo spontaniczny ;) Choć przyznam się, że bardzo lubię tę legendę, dlatego zdecydowałam się przedstawić ją Wam według moich wyobrażeń😊 Oczywiście zachęcam do komentowania💕

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro