1. Utracone wspomnienia. (Avengers)

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Czternastu. Było tam czternastu ludzi, których sama związałam, ogłuszyłam i odebrałam im to... wiesz. - odpowiedziałam, przyglądając mu się z pewnej odległości przez kamienne "pręty", jeśli tak to można nazwać.
- A powiesz wreszcie prawdę? - zapytał z ukrywaną dotąd niecierpliwością w głosie.
- Co? - podeszłam bliżej drzwi celi i chwyciłam za zimną brunatną skałę, głośniej oddychając, z rozdrażnienia.
On też podszedł bliżej, wciąż bawiąc się fioletową częścią strzały, którą miał w dłoni.
- Ilu tak naprawdę zdążyłaś...
- Siedmiu. Połowę. - odpowiedziałam moim chrypowatym głosem. - Tylko połowę.
- Tylko? - w pytaniu czuć było pewien rodzaj pogardy połączony z rozdrażnieniem. - Czy ty sobie zdajesz sprawę z tego, co właśnie powiedziałaś? - momentalnie się odsunął.
Chciał pewnie na mnie nakrzyczeć, ale jako Avenger, powinien się hamować i tak też robił.
Cofnęłam się do tyłu, a potem oparłam mocno o ścianę i powoli zeszłam do pozycji siedzącej, nie odrywając od niej pleców.
A kamienne lochy ogarnęło milczenie.
- Dlaczego? - przemówił wreszcie.
Spojrzałam na niego wymownie.
- Dlaczego to zrobiłaś? Opowiedz. - znowu podszedł.
Pokręciłam głową na boki, jakbym chciała zaprzeczyć, ale wcale nie miałam tego w zamiarze.
- Dlaczego to robiłam i nadal robię? Z przyjemnością... - mówiłam, ponownie przysuwając się w jego stronę i patrząc, jak na jego twarz wchodzi grymas podrażnienia - Powiem ci.
** ** **
Kolejny nudny dzień w szkole. Niby pod koniec nie było tak źle, ale cieszę się, że już wróciłam do domu.
Rzuciłam plecak "pod" łóżko, a on odezwał się głośnym hukiem. No tak, szósta klasa to już nie te luzy, co parę lat temu. Usiadłam na wyrku i zaczęłam przeglądać telefon.
Dziwnee... I nie mówię o tym, że Hailey jeszcze do mnie nie napisała, jak to zwykle robi od razu po szkole, (chociaż mnie się wydaje, że już w drodze do domu). Czuję tu jakąś zmianę. Niby coś małego, ale...
Rozejrzałam się po pokoju i... mam! A raczej nie mam! Szybko wstałam i podeszłam w tamto miejsce, na którym zatrzymał się mój wzrok. Tu w kącie, powinien być taki karton. Trzymam w nim wszystkie rzeczy, które dają mi jakieś wspomnienia. Rzadko do niego zaglądam, żeby na osiemnastkę mieć niespodziankę, gdy go przeszukam. Ale teraz go nie ma.
Wyszłam z pokoju i krzyknęłam:
- Mamo! Wiesz gdzie jest karton?!
- Jaki znów karton?! - odkrzyknęła mi przez drzwi swojej "samotni".
Zawsze siedziała zamknięta.
- No przecież wiesz jaki! - mówiłam z desperacją w głosie.
- A ty nie miałaś tam kartek do wyrzucenia?
- Co? Nie! - z tymi słowami weszłam do jej do pokoju. - Nie mów, że je wyrzuciłaś. - prosiłam zrozpaczona.
- Wyjdź, wyjdź, bo muszę zadzwonić. - nakazała, wyganiając mnie jeszcze gestem ręki.
Wyszłam i zamknęłam się w pokoju. Słyszałam jak mówiła coś jeszcze o tym, żebym zamknęła jej drzwi, ale nie wstałam, by to zrobić. Miałam już głowę w kolanach, a moje ręce je oplatały.
- Po co ona znowu wchodziła mi do pokoju? Czemu nie mogła wywalić czegoś swojego?! - mruczałam przez łzy. - To nie fer!
I rozpłakałam się na dobre.
*** *** ***
- Nie! - krzyknęłam stanowczo.
- Uważaj sobie lepiej. - warknął do mnie. - I lepiej rób co do ciebie należy. - mój ojciec podszedł do mnie, patrząc mi prosto w twarz.
Nie zamierzałam spuścić wzroku.
- Czyli to co mi każesz? - spytałam niskim głosem.
- Słuchaj. - zaczął nową myśl, a ja szczerze mówiąc nie miałam już na to ochoty. - Kiedy będziesz dorosła, nie wszystko będziesz pamiętać. Więc...

Może nie wszystko, ale to na pewno.
**** **** ****
- Możesz spróbować? - zapytał brunet, patrząc mi w oczy.
- Spróbować? Niby jak? - pytałam, z trudem tłumiąc płacz. - Jak mam dać ci tak odejść? Jesteś moim przyjacielem. Jedynym! Prawdziwym. Mam tylko ciebie! - ciągnęłam, co rusz zmieniając ton głosu.
Pozycja w jakiej się znajdowałam uniemożliwiała mi krzyczenie, bo kolana przyciskane do klatki piersiowej blokowały mi dopływ powietrza.
- Naprawdę muszę. - zapewniał, kucając przy mnie.
- Dlaczego? - wyszeptałam ledwo dosłyszalnym głosem.
- Po prostu... zapomnij ok? - powiedział, jakby to była jakaś sugestia.
- Po prostu? - powtórzyłam. - Jak mam to zrobić "po prostu"? - Dokończyłam łamiącym się głosem.
- Posłuchaj mnie ten ostatni raz. - poprosił, ocierając łzę spływającą mi po policzku.
Po czym wstał, odwrócił się i odszedł w stronę portu, zostawiając mnie samą, kucającą pod kamienną ścianą.
I w tej chwili, przestałam płakać, a moje oczy, które jeszcze przed chwilą były pełne łez, otarte, przybrały gniewny wyraz. Nie wiem czy Rich poczuł to spojrzenie, ale zobaczyłam, jak się wzdrygnął. I nie było to raczej spowodowane przez morską bryzę.
** ** **
- Nie pamiętać, zapomnieć. - powtarzałam jeszcze po cichu, kierując wzrok na kolana.
- I to tylko... I to dlatego? - poprawił się szybko.
- Nie tylko. - odparłam.
Wstał.
- Muszę złożyć raport Kapitanowi, ale zaraz wrócę. - oznajmił, odchodząc.
Wiem, że przez chwilę patrzył na mnie, ale ja miałam go gdzieś. Przyjdzie czy nie przyjdzie - co za różnica. A czy w ogóle będę na niego czekać? Teraz zastanawia mnie inna sprawa.
Dlaczego ja to pamiętam?! Te wszystkie momenty, powinnam zapomnieć! I zapomniałam, już dawno. A teraz wróciły! Jak?! Wiedziałam dlaczego odbieram ludziom wspomnienia: bo skoro ja nie mam prawa ich mieć, to oni też nie będą mogli! Ale nie muszę, nie chcę pamiętać tych chwil!
Usłyszałam nadchodzące kroki.
- Jestem. Ant-man wyjaśnił już wszystko... - urwał, najwidoczniej widząc moją postawę.
Nie słuchałam go. A przynajmniej, nie chciałam go słyszeć.
Znów podszedł i znowu przykucnął przy drzwiach mojej celi.
- Musisz to odwrócić. Wiesz o tym. - powiedział spokojnie, jak dobry ojciec, który cierpliwie tłumaczy coś swoim dzieciom. Którego ja nigdy nie miałam.
Przekręciłam głowę lekko w prawo i spojrzałam na łucznika jednym okiem.
- Ja nie umiem tego zrobić. - wyjaśniłam najprostszymi, dziecięcymi słowami.
I znów znalazłam się w pozycji, jakiej byłam przed wielu laty, na swoim ciemnoróżowym łóżku: oparta plecami o ścianę, kolana złączone, głową między nimi, a klatką piersiową, ręce oplatające to wszystko. I łzy, spadające w dół. Płakałam pierwszy raz od pięciu lat. Pamiętam. Nie wstydziłam się tego. Nie obchodziło mnie czy mściciel wciąż tam jest i czy mu przykro z mojego powodu, i czy uważa mnie za żałosną.
Siedmiu z czternastu. Siedmiu kolejnych ludzi bez wspomnień, bez części tego, co czyni nas, nami, co uczy i ukierunkowuje. Co daje radość i cierpienie. To, czego ja, nie byłam skłonna im zostawić, mając możliwość odebrać, tak jak zrobiłam to sobie, już dawno...

________________________

Więc tak... To było naprawdę słabe według mnie i no ten... następnym razem będzie lepiej, bo pewnie wstawię coś nieswojego. Znaczy ja napiszę ale na zamówienie, nie?

Chciałam dać dopiero jak będzie 7 obejrzeń, a tu patrzę i 9! Jak dla mnie to duży wynik przy jednym rozdziale i to wstępie.

No dobra. I to tyle. Pa!

Aha! I prosiłbym o jakiś fajny tytuł do tego bo sama nic oryginalnego nie mogłam wymyślić.

Z góry dzięki!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro