17. Cień wspaniałego shinobi. (ShikadaixReader)

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Skłoniłaś lekko głowę, wydawało ci się, że nawet szybciej niż wszyscy inni to zrobili.

Stałaś teraz z tłumem wielu shinobi oraz ich rodzin, którzy tak samo jak ty mieli na sobie długie, czarne ubrania. Opłakiwali właśnie swojego towarzysza, w którego pogrzebie właśnie uczestniczyłaś.

Może i żyłaś w czasach tej "nowocześniejszej" Wioski Liścia, jednak ta ceremonia się w njej jeszcze ostała, przynajmniej przy bardzo ważnych okazjach.

Myślałaś właśnie o tym, czy może któremuś z tutaj obecnych zebrało się na uzasadniony płacz, albo też nad czym rozważa ten chłopak, koło którego miałaś okazję sobie postać.

Wyglądał na nieprzytomnego, jakby pogrążył się w tej chwili we własnym świecie.

No cóż... nie miałaś na to wpływu. Właściwie, to nawet nie wiedziałaś dlaczego napadła cię myśl, że niby mogłabyś mieć.

Ceremonia wkrótce dobiegła końca. Omal nie zgubiłaś się wśród rozchodzących się do domów mieszkańców wioski. Jeden popychał cię przez drugiego i dopiero, kiedy usłyszałaś, z którejś strony jakiś przyjazny krzyk (z sąsiedztwa. Musiałam), przecisnęłaś się jakoś między ludźmi w jego stronę.

I wtedy, gdy już wychynęłaś na cudzysłowiową wolność, zauważyłaś plecy kogoś, z kim spędziłaś ostatnie dwie godziny. (Oprócz ciebie) był to chłopak ze spiczastym, czarnym kitkiem i ciągle pochyloną głową, ale przynajmniej trochę mniej niż wcześniej.

Przyspieszyłaś lekko kroku, jednak nawet sama nie wiedziałaś dlaczego, bo nawet gdybyś miała ochotę z nim pogadać, to i tak wiesz, że byś tego nie zrobiła.

Nieumyślnie zbliżyłaś się coraz... bliżej.

Skupiając swój wzrok i myśli na tym co pod tobą, zostałaś nagle rozproszona, ponieważ ktoś najwyraźniej przemówił coś do ciebie.

(Tak, do ciebie. Też się zdziwiłaś).

- Łażenie za kimś jest takie... upierdliwe - usłyszałaś i niemało się zdziwiłaś. - A bycie śledzonym... - tutaj chłopak ziewnął - ...jeszcze bardziej.

Teraz, to już poczułaś się trochę nieswojo. I oczywiście zrobiło ci się też głupio, bo przecież nie miałaś wcale zamiaru go szpiegować, czy coś.

- Więc... - chciał kontynuować, jednak coś natchnęło go do odwrócenia się w twoją stronę.

Widząc tam... ciebie (jeszcze nie wiedziałaś kogo innego miał się spodziewać), wydał się nieco zdziwiony. Ale przynajmniej zaraz potem zrobiło się jakoś tak, przyjaźniej.

Chłopak zakłopotany podrapał się po karku i uśmiechnął przepraszająco.

- Wybacz - powiedział do ciebie, na co skinęłaś niepewnie. - Ee... Shikadai Nara - przedstawił się twój rówieśnik, wyciągając przed siebie dłoń.

Podałaś mu ją również się przedstawiając.

No to miałaś już nowego "przyjaciela". Teraz tylko wypadałoby się czegoś więcej o nim dowiedzieć.

- Chciałeś zobaczyć tu kogoś innego? - spytałaś cicho, wciąż patrząc na niego.

- Hę? - zdziwił się na początku, ale szybko załapał. - Tak... miałem się tu z kimś zobaczyć i odprowadzić go... - Nagle Shikadai, jakby coś sobie uświadomił i spojrzał szybko do góry.

Postąpiłaś tak samo i oboje ujrzeliście siedzącego, a raczej rozkraczonego na murze, uśmiechniętego, niebieskookiego blondyna. (I nie, nie był to hokage).

- Shikadai - powiedział głośno ten nowy chłopak. Może i nawet za głośno, bo chociaż stał na murze, to i tak był dosyć... słyszalny. Wszędzie tak w sumie.

Zaraz potem zeskoczył między was i stanął wyprostowany.

Zobaczyłaś lekko karcący wzrok Shikadaia w stronę, jak się domyśliłaś, jego kolegi. Ten na początku jakby nie zajarzył o co mu chodzi, ale zaraz poprawił się i wyciągnął do ciebie rękę ze słowami:

- Ohayo! Jestem Boruto Uzumaki, dattebasa! Może mówiłeś coś o mnie Shikadai? - zadał pytanie, odwracając się tym razem w stronę pytanego.

On jednak wyglądał na takiego, co w sumie nia miał pojęcia dlaczego w ogóle miałby wspominać ci o kimś takim jak Boruto Uzumaki - syn obecnego hokage!

Poczułaś przy nich jednak jakąś taką dziwną "śmiałość mówienia", więc odezwałaś się jakoś i to nawet tak, żeby nie wkopać Shikadaia.

- Jeszcze nie miał za bardzo okazji.

- Jak to? - zdziwił się Boruto. - A nie mieliśmy się tutaj obaj spotkać z Mitsukim? - zapytał, wskazując za siebie, a gdy się odwrócił... właściwie to nie wiedziałaś o co w tym wszystkim chodzi, bo przecież nikogo tam nie było.

Nara również był zaskoczony.

- Może kiedy odwrócisz się znowu... - Blondyn zrobił to właśnie w tej chwili i obaj chłopcy aż się wzdrygnęli.

Ponownie zdziwiłaś się ich zachowaniem, ale wydało ci się to nawet zabawne.

Shikadai popatrzył wtedy na ciebie, uświadamiając sobie, że robi z siebie głupka i to przy prawie nieznajomej.

- Taaak... pewnie wyglądaliśmy teraz dziwacznie - zwrócił się do twojej osoby.

- Nie, spoko. - Właściwie, to tak, ale jak dla mnie, to możecie kontynuować.

Twoje myśli kolidowały z tym, co odpowiedziałaś, ale nie chciałaś wygłupić się także i ty, dlatego wolałaś zostawić je wyłącznie dla samej siebie.

Obaj koledzy odwrócili się do ciebie plecami i już myślałaś, że po prostu odejdą. Obejrzeli się jednak w twoją stronę, a Shikadai powiedział, że możesz z nimi kawałek pójść, jeśli chcesz.

Wydawał się przy tym mówić dość obojętnie, jednak Boruto przytaknął mu z aprobatą i szturchnął go w ramię znacząco.

Nie wiedziałaś w zasadzie co to miało dokładnje znaczyć. Ale ucieszyłaś się bardzo, bo chociaż nie odzywałaś się za wiele, to dobrze rozmawiało ci się z nimi oboma.
I wcale nie było tak, że szczególnie z Shikadaiem...

Przez moment byłaś lekko z tyłu, ale chłopcy zaraz wpuścili cię między siebie.

- No... To co robiłaś z Shikadaiem beze mnie, dattebasa? - zapytał cię tak nagle Boruto, a czarnowłosy lekko prychnął słysząc jego słowa.

Ty też byłaś trochę zdziwiona (jeżeli odruch Shikadai można było nazwać w jakiś sposób zdziwieniem), ale oprócz uśmiechu nie wyraziłaś więcej emocji.

- No... rozmawialiśmy, po prostu.

Słyszałaś odetchnięcie Shikadaia z ulgą, jakby spodziewał się, że twoja odpowiedź mkże brzmieć jakoś inaczej.

A za to blondwłosy zaczął mówić dalej. A raczej miał zacząć, bo przed (teoretycznym) zadaniem kolejnego, głupiego pytania powstrzymał go Shikadai.

- Nie zapomnij, że jutro w akademii mamy egzamin.

- Spokojna gło... Czekaj, że to niby jutro?! - poderwał się nagle blondyn.

Ciemnowłosy westchnął głęboko, a ty uśmiechnęłaś się zaciekawiona tym, co powiedzieli. Postanowiłaś oczywiście zgłębić ten temat.

- Shikadai, wy jesteście ninja? - padło pytanie z twoich ust.

- Nie - odpowiedział, prawie ziewając przy tym. Zdziwiłaś się lekko, bo spodziewałaś się, że odpowiedź będzie odwrotna. - Narazie chodzimy do akademii. Chociaż to i tak...

- Upierdliwe - mruknęłaś do siebie, jednak oni też to usłyszeli.

Poczerwieniałaś lekko, bo nie miałaś zamiaru dokańczać za Shikadaia zdania, ale na jego: "Dokładnie", przestałaś to tak przeżywać.

I nim się obejrzałaś, zaczęło się robić ciemno. Ruszyliście wtedy do domu Uzumakiego, żeby go tam odprowadzić, a potem pożegnać się i pozostawić.

Przez wzgląd na późną godzinę, Nara również musiał już wracać, bo jak to sam stwierdził 'gdyby spóźnił się na kolację, jego mama znowu dałaby mu popalić'. Nie znałaś jej osobiście, jednak z opowiadań Shikadaia doszłaś do wniosku, że nie ma z nią co zadzierać.

I zrobiło się cicho. Z jednej strony, właśnie dlatego nie chciałaś zostawać z nim sama - bez Boruto, ponieważ nie umiałaś tak z automatu nagle opowiadać o sobie.

Kiedy oboje szliście pod wysokim, kamiennym murem, chłopak przystanął nagle, a kiedy pociągnął cię za rękaw zrozumiałaś, że chce, abyś też to zrobiła.

- Eh.. to będzie upierdliwe - mruknął jakby sam do siebie i popatrzył na ciebie.

Czekałaś na to co powie, aż wreszcie twój kolega się odezwał:

- Jesteś strasznie... - upierdliwa, pomyślałaś sobie, ponieważ chłopak kończył tym słowem co najmniej co drugie zdanie. Usłyszałaś jednak co innego. - ...dziwna.

Otworzyłaś szerzej oczy. Nara nie wiedział prawie nic o tobie, więc niby na jakiej podstawie to stwierdzał?

- Z jednej strony chcesz rozmawiać, ale kiedy przychodzi co do czego, to siedzisz cicho - uzasadniał ci swoje zdanie. - Dlaczego nie zadawałaś nam tylu pytań, chociaż miałaś ich pełno w głowie? - dopytywał, a ty zaczęłaś palić buraka. - Poza tym... nie opowiadałaś nic o sobie. - To miał być wyrzut? Nie wiedziałaś.

Shikadai zauważył jednak, że trochę cię tym zestresował. Dodał więc już nieco łagodniej:

- No dalej, powoedz na przykład... co myślisz o shinobich? - zapytał.

Miałaś na początku ochotę odpowiedzieć zwykłe: "Nie wiem", no ale żeby chłopak nie zaczął na nowo marudzić, musiałaś wymyślić coś trochę bardziej kreatywnego.

I coś tam wymyśliłaś:

- No więc tak: shinobi powinien mieć oczywiście pewne umiejętności, żeby nie dać się zabić na pierwszej misji. Nie koniecznie muszą to być jutsu, ale też walka wręcz czy bronią. Jako ninja powinien umieć działać cicho i w ukryciu, ale nie zawsze się to sprawdza...

- Łoł... - przystopował cię Shikadai. - No i widzisz? Od razu inaczej. - Uśmiechnął się do coebie.

Prychnęłaś na to lekko.

- Czyli jeśli chcesz, to potrafisz się nieźle rozgadać? W takim razie może jakieś krótsze pytanie. To może... Co lubisz robić

I dziwne, bo nie potrafiłaś szybko i jednoznacznie na nie odpowiedzieć.

Polubiłaś rozmawiać z Shikadaiem, ale przecież tego mu nie powiesz.

W takim razie na myśl przychodziła ci tylko jeszcze jedna odpowiedź:

- Czytać.

- Mówiłem, że łatwiejsze - zaśmiał się chłopak. - A... co będziesz robić?

To pytanie w jego ustach zabrzmiało dla ciebie dziwnie, no ale dobra - to w końcu przecież zwykłe pytanie, co nie?

- Chyba... zaraz wracać do domu - odpowiedziałaś po krótkim zastanowieniu.

Czarnowłosy skinął na to głową.

- Mieszkasz daleko?

W sumie, to na drugim końcu wioski, pomyślałaś.

- Trochę - brzmiała zaś odpowiedź.

- Robi się naprawdę ciemno - zwrócił uwagę Shikadai, chociaż praktycznie, "zaczęło", to się już akurat ciutkę dawno.

No ale cóż...

- Chcesz, żebym cię odprowadził? W końcu po wiosce czasami kręcą się jakieś dziwne typy... - zaczął się tłumaczyć, nerwowo drapiąc po karku.

Zrobiło ci się miło, jednak pamiętałaś o tym co chłopak powiedział co wcześniej.

- Dzięki, ale może też już wracaj, żeby mama 'nie dała ci popalić' - zaśmiałaś się lekko na co on odpowiedział uśmiechem.

- Tak, masz rację... No to, może do zobaczenia!

- Może - mruknęłaś. Poprawiłaś się jednak szybko na głos: - Tak, ee... do zobaczenia! - I poszłaś.

Zanim jednak zrobiłaś to tak do końca, słyszałaś dźwięk otwieranych drzwi i głośne krzyki jakiejś kobiety, a potem przepraszające słowa Shikadaia.

"Czyli to tutaj on mieszka" - doszłaś do wniosku. Uśmiechnęłaś się i ruszyłaś, myśląc o tym, jak wielki ochrzan dostanie twój nowy znajomy.

Ale jeszcze jedna myśl przeleciała ci przez głowę - "To po co pytał czy mnie odprowadzić, skoro stał już przed domem? Aż tak bardzo nie chciało mu się tam wracać? Hm..."

I nie roztrząsając tego dalej, dreptałaś sobie powoli w stronę znikającego zza horhzontu słońca, uśmiechając się, nawet nie wiedząc dlaczego.

Twoje myśli krążyły wokół jednej osoby i chociaż częściowo próbowałaś temu zapobiec, to jakoś nie szło ci to za bardzo.

Ale w końcu, jaki był dzień, taka była i ta noc. Ładna, ciemna noc...

* * *

Otwarłaś minimalnie oczy. Ciemność nie pozwalała ci dokładnie określić tego, gdzie się teraz znajdujesz. Ciemny granat - to właśnie zobaczyłaś na pierwszy rzut oczu.

"Czyli może nadal jestem w łóżku" - pomyślałaś optymistycznie. Nic jednak nie wskazywało na to, żetwoje domysły są prawdziwe. Czułaś na przykład lekkie "podskakiwanie", co najmniej jakby wieziono cię na jakimś koniu. Nie spodobało ci się to.

Zimne, nieco wilgotne powietrze zatrzymywało się na twojej twarzy niespokojnie, coraz bardziej wybudzając cię z fazy "udawanego snu".

Chciałaś wstać, nie było to jednak konieczne - już nie leżałaś.

Poza tym było to niemożliwe, ponieważ ktoś wiózł cię na swoich plecach i przemieszczał się razem z tobą, z zadziwiającą cię prędkością.

Kiedy uniosłaś głowę, on odwrócił do ciebie swoją. Ciemność nie pozwalała ci dostrzec dokładnie kto to taki był, jednak wyczułaś, że nie warto opierać się owej sytuacji.

Jegomość, poza tamtym wcześniejszym ruchem nie zwrócił na ciebie uwagi, ale nie odezwałaś się, żeby to zmienić.

Chociaż nie powiesz, że nad tym nie myślałaś.

No bo nie dość przecież, że przenikało przez ciebie zimne i nieprzyjemne powietrze, to jeszcze jakiś obcy nieznajomy zlewa cię, bo myśli, że mu na to pozwolisz! No i tak właśnie będzie.

Nie zrzucisz się przecież z parudziestu metrów nad ziemią, to niemożliwe.

Poza tym i tak byłaś jakaś cała obolała, jakby ktoś ci wcześniej dał nieźle popalić, ale raczej w ten nieprzyjemny sposób.

Chociaż narazie nie mogłaś niczego z tym zrobić, to nie chciałaś tak jak wcześniej pokaładać się na ramieniu tego porywacza, no bo przecież nie miałaś pojęcia kim on w ogóle jest! I byłoby ci z tym dziwnie...

W panującym dookoła mroku mogłaś dostrzec jedynie jego ciemne - może czarne, a może brązowe - włosy. Poza niewyraźnym obrazem tego osobnika widziałaś jeszcze zarysy otaczających was drzew, jednak... twoje obserwacje dobiegły końca, kiedy "przypadkowo" uderzyłaś o jedno z nich. Albo też tobą uderzono.

No i ponownie zrobiło się ciemno...

* * *

- Jest tutaj! Zostawili ją chyba w środku!

Jakiś potężny huk przeszył powietrze. Zadrżałaś.

- No to bierz ją, Shikadai!

Przbijały się głosy do twojej podświadomości.

- Shikadai? - powtórzyłaś bardzo słabo, mocno oszołomiona. Otwarłaś oczy.

Leżałaś pod ścianą, na zimnej podłodze. Przez otwarte paręnaście metrów przed tobą drzwi, wpadało nieci światła.

"O rany, co jest?". Głowa bolała cię jeszcze bardziej, na dodatek to nie wydawał się być akurat twój pokój, a jeszcze to, co wydarzyło się - dla ciebie przed chwilą, co omyłkowo wzięłaś za sen... Teraz to wszystko okazywało się prawdą.

Po chwili w bladym świetle księżyca, czyli w wejściu tutaj gdzie byłaś, ukazała się jakaś postać. Kiedy na zewnątrz narobiło się mnóstwo hałasu, odwróciła się i, wykonała chyba jakąś pieczęć, nie byłaś do końca pewna.

- Pośpiesz się, dattebasa! - słyszałaś krzyczący głos. Tak, ten na pewno już gdzieś poznałaś. I czy to nie było... dzisiaj?

Ten ktoś w środku, na te słowa gwałtownie podbiegł do ciebie.

- Wstawaj - powiedział lekko zestresowany. Kiedy w powietrzu rozszedł się porządny grzmot, obejrzał się w jego stronę, a następnie znowu popatrzył na ciebie. - No dalej, musimy stąd iść - ponaglał, potrząsając tobą nerwowo.

Nie mogłaś uwierzyć, że siedzi przed tobą ten sam chłopak, którego prawie niedawno poznałaś. Chociaż częściowo chciałaś w to wierzyć.

Bez względu jednak na to, kim by on w tej chwili nie był - jeśli nie zamierzał wlec cię jeszcze dalej od domu, albo rzucać tobą o drzewa - to miałaś zamiar udać się z nim.

Słyszałaś jak chłopak zacisnął zęby i mruknął coś pod nosem, na nowo stojąc plecami do ciebie, a przodem do potencjalnego zagrożenia.

Podnosiłaś się powoli, chociaż i tak tak szybko, jak to dla ciebie było możliwe. Bolało cię w nadgarstku. Poza tym czułaś też mnóstwo siniaków, których nie powinno tam być, no i też...

- [Imię]?! - ożywił się Shikadai, spoglądając na ciebie i widząc za sobą właśnie... ciebie.

Nie przygotowałaś na to żadnej dobrej riposty, dlatego jedyną odpowiedzią z twojej strony był uśmiech, choć może w tej sytuacji nie był zbytnio na miejscu.

- No... chyba na to wygląda - odpowiedziałaś w końcu słownie, kiedy ciemnowłosy podszedł do ciebie, biorąc pod ramię.

Poczułaś się wtedy niezręcznie, no i on chyba także.

- Rany... co ty tutaj robisz? - zapytał cię lekko zakłopotany. - A mogłem cię jednak odprowadzić do tego domu...

"Odprowadzić? A no tak, przy domu" - przypomniałaś sobie lekko nkeskładnie.

- Mogłeś - ironicznie przyznałaś mu rację, a on westchnął tylko, jak to czasami miał w zwyczaju.

"No wiem, upierdliwa" - oceniłaś samą siebie.

Oboje wyszliście na dwór, gdzie jak widziałaś, toczyła się walka. Jednak dla ciebie, po prostu jakieś ciemne postacie migały przed twoimi oczami, rzucając czymś w siebie nawzajem.

- Eh... - Poczułaś, że Shikadai jest dziwnie zestresowany, chociaż nie było to do niego podobne. - Ej, chyba nie zamierzasz mi tu zasypiać! - zwrócił się do ciebie, kiedy zobaczył, że znowu przymykasz oczy.

Rzeczywiście - chciało ci się spać, ale to raczej ze zmęczenia niż z samego bycia śpiącą.

- Musimy się stąd zabierać - mruknął, jakby to było nieoczywiste.

Kiwnęłaś głową. Problem był tylko taki, że nie byłaś ninją, nie lubiłaś biegać, a poza tym teraz... zwyczajnie nie miałaś na to siły.

Oparłaś się jeszcze bardziej na zamyślonym Shikadaiu, kiedy w powietrzu eksplodowała wybuchowa notka.

- Upierdliwości... wskakuj - rozkazał.

- Hę?! - Rozbudziłaś się na to. Nie zamierzałaś włazić na tego gościa, nawet pod groźbą...

- No już! - pospieszył cię, gdy obok przeleciał kunai.

No więc bądź, co nir bądź - musiałaś to zrobić. A więc po chwili, tak jak na plecach tamtego obcego, przemieszczałaś się teraz na plecach swojego kolegi, trzymając za jego ramiona, by nie spaść przypadkiem na ziemię.

"Nie... to nie jest normalne" - pomyślałaś nerwowo i chciało ci się aż śmiać z tego, tylko nie wiedziałaś czy tak po prostu, czy z poddenerwowania.

Przez chwilę, mknęliście w ciszy. Przerywał ją tylko dźwięk stukotu gałęzi, po których trzmający cię shinobi, skakał z wyczuwalną łatwością.

Ale teraz, ponownie zaczęłaś odczuwać zmęczenie. Poczułaś jak uścisk twojej dłoni słabnie, co z jednej strony nie było dla ciebie niczym, aż tak złym.

- Hej - odezwał się Shikadai. - A teraz zamierzasz ze mnie spaść? - rzucił żartobliwie, ale nawet nie miałaś siły, by na to odpowiadać. - Nie możesz teraz spać - oznajmił poważnie. - Trzeba cię jakoś rozruszać.

I znowu zaczął się zastanawiać... nie trwało to jednak zbyt długo.

- Wiesz? Przypomniałem sobie, że ci przerwałem, kiedy mówiłaś, co myślisz o shinobich. Możesz teraz dokończyć? - zapytał głośno.

Zaniemówiłaś na moment, bo wcale nie uważałaś, albo i nie pamiętałaś, że wciął ci się pod czas tamtej rozmowy.

- To... - Zaczęłaś myśleć nad tym, na którym momencie wtedy skończyłaś.

Trudno ci było sobie przypomnieć, no i też mówić o tym w takiej chwili, kiedy twój kontakt z shinobi był aktualnie... dość bliski.

Jakimś dziwnym trafem poczułaś jednak - a może zwyczajnie ci się zdawało - że twój "obrońca" uśmiecha się, choć w ciemności i w tej pozycji trudno byłoby ci to zobaczyć.

- No to tak - zaczęłaś, jak "kiedyś". - Inne cechy to odwaga, determinacja, czy... - przerwałaś, aby wziąźć oddech - ...określony cel do którego dąży. Tyle z teorii, jaki powinien być. - Oddychałaś bardzo ciężko, jednak kontynuowałaś. - A co innego... Na pewno powinni bronić slabszych... I tych co sami tego nie zrobią. No i... - Przymknęłaś oczy ziewając "wewnętrznie".

I pewnie w tej nie bardzo i jeszcze mniej właściwej chwili, zasnęłabyś, gdyby nie to:

Nara skoczył z jednej gałęzi bardzo gwałtownie i jakby nieprecyzyjnie. Miałaś wrażenie, że omsknęła mu się noga. I rzeczywiście tak było.

- Kunai - wyjaśnił ci krótko. Zauważyłaś, że dzięki jego słowom było ci łatwiej nie mrużyć oczu. - Ale... - Byłaś pewna, że coś ważnego zobaczył.

Nastolatek, wciąż z tobą na plecach, zatrzymał się chwiejnie na następnym, dosyć grubym konarze.

- Boruto! - zawował "w powietrze". - To my! Baka.

- Oj - usłyszałaś dźwięk wydany przez zbliżającego się w waszą stronę blondyna. - Myślałem, że to jeszcze jeden z tamtych zbiegów, dattebasa - zaczął z uśmiechem tłumaczyć, na co jedyną odpowiedzią Shikadaia było głośne westchnienie.

Ruszyliście w dalszą drogę.

Nie przysypiałaś już więcej. No dobra... może bardziej trafnym określeniem jest to, że nie zasypiałaś już więcej tym razem

Przysłuchiwałaś się tylko rozmowie swoich dwóch przyjaciół, a kiedy usłyszałaś przytaknięcie całkiem innego głosu, zauważyłaś, że z twojej lewej biegnie ktoś trzeci.

Nie skupiłaś się zbytnio na słowach. Najczęściej jednak padały zdania typu: "To było upierdliwe", "Mógłbyś przestać marudzić, dattebasa" czy też "Nē, Boruto".

Kiedy od czasu do czasu ziewałaś, któryś z chłopaków spoglądał na ciebie przez ramię, na co uśmiechałaś się przez krótką chwilę.

Nie miałaś nic przeciwko takiemu obrotowi sytuacji. Spodobało ci się nawet to z czasem, jak cię traktują i że wydawali się dla ciebie mimo krótkiej znajomości taj bliscy. Nie wiedziałaś tylko czy oni patrzą na ciebie podobnie.

Zanim jednak zebrałaś się na to, żeby zapytać, dotarliście już na teren Konohy z czego mówiąc szczerze, byłaś bardzo niepocieszona...

* * *

- Ale tak było! - obruszyłaś się na "zarzuty" Iwabee. - A potem koleś walnął mną o drzewo, uwierzysz? - zapytałaś, przypominając sobie tamtą, teraz już dla ciebie śmieszną sytuację.

- E tam, wielkie mi rzeczy - skwitował Yuino, po którym zaraz odezwał się stojący obok Metal.

- Naprawdę? - spytał podekscytowany. - I co, nie bałaś się? - No i teraz z nim zaczęłaś bardziej rozmawiać, pomijając obruszającego się tam Iwabee.

Wtem usłyszęliście skrzypnięcie wyjściowo-wejściowych drzwi swojego domu, w których pojawili się Shikadai razem z Boruto.

- Widzę, że już czujesz się lepiej - zauważył zadowolony Nara, na co przytaknęłaś odruchowo, z uśmiechem.

- Widzisz, mówiłem że jak się prześpisz, to będzie lepiej! - powiedział radośnie niebieskooki, trzymając ręce za głową.

Zmieszałaś się na to trochę, Shikadai zaś szybko przerwał zaczynającą panować ciszę.

- I jak? Zapoznałaś się już z resztą? - zapytał wodząc po wszystkich wzrokiem.

- Daj już spokój Shikadai - wtrącił się Iwabee. - W końcu [Imię] musi dokończyć nam swoją historię.

- A myślałam, że cię nie interesuje...

Yuino uśmiechnął się tylko zawadiacko.

- Nēeeeee! Czekajcie na mnie! - z wnętrza domu dobiegł głośny krzyk siedzącej tam dotąd osoby.

Zaraz po tym, na dwór wybiegła twoja młodsza siostra, której Shikadai odsunął się jej z przed drogi. Pomyślałaś, że zrobił to chyba specjalnie, kiedy potknęła się o wystający z ziemi kamień.

A może nic tam nie było? Po prostu to niezdara...

Więc twoja kochana siostro-niezguła poleciała gwałtownie do przodu. Nie rąbnęła jednak o ziemię natychmiast (chociaż skrycie, to trochę tak na to czekałaś), ponieważ ktoś złapał ją wpół drogi.

Iwabee stał wciąż nieruchomo, Shikadai był z drugiej strony, a Mitsuki pojawił się dziwacznie między nim, a Boruto, więc tym kimś był oczywiście Metal Lee.

Obie z siostrą zdziwiłyście się, że zdążył, (a to błąd, bo niby dlaczego by nie miał?)

- Eeee... dziękuję? - Zauważyłaś, że twoja siostra się nieco zakłopotała.

Jednak byłaś przygotowana na to, że zaraz coś odwali, albo co gorsza w jej wypadku - wypali.

- No to... Jak masz na imię? - zapytała podnosząc na niego wzrok, w przypadku robiąc takiego swojego "wytrzeszcza". Tak, no czasami miała coś takiego w zwyczaju.

- O-oł... - usłyszałaś koło swojego ucha szept Shikadaia, nie zrozumiałaś jednak o co w tym chodzi, znowu.

Jednak do czasu.

A to była już całkiem inna historia...

------------------------------------------------------

No nareszcie! Skończone... uff. Dla was też tak to długo trwało?

No to na życzenie heroesMN czy jakąś tam luźną sugestię albo po prostu zkrytykujcie mnie ale mój pierwszy xReader uważam za skończony! I napisany. Znaczy w sumie nieważne.

Pewnie nie wyszło jakoś cudownie, no ale miałam napisać to napisałam.

Przynajmniej albo te 3443 słowa albo zostaną w waszej pamięci przez jakąś chwilę albo zaraz wylecą bo było to tak kiepskie.

Ale przynajmniej napisałam to co sobie zaplanowałam. Tak więc... no, to tyle.

Ale możecie zamówić coś jeśli chcecie :)

A dla heroesMN mam supcio zadanie specjalne! O którym myślałam od połowy pisząc ten rozdział. A mianowicie... (chwila grozy...)...

... napisanie od tego momentu rozdziału z Metalem!

Tak wiem, nie musisz mi dziękować.

Ok. No to to już koniec! I... długo było! I do następnego!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro