18. W głębi duszy (KaguraxReader)

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Słowniczek:
Jā ne - do zobaczenia
Oniisan - starszy brat
E? - co?
Arigato- dziękuję
Dare? - O kim?
Nē! - Ej!
Hai - tak
Demo - ale
Mina- wszyscy

Życzę wszystkim miłego czytania ; )

Patrzyłaś rozmarzonym wzrokiem ukośnie w dół. Te płynne ruchy, to dziwne drżenie w środku i poczucie bezpieczeństwa, które obejmowało cię za każdym razem, kiedy na niego patrzyłaś... I w końcu przesiąknęła cię myśl, że musisz się szybko ogarnąć, bo ktoś przecież mógł przecież zwrócić przez to na ciebie uwagę.

Stanęłaś wyprostowana, jak struna, ale zaraz znowu oparłaś głowę na otwartej dłoni, wyczekając chwili, aż chłopacy skończą swój pojedynek.

Czekałaś na niego, bo musiałaś przekazać mu pewną wiadomość od Mizukage, no a nie śmiałaś przerywać tych ćwiczeń.

Aż w końcu się doczekałaś. Wtedy automatycznie zaczęłaś nerwowo bawić się palcami, nawet sama tego nie zauważając.

Obaj rywale zaskoczyli z tafli spokojnej wody, która dla nich była terenem do pojedynku.

Widziałaś jak Kagura wymienił uścisk dłoni ze swoim sparing partnerem i zaraz ma wychodzić, tyle że nie poczułaś w sobie siły, aby do niego podejść. Przymknęłaś oczy desperacko bijąc się z myślami.

I wtedy usłyszałaś czyjś przyjazny głos, zwracający się właśnie do ciebie.

Dobrze znałaś ten głos...

- Ohayõ [Imię]-chan. - Przed tobą stanął właśnie wysoki chłopak, osobisty pomocnik Piątego.

- Ka...Kagura-san - wybąkałaś że wzrokiem wpuszczonym w podłogę.

- Czy coś się stało? - zapytał że zdziwieniem i troską.

Chciałaś mu odpowiedzieć, jednak wciąż nie wiesz dlaczego - zamurowało cię. Na mniejsze lub większe szczęście, z "pomocą" przyszedł ci wcześniejszy rywal Kagury - Yuruko.

- Pewnie przyszła tu z jakimś poleceniem od Mizukage - podsunął kpiąco. Najwyraźniej nieco bawiła, albo conajmniej odpowiadała mu twoja tchórzliwość.

Poczułaś na sobie pytający wzrok Karatachiego. Odpowiedziałaś mu tylko lekkim skinięciem głowy.

- Co to takiego? - Ponownie usłyszałaś ten miły, życzliwy ton.

- Mizukage-sama...kazał ci dać to... - Wyciągnęłaś przed niego zwój z wiadomością napisaną osobiście przez władcę Kirigakure.

Kagura wziął ją od ciebie, rozwinął i rzucił okiem; zobaczyłaś, kiedy sama spoglądnęłaś na niego, kiedy ten przestał zwracać na ciebie uwagę. Chłopak zaraz zwinął papier ponownie w rulon i uśmiechnął się. Widocznie ucieszyła go owa wiadomość.

- Arigato [Imię]-chan. I jā ne! - krzyknął radośnie, odbiegając.

- Hai - mruknęłaś. - Do zobaczenia Kagura-kun - dodałaś, zostając w pomieszczeniu sama. No... tak nie do końca sama.

- Możesz oddychać, już go tutaj nie ma - przemówił drażniący cię głos. Taaak, wyjątkowo drażniący...

- Rõuchi-oniisan - szepnęłaś ponuro.

- We własnej osobie - oświadczył wgapiając się prosto w twoje oczy, które teraz zdawały się być bez żadnego wyrazu. Nawet najmniejsza iskierka rozdrażnienie czy zadowolenia nie przemknęła przez twoje źrenice. - Nie cieszysz się [Imię]? - Retorycznie zadane pytanie obudziło twoje zdenerwowanie.

- Nie pamiętasz jakie mamy stosunki? - słowa płynące z twoich ust zabrzmiały zimno i niezbyt
pochlebnie.

- Oj dałabyś już spokój. - Westchnął i odsunął się od ciebie. - Przed resztą też mogła byś udawać takie potulne i przestraszone dziecko - podsunął ci luźno.

Zacisnęłaś zęby i groźnie zmrużyłaś powieki. Rõuchi natomiast wystawił się do ciebie plecami, kontynuując wywody i gestykulując przy tym znacząco.

- Nie obruszaj się tak siostrzyczko, przecież dobrze wiemy, że tak to właśnie wygląda. - Wręcz czułaś ten jego podły uśmiech. - On myśli pewnie, że też go nienawidzisz, tak więc...

Nie zniosłaś już tego gadania. Odbiegłaś przekraczając linię wyznaczającą wyjście na korytarz. Już miałaś ruszyć wprost przed siebie,, aby być jak najdalej od swojego "ukochanego" rodzeństwa, jednak kątem oka zauważyłaś kogoś, dlatego się zatrzymałaś.

Odwrócona, zauważyłaś blondwłosego, jasnookiego chłopaka, który śmiało uśmiechał się do ciebie.

- Em... Ohayõ - przywitał się z tobą już odrobinę mniej odważnie. - Usłyszałem przypadkiem waszą kłótnię - przyznał się wyciągając do ciebie rękę.

Zrobiło ci się głupio, ale odwzajemniłaś gest rówieśnika

- Nieźle mu przygadałaś, dattebasa! - zapewnił cię nowy kolega, na co podobnie jak on, zareagowałaś uśmiechem. Przez chwilę zapanowała cisza. - Nie myślisz tak naprawdę, co nie?

- E? - Musiałaś przyznać, że zdziwiło cię to niespodziewane pytanie. - Dare?

- No wiesz. - Nie wiedziałaś - Chyba nie boisz się Kagury, prawda?

Twoje źrenice powędrowały w dół, kiedy przypominałaś sobie niedawną chwilę - tą, kiedy chłopak stał tuż przed tobą. Nie dałaś rady nawet otwarcie na niego spojrzeć, poza tym jeszcze odjęło ci mowę. I nie wiedziałaś dlaczego! Może po prostu bałaś się jego reakcji, albo... no nie wiedziałaś. Ale po prostu tak miałaś! I tyle.

- Nē! Słyszysz mnie? - Niebieskooki lekko tobą potrząsnął, przez co wyrwałaś się z zawieszenia.

- Hai, hai! - odparłaś pospiesznie, żeby przestał już tak tobą trzepać.

- Pytałem czy myślisz tak samo jak oni. - Wskazał na paru shinobich trenujących w sali walk, w tym twojego brata.

- Nie, pewnie że nie! - zaprzeczyłaś gwałtownie.

- No to trzeba było tak od razu - ucieszył się blondwłosy.

- Hę? A tak... w ogóle, to kim ty jesteś? - zapytałaś przyglądając się chłopakowi.

- Ja? - Zdziwił się, tak jak wcześniej ty na jego pytanie. - A no tak - zaczął nerwowo drapać się po karku. - W tym wszystkim zapomniałem ci się przedstawić, dattebasa.

Ja tobie też, pomyślałaś, ale nie chciałaś nic mówić.

- Nazywam się Uzumaki Boruto i jestem przyjacielem z Wioski Liścia! - orzekł głośno, wskazując na siebie kciukiem. Rozbawiło cię jego podejście.

I nagle olśniło cię też przypadkowo.

Konohagakure? A więc to musiała być ta wiadomość...

- Więc ty jesteś... przyjacielem Kagury, tak? - Twierdzącą odpowiedź dało ci przytaknięcie Uzumakiego i kiwnięcie przez niego głową.

- Dlatego mogę ci obiecać, że on nikomu nie zrobiłby krzywdy.

- Wiem - przerwałaś mu. - Wiem. Kagura zawsze bardzo stara się chronić naszą wioskę. Naprawdę bardzo go za to podziwiam - przyznałaś. Nagle poczułaś, jak twój oddech powoli staje się nierównomierny. - Demo... za każdym razem, kiedy przede mną staje... nie potrafię nawet spojrzeć mu w oczy. A tak bardzo chciałabym mu powiedzieć...!

Nagle przypomniałaś sobie, że Boruto wciąż tutaj jest i zaczęło ci się robić gorąco; chyba poczerwieniałaś.

Znaczy, podświadomie gdzieś wiedziałaś, że chłopak nadal stoi w tym samym miejscu, no i zdziwiło cię to, że czułaś przy nim taką otwartość i lekkość, jak jeszcze nigdy przedtem.

Ale tak jakby z innego punktu na to patrzyć, to w środku byłaś zażenowana, że w ogóle mówisz o swoich odczuciach prawie nieznajomemu.

- Bo widzisz... - zaczęłaś się już tłumaczyć, ale on zamiast uważnie cię słuchać, wybuchnął głośnym śmiechem. Na moment skołowało cię.

- Według mnie powinnaś z nim porozmawiać - poradził w chwili, kiedy próbował się opanować. - Mogę ci nawet...

- Boruto! - Oboje usłyszęliście za sobą zdenerwowany, lekko zachrypnięty głos jakiejś dziewczyny. - Dlaczego zawsze musisz oddzielać się od grupy? - powiedziała już trochę spokojniej, patrząc raz na ciebie, raz na niego. Ale i tak zabrzmiało to groźnie.

- Sarada - wybąkał Uzumaki. - Kiedy To tylko...

- Chodź! - zarządziła jego koleżanka, pociągając go za sobą tak mocno, że chłopak niemal się nie przewrócił.

- Ej! Sarada, puść mnie już! - próbował się wyrwać. - No, to do zobaczenia! - pożegnał się z tobą, gdy jego starania niczego nie dały, a ty pomachałaś mu na "do widzenia".

Właściwie nie mogłaś zinterpretować dlaczego, ale po spotkaniu z tym nowym chłopakiem poczułaś się znacznie lepiej.

I może niedługo przyjdzie taka chwila - przewinęło ci przez myśl, gdy już zamierzałaś do gabinetu Mizukage - że wreszcie normalnie porozmawiasz z... nim.

* * *

Był już chłodny i mokry wieczór. Chłodny, bo niska temperatura dawała się poważnje we znaki, a mokry, bo od samego rana padało. Ale nie przeszkadzało ci to, bo czasem bywały dni słoneczne, a czasem i po prostu... takie.

To była już trzecia noc, kiedy mogliście gościć u siebie przyjaciół z Konohagakure. Odpowiadała ci ta sytuacja, bo polubiłaś ich. Z niektórymi udało ci się zamienić nawet słowo.

Poza tym widziałaś, a co ważniejsze czułaś, że Kakura również dobrze czuł się w ich towarzystwie. Na czas ich przyjazdu Mizukage-sama nawet ograniczył swojemu zastępcy liczbę zwyczajowych zadań, co lekko cię zdziwiło, ale zdecydowanie ucieszyło.

Kiedy patrzyłaś, jak chłopak witał się z nowoprzybyłymi, rozmawiał, a nawet żartował, wydawało ci się, że jest, niezupełnie, a jednak niemalże kimś innym. W jego oczach odbijało się uczucie, którym oboje tak rzadko się cieszyliście - szczera radość.

Natomiast aktualnie szłaś do przydzielonego dla ciebie pokoju. Długi korytarz nie ciągnął się tobie tak bardzo, jak niekiedy innym, ponieważ wiedziałaś, w które drzwi dokładnie, masz wejść.

Jeszcze prosto, potem w lewo i trzecie od... - twoje myśli gwałtownje urwały się. Dlaczego? A no przez usłyszenie kawałka rozmowy grupki osób, z których większość głosów po chwili rozpoznałaś.

- Dawajcie jeszcze jedną, dattebasa! - dobiegło zza drzwi charakterystyczne słowo znajomego ci blondyna.

- Przecież i tak wiadomo, że przegrasz. Jesteś w tym po prostu mistrzem - zażartował sobie złośliwie pewien jasnooki.

Cała grupka zaśmiała się. Wśród piątki głosów poznałaś ten należący do twojego kolegi z Mgły.

Uśmiechnęłaś się i zarumieniłaś.

Postanowiłaś odejść już jednak, by ich nie podsłuchiwać, bo to byłoby bardzo nieładnie, niehonorowe i, cóż... niepodobne do ciebie!

Parę kroków później usłyszałaś jednak dźwięk swojego imienia, bardzo wyraźnie. Stanęłaś jak wryta. Mimowolnie cofnęłaś się szybko do tyłu i usiadłaś pod drzwiami, chociaż wiedziałaś, że to nie fair ich tak szpiegować. W końcu to byli twoi przyjaciele...

- [Imię]-chan? - Usłyszałaś niepewny głos Kagury. - Nie, ona chyba... się mnie boi. - Zawturował mu dźwięk rzuconej na kupkę pozostałych, karty.

- E? Nani? - zdziwił się Boruto.

- No bo widzisz... - Chociaż nie mogłaś powiedzieć, że dobrze znałaś Kagurę, to poczułaś, jakbyście oboje byli lekko zestresowani - No wiesz... zawsze kiedy do niej podchodzę, denerwuje się ani nie patrzy na mnie... Ale po prostu tak jest. - Wiedziałaś, że uśmiechnął się smutno.

Czyli Rõuchi jednak miał rację? Kagura naprawdę myślał, że go nienawidzisz. Poczułaś bolesne ukłucie w środku i dziwną gulę, która zbierała się w tobie już od dawna.

- E tam, chyba z tym przesadzasz Kagura. - Usłyszałaś śmiałą opinię Boruto i dźwięk dobieranej przez niego karty. - Rozmawiałem z nią prawie od razu, kiedy przyjechaliśmy. Mówiła, że wcale tak nie myśli.

Pozostała czwórka wyraźnie się zdziwiła.

- Boruto-kun...

- Brzmiało to na coś zupełnie innego - ciągnął dalej blondyn, z uśmiechem.

W tej chwili twój oddech przyspieszył i nerwowo zastanawiałaś się ile z tego, co powiedziałaś wtedy Boruto, on przekaże teraz reszcie.

Miałaś jeszcze bladą nadzieję, że to w końcu chłopak, więc może nie zrozumiał do końca wszystkiego, co wtedy otwarcie mu oznajmiłaś.

- Myślisz, że Kagura podoba się [Imię]? - Wstrzymałaś oddech.

Właściwie, to cała zamarłaś na chwilę, słysząc słowa Inojina.

Nie potrafiłaś wydobyć z siebie ani słowa, ani powietrza, ani żadnego ruchu. Z niecierpliwością czekałaś na dalszą wypowiedź, któregokolwiek z nich.

Czy Boruto i reszta uznają te słowa za prawdziwe? Czy może zaśmieją się na nie, puszczając mimo uszu i zapominając? Czy będą roztrząsać tą sprawę, czy pozwolą powietrzu przebywającemu w tobie, ponownie przepływać spokojnie?

No i co najważniejsze... jak zareaguje Kagura?

Ta chwila niepewności stała się najcichszą chwilą w twoim życiu. Wydawało ci się, że przez ten moment mogło wydarzyć się wszystko. Dosłownie wszystko i dla każdego, tylko że dosłownie nic z tego nie posiadało by dźwięku.

Jednak ten długo wyczekiwany, który miał rozbrzmieć wreszcie w chłonącej ciszy, był nerwowy śmiech różowookiego.

- No wiecie... po co dochodzić zaraz do takich wniosków? - Chłopak zaczął gorączkowo drapać się po karku, przymykając oczy. - Najpierw musielibyśmy się lepiej poznać...

- Czyli ty też... - zaczął z lekkim uśmieszkiem Inojin, jednak już poważniejszym tonem przerwał mu, ku twojemu szczęściu i uldze, Kagura.

- Mina... nie powinniśmy rozmawiać o takich sprawach. Poza tym...

Ale ty już nie dowiedziałaś się co było tym razem "poza tym", ponieważ... uciekłaś.

Uznałaś to za właściwe, gdyż tak jak wcześniej myślałaś - podsłuchiwanie ich nie było dobrym pomysłem.

Nie chciałaś już dłużej słuchać rozmowy o tym temacie, co więcej strasznie cię ona zestresowała i nie ukryjesz, że i zasmuciła.

No właśnie... Nie słyszałaś już tego, co było dalej, a mogło cię to nawet zaciekawić.

- Dobra już dobra - wtrącił niebieskooki blondyn i zaraz wpadł na pewną myśl. - Ale jak przegrasz, to idziesz z nią porozmawiać - podsunął zadowolony z siebie.

- Nie widzę przeciw...

- W takim razie: shinobi bout!

* * *

Chodziłaś samotnie po szarej, smutnej podłodze, która ciągnęła się jeszcze daleko przed ciebie...

To była już trzecia noc, od kiedy mogliście pożegnać przyjaciół z Liścia, którzy po niespełna tygodniu wracali już do domu. Nie wiesz czy odpowiadała ci ta sytuacja, bo choć polubiłaś ich, to z większością z nich nie zmieniłaś nawet słowa, od tamtego pamiętnego dnia.

Wracając również do tamtej chwili, aż do teraz byłaś wciąż jakąś przygnębiona i nieswoja.

Sama nie wiedziałaś czy to ta podłoga, czy twoja aura jest taka bura. Jednak ona nie mogła ogarnąć tego całego korytarza - wiedziałaś o tym. Przecież nikt nie zwracał na ciebie uwagi, więc niby dlaczego miałaby się tak rozprzestrzeniać?

Weszłaś przez niemal zawsze otwarte przejście do najbardziej znanej sali ćwiczeń Kirigakure - tej znajdującej się oczywiście w budynku należącym do Mizukage.

Zeskoczyłaś na dolną partię pomieszczenia. Podniosłaś drewniany miecz. I weszłaś na taflę wody.

Nie byłaś prawnym shinobi, to prawda. Nikt nie powiedział jednak, że nie możesz ćwiczyć się w walce i korzystałaś z tego, nieczęsto, ale jednak. Znałaś podstawy kenjutsu, a większości z tego co miałaś, nauczyłaś się na treningu z Kagurą.

Tak, trenowałaś z nim ten jeden jedyny raz, który zapamiętałaś w, można rzec, każdym szczególe. Od tamtego momentu trenowałaś to wszystko, co ci pokazał i jeszcze więcej.

Niestety dzisiaj nie było go tutaj, by z tobą poćwiczyć, chociaż miałaś wrażenie, że nie zrobiłby tego i tak. Ostatnio miałaś same posępne myśli...

Chłopaka nie było ani na miejscu treningu, ani też nigdzie indziej, przynajmniej nie w Kirigakure. Ninja dostał jakąś ważną misję, która najprawdopodobniej odbywała się poza wioską, dlatego nie miałaś co liczyć na to, że choćby go tutaj zobaczysz.

Uniosłaś replikę broni. I zamachnęłaś się.

- Ohoho, nasza mała [Imię] postanowiła "poćwiczyć". - Usłyszałaś uszczypliwy głos przyglądającego ci się z barierek wysokiego chłopaka.

- Rõuchi - szepnęłaś ledwo słyszalnie. Nie potrafiłaś teraz twardo i hardo wymówić tego imienia, choć chciałaś, niesamowicie.
Ale...

- [Imię]-chan zejdź nam z drogi - to polecenie padło z ust innego nastolatka, chudzielca stojącego wiele metrów przed tobą, obok linii oddzielającej wodę od całej reszty.

- Ganshi - wymieniłaś pod nosem imię kolejnej osoby, która była ci tu wyjątkowo nie na rękę.

Mrużąc oczy, podążałaś wzrokiem za jego krokami, które wykonywał wolno, każdy z premedytacją, aby cię zmanipulować, zachęcić do patrzenia na siebie samego, choć nie domyśliłaś się tego zbyt wcześnie. Zbyt wcześnie na co?

Kiedy shinobi pozornie chwycił za swój miecz, poczułaś nagłe draśnięcie. Zadany ci cios nie należał jednak do niego.

Oglądając się przez ramię zauważyłaś następnego. Ciemnowłosy przyglądał ci się w tej chwili, przybierając podły uśmieszek na twarzy. Przygryzłaś wargę. Mimo, że trzymane w jego rękach narzędzie było tylko kawałem drewna, on szybko potrafił zrobić nim komuś krzywdę - a w obecnym wypadku - tobie. Zrozumiałaś, że był dobry w kenjutsu.

Mimo przepełniającego cię dogłębnie zniechęcenia, zebrałaś się na prostą, niezbyt zdecydowaną, ale godną wobec owej sytuacji postawę. Twój wzrok zaś próbował nieugięcie dorównać spojrzeniom twoich pseudo-przeciwników. Nie do końca dał jednak radę.

Wstrzymałaś na moment powietrze, zmuszając głos do częściowego posłuszeństwa.

- Czego chcecie? - burknęłaś.

- Oj, niczego... - orzekł drażniącym głosem twój starszy braciszek, dodając na koniec zdrobnienie twojego imienia, chociaż wiedział, że nie życzyłaś sobie słyszeć go akurat z jego ust.

- Może idź sobie pokłamać gdzie indziej, a mnie daj spokój? - zasugerowałaś grubiańskim tonem, patrząc z odrzuceniem na Rõushiego.

Udawałaś, że zadana ci rana nie istnieje, by nie przysparzać chłopakom niepotrzebnej uciechy.

- Yoka - twój brat wydał polecenie wywołując tylko po imieniu będącą najbliżej ciebie osobę.

Nienawidziłaś tego - jego władczego głosu, tego tonu nieznoszącego sprzeciwu, tego samego, który działał za każdym razem, bo rzeczywiście - nikt nie śmiał sprzeciwić się "wielkiemu" Rõuchiemu Takanace. Nigdy, tak samo jak ty. Może czasem w słowach, jednak nigdy w czynach.

Nie znosiłaś również dobrze uderzeń zadawanych ci przez wspomnianego Yokę. Jak już poznałaś - on był świetny we władaniu bronią i zadawaniu nią jak największych obrażeń.

Używał sobie na tobie.

Tym razem, wraz z materiałem bluzki na twoim ramieniu, rozcięta została także skóra. Mimowolnie złapałaś za bolące miejsce, zastanawiając czy miecz bruneta jest w rzeczywistości tylko repliką.

- Ganshi...

- Rõuchi-san. - Jakiś głos nie pozwolił mu zakończyć jego wypowiedzi swoją zwykłą, brutalną ciszą, skłaniającą do wykonania oczekiwań.

Twój brat prychnął pogardliwie oburzony, mimo iż został nazwany z szacunkiem.

Wiedziałaś, że rzuca teraz nienawistne spojrzenie w stronę tego, kto odważył się odezwać. Nie wiedziałaś jednak jaką osoba była zmuszona je znosić, bo aktualnie zginałaś się w pół, za zasługą mocnego ciosu Ganshiego.

Nie miałaś pojęcia skąd - może poprzez obecność w tobie szóstego zmysłu, a może cząstkowego doświadczenia z tymi trzema osobami - ale wiedziałaś, że w twoją stronę ponownie zmierza idealnie wymierzona pięść.

Obiema rękami trzymałaś się już za bolący brzuch, ignorując zraniony bark. Miecz jakąś chwilę temu wypadł ci z ręki, nie mogłaś się więc już bardziej zasłonić ani niczego na sytuację tą poradzić.

W głowie jednak nadal brzęczał ci głos "nieznajomego", zwracającego się chwilę temu do Rõuchiego. To ten człowiek był w zasadzie twoją jedyną nadzieją na obronę. Jednak czy naprawdę się nią stanie? Następny moment życia miał to potwierdzić lub temu zaprzeczyć.

Kiedy uniosłaś wzrok, ujrzałaś przed sobą kogoś w długiej, zielonej kamizelce. Najwyraźniej zatrzymał on przeznaczone dla ciebie uderzenie, ponieważ nie poczułaś go nigdzie na sobie.

Usłyszałaś chlapnięcie wody, a potem ten miły, łagodny głos...

- Nic ci nie jest [Imię]-chan? - Chłopak był już przy tobie.

Nie dowierzałaś własnym oczom i uszom. Przecież miało go tutaj nie być! Ale był i właśnie za to go najbardziej ceniłaś.

- Th, znalazł się jej bohater! - skomentował donośnie Rõuchi. Być może był zazdrosny o to, że nikt w tej chwili nie zwracał na niego uwagi.

- Rõuchi-san, to co zrobiłeś było niewłaściwe, jednak możemy rozwiązać tą sytuację...

- Pokojowo? - Chłopak prawie go wyśmiał. - Zachowaj sobie ten pokój dla siebie, ja mam rachunki do wyrównania. - Stanął w pozycji mającej sugerować, że w odpowiedniej dla siebie chwili zerwie się do działania.

- Nie chciałbym...

- Ale nikt ciebie nie pytał o zdanie! - przerwał mu zdenerwowany chłopak. Kagura jednak nie dawał tak łatwo za wygraną.

- Rõuchi-san, Kirigakure z pewnością potrzebuje dobrych shinobich, jak ty. Ale nie powinniśmy sprawdzać się na sobie. Pochodzimy przecież z jednej wioski! - próbował przekonać go w ten sposób, ale ty wiedziałaś, że mądre myśli i pochwały nie podziałają na twojego brata.

"Dobrych shinobich, jak ty" - dobre sobie - pomyślałaś. - Ładnie powiedziane, ale nieprawdziwe, więc co z tego?

Milczałaś, przysłuchując się rozmowie tych dwóch dobrze znanych ci osób i upajałaś obecną chwilą, w której ten z nich posiadający jakieś uczucia, podtrzymywał cię właśnie, nieświadomie lekko przytulacjąc.

Ale tak poza tym, to nie wiedziałaś co ze sobą zrobić. Mimo, że denerwowało cię zachowanie jedynego członka rodziny, to nie śmiałaś się do niego odezwać.

Widziałaś, jak Kagura uważnie patrzył na Rõuchiego, lecz tamten nie bardzo przejmował się swoim rozmówcą. On po prostu chciał pokazać mu kto tutaj króluje.

"I co, to może masz być ty braciszku?"

Karatachi, upewniwszy się, że ie odniosłaś poważniejszych obrażeń, delikatnie zostawił cię siedzącą na wodzie, a sam stanął prosto, na wszelki wypadek gotowy do obrony. Nie musiałby tego robić, gdyby kolego-pomocnicy Rõuchiego nie ustawili się w pozycjach sugerujących gotowość do walki.

- Chcesz pokoju, to się odsuń - polecił lekceważąco sprawca tego całego zamieszania.

- Nie mogę tego zrobić. - Byłaś pod wrażeniem odwagi różowookiego i cieszyłaś się z faktu, że ktoś wreszcie trochę powkurza twojego bliźniaka.

Chociaż z drugiej strony martwiłaś się o to, że ta "rozmowa" zejdzie na drażliwy temat.

Patrzyłaś nadal. Rõuchi zacisnął zęby i podniósł drwiąco wzrok. Przez chwilę miałaś wrażenie, że wyjdzie z siebie, ale poznałaś... poznałaś te oczy. A one był dowodem tego, że twoje obawy niedługo się spełnią.

Zobaczyłaś niepokojący uśmiech, którego pewnie nikt inny by u niego nie wypatrzył i poprawnie nie zinterptetował. Wyglądał jednak nadal tak, jakby przejmowała go złość, a przecież wiedziałaś, że tak nie było.

Podniosłaś wzrok, słysząc jego następne słowa.

- Ty... jak śmiesz mi rozkazywać w tej sprawie, tymorderco. - Oboje was będących na wodzie i po jednej stronie, coś tknęło bardzo niemiło.

Kagura spuścił głowę. Słowa Rõuchiego dotarły do wszystkich dokładnie, ale najefektywniej właśnie do Karatachiego. I wszyscy dobrze wiedzieli dlaczego.

Zrobiło ci się żal, poruszyłaś się lekko, podpierając na gładkiej tafli wody. A słowa Rõuchiego brzęczały w powietrzu nadal.

- No, jak się z tego wytłumaczysz, że upominasz mnie? A sam co zrobiłeś! - darł się nadal.

Wstydziłaś się. Bardzo. Wyczułaś w tej wypowiedzi swój własny styl mówienia. Wiedziałaś, że wypowiadalibyście się naprawdę bardzo podobnie, gdybyś tylko próbowała być taka, jak on.

- No powiedz... - Z taką miną twój brat sam wyglądał jak sadysta.

Kagura zamknął oczy. Poczułaś bijącą od niego winę, a raczej jej mylne poczucie. To było straszne, że w jednej chwili ktoś tak śmiały i pewny swoich idei, stał teraz skołowany i nie ośmielający odezwać się ani słowem.

Wszyscy trwali w bezruchu. Nie wiedzieli co powiedzieć i nie musięli, bo Rõuchi sam chciał teraz mówić wszystki co myśli; wszystko, co mu ślina na język przyniesie.

Jednak... ty wiedziałaś.

- No to... powiedz. Mam rację? - podsunął z sadyzmem Kagurze, a on tylko smutno przytaknął.

- Hai...

- Nie!

Wszystkie oczy zwróciły się na ciebie, co było momentami straszne, gdy nienawistnie patrzyła na ciebie twoja własna rodzina i byli przyjaciele, ale i piękne i podbudowujące, bo wpatrzone były w ciebie również zaskoczone oczy Kagury.

Przerwałaś ciszę obejmującą was wszystkich, bo oprócz ciszy, ty czułaś za sobą jeszcze wielką odwagę i pewność - pewność tego, co myślisz i mówisz.

- To nie jest prawda. I ja o tym wiem. - Chociaż chciałabym powiedzieć, że oboje o tym wiemy, Rõuchi.

- [Imię]-chan - wyszeptał zwrócony w twoją stronę różowooki. Uśmiechnęłaś się wiedząc, że wreszcie coś dla niego robisz.

- Rõuchi-oniisan - zwróciłaś się pewnym głosem do niego samegi, patrząc na jego osobę, chcąc dotrzeć tymi słowami do jego zatwardziałego wnętrza.

Widziałaś, że prawie chciał wiedzieć, co teraz do niego powiesz.

- Rõuchi-oniisan - powtórzyłaś. - Popatrz na to wszystko, na nich wszystkich. Jestem pewna, że oni nie chcą tego dla ciebie robić. - Obejrzałaś się na chłopców stojących po bokach sali. - Yoka, Ganshi, poznałam was zanim przyłącxyliście się do mojego brata. Nie byliście tacy, pamiętam to. I mam nadzieję, że mam rację. - Zatrzymałaś na chwilę ten tok myśli, wodząc wciąż wzrokiem po osobach, o których mówiłaś. Westchnęłaś głęboko. - A Kagura... jedyny z nas ma do ciebie szacunek, a ty zwracasz się do niego, jakbyś w ogóle go znał! To nie jest normalne. - Pokręciłaś głową dodając sens temu, co przekazywałaś.

Przekonałaś się, że to co robisz, mówisz, naprawdę ma sens. Ganshi i Yoka przestali wyglądać jak twoi wrogowie. Teraz stali po prostu, słuchając uważnie słów swojej dawnej przyjaciółki.

A więc mówiłaś dalej:

- Jesteśmy rodzeństwem Rõuchi-oniisan, ale to, że jesteśmy do siebie podobni, jest ostatnim, co można o nas powiedzieć. Nawet teraz, kiedy ja mówię otwarcie co myślę, ty stoisz tam daleko i boisz się do nas zejść na dół. Ale nie dlatego, że wiesz dobrze o tym, że nie jesteś tutaj najlepszy, o nie... - twój ironiczny ton urwał się z chwilą, z którą póściły i nerwy twojego brata bliźniaka.

Zrobił on coś czego nigdy u niego nie widziałaś i nie spodziewałaś - pomknął z prędkością błyskawicy po wodzie i zaraz miał już dopaść do ciebie. Nie zdążyłabyś się nawet obronić, ale na szczęście zrobił za ciebie to ktoś inny.

W pół zadawanwgo ciosu unieruchomił go ten sam chłopak, którego przed chwilą ty zdecydowałaś się bronić, i który wciąż ochraniał ciebie.

W tym momencie wiedziałaś, że twoja rozmowa z bratem skończyła się.

Usłyszałaś tylko dość ciche, ale mądre słowa Kagury, wypowiedziane do Rõuchiego:

- Nie powinineś tak postępować Rõuchi-san. Mieć takiego członka rodziny, to prawdziwy skarb.

***

Zaniepokojonym, lecz już na pewno spokojniejszym niż przed chwilą wzrokiem, patrzyłaś ukośnie w dół, przed siebie. Ten brak ruchów, to dziwne drżenie w środku i poczucie bezpieczeństwa, a zarazem niepewności, które obejmowało cię tym razem, kiedy na niego patrzyłaś... Ale nie przesiąkała cię przynajmniej myśl, że musisz się szybko ogarnąć, bo ktoś przecież mógł przecież zwrócić przez to na ciebie uwagę.

Wiedziałaś, że Kagura teraz patrzy na ciebie, natomiast nikogo innego już tutaj nie było, ponieważ przed chwilą wszyscy się rozeszli.

Chociaż parę minut temu pokazałaś jaka naprawdę możesz być, ti teraz ponownie byłaś tą szarą myszką, która bała się spojrzeć temu chłopakowi w oczy...

- [Imię]-chan - zaczął mówić Kagura, zbliżając się powoli do ciebie.

- Kagura-san... - wyszeptałaś, ledwo utrzymując się na nogach.

Nerwowo bawiłaś się palcami, kiedy nagle spojrzałaś na zbliżającą się dłoń kogoś innego.

- Jesteś ranna [Imię]-chan, powinnaś pójść do lekarza - zauważył, przykładając lekko rękę do skaleczonego na twoim ramieniu miejsca.

To było dziwne i cudowne uczucie, kiedy nie zaznałaś ani trochę bólu, którego choć odrobiny się spodziewałaś.

- Poza tym.... - dodał pospiesznie - chciałbym ci coś powiedzieć... - Wyraźnie czuł się inaczej niż wcześniej.

Nie chciałaś patrzeć na to, jak chłopak się stresuje, dlatego przerwałaś mu cicho i powoli.

- Kagura-san... ciebie też ktoś powinien opatrzyć. - Spojrzałaś na jego przeciętą lewą dłoń.

- Wiesz... nie musisz mówić do mnie w ten sposób. Znaczy... jesteśmy w podobnym wieku i... - Zrozumiałaś o co chodziło, na co zareagowałaś lekkim uśmiechem.

- Więc... - Nie wiedziałaś co powinnaś zrobić w tej chwili.

Ale nie musiałaś. Los sam wziął się do roboty i dał ci o sobie znać. A tak konkretniej, to twoje rany.

Nagle poczułaś dotkliwy ból w okolicach żeber i zgięłaś się w pół.

Podtrzymywana przez miodowowłosego, patrzyłaś teraz na jego oczy i lekki uśmiech.

- Mogę? - zapytał, jednak tym razem nie rozszyfrowałaś jego słów.

Zorientowałaś się o co chodziło dopiero wtedy, gdy powoli zaczęłaś unosić się nad powierzchnią. Tą chwilę zapamiętałaś na zawsze - Karatachi trzymając cię na rękach, zmierzał bez nerwów do wyjścia z tego przytłaczającego miejsca.

Otwarłaś lekko usta nie mówiąc nic. Słuchałaś tylko narazie tego, co sam twój bohater miał ci teraz do powiedzenia.

- Powinienem to zrobić już wcześniej, ale... - Co powinien zrobić? - Arigato [Imię]-chan, za to co wtedy powiedziałaś, i że we mnie uwierzyłaś. Arigato - powtórzył, a ty... czułaś się nieco nieswojo, bo oprócz mizukage po wykonaniu zadania, nikt wcześniej za nic ci nie dziękował.

I nie oczekiwałaś tego. Zrobiłaś po prostu to, co chciałaś zrobić już bardzo dawno, wiele rzeczy...

Przemierzaliście długi korytarz, którym tutaj przyszłaś, jednak byłaś bardziej wycieńczona niż wtedy. I miałaś tyle pytań do chłopaka, a mimo to nie zadałaś żadnego.

- Arigato. - Nie było cię w tej chwili stać na więcej i nie musiało.

Chłopak spojrzał na ciebie, ponownie tego dnia zdziwiony.

- [Imię]-chan...

- Kagura-kun - szepnęłaś ucieszona, że wreszcie mogłaś wypowiedzieć te słowa na głos, i zwrócić się do niego zwyczajnie, jak do kolegi, jak do przyjaciela. - Gdzie teraz idziemy? - spytałaś już lekko nieprzytomnie.

Poczułaś na sobie zaskoczone spojrzenie Karatachiego.

- Hę? [Imię]-chan, idziemy do medyka, pamiętasz. [Imię]-chan. [Imję]-chan! - Ale ty już w zasadzie nie pamiętałaś. Bo te całe 4305 słów tego one-shota, to było już za dużo.

Leżałaś tylko i zasypiałaś powoli ze zmęczenia fizycznego, jak i psychicznego, ale z radością, słuchając jak najprzyjemniejszy głos, który spotkałaś w Kirigakure, wymawia twoje imię, niestety już tylko przez mgłę...

KO-NIEC. I mogę to oświadczyć z wielkim... (czymśtam!), że to był mój najdłuższy one-shot w historii!

Może jakiś zagenialny nie był (w całości go nie przeczytam bo mi się nie chciało, więc nie wiem jak wy). Sprawdzanie w tym błędów, to i tak było już duuużo.

Ale przynajmniej zawarłam tu prawie wszystko o czym myślałam... A myślałam na początku o tym, że dojdę najwyżej do dwóch tysięcy, nie czterech z kawałkiem.

I... cóż, jakiś zapychacz czasu czy coś, a popar...(ciowczyniami?) tego pomysłu były crazyneko_xvx i heroesMN którym dziękuję za dość długie... czekanie.

A więc... Aha! Mam jeszcze do was 2 pytania, które sprawdzą jak uważnie czytaliście :)

Jak chcecie, to odpowiedzcie, a jestem naprawdę ciekawa czy będziecie wiedzieli jak.

No to tak:

1. Dlaczego Reader-chan mieszka tam, gdzie mieszka i gdzie to jest?

No i dwa (informacja wysunęła się tu przypadkowo)

2. Czy wiesz, jak masz w tym one-shocie na nazwisko?

Tak jakoś wypadło że jest.

No i najważniejsze pytanie... JAKI JA MAM DAĆ TYTUŁ??? A nie, o to zapytam gdzie indziej. Ale tutaj też w sumie może być.
Jak macie jakiś zamienny, to chętnie wezmę :)

Ok, no to może... sayonara i papa!

No i oczywiście mam nadzieję że się wam podobało.

Do zobaczyska!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro