21. Nie jestem "sama".

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

(24.08.2019)

Siedziałaś po turecku czekając niecierpliwie na słowa, które po długiej chwili milczenia miał wypowiedzieć.

Rąk położonyh na kolanach nie potrafiłaś powstrzymać od mimowolnego drżenia.

Wiedziałaś, po prostu wyczułaś chwilę, kiedy otwierał usta, aby przekazać ci tą wiadomość...

- Idź i wykonaj swoje zadanie.

Skinęłaś pokornie głową przełykając nerwowo ślinę.
Nie mogłaś jeszcze odpowiedzieć słownie na wypadek, gdyby twój pan chciał coś jeszcze powiedzieć. I tak istotnie się stało.

- Ale wiedz, że czychają na ciebie. Ten kto cię złapie, będzie twoim panem. Pamiętaj.

Słuchałaś tych informacji, z głową zwróconą ku dołowi. To był swoistego rodzaju ukłon, nawet kiedy spoczywałaś w pozycji siedzącej.

Po odczekaniu kolejnych sekund milczenia, podniosłaś wzrok, a z twoich ust wydobyło się głośne i wyraźne: "Hai!..."

* * *

- Wejdź Kagura - zwrócił się niebieskowłosy do piętnastolatka, który stał do tej pory przed drzwiami, czekając na pozwolenie.

- Wzywałeś mnie do siebie Choujuro-sama - bardziej stwierdził niż spytał Karatachi.

Lecz rzeczywiście tak było. Mizukage miał dla niego pewną misję, na którą postanowił wysłać go wraz z dwoma innymi chunninami, tak dla pewności.

A może po prostu nie miał czego innego zrobić z naprzykrzającymi mu się shinobi?

- Chodzi o najdalej wysuniętą na wschód dzielnicę Kirigakure. Powstało tam pewne zamieszanie, któremu chciałbym, żebyś zaradził - wyjaśniał po kolei dwudziestolatek, a blondyn słuchał tego wszystkiego uważnie. - Sytuację najprawdopodniej spowodowała ona. - Wyciągnął pewne zdjęcie i podał je Kagurze.

Shinobi zobaczył na nim niewyraźną postać. Wyglądało na to, że przed kimś uciekała, więc pewnie cudem udało się zrobić tą fotografię.

W oczy rzucały się na bardziej [długość], [kolor] włosy dziewczyny, jak i skrawek jej [kolor] ubrania.

- Kto to... - zanim różowooki zdążył dokończyć pytanie, otrzymał już na nie odpowiedź.

- W tamtych stronach dochodzi ostatnio do licznych kradzieży. Jeden ze świadków przysłał to zdjęcie, więc zakładamy, że jest w to zamieszana. - Wzrok piętnastolatka wciąż był utkwiony w mówiącego. - Nie możemy jednak wyciągać pochopnych wniosków. Dlatego właśnie chciałbym, żebyś to ty zajął się tą sprawą. Więc co ty na to? - Normalnie takie pytanie by kogoś zdziwiło, ale tutaj sprawa wyglądała trochę inaczej.

Mizukage zwykle nie pytał czy komuś podoba się daną misja, czy może chciałby inną... Ale relacje tej dwójki właśnie tak wyglądały. Choujuro wolał się upewnić, że Kagurze odpowiadają zadania, którymi miał się zająć.

Ten jednak nigdy się nie sprzeciwiał.

- Kiedy mam wyruszyć, Choujuro-sama?

* * *

Przeciskałaś się w tym gęstym tłumie ludzi. A można by raczej powiedzieć, że przemykałaś między nimi, a ci nawet nie zdawali sobie sprawy z twojej obecności.

Tak, to była jedna z rzeczy, w których byłaś dobra. Ale to nie dlatego wybrano cię do twojego "zadania".

Nie wiadomo skąd, ale posiadałaś umiejętność, którą mogliby poszczycić się coponiektórzy shinobi.

Na całe szczęście nie widziałaś w tych okolicach żadnego.
Żadnego ninja od tamtego pamiętnego dnia...

Chwyciłaś jeden z przedmiotów w rękę, obróciłaś się i pomknęłaś do następnego celu. Tak... to nieraz okazywało się nazbyt łatwe, ale... nie marudziłaś.

Dzięki temu przynajmniej byłaś jakkolwiek przydatna, i pewnie dlatego wciąż żyłaś.

Ale dlaczego ktoś miałby na ciebie polować? Tego nie mogłaś zrozumieć.
Robiłaś przecież to, co miałaś zrobić. Nie mogłaś inaczej, a więc dlaczego ktoś miałby kwestionować twoją zasadniczą codzienność...

Jedna z metalowych obręczy trafiła w twoje ręce, a ty ją schowałaś tylko po to, aby szubrować dalej.

Wnet wybiegłaś z tej całej tłuszczy, wydostając się na, można by rzec, w miarę pustą przestrzeń. Była to część targu, która z niewiadomego powodu była w owej chwili była znacznie mniej zatłoczona niż pozostałe.

Skrywając się za jednym ze straganów rzuciłaś kilka szybkich spojrzeń na przestrzeń będącą przed tobą.

Najbliżej ciebie znajdowały się trzy kobiety, żywo debatujące na temat wystawionych do kupna owoców.

Nieco dalej, po prawej stronie stał syn ze swoją matką, przyglądając się jakimś ubraniom. Nie wiedziałaś które z nich to bardziej bawiło.

Jeszcze kilku przemieszczających się między nimi, ale twoją uwagę przykuł pewien błysk z bardziej daleka.

Podeszłaś nieco w tamtą stronę, wciąż pozostając w cieniu porozkładanych straganów.

Dojrzałaś wtedy też chłopaka przyglądającego się jakimś drogim pamiątkom. Przynajmniej tak je można było chyba nazwać.

Figurki wyrzeźbione z drogiego drewna, ozdoby ujmujące najdrobniejszymi detalami, ręcznie namalowane obrazy...

Tak, ten chłopak na pewno musiał być bogaty, skoro przyglądał się właśnie takim przedmiotom.

Sięgnęłaś lekko za siebie biorąc gładki owoc, którego losem prócz ciebie najwyraźniej nikt się nie przejmował, gdyż nie usłyszałaś żadnych protestów, kiedy schowałaś go pod ubranie.

Ruszyłaś migiem w stronę tajemniczego błysku z lewej strony blondyna. Zamierzałaś osobiście się przekonać co to tak naprawdę jest, a on nawet tego nie zauważy.

Rzeczywiście nie zorientował się nawet, kiedy do niego podeszłaś, więc chwyciłaś tamto "coś" z zamiarem wzięcia go sobie na własność.

Nim jednak zdążyłaś wyjąć je z pochwy, zamarłaś.

- Katana - szepnęłaś z szeroko otwartymi oczami, a zaraz potem poczułaś, jak ktoś chwyta cię za rękę.

Chciałaś mu się wyśliznąć i prawie udało ci się to, jednak w chwili gdy miałaś zabrać się za ucieczkę, zostałaś brutalnie posłana kopnięciem na ziemię.

Wszyscy niemalże zamarli, kiedy większość z twoich przywłaszczonych sobie rzeczy, wypadła, i wszyscy mogli je swobodnie obejrzeć.

Dwie drogie bransoletki leżały pod stopami jednego z nieznanych ci mężczyzn.
Jeden kunai z hartowanej, nierdzewnej stali znajdował się teraz jakieś dwa metry od ciebie, a parę złotych pieniążków rozeszło się na różne strony tak, że trudno byłoby to jednoznacznie określić.
No i twoje jabłko...

Korzystając z nieuwagi innych, a raczej uwagi, ale skupionej na wszystkich zdobytych, a teraz porzuconych przez ciebie przedmiotach, podniosłaś się żwawo na nogi i już przemykałaś między nogami jakiegoś nadzianego cywila, kiedy...

Okazało się, że powinnaś była jednak wybrać jakąś inną drogę ucieczki, mimo że ta wydawała się szybka i bezpieczna.

Ale kiedy znalazłaś się za plecami mężczyzny i chciałaś skręcić w prawo, to właśnie z tamtej strony nadeszło kolejne niespodziewane kopnięcie.

- Aaa... - Ludzie idealnie odsłonili to miejsce, po którym boleśnie pojechałaś plecami.

Otworzywszy oczy dostrzegłaś tyle, że twój obraz był w połowie zasłonięty przez coś szarego, niezidentyfikowanego...

- To ona! Zabieramy ją - oznajmił pewny siebie głos, nadchodzący z prawej strony.

Bałaś się odwrócić wzrok z uwagi na to, co miałaś wycelowane prosto w oczy. Nie poruszyłaś się więc nawet o milimetr.

Nawet oddech starałaś się utrzymać w taki sposób, by twoja klatka piersiowa nie unosiła się zbyt wysoko...

W pewnym momencie nie powstrzymałaś się jednak od przełknięcia śliny.

- Koichi-san. - Usłyszałaś kolejne słowa lecz tym razem wypowiadane przez inną osobę.

Trzech - podpowiadała ci podświadomość. - Trzech wrogów...

Srebrne ostrze zmieniło miejsce swojego pobytu. Cofnęło się od twoich oczu, powędrowało za to w okolice brzucha, gdzie się też zatrzymało. Poczułaś jego nikły, ale i ostrzegawczy dotyk. Zignorowałaś go jednak patrząc na osobę, która jako pierwsza z nich cię złapała.

Dopiero wtedy ujrzałaś opaskę... materiał, a na nim blaszkę z wykutym na niej znakiem Kirigakure.

Trzech... shinobi...

"Ale wiedz, że czyhają na ciebie." - Usłyszałaś wtedy od swojego pana.

Oni... to oni czyhali na mnie?

Jasnowłosy podszedł bliżej do ciebie, dając znak towarzyszowi, aby odsunął się ze swoją bronią.

Zaczęłaś zbierać się z ziemi na wszelki wypadek, gdyby chciał zaatakować własną bronią.

Teoretycznie ci nie pozwolili, ale...

Różowooki kucnął przed tobą, i przez chwilę oboje przyglądaliście się sobie nawzajem. Ty ze strachem, a on tak, jakby próbował cię uspokoić.

- Wygląda na to, że będziesz musiała z nami iść - powiedział to tak, jakby zdanie było dla ciebie tylko propozycją, a przecież wszyscy wiedzieliście, że wcale tak nie było.

Nie rozumiejąc co dokładnie się dzieje, ale wpatrując nadal w jego tęczówki, poczułaś jak w dłonie jest ci wciskana przez niego jakaś gładka rzecz.

Na początku chciałaś cofnąć je w obawie przed tym, że shinobi chce cię podstępem zakuć w kajdanki, tak jak to niejednokrotnie słyszałaś w opowieściach, a nawet sama mogłaś być tego naocznym świadkiem.

Coś jednak skłoniło cię do tego, aby pozostać w miejscu. Skutkiem tego było odzyskanie przez ciebie zielonożółtego, dużego jabłka, jak i zmiana miejsca pobytu.

- Ikimasho.

* * *

Podróżowałaś z trzema shinobi od jakichś piętnastu minut. Mniej więcej po takim czasie znalazłaś się już w miejscu, którego prawie nigdy nie odwiedzałaś.

Wiedziałaś, że dalsze tereny będą ci tym bardziej obce, bo nigdy, ale to nigdy nie odchodziłaś od rodziców, potem od pana tak daleko... A teraz miałaś nowego.

Nieznany ci dotąd jasnowłosy, roztaczający wokół siebie dość miłą i ciepłą aurę, za którym musiałaś od teraz podążać.

Nie miałaś wyboru i nie zastanawiałaś się nad tym czego chcesz. Takie były zasady i nigdy nie zamierzałaś ich kwestionować.

Przesłuchiwanie ciebie nie wyszło.

Nie odpowiedziałaś na żadne z zadanych przez osobnika zwanego Koichim, pytań. Tak więc ani jeden z tej trójki nie dowiedział się czy masz jakąś rodzinę, gdzie mieszkasz, czy w ogóle mieszkasz...

Po czterech następnych próbach, czarnowłosy zrezygnował, a cała drużyna uzgodniła, że zabierze cię kogoś o nazwie "Mizukage".

Nie brzmiało ci to słowo na imię. Byłaś też pewna, że gdzieś już słyszałaś tę nazwę, ale nie przeszło ci przez myśl, aby zapytać w tej sprawie któregoś za członków kompanii.

Biorąc szybkie oddechy, szłaś i patrzyłaś na plecy niedawnego przesłuchującego.

Wiedziałaś, że za tobą idzie agresywny, dobrze posługujący się bronią rudowłosy.

Obok siebie natomiast... no tak... Niedaleko, po twojej prawej stronie szedł różowooki piętnastolatek, czyli ten, który wcześniej złapał cię za rękę.

Gdy co jakiś czas zerkałaś na niego, tym bardziej przypominały ci się słowa twojego byłego pana. A teraz był nim on...

Miałaś nadzieję, że nie widzi tych ukradkowych spojrzeń. A zresztą minimalne przesunięcie źrenic w czyjąś stronę trudno byłoby nazwać spojrzeniem.

Wiedziałaś jednak, że nie wolno ci było na niego otwarcie spojrzeć. To było zabronione.

Co będę miała robić, żeby go zadowolić? - martwiłaś się o tę sprawę.

To było konieczne, ponieważ przesądzało o twoim dalszym byciu.

Tak. Właśnie tak to się przedstawiało - przecież niemal przez całe życie wykonywałaś jakieś polecenia, robiłaś to, czego wymagali od ciebie inni.

Nauczyłaś dostosowywać się do sytuacji, dlatego jakiś niewielki procent szans sugerował, że dasz radę.
Że masz szansę zaspokoić i jego potrzeby, i swoje.

Nieświadomie sięgałaś co jakiś czas "za" swoje kimono, gdzie zwykle ukrywałaś najrozmaitsze przedmioty. Teraz było to tylko jabłko.

Tamto jabłko...

Poczułaś, jak twoje ręce samoistnie przyczyniają jakąś poznaną już przez ciebie rzecz.
Gładka faktura wskazywała na to, najpewniej było to jabłko skradzione w chwili, kiedy chowałaś się za jednym ze straganów.

- Wygląda na to, że będziesz musiała z nami iść. - Usłyszałaś wtedy łagodny głos, i jednocześnie przeraziłaś rozumiejąc, że wpatrujesz się właśnie prosto w jego oczy.

Jak najprędzej skłoniłaś głowę, pozbawiając się tego karygodnego widoku.

- Przypilnuj ją. My załatwimy przejście - poinformował Koichi, oddalając się z rudowłosym kolegą.

Zorientowałaś się, że wkroczyliście do jakiegoś ciemnego zaułka, którego nawet nie miałaś możliwości kojarzyć.

Widziałaś już parę podobnych miejsc, jednak zupełnie mniejszych, ciaśniejszych i...

...i w tym momencie w oczy rzuciły ci się czyjeś ciemne sandały.
Nie musiałaś wysoko podnosić wzroku, aby wiedzieć do kogo konkretnie one należą.

Właśnie w tej chwili uświadomiłaś sobie, że jesteś z nim teraz tu sama...

- Idziemy teraz skrótem, by jak najszybciej dostać się do budynku Mizukage. - Wzdrygnęłaś się słysząc już pierwsze słowo, a oddech przyspieszył ci samoistnie. - Koichi i Sawaru poszli, by porozmawiać ze strażnikiem pilnującym przejścia.

Nie miałaś pojęcia po co ci są owe wyjaśnienia, jednak słuchałaś uważnie każdego słowa.

Po tych paru zdaniach myślałaś, że nie będzie już nic. A jednak...

- Nie musisz się nas bać. Nie zrobimy ci krzywdy. - Jeszcze zanim chłopak porządnie skończył zdanie, zdążyłaś wydobyć z siebie głośne i wyraźne: "Hai!".

Wzdrygnęłaś się na myśl o tym, czy mu nie przerwałaś.

Było ci również nieswojo przez wzgląd na to, że nie potrafiłaś jeszcze rozróżniać jego stanów i odruchów... czegokolwiek, co by wskazywało na to, że jest zadowolony z twoich działań, albo i wręcz przeciwnie.

Był on dla ciebie zupełnie nową osobą, dlatego nie mogłaś spodziewać się w rzeczywistości niczego.

- Właściwie, to trudno w to uwierzyć. - Blondyn podrapał się po karku, jednak mając na wpół przymknięte oczy, nie zobaczyłaś tego. - Przepraszam za tamten atak na ciebie. Powinienem był wcześniej go powstrzymać.

Poczułaś się nieswojo. Z trudem powstrzymywałaś swoje ciało od drgania, czy chociażby samą siebie, aby nadmiernie nie ruszać kończynami, co było zwykle oznaką twojego zestresowana.

Mimo braku panowania nad tym oddruchem, musiałaś go powstrzymywać. Paradoks, prawda? Ale nie jedyny w twoim życiu. Nieważne...

Wtem usłyszałaś zbliżające się w twoją stronę kroki.

Im bardziej miodowowłosy się do ciebie zbliżał, tym bardziej ty próbowałaś się od niego oddalić.

No właśnie - próbowałaś. Nie udało ci się tego dokonać dalej niż na jeden krok, bo dalej za tobą czekała już twarda, kamienna ściana, o którą w tej chwili stałaś oparta dłońmi.

Chłopak znów stanął w miejscu, lecz tym razem był zdecydowanie bliżej.

Nie lubiłaś, kiedy ktoś ważny był tak blisko.

- Nie musisz się bać - powtórzył spoglądając na ciebie. - Jestem Kagura... - Niemal pisnęłaś, kiedy wyciągnął rękę w twoją stronę. - ...Karatachi - dokończył już ciszej, spószczając nieco wzrok, a potem znów podnosząc go na ciebie.

Natomiast ty trwałaś w swym własnym transie, wąskimi źrenicami wpatrując się w wyciągniętą rękę twojego pana.

Nande? - pytałaś sama siebie, będąc niepewna następnego ruchu.

Dlaczego to robi?

Stałaś wciąż ani drgnąc, i z ciężkim oddechem.

Niech ktoś tu przyjdzie.

Chciałaś się jeszcze cofnąć, ale nie miałaś gdzie.

Błagam!

- Kagura-san.

Zza rogu wybiegł znajomy ci brunet, a zaraz zanim jego rudowłosy towarzysz.

- Wybacz to opóźnienie, ale strażnik...

Kamień z serca.

Miałaś ochotę zsunąć się plecami po swoim skalnym oparciu, lądując w wypadku na ziemi.

Ale nie zrobiłaś tego. To się nie liczyło.

Doznałaś tyle ulgi, że przynajmniej miodowowłosy przestał na ciebie patrzeć, a nawet całkowicie odwrócił się do swych podwładnych, więc teraz to oni mieli mieć ciebie na oku.

Po chwili usłyszałaś krótkie lecz znaczące: "Ikou" z ust Sawaru, skierowane do całej grupy, a więc podążyłaś prosto za nimi.

Przed rozpoczęciem szybkiej, efektownej podróży, zobaczyłaś przez przypadek zmartwione spojrzenie różowookiego.

Od razu opóściłaś wzrok, dość głośno przełykając ślinę.

Znów ogarnął cię niemiły gorąc, który tylko uwidaczniał to, jak bardzo się stresujesz.

Potem ruszyliście dalej.

Wiedziałaś, że musisz trzymać się blisko tej grupy. Dlatego cię przecież pilnowali.

Nie chciałaś iść jednak obok swego pana, a jednak nie mogłaś sobie pozwolić na zbytnie zwiększenie odległości, dlatego więc szłaś między nim, a Koichim, w którym nie widziałaś większego zagrożenia.

Nie to, co w Sawaru. Wciąż miałaś w pamięci, jak na przywitanie powalił cię kopniakiem, a potem między oczy wycelował katanę.

Ale pan za niego przeprosił... więc pewnie powinnam zapomnieć...

Przygryzłaś nerwowo wargę.

Nie! Na pewno muszę o tym zapomnieć! Skoro dla niego to nic...

Przed oczami stanęło ci tamto spojrzenie... Czego było pełne? Smutku, żalu?

Nie lubiłaś martwić swojego pana. A raczej... nie chciałaś tego robić.

Jego zmartwienie równoznaczne było ze złością, której każdy za wszelką cenę starał się uniknąć. Ty również. Nie byłaś inna od swoich pobratymców, nie licząc twojego młodego wieku.
Ale los dzieliliście ten sam.

Lecz nie wiedziałaś jak uszczęśliwić człowieka, którego prawie w ogóle nie znasz. Osobę, którą dopiero niedawno pierwszy raz zobaczyłas na oczy.

Przynajmniej ci się przedstawił, a to już coś.

Szybko musiałaś dowiedzieć się jednak również o tym, jakie ma on upodobania, czego masz się przy nim wystrzegać, i tym podobne.

Właśnie od tego w dużej mierze zależała twoja przyszłość, zawsze.

Albo poprawnie będziesz wypełniać swoje zadania, albo w przeciwnym razie spotka cię kara...

* * *

Siedziałaś w przydzielonym dla ciebie pokoju. Bardzo wygodnym i nad wyraz przestronnym pokoju.

Nigdy takiego nie widziałaś, bynajmniej nie dla służby. Nie dla...

Pochylając się, coś wypadło zza twojego [kolor] kimona. Było to...

- Jabłko - szepnęłaś niemal niedosłyszalnie, chociaż w pomieszczeniu nikogo poza tobą nie było.

Podniosłaś owoc z podłogi i przez chwilę obracałaś go w dłoniach.

Zamknęłaś oczy.

Dokładnie pamiętałaś, jak dostałaś ową rzecz od miodowowłosego.
To było jedyne, co oddano ci z powrotem spośród przedmiotów, które schowałaś dla swojego byłego... przełożonego? Chyba tak ludzie powszechnie nazywali osobę o takiej randze, jaką posiadał tamten mężczyzna.

Uniosłaś powieki przyglądając się jasnozielonej części owocu.

A może to test? - Nie zdziwiłoby cię to.

Sprawdzanie uczciwości czy użyteczności swoich podwładnych nie było wcale żadną nowością.

Więc taka opcja istniała. Bo przecież wszystkie łupy należały się tylko dla pana... Nawet ty nie miałaś pozwolenia, by zatrzymać cokolwiek dla siebie, chociaż przy starym przywódcy właśnie to byś zrobiła.

Ale przy nim...?

Nie - zadecydowałaś podnosząc się równocześnie z podłogi.

Pokierowałaś swe kroki do wyjścia z pokoju. Uchyliłaś drzwi, żegnając dyskretnie na boki, czy aby na pewno nikt cię nie podgląda.

Wolne.

Żadne z drzwi nawet nie skrzypnęły, a ty już byłaś w pokoju swojego pana.

To było dość... Nie. To było nazbyt ryzykowne, ale mogło się okazać konieczne.
Tego nie byłaś pewna, ale właśnie o to chodzi, kiedy coś ma się okazać, to przecież nie wiadomo czy to co myślisz okaże się rzeczywistością; czy będzie tak naprawdę.

Odłożyłaś zielonożółty owoc na nakryte jasnym materiałem łóżko, bo to ono pierwsze rzuciło ci się w oczy.

A po tej czynności nastała chwila, w której musiałaś już opóścić to pomieszczenie.

Nie wspominając o tym, że nie dostałaś nakazu ani pozwolenia, żeby tu wchodzić, to przecież nie wiedziałaś jak może się skończyć twoje wtargnięcie do jego prywatnego pokoju.

Odwróciłaś się i zamarłaś. Ale wcześniej upadłaś.

Teraz jest już po mnie.

Wpatrywałaś się z przerażeniem na miodowowłosego, który zaś przypatrywał się tobie.
Ale tylko przez niezauważalne sekundy.

- Daijõbudesuka? - Przybliżył się z tym pytaniem w twoją stronę, na co niemalże odskoczyłaś w stronę nóg pojedynczego łóżka.

Chłopak zatrzymał się wtedy, spoglądając na ciebie niezrozumiale.

- Gomen - szepnął, po czym odezwał się już normalnym tonem. - Możesz wstać. Przecież nie gryzę - zażartował, drapiąc się po karku.

Więc wstałaś. Nie widziałaś przeciwwskazań, a usłyszałaś polecenie.

Wbiłaś wzrok w podłogę, a Karatachi znów patrzył na ciebie. Tym razem otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale jeszcze nie znalazł odpowiedniego słowa.

- Ja... nie spytałem cię jeszcze o imię.

- [Imię] - przedstawiłaś się szybko, wnioskując, że tego od ciebie oczekuje.

Usłyszałaś cichy pomruk z jego strony, a nie wiedziałaś co ten dźwięk może oznaczać.

Zerknęłaś nieznacznie w górę, aby spojrzeć na jego twarz. Cóż... jakąś część.

I twoim oczom ukazał się... uśmiech? Nikły, ale jednak. To znaczy, że jak do tej pory całkiem nieźle się spisywałaś.

Nie. Właściwie, to tylko teraz, tego jednego słowa. Bo przecież weszłaś do jego pokoju, ale może nic ci nie zrobi, gdy pozna powód...

Różowooki zerknął w tym momencie na swoje łóżko. Nie wiedziałaś czy to dobrze, jednak zląkłaś się po wypowiedzeniu przez niego następnego zdania.

- Nani kore? - Niby zwyczajne słowa, a jednak nie mogłaś po nich poznać czy zrobiłaś dobrze, czy też popełniłaś błąd przychodząc tutaj.

Nastolatek podszedł zaciekawiony do miejsca, na które patrzył, biorąc do ręki pozostawiony przez ciebie owoc.

- Jabłko? - zapytał nieukrywając zdziwienia.

Poczułaś wstyd i znów stałaś z głową spószczoną w dół.

Ucieczka - podpowiadał twój wewnętrzny głos.

A jednak rozum i wyuczone wykonywanie rozkazów, mówiło "Stój. Zostań tu do póki nie wyda kolejnego rozkazu".

Chłopak wziął wspomniany przedmiot do ręki, odwracając się z nim w twoją stronę.

- Przyniosłaś je z powrotem? - zapytał, a ty znów poczułaś tą nielrzyjemną.onlewającą cię falę gorąca.

Przy twojej [kolor] skórze, reakcja ta była dosyć widoczna, a wolałabyś, by twój nowy pan nie musiał oglądać cię w takim stanie.

- Hai - przyznałaś, ani odrobinę nie podnosząc wzroku.

- Em... dlaczego? - Czyżbyś usłyszała w jego głosie zdziwienie? A może to był zły znak...?

W tej sytuacji z trudem wypószczałaś powietrze, a co dopiero, kiedy miałaś odpowiedzieć? Nie. Nie było opcji, byś wydusiła choć jedno słowo na jego pytanie!

A trzeba było uciekać - pomyślałaś, w rzeczywistości wiedząc, że byłoby to tak naprawdę niemożliwe.

Różowooki zaczął do ciebie podchodzić. Na to twoje nogi same zaczęły drżeć, a ty nie mogłaś tego powstrzymać, znierównomierniając przepływ oddechu.

- Nie musisz - orzekł łagodnie. - Przecież jest twoje. - Po tych słowach chciał włożyć ci je ponownie do ręki.

Z początku odeszłaś gwałtownie do tyłu, ale widząc rozczarowanie blondyna, wróciłaś na swoje miejsce, przyjmując od niego owoc.

- A...arigato gozaimasu! - Skłoniłaś się jeszcze bardziej, co miało wskazać na twoją wdzięczność, jak i szacunek, choć przez strach jaki od ciebie przebijał, obie te cechy były mało wyczuwalne.

Na chwilę zapadła między wami dość krępująca cisza, ale nie przejmowałaś się tym, ponieważ ciężar rozmowy zawsze spadał na osobę ważniejszą, jeśli taka akurat przebywała w pomieszczeniu.

W tym wypadku właśnie przebywała.

- Ano... - zaczął blomdyn po tym okresie milczenia - jutro rano przyjdź do mnie, kiedy się obudzisz, dobrze?

- Tak jest! - oznajmiłaś wreszcie głośno i wyraźnie, a kiedy nie usłyszałaś dalszych słów z jego strony, odwróciłaś się twarzą do wyjścia. - Tak właśnie zrobię... Kagura-sama - potwierdziłaś szeptem, lecz chwilę później uznałaś, że to był błąd.

- "Sama"? - powtórzył blondyn, niemal się przy tym nie krztusząc.

Odwróciłaś się szybko, domyślając, że to jednak nie będzie koniec owej rozmowy.
Niestety...

Chłopak patrzył na ciebie szeroko otwartymi oczami, a ty czerwieniąc coraz bardziej, zadawałaś sobie wewnętrznie pytanie, co zrobiłaś tym razem nie tak.

Czekałaś na jakąkolwiek wypowiedź z jego strony, licząc oczywiście na pozytywną.

Ale on... nie wiedział co na to powiedzieć. Był niemniej zdziwiony od ciebie, a ty nie potrafiłaś tego w tamtej chwili zrozumieć.

- [Imię]-san... - odparł lecz wydawało się, że nic więcej z tego "zdania" już nie powstanie. A jednak pociągnęło się dalej. - Mogłabyś... powtórzyć? - zapytał jakby z niedowierzaniem, a odpowiedź z twych ust nadeszła dosyć szybko.

- Zrobię tak, jak powiedziałeś, Kagura-sama!

Proszę, niech już pozwoli mi odejść...

Ten jednak, jakby wbrew twojemu myśleniu, przedłużał tę sytuację coraz bardziej, bo właśnie zdębiał na nowo.

Swoim zachowaniem ciebie również wbił w osłupienie. Przez chwilę rozluźniłaś się, ale zaraz jednak spięłaś na nowo.

Co różowookiemu nie pasowało?

Dlaczego się tak zachowuje? - przeleciało ci przez myśl. Jednak zastąpiła ją zaraz inna. - Nie! On ma prawo zachowywać się tak, jak mu się podoba!

Na nowo skłoniłaś głowę, oczekując jego dalszych słów. Być może zada ci jakieś pytanie? Musiałaś być na nie gotowa.

- Kimi...

Odruchowo zacisnęłaś dłonie, słysząc jego słowa.

Karatachi westchnął.

- Dlaczego mnie tak nazwałaś? - Biorąc reakcję na słuch, to był szczyt jego możliwości wysłowienia się w tej chwili.

Jednak twój sięgał o wiele niżej.

- Ja nie... - Zacięłaś się. Dotyczyło to także nabierania przez ciebie powietrza.

Nie chciałaś go rozzłościć. Nie wiedziałaś co odpowiedzieć.

Odpowiedź była prosta, ale jak miałaś ją ubrać w taktowne słowa.

Jak miałaś to zrobić?

Nawet nie zdawałaś sobie sprawy, jak tragicznie wyglądałaś w tej chwili...

- [Imię]-san... - Ocknęłaś się słysząc honoryfikat. - Ja... jestem twoim rówieśnikiem. Nie jestem... kimś ważnym - próbował ci wytłumaczyć, ale twój umysł nie chciał przyjąć tych słów do wiadomości.

"Kimś ważnym" - powtórzyłaś w myślach bezwiednie. - On jest kimś ważnym...

- Możesz zwracać się do mnie jak do kolegi - zaproponował, na co cofnęłaś się kilka kroków do tyłu.

Dłońmi zgiętymi w, można powiedzieć, pięści, zasłaniałaś częściowo twarz, a wzrokiem unikałaś spojrzenia Kagury, którego reakcji na pewno się nie spodziewałaś.

Nie chciałaś jej takiej słyszeć. Na pytanie: "Dlaczego?", odpowiedź kłaniała się prosta:

I co teraz zrobić?

Wciągnęłaś bezgłośnie powietrze, lecz nie odważyłaś się wykonać jakiegokolwiek następnego ruchu.
Nie pomyślałaś nawet, aby wypóścić je z powrotem, albo poprawić koszyk swoich [kolor] włosów, który zasłonił twoje lewe oko.

I znowu zapanowała cisza.

- Ano... może się jeszcze z tym prześpij. - Usłyszałaś wreszcie polecenie, na które skinęłaś głową.

- Hai - wyraziłaś na nie aprobatę.

Chłopak odsunął się parę kroków w stronę łóżka, gestykulując nerwowo przy następnym zdaniu.

- No to... do jutra.

Znowu skinęłaś głową, po czym nareszcie wyszłaś.

Udało się... - odetchnęłaś wewnętrznie, nie mając pojęcia dlaczego sytuacja przybrała właśnie taki obrót.

Może byś się nie ucieszyła, ale na pewno oszczędziłoby ci to wiele nerwów, gdybyś za swoje czyny została ukarana - zbita, czy okrzyczana...

Może nie zabrakłoby przy tym łez i zdsuszonych krzyków, ale do tego niemal się już przyzwyczaiłaś. A tutaj... było inaczej.

Nie mogłaś w to uwierzyć.

Dlaczego chłopak oddał ci jabłko? Przecież prawnie nie było twoje, a dowiedział się o nim...

I jakim sposobem udało Ci się uniknąć jakichkolwiek krzyków?

Dlaczego...?

Będąc już w swoim pokoju, znałaś tylko pytanie, zaś żadnej odpowiedzi.

Oprócz tego nie miałaś pojęcia też, w jak wielkim osłupieniu zostawiłaś swojego nowego pana, więc i bez tej świadomości położyłaś się na podłodze, i zasnęłaś.

***


"Ale wiedz, że czychają na ciebie. Ten kto cię złapie, będzie twoim panem. Pamiętaj."

Ikimasho - chodźmy
Ikou! - idziemy!
Nande - dlaczego
Daijõbudesuka? - Wszystko w porządku?
Gomen - przepraszam
Nani kore? - co to?
Arigato gozaimasu - dziękuję bardzo
Kimi - ty
Koichi
Sawaru - dotknij
Ayuna, Naiyano

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro