27. Zapomniany medyk (Kagura x Reader)

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

(21.04.2020)

Godzina 23:30.
Spowite gęstą mgłą wejście do wioski mogło powitać właśnie trzech młodych shinobi. Grupa dopiero co wróciła ze swojej pierwszej poważniejszej misji.

Każdy z nich był wyczerpany, jednak jeden z nich podczas tego zadania wyraźnie opadł z sił bardziej niż pozostała dwójka.

Miodowowłosy zaliczył bolesne spotkanie, które zostawiło mu po sobie wyraźny ślad.

Poza tym to był pierwszy raz, kiedy grupa doświadczyła choć małej części prawdziwego świata shinobi.

- Nē, Kagura-kun, dasz radę dalej iść? - zapytał jeden z jego towarzyszy, widząc że ze wspomnianym nie jest najlepiej.

Zanim różowooki zdążył odpowiedzieć, do zalążka rozmowy wtrącił się trzeci członek ich grupy.

- Podobno gdzieś tutaj mieszka były medyk, ale wszyscy mówią, że nie warto tam przychodzić - stwierdził z zamyśleniem.

Mimo niezbyt zachęcającego opisu Kagura pomyślał, że spróbuje zawitać do tego miejsca. W końcu nie miał co wybrzydzać, szczególnie w tej sytuacji.

- Gdzie to jest? - zapytał, spoglądając w stronę dwójki braci, którzy w jednej chwili spojrzęli w tym samym kierunku.

* * *

Spojrzałaś na zegar wiszący na ścianie.
23:45 - taką właśnie godzinę wskazywał.

Przerzuciłaś wzrok z powrotem na czytaną przez siebie książkę. Postanowiłaś, że pójdziesz spać, kiedy uda ci się dokończyć rozdział...

Spojrzałaś gwałtownie w stronę wejściowych drzwi. Czy to było... pukanie?

"Nie... niemożliwe" - pomyślałaś, ponownie wracając do lektury.

Nikt nie zapuszczał się w te strony, natomiast ty rzadko bywałaś w wiosce. Z nikim nie rozmawiałaś i nikogo do siebie nie wpuszczałaś. Zresztą tak, jakbyś miała kogo...

Jedyny powód, dla którego jeszcze się stąd nie wyniosłaś, to brak innych pomysłów na życie.

"Chłopak skoczył z gałęzi prosto na przeciwnika. Szanse ich obu były dosyć wyrównane, a jednak..."

- Co jest? - zdenerwowałaś się, kiedy do twoich uszu ponownie dotarł odgłos pukania w twoje drewniane drzwi.

Czy to słuch czy życie postanowiło z ciebie zakpić? Postanowiłaś to sprawdzić, bo niby jaki inny miałaś wybór?

Do odgłosu wstania z niezbyt wygodnego fotela dołączył się trzyk twoich kości.

No cóż... troszeczkę się zasiedziałaś.

Nacisnęłaś na klamkę z zamiarem zamknięcia drzwi z powrotem.
Naprawdę miałaś nadzieję, że nikogo za nimi nie zobaczysz, a jednak...

Nawet nie miałaś ochoty spytać miodowowłosego dziesięciolatka kim jest i jakim prawem zakłóca twój spokój.

Niestety sam zebrał się na wyjaśnienia. Eh... a już myślałaś, że widząc twoje krytyczne spojrzenie, odejdzie.

- Przepraszam, że o tej godzinie, ale... - zaczął chłopiec, a ty tak naprawdę już chciałaś przestać go słuchać - ...chciałem prosić panią o pomoc. - Różowooki złapał za rękaw, tak jakby wstydził się czegoś pokazać.

Miałaś to gdzieś.

- Odejdź - nakazałaś najmilszym tonem na jaki cię było stać, a i tak mógł się on równać z chłodną temperaturą panującą na zewnątrz.

Już chciałaś zamknąć mu drzwi przed nosem, jednak ten dzielnie próbował cię zainteresować.

- Mizukage-sama powiedział, że jest pani medykiem i...

- Mizukage, co? - spytałaś z nieukrywaną wrogością w głosie, choć dzisięciolatek nie był pewoen czy jest ona kierowana do jego osoby. - To powiedz mu, że już dawno nie jestem! - odparłaś, doczekując się wreszcie chwili, w której zdecydowałaś się zamknąć te drzwi.

Akurat miałaś ochotę słuchać, co w twojej sprawie ma do powiedzenia Mizukage. Niech znajdzie sobie kogoś innego!

Już od dawna nie zajmowałaś się leczeniem innych. Wolałaś teraz wrócić i dokończyć czytanie książki.

Wolałaś to od przejmowania się jakimś chłopakiem przysłanym przez Mizukage.

Żeby nie rozpraszać się niepotrzebnymi myślami, postanowiłaś dodatkowo zasłonić okno. W końcu ptrzenie na świat i tak nie było ci potrzebne.

Jednym sprawnym ruchem chwyciłaś bordową zasłonę, kiedy do twoich oczu dotarł obraz leżącego na gołej ziemi chłopaka.

Tamtego samego, który chyba prosił cię o pomoc...

Wpatrując się w niego przez kilka sekund, zastanawiałaś się czy on ma tak na serio, czy tylko udaje. Trwałaś w przeświadczeniu, że za chwilę stwierdzi, że to i tak bezsensowne, wstanie i sobie pójdzie tak, jak mu mówiłaś.

Ale to czego oczekiwałaś się nie spełniło.

Wybiegłaś szybko na zewnątrz, klękając przy tamtym i grożąc w myślach, że jeżeli udaje, to lepiej dla niego, żeby umiał szybko zwiewać.

- Hej, mały! Co ty wyprawiasz? Wstawaj! - krzyknęłaś do chłopaka, sprawdzając zaraz czy oddycha i tym podobne.

Na dźwięk twojego głosu poruszył się mimowolnie, próbując choć minimalnie na ciebie spojrzeć.

- Gomenasai, demo... - Przerwał, kiedy jego ciałem coś szarpnęło.

Wiedziałaś, co to oznaczało. Jakaś rana musiała się otworzyć.
Oznaczało to, że chłopak sam sobie nie poradzi. Pozostawało liczyć na to, że po jakimś czasie wszystko samo przejdzie.

Ale liczyć musiałaś dobrze i wiedziałaś, że na taki obrót spraw nie ma szans.

Westchnęłaś, zabierając młodego do mieszkania.

Nie zamierzałaś mieć dzisiaj gości, ani... w ogóle ich mieć!
Ale nie byłaś tak straszna i samolubna, żeby nie pomóc komuś w takim stanie, nawet jeśli miał... związek z osobami, o których wolała byś nie wspominać za często.

Zrzuciłaś książkę z fotela na podłogę, kładąc na nim nowopoznanego.

Nie zadawałaś mu pytań. Sama oceniłaś sytuację. Dobrze pamiętałaś, jak się to robi.

"Jak głupim trzeba być, żeby wysłać dzieciaka na misję, w której trzy razy oberwał mieczem?!" - spytałaś retorycznie, szukając po szafkach tego, co było ci potrzebne, żeby wyleczyć chłopaka.

Złapałaś za dwa małe naczynia i szybko wróciłaś na miejsce, w którym odgłosy bólu próbował tłumić półprzytomny shinobi.

Zmrużyłaś na chwilę oczy, sama czując coś nieprzyjemnego w środku.

No cóż... przyszedł czas, żeby zabrać się do roboty.

              *       *      *

- Spokojnie - rzuciłaś w stronę dziesięciolatka, nieco nieufnego w stosunku do twojej techniki. - Jak już cię wzięłam, to nie po to, żeby zatruć.

Chwilę temu za pomocą wody zmieszanej z twoją chakrą, przywróciłaś chłopaka do powiedzmy, stanu funkcjonowania. Oznaczało to tyle, że jego stan był narazie stabilny, jednak rany na jego ciele wciąż były widoczne. Prawie w ogóle ich nie uleczyłaś.

Nie byłaś w stanie tego dokonać dzięki wodzie, dlatego miałaś zamiar posłużyć się pewną brązową substancją zwaną powszechnie ziemią.

Tak, tą samą ziemią, którą optymistyczni ludzie sypią do doniczki w nadziei, że w połączeniu z nasionami coś się z tego urodzi.

To było takie... naiwne. Podobnie, jak spojrzenie rzucane przez dziesięciolatka. Wyrażało ono to samo, co widziałaś już w setkach innych oczu.

Niezrozumienie.

Niepewność.

Strach.

Pytanie: "Jak coś takiego może pomóc?"

To był jeden z powodów, dla których zrezygnowałaś z roli kunoichi wspierającej Wioskę Mgły.

Miałaś pomagać ludziom. Kiedyś to robiłaś, a oni jak ci się odpłacali? To tak, jakby nie widzieli w życiu dziwniejszych technik niż ta, którą się posługiwałaś!

Już chciałaś powiedzieć miodowowłosemu, że jeśli tak bardzo obawia się tego, że zrobisz mu krzywdę, to droga wolna! Wcale go tutaj przecież nie zapraszałaś...

Jednak odwracając się w jego stronę, zobaczyłaś, że jego oczy były zamknięte, a postawa wyrażała najzwyklejszy zamiar przyjęcia na siebie czegokolwiek, co miałaś zamiar zrobić.

Gdzieś głęboko w środku wiedziałaś, że było w nim coś jeszcze, ale już mniej przyjemnego. Nie miałaś pojęcia co to takiego. Z jednej strony nie chciałaś się w to zagłębiać, bo po co, skoro to zupełnie nie twoja sprawa?
Natomiast z drugiej... denerwowało cię to, że nie wiesz o co chodziło.

Przez tę chwilę, kiedy nie wykonałaś żadnego ruchu, Kagura zwrócił spojrzenie ponownie na twoją osobę, ale teraz zobaczyłaś w nim wyłącznie... zaciekawienie?

Ale niby czym? Kim?

Rany. To zaczynało przyprawiać cię już o mdłości.

- Co się tak patrzysz? - przerwałaś chwilę milczenia.

Z chwilą zakończenia pytania różowooki momentalnie odwrócił wzrok.

"Hę?".
Ponownie zdziwiło cię jego zachowanie, jednak tym razem nie zamierzałaś mu tego puścić płazem.

- Spórz na mnie - nakazałaś, a on niepewnie zrobił to czego od niego chciałaś.

Zastanawiałaś się jak ułożyć swoją wypowiedź tak, żeby znów nie wystraszyć dziesięciolatka.

Nie! Wystraszy się - trudno. Nie twój interes.

Westchnęłaś, zanużając rękę w słoiku i wyjmując z niego część zawartości.

- Mam pięć natur żywiołów chakry - oznajmiłaś, zamykając ziemię w obu dłoniach.

Kagura zamrugał, nie bardzo ogarniając dlaczego mu to powiedziałaś, ale słuchał dalej.

- Nigdy nie chciałam być zwykłym ninja walczącym na froncie, ale nie potrafiłam precyzyjnie kontrolować samej chakry. - Zaczęłaś napełniać grudki niebieską energią, którą do każdej z nich wpuszczałaś. - Powoedzmy, że... miałam naturalny "talent" do ninjutsu, którego nie chciałam.

- Nie mogła zostać pani medykiem? - zaciekawił się dziesięciolatek, przypatrując twojej czynności.

Przykucnęłaś naprzeciwko fotela.

- Zwyczajnym nie - przyznałaś. - Ale... nie zrezygnowałam z marzeń.

W twojej głowie zagościł obraz, którego szybko się pozbyłaś.

- Moje medyczne jutsu opiera się na czterech żywiołach - Otworzyłaś ręce, w których widniała garstka ziemi, której chłopiec przyglądał się bardzo uważnie. - Odwróć się - poleciłaś i tak też się stało.

Młody domyślił się, że chodzi o przecięcie na jego plecach, dlatego odsłonił je zanim sama mu o tym wspomniałaś.

- Jutsu, które jest połączeniem. Nie jest ani w pełni nin- ani med-.

Przyłożyłaś obie ręce do rany chłopaka, całą pokrywając ziemią. Ku jego zdziwieniu nie zabolało to aż tak bardzo, jak się tego spodziewał.

Zaczęło dopiero wtedy, gdy przyszłaś do dalszego działania.

- Prawie wszystkie pierwiastki znajdujące się w ziemi są też w ciele człowieka - powiedziałaś, próbując odciągnąć myśli chłopaka od lekkiego szczypania. - Teraz przejądą do twojego i... - Powstrzymałaś się od ziewnięcia - ...spowodują szybszą regenerację komórek - wyrecytowałaś książkowo, co zdarzało ci się, kiedy miałaś coś tłumaczyć akurat, kiedy byłaś śpiąca.

- Niesamowite - szepnął.

Zainteresowało cię to, co powiedział, bo w zasadzie słyszałaś to w odniesieniu do swojej techniki... pierwszy raz.

              *       *      *

- Daleko mieszkasz? - zapytałaś, spodziewając się odpowiedzi.

- Ja... trochę tak, ale... - Dobra, spodziewałaś się innej odpowiedzi.

Po co chłopak przychodził akurat do ciebie, skoro mieszkasz na samym krańcu Kirigakure? Tak jakby nikogo bliżej nie było...

Nie tylko to dziwiło cię w tym chłopaku.
Nie dość, że dziękował ci ze trzy razy, to teraz patrzył na ciebie, jakby oczekiwał pozwolenia na opuszczenie twojego domu.

Nie zamierzałaś mu go tak po prostu udzielić.

- Czekaj - poleciłaś, kierując się do swojego pokoju i wyjmując z szuflady długie, [kolor] kimono.

Do tej pory miałaś na sobie tylko [kolor] koszulkę z krótkim rękawem i spodnie, tak stare, że równie dobrze mogłyby być częścią piżamy.

Ale skoro miałaś pojawić się na dłuższą chwilę na zewnątrz, to przydałoby ci się coś nieco dłuższego i... cieplejszego przynajmniej.

Po trzydziestu sekundach wychynęłaś ze ścian swojego pokoju, rozglądając się po nieco większym pomieszczeniu, jak gdyby Kagura - bo tak ci się twój pacjent przedstawił - mógł udać się w powrotną drogę samemu, kiedy spóściłaś go z oczu.

Właściwie, to mógł... Ale zobaczyłaś miodowowłosego dokładnie w tym miejscu, w którym go zostawiłaś.

- Chodź - odparłaś, zjawiając się zaraz tuż przy nim i kierując od razu do wyjścia. - Mały - zwróciłaś się do niego, kiedy ten chyba znów niezbyt rozumiał twoje działania. - Chcesz wracać do domu czy nie?

- H-hai, demo... pani nie...!

Uśmiechnęłaś się pod nosem, otwierając drzwi i wpuszczając tym samym powiew chłodnego powietrza do środka swojego domu.

Wcześniej wybiegając na zewnątrz nie zauważyłaś tego, co teraz byłaś w stanie...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro