4. Prędkość i łuk oraz ciasteczka. (liga młodych)

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

"Wally pośpiesz się"- myślała zniecierpliwiona łuczniczka, stojąca... teraz już kucająca za dość niskim samochodem. Usłyszała czyjeś szybkie kroki, dlatego schyliła się tak, by nikt jej nie zauważył. To nie był Wally.

Ale ciemna postać stojąca przed nią, już nim była.

- Nareszcie. - wymamrotała poddenerwowana.

- Spokojnie. - stwierdził Kid Flash. - Nikogo tam nie było. - poinformował, wskazując na budynek znajdujący się za nimi.

"I właśnie dlatego nie powinniśmy być spokojni" - pomyślała Artemis, ale zanim zdążyła poinformować chłopaka o wątpliwościach, obojgu błysnęło przed oczami, a towarzyszył temu głośny wybuch.

- Bomba. - zauważyła dziewczyna. - Szybko, lecimy!

- Tak będzie szybciej. - wytłumaczył się sprinter podnosząc ją.

I tak pomknęli kilka przecznic dalej, co dla łuczniczki wydawało się tylko chwilą, a Wally w tym czasie zdążył już prze!yśleć kilka możliwych opcji wypadku. Chociaż dla obojga, najbardziej prawdopodobny był tylko jeden, ten, dla którego wysłał ich Liga.

Po dotarciu na miejsce i spojrzeniu na Wally'ego przez Artemis, wzrokiem "odstaw mnie na ziemię", mogli już skupić się na sytuacji.

- Na szczęście żadnych ludzi. - powiedziała dziewczyna, chociaż zbędnie, bo oboje rozejrzeli się dokoła.

- Na szczęście? - usłyszeli głos, któremu towarzyszył maniakalny śmiech. - Powinnaś powiedzieć "niestety". - sytuacja się powtórzyła.

- Joker. - powiedzieli równo bohaterowie, przyjmując pozycję plecami do siebie.

Po chwili zobaczyli jakiś cień, a przed nimi wylądował nie kto inny, jak wyżej wspomniany.

(Tak, biorę tego Jokera, bo jest bardziej skoczny niż w innych serialach czy filmach). (Tak wiem, to jest argument).

Teraz stali ze sobą twarzą w twarze.

- No nie wierzę! - krzyknął radośnie złoczyńca. - Dwa dzieciaki, samotne przeciwko... mnie. - dokończył z niewinnym uśmieszkiem.

- Lepiej zasugerować mu poddanie się czy od razu atakować? - szepnął Wally do Artemis, ale nie otrzymał odpowiedzi, bo ta zdążyła wystrzelić już swoją trzałę.

Jednak nie trafiła ona w cel. Klaun chwycił nadlatujący przedmiot i w obrocie, wyrzucił go do góry, gdzie też ładunek wybuchowy... wybuchł.

- Ooo. Na tyle was stać? - spytał zadziornie przestępca. - No to może weźmiecie lekcje od wujka Jokera. - stwierdził groźnie, zdejmując zawleczkę z trzymanej bomby i rzucił ją w kierunku tamtej dwujki.

Zanim zdążyli się odsunąć, w powietrzu rozpylił się już zielony gaz, którym bohaterowie zaczęli się krztusić. Kod Flash podniósł Artemis i odbiegł z nią z tamtego miejsca. Dziewczyna spojrzała na niego jeszcze trochę kaszląc.

- Ciesz się, że to nie był TEN gaz. - powiedział radośnie chłopak.

Artemis chciała mu odpowiedzieć, że muszą go szybko złapać, ale nagle jakby w powietrzu rozniósł się głos: "Ale następnym razem będzie. Ha ha ha!".

* * *
Nightwing siedział na krześle w batjaskini, rozmyślając nad tym czy dobrze zrobił posyłając tamtą dwójkę na tę misję.

Nagle usłyszał otwieranie się "drzwi" i zejście kogoś po schodach do batjaskini. Zaraz potem zobaczył przed sobą Alfreda, stojącego z pełną tacą.

Bohater uśmiechnął się.

- Mmm... ciasteczka.


* * *

Stary budynek. Stara oczyszczalnia ścieków czy coś. Przed nim właśnie, stała para młodych bohaterów.

"Chyba była oczyszczalnia radioaktywnych ścieków"- pomyślał Kod Flash.

- Ace Chemicals - powiedziała Artemis, patrząc na, już dawno zepsuty szyld, po czym poszła w stronę wejścia.

Wally tylko lekko otworzył buzię że zdziwienia, bo wcześniej nie zauważył nazwy tego budynku.

- Nie powinniśmy tam wchodzić - rzucił w stronę odchodzącej łuczniczki.

- Dlaczego?

- Dziewczyno! To przecież miejsce, w którym powstał Joker!

Artemis gwałtownie się odwróciła, a ze środka, momentalnie dobiegł ich dziki śmiech.

Nastała krótka chwila niepewności, którą szybko przerwała bohaterka.

- Słuchaj. Nightwing kazał nam się tym zająć i nie zamierzam go zawieźć - a następnie szybko pobiegła do środka I.C.

- Martwi mnie tylko, że w ten sposób go zawiedziemy - mruknął Wally i pędem udał się za dziewczyną.

W środku było ciemno, a jeszcze ciemniej zrobiło się, gdy "ktoś" zamknął drzwi. Herosi zaczęli rozglądać się dokoła, ale dopiero wtedy, gdy ich źrenice powiększyły się, łapiąc tym samym więcej światła, a oczy przyzwyczaiły się do ciemności, zaczęło to mieć jakiś sens.

- No cześć dzieci!

Kid Flash upadł z hukiem na podłogę, widząc wtedy twarz Jokera tuż przed sobą. A może to tylko mu się zdawało, bo to wszystko zaczęło już mącić mu w głowie. Natomiast Artemis szybko wycelowała strzałą w miejsce, gdzie zdawało jej się, że słyszała jakiś szmer.

- To miejsce już w samych opowieściach było straszne - stwierdził Wally, podnosząc się i stając w pozycji do walki - ale teraz. Teraz to jest zdecydowanie gorzej.

- Ciii. - łuczniczkę zaczęło już męczyć !studzenie sprintera.

- No właśnie. Ciii. -usłyszeli głos złoczyńcy. - Posłuchajcie co wujek J. ma do powiedzenia.

Artemis puściła strzałę, ale nie zobaczyła gdzie się ona wbiła i czy w coś w ogóle trafiła.

- Nie tak ostro, mała!

Wtem wszystkie, prawie już nie działające światła, włączyły się. Bohaterowie zobaczyli, że znajdują się na stalowej "ścieżce", a po bokach stała już ledwo trzymająca się i podniszczona poręcz. Natomiast na dole... Tak, z dołu słyszalne było bulgotanie jakiejś cieczy w ogromnych kadziach.

Artemis odwróciła się, by zobaczyć co znajduje się za nią i zobaczyła coś, czego wcale nie chciała zobaczyć.

- Bo jeszcze się skaleczysz - rzekł z maniakalnym uśmiechem Joker, mierząc strzałą parę kilometrów od jej oka.

Zachichotał. A Wally niczym strzała (ale mi się napisało), pobiegł, żeby dopaść klauna. Niestety trafił na jeden z ładunków wybuchowych, podłożonych przez Jokera, nie wiadomo kiedy.

- Kid Flash! - wystraszyła się o niego dziewczyna widząc, że jej partner do misji, odepchnięty przez wybuch, leci prosto w stronę beczek z zieloną substancją. Zatrzymał się chwilę na barierkach, jednak były one słabe i szybko się przerwały, tworząc wyłom, przez który bohater był narażony na rychłą śmierć.

Napędzana złością Artemis, zaczęła czynią walkę. Trafiła szaleńca kolanem prosto w brzuch, na co ten, zgiął się w pół. Odwróciła się i chciała już pobiec do Wally'ego, ale poczuła mocny uścisk na swoim ramieniu. Zaczął się on zaciskać, a dziewczyna syknęła z bólu.

- Puszczaj! - krzyknęła zdenerwowana.

- Hmm... nie - odpowiedział jej spokojny głos przeciwnika i tradycyjny dla niego śmiech.

Natomiast Kod Flash'a nigdzie nie było widać. Może dlatego, że jak już wspomniałam, wybuch odtrącił go prosto do beczki z zabójczą substancją? Albo też dlatego, że wisiał tuż nad nią, trzymając się liny, ze strzały, wystrzelonej przez Artemis.

Tak, łucznicy tak mają. Rzucają tymi swoimi strzałami nie wiedzieć kiedy i gdzie. Ale dobrze, że to robią, bo inaczej inni bohaterowie nie mieli by się czego łapać.

Z tej perspektywy niewiele mogło się zobaczyć z tego, co akurat odbywało się na górze, m.in. walkę. Ale na razie sprinter musiał ztoczyć walkę sam ze sobą. Nie to, że Wally był słaby, jednak nie ukrywając, ręce to nie nogi. (Chociaż nogami też raczej by się nie wciągnął). Ale jeśli chodzi o wysportowanie partii kończyn... Nie ma za wiele co mówić.

Kid Flash łapał linę coraz wyżej i pewniej. Nie mógł tutaj użyć swojej nadludzkiej prędkości, bo ostatnia deska ratunku, na której się właśnie wspinał, na pewno by się zerwała, a i tak była już nadwyrężona. Niby kilka metrów, a jednak Wally prawie się spocił.

Do czynności pobudzały go odgłosy bójki, która jak się zdawało, Artemis przegrywała. I właściwie, tak właśnie było. Gdy chłopak w żółtym kostiumie całkowicie i w jakim kolejek tego słowa znaczeniu, stał już na twardym gruncie, szybko zbliżył się do dziewczyny.

Niewątpliwie była ranna, ale twarda. Jokera w pobliżu nie było. Widać.

- Dam radę - zapewniła łuczniczka, kiedy przyjaciel chciał pomóc jej wstać.

Nie był to jednak dobry pomysł, bo przy próbie, syknęła z bólu, łapiąc się za żebra. Wally zaś ja podtrzymał.

- Widzę, moje gołąbeczki, że brak wam sił.

Nagle oboje znów usłyszeli ten drażniący głos, oczywiście wraz z przeraźliwymym śmiechem, niesionym przez mocne echo.

- śmiech szaleńca - stwierdził pesymistycznie rudzielec.

- Ale teraz my damy mu w kość - dziwwczyna uśmiechnęła się. - W końcu...

- Od tego tu jesteśmy.

Oboje uśmiechnęli się i nie wiedząc, gdzie Czucha wróg, oparci o siebie nawzajem, byli gotowi do dalszej walki.


Iiii cięcie! (Aż niewiarygodne, że prawie było by "cięcie", serio :)

A tak w ogóle, to naprawdę sooooorki, że tak długo z tym zamówieniem, ale jakoś ja zawsze muszę coś zacząć, a dokańczać najczęściej... w miejscach ustronnych. A tak w ogóle, to jak się podobało?
Zamówienie dostałam od lauraquinnzel i mam nadzieję, że wszystkie kryteria spełnione. Są.

Czy wam też zaczyna zajeżdżać Yodą? A nieważne.

W każdym razie za wszystkie błędy przepraszam, ale nie chciało mi się tego już sprawdzać. Ok. 1100 słów, to... zdecydowanie za dużo na moje możliwości czytania. A pewnie napisałam gdzieś Ice Chemicals zamiast Ace, no ale trudno.

No a Artemis nie jest tutaj Tygrysicą jak na rysunku, tylko łuczniczką w zielonym.

I, co jeszcze? Zamówienia możecie składać nadal i tym razem napiszę je szybciej. (No chyba, że jakiś złośliwy typ wyłączy i schowa mi tableta). No i to koniec. Do następnego razu!

I weźcie rzućcie jakimś tytułem, bo nic nie mogłam wymyślić.

A taki bonusik:

------------------------------------------

Rich, siedziwszy sobie spokojnie na swoim skórzanym fotelu, rozkoszował się smakiem czekoladowo-migdałowych ciasteczek.

I nagle się zakrztusił, przypominając sobie o jednej ważnej sprawie.

- O kurczę! Wally i Artemis!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro