7. Bestia o wielu wcieleniach. (hydra)

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

-Wiccan-
Opuszczone laboratorium Hydry nie wyglądało zbyt dobrze. No bo w końcu było opuszczone. A przedtem jeszcze wysadzone i kiedyś pewnie przeżyło niejedną walkę w nim. Ale teraz były to tylko zgliszcza, rozbite fiołki, walące się sufity i niedobitki żołnierzy Hydry. Chociaż tych raczej nie spodziewaliśmy się tu zobaczyć. Wybuch w tym miejscu raczej nie pozwoliłby nikomu zostać tu żywemu.

Jejku, udziela mi się pesymizm Speed'a. Oby nie włączyło się dziwne poczucie humoru Lokiego. Wtedy, to już bym nawet zaczął się martwić.

W każdym razie, mieliśmy za zadanie przeszukać tą starą, niegdyś kryjówkę i skończyć przed upływem nocy. Najlepiej tej nocy, ale z wybrykami naszej ekipy, to może się skończyć różnie.

No i jest jeszcze jedna istotna sprawa - ktoś nowy. A raczej nowa. Na tą jedną misję Avengersi przydzielili nam kogoś jeszcze, niby do - jak to stwierdził Kapitan "znalezienia informacji, jeżeli jeszcze jakieś tam są". Tylko, że komputery są już zniszczone. A poza tym ona nawet nie wygląda na speca od elektroniki.

Za to jest mutantką nie należącą do X-men. Trochę jak ja i Tommy, tyle że nasza przeszłość jest chyba bardziej skomplikowana. Hawkeye mówił, że ta dziewczyna jeszcze nas zaskoczy. Wątpię, ale...

Gdzie ona w ogóle teraz jest? Loki patrzy na pozostałości mikstur, Kate pilnuje Americe, żeby do niego nie dopadła kiedy ją denerwuje, Hulking odkopuje pozostałości z kompów, Tommy stoi tuż za mną...

Świetnie Billy, zgubiłeś ją po niecałych piętnastu minutach.

- Kazałeś jej znaleźć rannych - usłyszałem głos swojego brata, który jakby czytał mi w myślach.

Tylko... po co ja to to zrobiłem?

-Nikki-

Gruzowisko, jednym słowem. Tylko co ja w ogóle tu robię? A no szukam "ocalałych" agentów spółki znanej jako Hydra. Tylko dlaczego Wiccan polecił mi to zrobić, skoro sam rozmawiał z Lokim, że raczej nie ma szans, żeby ktoś tu został? Może chciał pogadać sobie z drużyną? Chociaż to raczej byłoby słychać. Dźwięki rozchodzą się tu jak w korytarzu o metalowych ścianach.

No nic. Będę szukać dalej. W sumie to, gdyby byli tu jacyś ludzie oprócz nas, to chyba słysząc że ktoś tu jest, zawołaliby o pomoc. Chociaż z drugiej strony, to agenci Hydry. Raczej na treningach nie uczyli ich jak i kiedy używać słowa "proszę", tylko w jaki sposób unikać takich sytuacji.

Czyli po prostu przeżyč.

Dobrze, że jestem chuda, bo przynajmniej mogę przecisnąć się między tym gruzem i kamieniami. Opornie, ale jakoś to idzie. Tylko nie wiem jak wrócę do nich z powrotem, bo drogi nie rozpoznam. Jest zdecydowanie za mokro i za ciemno. No ale to już w tym głowa Wiccana, nie moja.

Chwila. Chyba kogoś słyszę. Jakby próbował przesunąć coś ciężkiego. Czy to możliwe, żeby ktoś tu pozostał, po tym co się stało? Ja osobiście nie widziałam tego wybuchu, ale słyszałam i widzę teraz co się po nim stało.

Ale niemożliwe... a jednak. Przed moimi oczami ukazał się obraz leżącego pod kupą gruzu agenta w ciemnozielono-żółtym kombinezonie. Nieźle sobie radził jak na przygniecionego... tym, ale i tak trzeba mu pomóc. Tylko jak się do niego odezwać?

Poruszyłam się delikatnie, nawet nic za sobą nie pociągając i przeszłam przez szczelinę, w której stałam przez chwilę na czworaka. Wciąż w takiej pozycji, okrążałam miejsce, gdzie leżał tamten człowiek, przyglądając się mu uważnie. On raczej mnie nie widział. Choć mnie to nie dziwi, ale ja też mogłam ledwo dostrzec jego, a on nie wiedział że tu jestem, więc wątpliwe, żeby tak było.

- Hej - powiedziałam powoli podnosząc się do pionu.

A on odrazu chwycił broń i spojrzawszy w moją stronę, zaczął strzelać! Nie ma co, szybki jest. Ale głupi. Znaczy, on mnie nie znał, ale ja wiedziałem co zrobię: nic bezpiecznego.

Na dźwięk nastawianej do strzału broni, odrazu zabrałam się do tworzenia takiego jakby pola odpychającego. Nienawidziłam kiedy ktoś używał broni palnej, więc pobudzona strachem, trochę wzmocnilam "odstrzał". Wiem, wiem - trzeba się było uczyć u X-menów jak korzystać z mocy, ale Wiccan tam nie jest i jakoś daje radę.

Kule odleciały w różne strony i w przypadku, zaczęły zawalać trochę sufitu. Przez jedną, krótką chwilę, od góry sypał się piasek, a potem nic.

Nie czekając na kolejną serię strzałów, spróbowałam przyciągnąć do siebie broń agenta, ale zbyt mocno ją trzymał, a ta sztuczka i tak nie wychodziła mi zbyt dobrze na odległość. No to, w takim razie plan B. Pociągnęłam napiętymi dłońmi w dwie różne strony, a pistolet wybuchł mu w rękach.

Tak, zdecydowanie będę musiała nad tym popracować. Ale wcześniej go trzymający, chyba się nie zranił, a przynajmniej tego nie pokazywał.

Podeszłam do niego.

- No i co cwaniuro? - spytałam z lekkim przekąsem.

Chociaż żal było mi to robić patrząc, że ten nadal leży pod gruzem.

- Em... odpowiesz mi? - poczułam się lekko zmieszana, kiedy on tylko ciężko dyszał, a słów padających z jego strony było brak.

Żołnierz miał dość szerokie pole manewru rękami co wykorzystał do zdjęcia z głowy chełmu. Usłyszałam stukot, kiedy został on rzucony o ziemię.

Podeszłam bliżej, żeby przyjrzeć się człowiekowi, który się go pozbył. Mógł to być tylko blef, ale wątpię i stawiam raczej na to, że coś mu się stało.

- Hej - powiedziałam znów, ale tym razem łagodniej.

Jakoś nie za bardzo miałam pojęcia co teraz mówić.

- Zabierzesz mnie stąd? - wyksztusił wreszcie. Dosłownie wyksztusił.

- A czemu twoi koledzy z Hydry tego nie zrobili? - oczywiście nie miałam zamiaru go tu zostawić, ale byłam ciekawa co na to odpowie.

- W Hydrze nie ma takich osób. Na nikim nie można polegać.

- Aha - mruknęłam i zaczęłam odsuwać cięższe głazy, żeby móc łatwiej go spod tego wszystkiego wyciągnąć.

Przez chwilę panowała względna cisza, którą później przerwałam swoimi jękami, kiedy chciałam go podnieść. Ale jeszcze przed tym, wywiązała się między nami krótka rozmowa.

- Ale jeśli okaże się że to pułapka... - posłałam mu niedokończoną groźbę. No co? Nie miałam przecież pewności, że mnie później nie zaatakuje.

Ale on szybko je wszystkie rozwiał.

- Wiem, że mi nie ufasz, ale na pewno to żadna zasadzka - zapewnił. W jego głosie było czuć strach. Ja czułam. Nie lubiłam tego uczucia, że ktoś się boi w mojej obecności.

Kiedy agent Hydry był już wolny, trzeba było kombinować dalej.

- Chodź - "zachęciłam" go przy tym gestem ręki i już miałam się odwrócić, ale...

- Nie mogę - stanęłam na te słowa. Nie mogę "nie mogę" czy nie mogę, bo "nie chcę"? Spojrzałam na niego pytająco. - Nie mogę chodzić - uzupełnił swoją wypowiedź.

No i teraz to miało sens. Nie zaprzeczałam temu. Przeżycie tutaj wybuchu, mienie na sobie żwiru i kamieni - po tym wszystkim i szczęściu, że tu w ogóle przyszliśmy... naprawdę nie wiem jak on przeżył, ale musiał chyba być wyjątkowym szczęściarzem.

Ja kiedyś złamałam mogę przy zetknięciu z podłogą, a on ma jeszcze nogi przy czymś takim.

No dobra. Nie będę się dłużej nad tym rozwodzić.

- Poczekaj - poleciłam i obiegłam miejsce dookoła, żeby znaleźć jakąś wygodniejszą drogę wyjścia stąd. No bo wiecie, ja bym wyszła jakkolwiek, ale...

Niestety niczego nie znalazłam. Nie licząc dziury, przez którą tu weszłam. No i chyba będziemy musieli z niej skorzystać, ale trzeba ją trochę powiększyć.

Napięłam mięśnie w dłoniach i podniosłam je do góry. Gruz zaczął się unosić. Następnie jedną dłoń wypchnęłam do przodu i to wszystko poleciało... no sami wiecie, w którą stronę.

- Dobra, powinno być - powiedziałam zdyszana, patrząc na swoje dzieło, a potem odwróciłam się w stronę tamtego.

Podeszłam i pomogłam mu wstać i w ogóle pójść.

Słyszałam jego kroki i jego oddech. Czułam się trochę niezręcznie w tej sytuacji i znów nie wiedziałam co powiedzieć, żeby trochę to wszystko rozluźnić.

Ale zastanawiała mnie zawsze jedna sprawa, nawet jeśli nie miała ona nic wspólnego z tą chwilą.

- Boisz się? - wypaliłam i za chwilę poczułam się głupio, ale i tak chciałam wiedzieć.

- A co? Agenci Hydry nie mają do tego prawa?

- No nie... znaczy... - weź się w garść. Wzięłam oddech. - Jak to jest? Macie po prostu wykonywać rozkazy czy...?

Wiedziałam, że się boi. Czułam jego strach. Ale chciałam wiedzieć coś więcej. No bo jak ci żołnierze są szkoleni? Przechodzą jakąś hipnozę albo pranie mózgu? Jak w ogóle tam jest?- pracować dla takiej... organizacji.

A więc zdawałam pytania, a on odpowiadał. Na początku - krótko, zwięźle. Ale później zauważył, że i tak bym dopytywała, więc mówił mi więcej i więcej. Mówił mi o rzeczach, o które nawet bym nie pomyślała spytać. I podobało mi się to. Nawet nie zdążyłam dowiedzieć się wszystkiego czego chciałam, a nadszedł już czas, żeby skontaktować się z Wiccanem.

Nie pomyślałabym, że czas spędzony z agentem Hydry da mi tyle do myślenia. Bardzo przemówiły do mnie słowa "A co? Agenci Hydry nie mają do tego prawa?". Uświadomiłam sobie wtedy, że to też przecież ludzie i mają takie same prawa jak my. Chociaż żyją inaczej. Ale to, co mogą opowiedzieć... To więcej niż można by się spodziewać.

Coś czuję, że raport dla Kapitana będzie bardzo długi...

1426 słów w opowiadaniu.

A tytuł jakby ktoś się nie domyślił (w co wątpię bo tylko ja jestem taka niekumata), jest od tego że Hydra to w mitologii potwór (chociaż w NY też daje nieźle popalić) i nie zawsze jest taka... No łapiecie, nie? Mama nadzieję że tak.

Mnie tam się to nawet podobało. Wymyśliłam to raniutko w środę. Albo w nocy jeszcze? Ale zaczęłam pisać od razu i tylko musiałam dokończyć ze 400 słów bo mi się już spać zachciało.

No i tyle. Baj!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro