1

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Dimitrij

Kilka miesięcy wcześniej

– Mamo! – wołam, kiedy widzę ją stojącą tam, w oddali. – Mamusiu! – krzyczę, ale ona zdaje się mnie nie słyszeć.

Budzę się cały zlany potem. Siadam, po czym odrzucam okrycie i wstaję. Czuję przemożną chęć wejścia pod prysznic, żeby zmyć z siebie wspomnienia. Kieruję się do łazienki, odkręcam wodę i nie czekając, aż popłynie ciepła, staję po zimnym strumieniem, który z każdą chwilą powoli nabiera odpowiedniej temperatury. Opieram dłonie o kafle i spuszczam głowę. Krople uderzają o mój kark i plecy. Pozwalam, żeby zmyły ze mnie ten koszmar, który śni mi się nieprzerwanie od lat. Zawsze mam identyczny sen. Ponoć w snach zawarta jest prawda, ale nigdy nie udało mi się w nim przebrnąć pewnej bariery i dowiedzieć, co było dalej. Wiem, że coś było, ale mój mózg to blokuje. Może tak jest dla mnie lepiej, bo gdybym wiedział wcześniej o pewnych rzeczach, może już dawno sam bym leżał dwa metry pod ziemią, a tak przez te wszystkie lata nauczyłem się cierpliwości. Ale w końcu nadszedł czas, żeby wyrównać rachunki. Zabawię się w Boga, tylko dokończę tutaj pewne sprawy i ruszę po sprawiedliwość, którą obiecałem pewnej osobie. Nie ma znaczenia, że nie żyje, liczy się tylko to, że ja zawsze dotrzymuję obietnicy.

Jakiś czas później parkuję w pewnej dzielnicy przed pewnym domem, gdzie umówiłem się z pewnym klientem na odebranie drugiej części zapłaty. Mógł mi to gdzieś zostawić, ale zdaje się, że należy do ludzi, którzy lubią trzymać rękę na pulsie. Zakładam, że nie omieszka mnie uprzedzić, co się stanie, jeśli zechcę go sypnąć. Ale niby po co miałbym to robić? Jestem gorzej umoczony niż on, więc nic by mi to nie dało, ale klienci czasem nie myślą racjonalnie.

Pokonuję podjazd, dzwonię do drzwi, a po chwili mężczyzna w średnim wieku wpuszcza mnie i zaprasza do siebie, do gabinetu. Gdybym był nim wybrałbym na spotkanie restaurację lub miejsce, gdzie jest dużo ludzi, ale widać jemu to zupełnie nie przeszkadza, mimo że nigdy nie widziałem go nawet na oczy.

Patrzę na gościa stojącego przede mnie. Jego mina nic nie zdradza. Aż dziw czasem bierze, że tacy ludzie nie mają żadnych uczuć i z kamiennym wyrazem twarzy są gotowi zdecydować o śmierci innej osoby. Chociaż kim ja jestem, żeby ich oceniać? Nikim lepszym od nich. Siedzę i grzebię się w tym gównie, tylko że po przeciwnej stronie barykady. 


Tylko odrobina. Mam ograniczone możliwości dodawania więcej, więc będę robić to stopniowo.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro