02.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Stałaś na środku podziemnego chodnika tylko w białej koszuli. Mogłaś albo wrócić do swojego obrzydliwego zajęcia, albo posłuchać Levi'a i spróbować wyjść na powierzchnię. Wybór wydawał się być banalnie prosty.

— Ktoś taki jak ja nie dostanie przepustki. Nie pomoże nawet ranga twojego dowódcy — powiedziałaś w końcu.

— Czasy się zmieniły i moje znaczenie za murami również. Nie dowiemy się, jeśli nie spróbujemy — odparł mężczyzna. — Nie wydurniaj się i rusz tyłek, Erwin nie będzie czekał w nieskończoność — dodał.

— Nie sądzę, żeby... — zaczęłaś, jednak nie dokończyłaś. Mężczyzna przewrócił tylko oczami i znów chwycił cię za rękę, rzucając tylko swoje krótkie "tch".

Cóż... Może właśnie tak miało być? Może rzeczywiście ktoś zesłał ci szansę, aby w końcu uciec z tego okropnego miejsca?

Szliście przez ciemną ulicę miasta, a ludzie mierzyli was cierpkimi spojrzeniami. Norma.

— Poczekaj tu, Erwin czeka na mnie przy schodach. Zaraz po ciebie wrócę — powiedział, kiedy kamienne przepustki do wolności znajdowały się na wyciągnięcie ręki. Przytaknęłaś tylko i przysiadłaś na jakimś murku, zastanawiając się, jak wściekła musi być teraz pani Esmeralda - twoja szefowa - o ile Levi rzeczywiście nawygadywał jej tych wszystkich bzdur o chorobie. Nawet jeśli nie, twoja ucieczka również mogła przyprawić ją o czerwoną ze złości twarz. Tak czy tak, decydując się na pójście z mężczyzną, bezpowrotnie straciłaś swoje jedyne źródło utrzymania, a co za tym idzie - przeżycia w Podziemiach. Twój los spoczywał teraz w rękach niskiego żołnierza.

Po kilkunastu minutach wrócił do ciebie tak, jak obiecał.

— Rusz się, posiedzisz w powozie — powiedział, na co natychmiast wstałaś. Szczerze nie spodziewałaś się, że to usłyszysz.

— W powozie? Więc udało ci się? J-jak... D-dlaczego? — wydukałaś oszołomiona.

— Przecież mówiłem, że załatwię ci przepustkę — odparł swoim popisowym tonem, czyli tym, który nie wyrażał zupełnie żadnych emocji. — Idziemy — dodał. Nie sądziłaś, że uda ci się ruszyć, ale koniec końców poszłaś wraz z mężczyzną. Przy schodach nadal stał Erwin, który z grobową miną śledził was wzrokiem.

Wtedy coś sobie uświadomiłaś.

— Levi — zatrzymałaś się. — Wyciągnąłeś mnie z burdelu, przecież nadal wyglądam jak...

— Tch, raczej niezbyt różnisz się od większości kobiet tutaj — stwierdził. — I rusz się. Mówiłem, że nie mamy całego dnia — dodał.

Przełknęłaś ślinę i cicho westchnęłaś. Czułaś, jak spalasz ogromnego buraka. Wątpiłaś w to, że Smith pamięta cię sprzed lat, ale było ci ogromnie wstyd za to, w jakim stanie musiał cię teraz oglądać. Nie wiedziałaś również, jak powinnaś się zachować.

— Kiedy staniemy przy strażnikach, nic nie mów, wszystko zostaw mnie. Jeśli nam się tu uda, reszta powinna pójść z górki — powiedział zaraz po tym, jak zbliżyliście się już dostatecznie. Byłaś wdzięczna za to, że nie musiałaś odzywać się jako pierwsza, gdyż nie wiedziałaś nawet, co takiego powinnaś powiedzieć.

Zrobiłaś natomiast tak, jak ci kazał. Gdy wchodziliście po schodach, poczułaś coś, co do tej pory mogłaś poczuć tylko przez szczelinę w skale. Wiatr, który delikatnie posmyrał cię po odkrytych łydkach. Po raz pierwszy w życiu poczułaś, że wolność jest na wyciągnięcie ręki. Od tego błogiego uczucia dzielili cię tylko strażnicy. Robiłaś dokładnie to, co miałaś, czyli siedziałaś cicho.

Erwin podszedł do strażników pokazując im swoją przepustkę, a następnie wymienił z nimi kilka zdań. W trakcie tej rozmowy jeden z nich spojrzał na ciebie, a następnie powrócił do rozmowy z kpiącym uśmieszkiem na twarzy. Dopiero wtedy poczułaś, że potwornie trzęsą ci się nogi i ręce.

Levi stał obok ciebie i bacznie obserwował swojego dowódcę. W pewnym momencie ten dał mu sygnał, aby podszedł.

— Zaraz wrócę, nie rób niczego głupiego — rzucił tylko w twoją stronę i poszedł w kierunku blondyna. Nie mogłaś jednoznacznie stwierdzić, ile trwała ta rozmowa, gdyż przez narastające emocje kompletnie straciłaś poczucie czasu. A co, jeśli się nie uda i będziesz musiała tam wrócić? Jak długo zajmie ci znalezienie nowej pracy? Za co będziesz żyć przez ten czas?

— Wszystko załatwione, idziesz, czy będziesz tu tak stać jak ten słup soli? — z zamyśleń wyrwał cię niski głos, na którego dźwięk aż podskoczyłaś. Przez moment nie mogłaś wykonać żadnego ruchu.

— Ch-chcesz powiedzieć, że udało wam się przekonać strażników? — wydukałaś, wybałuszając oczy.

— Przecież mówiłem, że cię stąd wyciągnę. W przeciwieństwie do ciebie potrafię dotrzymać słowa — powiedział i ruszył do wyjścia, a ty, kiedy się ocknęłaś, postarałaś się go dogonić.

Już za kilka sekund miałaś być wolna. Miałaś zobaczyć promienie słońca i poczuć solidny podmuch wiatru. Chciałaś, aby deszcz przemoczył cię do suchej nitki i aby śnieg przyprawił cię o czerwony nos. Dużo o tym czytałaś w przeszłości, jednak po wydarzeniach, jakie miały miejsce w twoim życiu straciłaś nadzieję na to, że kiedykolwiek uda ci się tego doświadczyć.

Wykonałaś ostatni krok i... Stało się. Oślepiły cię promienie słoneczne a do twoich uszu dotarł gwar stolicy. Był zupełnie inny od tego w podziemnym mieście. Ludzie ubrani byli w rozmainte stroje, a na ich twarzach wcale nie gościło przerażenie - jak w przypadku Podziemia. Czułaś, jak do twoich oczu napływają łzy. Jeszcze kilka godzin temu, gdyby ktoś powiedział ci, że tego doświadczysz, wyśmiała byś go i odesłała z kwitkiem. Teraz jednak wszystko było najprawdziwszą prawdą. Jedno spotkanie z Levi'em obróciło twoje życie niemalże o 180 stopni.

— J-ja, nie wiem, jak mam dziękować — wykrztusiłaś z siebie w końcu, starając się nie popłakać.

— Na razie nie dziękuj, tylko wsiadaj do powozu, nim zobaczy nas ktoś z góry — zarządził Levi, który jak zwykle sprowadził cię na ziemię. Nie zadając więcej pytań, wykonałaś jego polecenie.

Jechaliście w ciszy. Jedynym dźwiękiem, jaki ją przerywał był tęten koni. Absolutnie ci to nie przeszkadzało. Było wręcz przeciwnie, mogłaś w spokoju patrzeć za okno i cieszyć się każdym centymetrem nowo poznawanego świata. Trawa, drzewa, kwiaty... Wszystko to wydawało ci się tak piękne, że aż niemożliwe. Skoro świat otoczony murami wydawał ci się tak wspaniały, to jaki musiał być ten zewnętrzny? O nim oczywiście też sporo czytałaś. Głównie o ogromnym, słonym jeziorze, które zwie się morze. Szczerze mówiąc zastanawiałaś się, czy coś takiego w ogóle może istnieć, podobnie jak wielki obszar pokryty tylko piachem, albo lodowa kraina. Czytałaś o tym tak dawno temu, że przez ostatni czas w ogóle o wszystkim zapomniałaś. Dopiero obraz żywej przyrody o wszystkim ci przypomniał.

Nie mogłaś dokładnie stwierdzić, ile trwała podróż, ponieważ przez cały ten czas nie wychodziłaś z zachwytu. O jej końcu dowiedziałaś się dopiero wtedy, gdy powóz się zatrzymał, a Levi kazał ci wysiąść. Pytanie tylko... Gdzie miałaś teraz się podziać? Co w ogóle miało się z tobą dziać? Byłaś tak przejęta, że nie miałaś czasu o tym pomyśleć, a przecież było to dość ważną kwestią.

— Chodź ze mną, przez chwilę zostaniesz w kwaterze zwiadowców — powiedział, jakby czytając ci w myślach.

— To... Chyba dość nielegalne, prawda? — spytałaś. — Jak długo działa przepustka?

— Przez trzy dni. Więcej nie mogli ci przyznać nie mając podstaw — powiedział spokojnie. Szłaś za nim czując się jak mała dziewczynka podążająca za swoim tatą. Jednak po jego słowach się zatrzymałaś.

— Więc po trzech dniach będę musiała wrócić? — mruknęłaś, czując się tak, jakby ktoś z całej siły kopnął cię w brzuch.

— Tch, słuchasz czasem, co inni do ciebie mówią? Zostajesz na powierzchni — mruknął mężczyzna, który również się zatrzymał i odwrócił twarzą do ciebie.

— Chcesz mnie gdzieś ukryć? Levi, to nielegalne. Zabiją najpierw mnie, a później ciebie i Erwina — pisnęłaś.

— Gdzie niby miałbym cię ukryć, pod łóżkiem? Dostaniesz obywatelstwo już za kilka dni — prychnął z irytacji. Czasami chyba naprawdę widział w tobie idiotkę i nie zmieniło się to nawet przez tyle lat.

— Niby jak? Przecież wiesz kim jestem, jak niby miałabym je zdobyć? — mówiąc to znowu ogarnął cię wstyd. Całe szczęście, że nikt już obok was nie stał.

— Żona kaprala dostaje je zaraz po ślubie — przyznał.

— Upadłeś na głowę? Wiem, że ten zawód przeczy tym słowom, ale nie poślubię obcego faceta, jeśli to masz na myśli — fuknęłaś. Czy on w ogóle był normalny, czy też całkiem zbzikował jako Zwiadowca? Miałabyś dodatkowo mieszać w to pierwszą lepszą osobę? Pomińmy już fakt, że nikt o zdrowych zmysłach by się na to nie zgodził, ty również.  — To nie ma sensu, niepotrzebnie się fatygowałeś, Dzięki za chęci, ale...

— Oczywiście, że nie poślubisz, głupia — powiedział już nieco poirytowany. — Zostaniesz moją żoną — dodał.

💥💥💥

Hejka!

Cieszę się, że jesteście! Więc jednak kult Levi'a całkowicie nie zanikł.

Dziękuję wam za aktywność i zachęcam do dalszej :) gwiazdki i komentarze działają bardzo motywująco ^^

A tak z innej beczki... Spodziewałyście się takiego zwrotu akcji? :3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro