05.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Kopnęłaś kamyk, który leżał ci na drodze i pociągnęłaś nosem. Zaburczało ci w brzuchu, ale nauczyłaś się już to ignorować. Nagle usłyszałaś jakieś wrzaski dobiegające z drugiego końca ulicy. I tak nie miałaś co ze sobą zrobić, dlatego również postanowiłaś przyjrzeć się widowisku, wokół którego zeszli się gapie. Jako że byłaś dzieckiem, w dodatku dość niskim, bez trudu przepchnęłaś się na sam przód, aby wszystko widzieć. Na samym środku okręgu utworzonego przez ludzi, jakiś dzieciak okładał nożem mężczyznę. Tłum wiernie mu wiwatował, jednak on najwyraźniej miał to gdzieś. Normalnie stroniłaś od takich aktów przemocy, jednak bardzo zainteresowało cię spojrzenie ów chłopca, które wyrażało wręcz nienawiść i rządzę mordu. Dzieciak od czasu do czasu zerkał w tłum, jakby kogoś szukając. Zlokalizowałaś mężczyznę, któremu być może chciał zaimponować. Czy był to jego ojciec? Być może... Nie mogłaś tego wiedzieć. W pewnym momencie chłopiec po raz ostatni spojrzał w jego kierunku, a jego wzrok przeszedł w stan rozczarowania. Dostrzegłaś, że mężczyzna powoli zaczął się wycofywać z tłumu i odchodzić, pozostawiając chłopca samemu sobie. Ten jednak posmutniał tylko na ułamek sekundy. Po tym czasie powrócił do okładania nieszczęśnika nożem, jednak tylko na kilka ciosów. Kiedy ludzie już nie mieli na co patrzeć, zaczęli się rozchodzić. Ktoś wytargał podziurawionego mężczyznę ze środka ulicy, z przerażeniem patrząc na dziecko, które w ciszy zaczęło wycierać swój nóż. Jego wzrok nadal przepełniony był dozą rozczarowania. Po jakimś czasie tylko ty zostałaś na miejscu. Coś podkusiło cię, aby do niego podejść.

— Czy to był twój tato? — spytałaś. Chłopiec tylko spojrzał na ciebie i dalej czyścił swój nóż.

— Nie wiem, o kim mówisz — odparł w końcu.

— Owszem, wiesz. Ten mężczyzna co odszedł... Chyba był dla ciebie kimś ważnym — zauważyłaś.

— Tch, a ty kim jesteś, żeby pytać mnie o takie rzeczy?

— Nikim — wzruszyłaś ramionami. — Nauczysz mnie tak walczyć nożem? — spytałaś. Żyjąc z dnia na dzień przydałaby ci się ta umiejętność.

Od tej rozmowy wszystko się zaczęło. Levi pokazał ci miejsce, w którym mieszkał, a nawet zaproponował, abyś do niego dołączyła. Będąc dzieckiem bez dachu nad głową chętnie przyjęłaś jego ofertę. Nie wiedziałaś dokładnie, ile miał lat, ale doszłaś do wniosku, że niewiele więcej od ciebie. Był bardziej doświadczony w życiu w samotności i o wiele bardziej zaradny życiowo. Od tego czasu nie musiałaś głodować, gdyż zawsze coś dla ciebie znalazł. W końcu znalazłaś osobę, dzięki której nie czułaś się samotna...

Obudziło cię coś mokrego, co wylądowało na twojej twarzy.

— Fuj, co to jest? — wymamrotałaś ledwo żywa, zdejmując z siebie mokrą szmatkę.

— Spałaś jak kamień, a dzisiaj też się spieszymy — powiadomił cię mężczyzna, który jeszcze przed chwilą był dzieckiem w twoim sennym wspomnieniu. — Poza tym mówiłaś przez sen, już nie mogłem tego słuchać — dodał.

— Kim był mężczyzna, który cię wtedy zostawił? — spytałaś nagle, nie zważając nawet na fakt, iż twoje pytanie zostało dosłownie wyrwane z kontekstu.

— Jaki mężczyzna? O czym ty mówisz? — mruknął Levi, brzmiący jakby mówił do idiotki.

— Śniło mi się... to wspomnienie — wymamrotałaś. — Z dnia, w którym się poznaliśmy, pamiętasz? Pytam o mężczyznę, który wtedy odszedł z tłumu gapiów — wyjaśniłaś, powoli dochodząc do siebie po nagłym wybudzeniu.

— Tch, jakbym pamiętał. W podziemiach było wielu ludzi, w dodatku lata temu. Czemu miałbym pamiętać przypadkowego faceta? — burknął i napił się herbaty, trzymając kubek w swój dziwny sposób, znany ci jeszcze z dawnych lat.

— Cóż, myślałam że... Z resztą, nieważne, już wstaję — powiedziałaś, kapitulując. Tak nagle i niewiadomo skąd wystrzeliłaś z tym pytaniem. Z jednej strony miałaś jednak wrażenie, że intuicja cię nie zawodzi, jednak z drugiej może Levi po prostu nie chciał o tym rozmawiać, a może rzeczywiście coś ci się przywidziało i był to tylko randomowy facet, który nie niósł za sobą głębszej historii.

Na "ceremonię zaślubin" polecono ubrać ci się po żołniersku. Oficjalnie nie należałaś jeszcze do wojska i trzeba było na to poczekać kilka dni, może nawet tygodni, jednak taki strój przekazała ci Hange tłumacząc tym, że ubrania, które dał ci Levi są z poprzedniego stulecia. Tobie nie robiło to zbytniej różnicy, ale zrobiłaś, jak chciała.

— To dla ciebie. Zjedz, żebyś nie zemdlała w urzędzie — gdy wyszłaś z łazienki, powitał cię jego beznamiętny ton głosu. On sam zaś stał z rękoma skrzyżowanymi na piersi, bacznie lustrując cię wzrokiem od góry do dołu. — Czym cię tam karmili? Wyglądasz jak kilogram nieszczęścia — zauważył.

— Nie głodowałam, jeśli o to ci chodzi — mruknęłaś sucho. — A przynajmniej nie w miejscu, w którym mnie znalazłeś — sprostowałaś. Niestety Levi miał rację, ostatnio często zapominałaś o posiłku, przez co nie wyglądałaś zbyt zdrowo. Już dawno zauważyłaś, że powinnaś to zmienić.

Zjadłaś w pośpiechu i popiłaś herbatą, którą ci przyniósł. Skrzywiłaś się, gdy poczułaś jej moc i gorycz, jednak zrobiłaś to tak, aby mężczyzna niczego nie zauważył. Byłaś wdzięczna za to, że zadbał o twój pełen brzuch.

— Będziemy musieli się całować? — spytałaś nagle, gdy doznałaś olśnienia, a mężczyzna aż zakrztusił się swoim ulubionym napojem, który właśnie kończył. — To chyba zawsze robi się na ślubach, prawda? Przynajmniej na tych, które widziałam — przyznałaś, przypominając sobie "śluby" w Podziemiach, które jako dziecko często podglądałaś z czystej ciekawości. Nie sądziłaś, że w przyszłości samej przyjdzie ci się z tym zmierzyć.

— Oczywiście, że nie — powiedział z urazą. — Skąd ci w ogóle to przyszło do głowy? Z resztą, nieważne, za wiele i tak w niej nie masz — zauważył kąśliwie. — Zakładaj kurtkę i idziemy, powóz zaraz powinien podjechać — dodał.

Zrobiłaś, co powiedział i już po chwili byliście na zewnątrz, aby stamtąd wsiąść do powozu, na którym już czekali na was Erwin i Hange. Czułaś się bardzo niezręcznie, z resztą jak zawsze w obecności brwiastego mężczyzny. Czy kiedyś to się zmieni?

Przez całą podróż Erwin udzielał wam porad, jak powinniście się zachowywać, aby nie wzbudzać podejrzeń. Levi wydawał się być niewzruszony, a ty z każdym kolejnym słowem czułaś coraz to większy stres. Co, jeśli coś nie pójdzie po waszej myśli i wszystko się wyda? A jeśli zabiją was za oszustwo? Te myśli nie mogły wylecieć z twojej głowy.

— To tu, chodźmy — oznajmił nagle blondyn, gdy po dość długiej jeździe zatrzymaliście się w jakimś mieście. Stał tam ogromny budynek, który był czymś w rodzaju ratusza. To właśnie tam urzędnik udzielał ślubu zarówno wojskowym, jak i zwykłym obywatelom.

Zastygłaś w miejscu, patrząc się na monument. Nie docierało do ciebie to, co za chwilę miało się stać. Mimo, że była to tylko część planu, ty czułaś się jakbyś weszła z buciorami w czyjeś życie.

— No chodź już, nie stój jak ten słup soli — na ziemię sprowadził cię dopiero głos niskiego kaprala. Zorientowałaś się, że stoisz w półwyprostowanej pozycji i gapisz się przed siebie z otwartą buzią. Levi zszedł już z powozu i trzymał rękę tak, żeby pomóc ci zejść.

— Przepraszam, już idę — wymamrotałaś, czując ból głowy przez nagły przypływ lęku. Podałaś mu dłoń i zeskoczyłaś na stały grunt. — Jesteś przekonany na sto procent, że chcesz to zrobić? To nieodwracalne — powiedziałaś poważnie, kiedy powoli szliście do budynku.

— Tch, ile razy jeszcze będziesz mnie o to pytać? Mówiłem ci już o tym setki razy — mruknął poirytowany.

— Tak, tak, wiem, że wszystko można anulować po trzech miesiącach — westchnęłaś. — A jeśli jednak nie? — jęknęłaś, ale na tyle cicho, że nikt prócz was tego nie słyszał.

Levi stanął i odwrócił się twarzą do ciebie.

— Możesz już przestać panikować? Jeśli tak się tego boisz, możesz jeszcze wrócić tam, skąd przed chwilą się uwolniłaś. Masz na to ostatnią szansę — powiedział, a ty spuściłaś wzrok i cicho westchnęłaś. — Nie korzystasz? Więc sięgnij po rozum do głowy i się przymknij — warknął i wznowił krok, a ty za nim. Uświadomił ci właśnie, że naprawdę pragnęłaś pozostać na powierzchni, nawet za taką cenę. Skoro już zgodził się na to wszystko... To nie pozostawało ci nic innego, jak rzeczywiście się zamknąć i doprowadzić sprawę do końca.

W ratuszu okazało się, że przesunęli waszą ceremonię w czasie i musieliście jeszcze trochę poczekać. Usiedliście zatem na korytarzu i cała czwórka nie odezwała się ani słowem - nawet Hange. Erwin zaczął cicho nucić i dygać nogą do rytmu. Doprawdy dziwne zjawisko.

— Dowódco, teraz wasza kolej — po czasie, którym zdawały się być całe wieki, jakiś pulchny dziadzio wyłonił się zza drzwi i oznajmił, że w końcu nadeszła wasza chwila.

Zanim przekroczyłaś próg komnaty, wziełaś głęboki oddech i ukradkiem popatrzyłaś na kaprala, który jak zwykle zdawał się być niczym niewzruszony. Rany... Rzeczywiście zbytnio się nie zmienił.

Na sali już czekał na was urzędnik oraz kilka innych osób, potrzebnych do całego przedsięwzięcia. Serce łomotało ci jak szalone.

Okazało się jednak, że strach miał tylko wielkie oczy. Po kilku słowach od prowadzącego, Erwin wręczył wam obrączki, o których kompletnie zapomniałaś. Nie wiedziałaś nawet, skąd w ogóle je wytrzasnął. Musieliście powtórzyć kilka słów przysięgi i podpisać potrzebne papiery. Nic innego od was nie wymagano. Do czasu... Gdy sędzia oficjalnie nie ogłosił was mężem i żoną. Po tych słowach zapadła grobowa cisza, w trakcie której słychać było bicie twojego serca. Blada jak ściana spojrzałaś na Erwina, który stał za Levi'em, aby wzrokiem poprosić go o podpowiedź, co powinnaś teraz zrobić. Blondyn dyskretnie ułożył usta w dzióbek, symbolizujący buziaka, a ty omal nie upadłaś...

Więc jednak miałaś rację! Co oznaczało... Że naprawdę musieliście się pocałować?!

Przeniosłaś spanikowany wzrok na grobową minę Levi'a, który stał niewzruszony. Serio?!

W pewnej chwili chwycił twoją dłoń i przysunął ją do swoich ust, składając na niej delikatny pocałunek. Wtedy rozległy się brawa zebranych. Odetchnęłaś z ulgą, że ten gest wystarczył.

— Wszystko poszło po naszej myśli, nikt się nie domyślił! — wykrzyknęła Hange, kiedy wsiadaliście do powozu, aby udać się w drogę powrotną. — Tylko ten całus... Mógł być trochę bardziej wiarygodny. Nie postarałeś się, Levi — dodała, a ciebie zalał rumieniec.

— Tch, nie potrzeba było robić większej szopki, żeby zamydlić oczy tym obdartusom z urzędu. Mają w głowach kupę łajna, zamiast mózgów — skwitował mężczyzna.

— To prawda... — westchnęła. — Jednak i tak mogłeś bardziej się postarać — uznała. — A teraz uczcijmy to wydarzenie — wykrzyknąła na nowo i spod siedzenia powozowego wyciągnęła zieloną butelkę.

— Skąd to masz? — Erwin wybałuszył oczy. — Przecież to wino dla...

— Już mówiłam, że mam swoje źródełko — odparła tajemniczo. — No już, [Imię], na pewno musisz to przepić — zwróciła się do ciebie.

— Naprawdę dziękuję, ale nie piję al... — nim zdążyłaś dokończyć, wepchnęła ci do ust dzióbek butelki, a kwaśny posmak połaskotał twoje gardło.

— Chociaż trochę, w celach zdrowotnych. Bycie żoną Levi'a będzie na pewno WIELKIM wyzwaniem — zachichotała, a następnie sama się napiła. Wspomniany mężczyzna natomiast siedział z rękoma skrzyżowanymi na piersi i patrzył w mijający krajobraz, jakby nic go nie ruszało.

Na szczęście Hange nie częstowała cię więcej winem. Tak naprawdę większość wypiła sama, uraczając blondyna jednym łykiem, który chyba i tak na niego podziałał, gdyż dostał delikatnych wypieków. Nie sądziłaś, że taka persona może być pokonana przez procentowy napój. Kiedy dojechaliście do kwatery, słońce powoli zaczęło zbliżać się ku zachodowi, co oznaczało że niewiadomo kiedy minął już cały dzień. Może to i lepiej.

Gdy powóz się zatrzymał, Erwin zajął się pijaną Hange, odprowadzając ją do łóżka.

Natomiast ty i Levi ruszyliście w swoją stronę.

— Nigdy bym nie pomyślała, że to może się tak skończyć — westchnęłaś, kiedy ten siłował się z kluczem w zamku.

— To znaczy? — mruknął.

— Ty... I ja... Jako mąż i żona? Nawet, jeśli to na niby, to i tak nie do pomyślenia. Wedle prawa jesteśmy połączeni — wyjaśniłaś.

— I co? Chcesz teraz obchodzić noc poślubną? — spytał.

— Daj spokój, nie o to mi chodzi — mruknęłaś zażenowana. — Z resztą, nieważne — porzuciłaś temat. — W każdym razie, jeszcze raz bardzo dziękuję ci za to, co dla mnie zrobiłeś. Obiecuję przez najbliższe trzy miesiące nie wchodzić ci w drogę — dodałaś, a następnie udałaś się do łazienki, w celu pozbycia się emocji z minionego dnia.

Mimo wszystko nie byłaś zmęczona. Pewna rzecz zaczęła kusić cię niemiłosiernie... Gdy i Levi poszedł wziąć kąpiel, otworzyłaś okno i wymknęłaś się przez nie, aby następnie wejść po pobliskiej drabinie na dach budynku. Usiadłaś na nim i przyciągnęłaś kolana do siebie. Zadarłaś wzrok ku górze. Niebo było bezchmurne, a księżyc zdawał się być jeszcze piękniejszy, niż poprzedniej nocy. Przez chwilę słyszałaś tylko nieskazitelną ciszę.

— Uważaj na nietoperze, paskudzą gorzej niż ptaki — usłyszałaś nad sobą. — I następnym razem zamknij za sobą okno, wpada przez nie pełno brudów — dodał.

— Nie umiem się przyzwyczaić... Czuję się taka wolna. Dziwne w końcu tego doświadczyć — przyznałaś, dochodząc do wniosku, że to naprawdę piękne uczucie.

— Powiesz mi w końcu, jak to się stało, że skończyłaś jako zabawka dla starych zboczeńców? — mruknął beznamiętnie.

— To... Dość żenująca historia, głupio mi o tym mówić — przyznałaś, czując róż na policzkach. — Nie jestem z tego dumna, Levi. Nie musisz mi tego wypominać.

— Nie wypominam. Chcę tylko poznać prawdę — odparł, a ty głośno westchnęłaś i oparłaś brodę o kolana. Głupio ci było o tym mówić, ale w końcu Levi chyba zasłużył na jakieś wyjaśnienia po tym, co dla ciebie zrobił.

— Krótko po waszym wyjściu na powierzchnię w Podziemiach zjawili się przedsiębiorcy ze stolicy. Jeden z nich podając się za lekarza, zaproponował mi wyjście i posadę. Zaślepiona wizją wydostania się, od razu się zgodziłam... Oszukał mnie, zamiast wyjść ze mną na powierzchnię, wraz z kompanami zaciągnął w jakiś zaułek. Broniłam się, ale ich było kilku, a ja jedna. Nawet twoje lekcje samoobrony na nic się zdały. Obudziłam się następnego ranka cała poobijana i poraniona. Nie miałam serca wrócić do pana Scotta po tym, jak cieszył się z tego, że uda mi się w stolicy. Poza tym... Wiedziałam, że wrócisz aby upewnić się, że mi się udało. Nie chciałam, abyś dowiedział się od kogokolwiek. Po tym incydencie straciłam chęci i nadzieję na to, że kiedykolwiek uda mi się uwolnić. Przez jakiś czas sama leczyłam przypadkowych ludzi w drugiej części miasta, ale praktycznie nie miałam z tego zarobku. Pewnego dnia spotkałam na ulicy pobitą dziewczynę, której pomogłam. Okazało się, że... No wiesz. Wkręciła mnie do biznesu gwarantując dobre pieniądze. Nie miałam wyjścia... Musiałam jakoś przeżyć, a to było jedynym wyjściem — na koniec wzruszyłaś ramionami. — Tyle z mojej historii — zakończyłaś. Czułaś potworny wstyd.

Levi siedział obok ciebie. Nie zauważyłaś nawet, kiedy się znalazł w takiej pozycji.

— Idiotko, gdybym wtedy tylko się dowiedział...

— Przestań, Levi. Mówiłam już, że tego właśnie chciałam uniknąć. Mogliście w końcu zacząć wieść normalne życie, o którym marzyliście. Twoje próby wyciągnięcia mnie na nic by się zdały, samemu ledwo ci się udało. Możliwe, że przez to sam byś znowu skończył w Podziemiach — wyjaśniłaś.

Mężczyzna przez moment patrzył na ciebie, jakby próbując zrozumieć twój tok myślenia.

— Tch — prychnął po chwili i pokręcił głową, wyrażając pogardę dla twojego zachowania. — Myślałem, że zajmując się medycyną masz trochę większy rozum.

— I właśnie dlatego nie chciałam ci mówić. Zawsze masz jakieś kazania i wykłady, zachowujesz się, jakbyś był moim ojcem — mruknęłaś.

— Ponieważ uważam to za szczeniackie. Nie zmieniny jednak przeszłości, przynajmniej teraz się postaraj myśleć, jak na twój wiek przystało — powiedział.

Popatrzyłaś na niego znudzonym wzrokiem i przewróciłaś oczami. Jednak z drugiej strony... Zrobiło ci się lepiej, gdy opowiedziałaś mu swoją historię. Mimo że robiłaś to z wielką gulą w gardle i niewyobrażalnym poczuciem wstydu, to jednak wyrzucając to z siebie poczułaś, jak z serca spada ci ogromny ciężar. Przez chwilę siedzieliście w ciszy.

— Kenny — powiedział nagle Levi.

— Co? — bąknęłaś, myśląc że zasnął i mówi przez sen.

— Tak miał na imię mężczyzna, który wtedy mnie zostawił. Pytałaś o to, więc ci odpowiadam — powiedział spokojnie.

— Zaraz — zmarszczyłaś czoło. — Więc jednak pamiętasz? Mówiłeś, że...

— Jak mógłbym zapomnieć zasmarkańca proszącego o naukę walki nożem, podczas gdy nie umiał utrzymać go nawet w ręce? — spytał.

— Bez przesady — oburzyłaś się. — Kim był dla ciebie Kenny?

— Sam nie wiem — wzruszył ramionami. — Pojawił się pewnego dnia i wyciągnął mnie z burdelu.

— Co robiłeś w burdelu? — zmarszczyłaś czoło. Levi nigdy ci o tym nie mówił, nawet gdy byliście bardzo blisko.

— Moja matka tam pracowała. Zmarła pewnego dnia na jakieś cholerstwo, gdyby nie Kenny, stało by się ze mną to samo — wyznał.

— Nigdy mi o tym nie wspominałeś — wymamrotałaś zszokowana. Gdy pytałaś go o te sprawy w podziemiach, zawsze unikał odpowiedzi.

— Tch, co tu dużo mówić? — wzruszył ramionami. — Idę spać, tobie też radzę. Mimo że jeszcze nie ma oddziału medycznego, rannych nigdy nie brakuje. Niedługo kolejna wyprawa za mury, więc będziesz miała co robić — powiedział i wstał, otrzepując tyłek. Chwila... Czy on właśnie usiadł na brudnym dachu?

— Ta, zaraz pójdę. Posiedzę jeszcze chwilę — odparłaś, ponownie opierając brodę na kolanach.

Chwila trwała jednak nieco dłużej. Nim się zorientowałaś, księżyc znajdował się już w nieco innym miejscu, a tobie powoli zaczęły zamykać się oczy. Był to ostateczny znak, żeby wrócić.

Zeszłaś z dachu i po cichu otworzyłaś okno, jednak po chwili przekonałaś się, że twoje starania względem ciszy nie były konieczne.

— Nadal cierpisz na bezsenność? — spytałaś, kiedy zastałaś mężczyznę popijającego herbatę. Levi nic nie powiedział. Popatrzył tylko na ciebie spod byka i wziął łyka czarnego napoju. — To musi być bardzo uciążliwe, myślałam, że gdy wyjdziesz na powierzchnię te problemy się skończą — westchnęłaś, przypominając sobie o jego problemach ze snem.

— Na początku przeszły... Ale później powróciły — mruknął bez wyrazu.

— Próbowałeś coś z tym zrobić? — spytałaś, gramoląc się do swojego łóżka, na co tamten tylko wzruszył ramionami. Głośno westchnęłaś. — Posiedzieć z tobą?

— Nie, zaraz mi minie. Kładź się i przestań już ględzić, to zadziała najlepiej — powiedział, a ty tylko prychnęłaś pod nosem.

Doszłaś do wniosku, że powrót musiał nastąpić po śmierci Farlana i Isabel, dlatego nie chciałaś ciągnąć tematu. Wpadłaś jednak na pomysł, który postanowiłaś zrealizować następnego dnia. Tamtej nocy już bez słowa położyłaś się do łóżka, a po chwili zasnęłaś.

🐦🐦🐦

Hejka!

Przychodzę z kolejnym rozdziałem, mam nadzieję że ta dłuższa przerwa was nie zniechęciła do śledzenia losów bohaterów :(

Pamiętajcie proszę o ⭐, jeśli rozdział się spodobał ^^

Do następnego!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro