🕶 10 ⎊ Kolacja

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Witam, znowu ożyłam, zaskoczyłam Was?

Zapraszam do czytania, dzisiaj bardzo długi rozdział, dedykowany calkiem-inne która regularnie molestowała mnie o nowy rozdział <3

---

Nie mogłem rozgryźć tego chłopaka. Zaczynałem się zastanawiać, czy może faktycznie nie oceniłem go zbyt szybko. Z trudem musiałem przyznać, że myliłem się co do jego umiejętności, więc może źle oceniłem także jego charakter? Z jakiegoś powodu przecież trzymałem go blisko siebie przed moją amnezją, a nie mogłem aż tak bardzo się zmienić. Z pewnością nie przychodził tutaj dlatego, że uwielbiałem dzieci, bo o tym jak ich nie lubiłem, krążyły już niemal legendy.

Jak właściwie wyglądała nasza relacja przed wypadkiem? Wszyscy twierdzili, że byliśmy ze sobą bardzo blisko, ale jaki to miało sens, skoro był tylko moim stażystą? Na początku sądziłem, że objął to stanowisko z powodu mojej wcześniejszej sympatii do niego, ale jego umiejętności temu zaprzeczały. Wszystko wskazywało więc na to, że polubiłem go już podczas stażu, więc dlaczego teraz nie działo się podobnie? Dlaczego sam jego widok tak bardzo mnie irytował, że za każdym razem zaczynała mnie boleć głowa? To było zupełnie bez sensu.

— Gotowy? — zapytała Pepper, wchodząc do pokoju. Jak zawsze była ubrana elegancko, jednak coś w niej sprawiało, że wyglądała niezwykle zjawiskowo. Sam nie potrafiłem stwierdzić, o co chodziło, może to była kwestia postawy, upięcia włosów, a może niezwykle obcisłej garsonki, która przylegała do jej ciała, podkreślając jej figurę i maskując nieliczne mankamenty w miejscach, gdzie była taka potrzeba.

— Prawie — odpowiedziałem, nadal lustrując ją wzrokiem, co z całą pewnością zauważyła, bo z lekkim uśmiechem podeszła do mnie, poprawiając kołnierz mojej koszuli. Natychmiast omiótł mnie zapach jej perfum, który z przyjemnością wciągnąłem do płuc. Kwiatowej woni towarzyszył inny cięższy, ale jednocześnie uwodzicielski zapach. Nie potrafiłem go z niczym skojarzyć, ale nie przeszkadzało mi to, żeby odczuwać pragnienie przyciągnięcia jej bliżej i zanurzenia się w tych doznaniach. — Ładne perfumy — mruknąłem zamiast tego, kiedy nasze oczy się spotkały i spojrzałem przelotnie na jej lekko rozchylone usta. W tej chwili wystarczył jeden jej gest, żeby zniknął cały mój upór, każący trzymać mi się od niej z daleka, jednak minęła ona bezpowrotnie, kiedy lekko odchrząknęła i odsunęła się o krok.

— Prezent — odpowiedziała z lekkim uśmieszkiem. — Od ciebie.

— Mam dobry gust — zażartowałem, domyślając się, że wybierała je sama i rozpiąłem górny guzik koszuli, czując się o wiele swobodniej. Uśmiechnęła się znowu z rozbawieniem, kręcąc lekko głową. — Wszystko już gotowe, a goście przyjdą lada chwila — poinformowała. — Rhodney też czeka już w jadalni.

— Wolałbym spotkać się z nimi w jakiejś restauracji — mruknąłem z grymasem.

— Dobrze wiesz, że nie powinieneś się na razie nigdzie publicznie pokazywać — powiedziała, wzdychając ciężko. — Poza tym tak jest łatwiej, niemal wszyscy jesteśmy na miejscu.

— Tak, wiem — mruknąłem niezadowolony i wyminąłem ją, idąc w stronę jadalni. Faktycznie wszystko czekało już tylko na przybycie gości, ale jak mógłbym w to wątpić, skoro za organizację odpowiadała Pepper? Zawsze była niezawodna.

— Tony nie zapomnij o lekach — upomniała mnie, idąc za mną, na co przewróciłem ostentacyjnie oczami i upewniając się, że na mnie patrzy, zażyłem tabletkę, popijając ją wodą. Pepper Potts – jak zawsze odpowiedzialna i niezawodna opiekunka.

Zauważyłem, że chciała zareagować na moje zachowanie, jednak przerwał jej dźwięk przybywającej windy. Rzuciła mi tylko ostrzegawcze spojrzenie i pospieszyła przywitać gości. Westchnąłem cicho i usiadłem na swoim miejscu, obok Rhodneya. Cyrk czas zacząć.

Po chwili wróciła rozpromieniona, trzymając Davida pod ramię i śmiejąc się z jednego z jego zapewne niesamowicie zabawnych żartów. Podniosłem brew, jednak zignorowała mnie i nawet się nie speszyła. Za nimi podążała dosyć drobna brunetka, rozglądając się dookoła z ciekawością. Wyglądała może na piętnaście lat, może więcej. Ciężko było mi to ocenić, nigdy nie byłem w tym dobry.

— To właśnie moja córka Samara — oznajmił David, kładąc dłoń, na jej ramieniu i lekko się uśmiechając.

— Sam — mruknęła cicho z grymasem na twarzy, poprawiając mężczyznę.

— Masz piękne imię i nie widzę powodu, żeby nie używać jego pełnej wersji — odpowiedział, nadal szeroko się uśmiechając, a dziewczyna przewróciła oczami, upewniając się najpierw, że na nią nie patrzy.

— Usiądźcie, proszę — wtrąciła Pepper, która najwidoczniej zauważyła napięcie pomiędzy tą dwójką. Spojrzałem jeszcze raz na dziewczynę, przyglądając jej się uważniej. Nie była ani ładna, ani brzydka, wyglądała raczej na taką, która stara się nie zwracać na siebie uwagi, jednak widać było, że o siebie dba. Jej śniada cera współgrała z czarnymi włosami, opadającymi swobodnie w delikatnych falach, a zaczesana na boki dłuższa grzywka, nadawała jej fryzurze pewnej lekkości. Jej brązowe oczy sunęły po pomieszczeniu z ciekawością, zatrzymując się wreszcie na mnie. Chociaż nie wyglądała jakoś zjawiskowo, roztaczała wokół aurę pewności siebie.

— Skąd pomysł wzięcia córki? — zapytałem Davida, dalej spoglądając na nią. — Nastolatka się tutaj zanudzi.

— Nalegała — odpowiedział z wymuszonym uśmiechem. — A ja nie umiem jej niczego odmówić, prawda, skarbie? — zwrócił się do niej ze śmiechem, a ona odwzajemniła go widocznie zażenowana.

— Co sprawiło, że wolisz się tu zanudzać, zamiast urządzać w domu wielką imprezę pod nieobecność ojca? — zapytałem nawet ciekawy jej odpowiedzi.

— Pan — odpowiedziała pewnie, a ja podniosłem brew, co nieco ją zmieszało. — Mam na myśli pana wynalazki — doprecyzowała. — Od dziecka pana podziwiam a z tego, co słyszałam, ma pan nastoletniego stażystę. Też chcę dostać się na to stanowisko — wyjaśniła pewnym mimo początkowego speszenia głosem, patrząc na mnie uważnie.

Musiałem przyznać, że nieco mnie zaskoczyła. Rzadko się zdarzało, żeby ktoś tak bezpośrednio mówił mi, czego ode mnie oczekuje. Zazwyczaj ludzie kręcili, jak mogli, w międzyczasie próbując wyciągnąć ze mnie jak najwięcej pieniędzy. Między innymi dlatego grono moich zaufanych przyjaciół było tak małe, chociaż z drugiej strony mogło to mieć też wiele wspólnego z moim charakterem. Podobało mi się jednak, że zamiast marnować mój czas na głupie gierki, od razu przechodziła do rzeczy, dobrze wiedząc, czego chce. Takich ludzi ceniłem.

— Nie szukam aktualnie stażysty — natychmiast odmówiłem. — Poza tym i tak pewnie nie zdołałabyś napisać testu. — Wzruszyłem ramionami, na co cicho prychnęła.

— Oczywiście, że go napiszę. Zrobiłabym to z zamkniętymi oczami — odparła z pewnością, a ja pokręciłem głową z rozbawieniem.

— Twoja wiara we własne możliwości jest naprawdę słodka, ale nie dałabyś rady dziecko.

— Założymy się? — zapytała z cwaniackim uśmieszkiem, bawiąc się swoim naszyjnikiem.

— Samara, chyba wystarczy — upomniał ją cicho David. — Bardzo za nią przepraszam — zwrócił się do mnie. — Gdybym wiedział, że to po to chciała tu przyjść, na pewno bym jej nie wziął — wytłumaczył, wzdychając.

— Stawiam pięć dolców, że nie rozwiążesz nawet połowy zadań — wypaliłem natychmiast, zupełnie ignorując mężczyznę. Dobrze wiedziałem, że chciała mnie sprowokować, ale w przeciwieństwie do niej, zdawałem sobie sprawę z poziomu trudności tego testu i tego, że nie zdoła go napisać.

— Zobaczymy — odpowiedziała z szerokim uśmiechem i puściła naszyjnik. Teraz mogłem się mu przyjrzeć bliżej i zaskoczeniem rozpoznałem w nim kwarc dymny. Ciekawy zbieg okoliczności.

— Samara tylko żartuje, prawda? — zapytał David, rzucając w jej stronę surowe spojrzenie, pod którym nieco się skuliła. — Zapewniam pana, że nie będzie...

— Zakład to zakład — przerwałem mu z grymasem, a Pepper przewróciła oczami, słysząc moje słowa. — Jak chce, to niech próbuje, jeśli napisze test na co najmniej dziewięćdziesiąt procent, może liczyć na miejsce na stażu — dodałem. — Takie mamy warunki przyjęcia — powiedziałem ze złośliwym uśmiechem, kierując go w stronę dziewczyny, która ku mojemu zaskoczeniu wydawała się teraz spokojniejsza. Doskonale wiedziałem, że nie ma szans na taki wynik. Musiałaby być tak genialna, jak ja.

— Oczywiście — odparł, uśmiechając się uprzejmie. — W końcu każdy marzy o takiej możliwości, prawda? — zapytał, a ja miałem dziwne wrażenie, że ma na myśli coś zupełnie odwrotnego. Dziewczyna słysząc to, uśmiechnęła się tryumfalnie.

— Kiedy mogę napisać test? — zapytała, odgarniając włosy za ucho.

— Jak dla mnie możesz nawet teraz. — Wzruszyłem ramionami. — Friday, mamy jakichś laborantów na dole? — zapytałem, nie spuszczając oczu z dziewczyny. Wyprostowała się nieco na krześle i miałem wrażenie, że próbuje ukryć swoje podekscytowanie.

— Tak — odpowiedziała sztuczna inteligencja.

— Niech ktoś tu przyjdzie — poleciłem, bacznie obserwując nastolatkę, która najwyraźniej była bardzo zadowolona z takiego obrotu sprawy. To było nieco zaskakujące, bo nie dawało jej w ogóle czasu na przygotowanie się do testu. Nie, żeby wiedziała, czego będzie dotyczył. Cała baza pytań była ściśle tajna, a sam test wykorzystywany był niezwykle rzadko i mało kto o nim wiedział, bo był zarezerwowany jedynie dla geniuszy, którzy z jakiegoś powodu nie mogli się pochwalić żadnym doświadczeniem. Większość stażystów dostawała się na staż, rekrutując się na podstawie swoich potwierdzonych umiejętności czy kwalifikacji.

Po chwilowej niezręcznej ciszy wszyscy zajęli się jedzeniem, a rozmowa zaczęła dotyczyć zwykłych, nudnych tematów zazwyczaj poruszanych na tego typu spotkaniach. Zamyśliłem się, nie zwracając uwagi na jej przebieg i wpatrywałem się w Pepper, rozpamiętując wcześniejszą sytuację. Dlaczego tak na nią reagowałem? Nawet teraz, kiedy widziałem, jak żartuje z Davidem jedyne, na co miałem ochotę, to zgnieść go jak karalucha i sprawić, żeby to z moich żartów się tak śmiała. Czy ja byłem zazdrosny? Przerażał mnie ten wniosek, ale najwyraźniej tak właśnie było. Czyżbym nie lubił Davida, tylko dlatego, że wydaje się kręcić zbyt blisko niej? Niemożliwe, nie jestem przecież aż tak prymitywny, to na pewno kwestia jego charakteru.

Z zamyślenia wyrwał mnie dopiero nieśmiało zaglądający do pomieszczenia laborant. Kątem oka zauważyłem, jak dziewczyna się prostuje i patrzy na mnie wyczekująco.

— Dzień dobry panie Stark — powiedział nieśmiało. — Friday przekazała, że chciał pan, żeby pojawił się jakiś laborant — dodał, wykręcając ręce. Czego on się spodziewał? Łamania kołem?

— Co, wypadła ci najkrótsza słomka? — zażartował Rhodney, widząc jego zdenerwowanie.

— Trzeba przygotować sale do przeprowadzenia testu na staż — rzuciłem do chłopaka, uśmiechając się lekko.

— Oczywiście panie Stark, kiedy? — zapytał, relaksując się.

— Teraz — odpowiedziałem, patrząc na niego jak na debila. Zamilkł, najwyraźniej zastanawiając się, czy jest sens się ze mną kłócić, po czym przytaknął z wahaniem.

— Oczywiście — powiedział po chwili. — Kto będzie go pisał i gdzie go znajdę? — dopytał.

— Ona — powiedziałem z lekkim uśmieszkiem, spoglądając na nastolatkę. Laborant wodził wzrokiem pomiędzy nami, jakby chciał się upewnić, że na pewno mnie dobrze zrozumiał.

— Rozumiem — powiedział po chwili. — W takim razie zapraszam za mną, panno...? — Spojrzał na nią pytająco.

— White — odpowiedziała z wyższością w głosie, a chłopak przytaknął.

— Ile to może potrwać? — zapytałem.

— Czas jest ograniczony do dwóch godzin, a samo przygotowanie sali powinno zając około dziesięciu minut — odpowiedział.

— Jasne — przytaknąłem. — Możecie spadać — dodałem i miałem ochotę zaśmiać się, kiedy zobaczyłem, jak dziewczyna rwie się do rozwiązania testu. Biedna, nie wiedziała jeszcze, co ją czeka. Było mi jej trochę szkoda, ale to przecież nie był powód, żeby ją zatrudnić. Zeskoczyła z krzesła, podchodząc do laboranta i nie zaszczyciła go nawet spojrzeniem, idąc prosto do windy, zupełnie jakby to ona tutaj dowodziła. Podobała mi się ta jej śmiałość, na kilometr było czuć, że zadziera nosa, ale ciekawy byłem ile z tego wszystkiego, jest tylko na pokaz. Czy faktycznie jest taka dobra, jak twierdziła? Była zbyt pewna siebie.

Jeden rzut oka na doktorka wystarczył mi, żeby stwierdzić, że nie był zbyt zadowolony z tego, co się wydarzyło i to było najbardziej zastanawiające. Dlaczego nie chciał, żeby jego córka wzięła udział w tym teście? Większość naukowców dałaby się za to pokroić. Chyba że spodziewał się, że przyniesie mu wstyd swoim wynikiem. To wydawało się bardzo prawdopodobne, bo przecież ile procent mogła uzyskać zwykła nastolatka? Dwadzieścia?

— Spokojnie i tak nie ma zbyt dużych szans — powiedziałem, uśmiechając się nieco złośliwie, a Pepper spojrzała na mnie z naganą.

— Obawiam się, że jednak ma — odparł. — Inteligencję akurat odziedziczyła po ojcu — powiedział, wzdychając, a ja zmarszczyłem brwi. Jeśli myślał, że on bez problemu napisałby ten test, to wiedziałem już, po kim odziedziczyła nadmierną pewność siebie. Pytania były na takim poziomie trudności, aby wyłaniać geniuszy, a on zdecydowanie się nie zaliczał do ich grona. Rhodney też spojrzał na niego dziwnie, ale nic nie powiedział.

— No nic. Przekonamy się już niedługo, prawda? — powiedziała ze śmiechem Pepper, próbując rozładować niemiłą atmosferę i posłała mi ostrzegawcze spojrzenie. Przewróciłem oczami, czując, jak znowu zbiera się we mnie niechęć do mężczyzny. Dodatkowo denerwowało mnie to, że rozmawiała z nim tak swobodnie. Czy nie powinni utrzymywać bardziej zawodowych relacji, zamiast mizdrzyć się do siebie nawzajem?

— Dam panu znać jak przyjdą wyniki — powiedziałem z wymuszonym, uprzejmym uśmiechem. Skinął głową, całkiem dobrze ukrawając swoje niezadowolenie tym faktem.

— A jak tam pana samopoczucie panie Stark? — zapytał uprzejmie.

— W porządku — odparłem krótko, nie chcąc wdawać się z nim w dłuższą dyskusję.

— Przypomniał sobie część rzeczy, ale niestety nie wszystkie — odpowiedziała za mnie Pepper, zerkając na mnie z naganą.

— To naprawdę wspaniale — ucieszył się David. — Czyli lek działa, tak jak powinien. Mogę zapytać, jak wiele wspomnień pan odzyskał?

— Niestety jedynie około roku z tego, co udało nam się ustalić — znowu odezwała się za mnie Pepper, co zaczynało mnie coraz bardziej irytować.

— To całkowicie normalne na początku leczenia i oznacza, że organizm dobrze na nie reaguje — odparł z szerokim uśmiechem. — Jakieś skutki uboczne?

— Ból głowy — mruknąłem, zanim Pepper zdążyła cokolwiek powiedzieć.

— Na skutek pomieszania ich z alkoholem — wtrąciła się mimo to, a ja rzuciłem jej zabójcze spojrzenie. Zachowywała się zupełnie, jakby była moją matką.

— Nie chce wnikać w pana życie prywatne, ale łączenie tych leków z alkoholem może być bardzo niebezpieczne — zaczął poważnym tonem. — To cud, że nie stało się panu nic poważnego, ale bardzo możliwe, że upośledził on działanie leku. W czasie terapii proszę się powstrzymać od picia, to jest naprawdę szkodliwe połączenie — mówił dalej pouczającym tonem. — I proszę wpaść do mnie na kontrole po każdym powrocie pamięci, to eksperymentalna terapia, więc musimy za każdym razem upewniać się, że nie wpływa negatywnie na pana mózg.

— Tak zrobię — mruknąłem. Oczywiście nie miałem tego w planach, ale mina Pepper dobitnie mówiła mi, że mnie do tego zmusi. To oznaczało tylko jedno — nie miałem zamiaru informować nikogo o moim ewentualnym następnym powrocie pamięci. Wszyscy przesadzali, skacząc wokół mnie, kiedy wszystko było ze mną w porządku. Może faktycznie picie alkoholu podczas zażywania leków nie było najlepszym pomysłem i raczej nie planowałem tego powtarzać, ale nie zamierzałem się nikomu z tego spowiadać. To była moja sprawa, co i kiedy robię i żadnemu zasranemu doktorkowi nic do tego.

— Sądzę też, że bardzo dobrym pomysłem będzie zapisanie się do jakiegoś psychologa — powiedział, a ja spojrzałem na niego zabójczym wzrokiem. — Mówię poważnie panie Stark, przy takich utratach pamięci nie jest łatwo funkcjonować na co dzień i przyda się panu każda pomoc. Chodzenie do psychologa to żaden wstyd — dodał, patrząc na mnie badawczo.

— On ma rację Tony, nie zabijaj go wzrokiem — powiedziała Pepper, a David uśmiechnął się do niej szeroko, znowu wywołując we mnie tę dziwną zazdrość.

— Przemyślę to — wycedziłem przez zęby. Wcale nie zamierzałem nigdzie iść, ale jedno zerknięcie na Pepper mówiło mi, że nie pozostawi mi wyboru w tej kwestii.

Na moje szczęście rozmowę przerwała wchodząca do pokoju nastolatka. Zmrużyłem oczy, obserwując, jak siada przy stole i rzuciłem wzrokiem na zegarek. Minęła niecała godzina. Niemożliwe, żeby dobrze to napisała. Pewnie oddała pustą kartkę albo napisała jakieś głupoty. Dzięki bogu to nie ja będę to sprawdzał. Spojrzałem na nią ze złośliwym uśmieszkiem, jednak zamiast zgodnie z moimi przypuszczeniami się speszyć, odpowiedziała mi tym samym.

— Jak test? — zapytałem niemal uprzejmie, na co uśmiechnęła się z dumą.

— Wspaniale — odpowiedziała z pychą, a ja podniosłem brew w niedowierzaniu.

— Uwierzę, jak zobaczę — stwierdziłem z rozbawieniem, na co wzruszyła ramionami.

— Jeśli nie chcesz, to nie wierz, przekonasz się prędzej czy później — odpowiedziała z błyskiem w oku i zabrała się za jedzenie. Miała tupet, a jej ego chyba przerastało ją samą. Pokręciłem głową w niedowierzaniu.

— Kwarc dymny? — zapytałem, zmieniając temat, kiedy spojrzałem na jej wisiorek. Przytaknęła, patrząc na mnie badawczo. — Obawiasz się wampirów energetycznych? — zapytałem nieco złośliwie i pogrążyłem się w dawnym wspomnieniu.

— Może ten? — zapytałem, wskazując na brązowy, półprzeźroczysty kamień. — Pasuje do twoich oczu.

— Na wampiry energetyczne? — przeczytała, marszcząc śmiesznie nos. — Chcesz mnie bronić przed samym sobą? — zapytała ze złośliwym uśmiechem.

— Bardzo zabawne — mruknąłem, przewracając oczami i rzuciłem sprzedawcy gotówkę, wręczając jej kamyk.

— Tutaj? — zapytała dziewczyna, wyrywając mnie ze wspomnienia. — Oczywiście, że tak — przytaknęła ze śmiechem. — Prawdę mówiąc spodziewałam się, że pan jest jednym z naczelnych wampirów energetycznych, zwłaszcza po tym, co mówił...

— Samara wystarczy — powiedział lodowatym tonem David i dziewczyna natychmiast umilkła, wyglądając na bardzo zmieszaną. — Najwyraźniej popełniłem błąd, pozwalając ci tu przychodzić — stwierdził już łagodniej.

— Przepraszam — wymamrotała i chociaż próbowała sprawiać wrażenie, że mówi szczerze, to doskonałe widziałem, że tak nie jest.

— Wybacz Pepper za tak wczesne zakończenie tej uroczej kolacji, ale moja córka nieco zapędza się w obrażaniu gospodarzy — powiedział, rzucając nastolatce groźne spojrzenie, na co ta zacisnęła usta i odwróciła się w drugą stronę, znowu bawiąc się swoim wisiorkiem.

— Nie wygłupiaj się, to przecież były tylko żarty — próbowała rozładować atmosferę Pepper.

— Żarty czy nie, nie powinna się tak odzywać — odpowiedział niezadowolony i odwrócił się w moją stronę. — Serdecznie pana przepraszam panie Stark, zapewniam, że to się nie powtórzy i dopilnuję, żeby więcej się tu nie pojawiła — powiedział uprzejmie.

— Chyba że faktycznie dostanie się na staż — zastrzegłem, na co wyraźnie się skrzywił.

— Nie wiem, czy to dobry pomysł — zaprotestował. — Nie będę wtedy w stanie zapanować nad jej niewyparzonym jęzorem — dodał, zerkając na nią zabójczym wzrokiem. Zauważyłem, że dziewczynie zrzedła mina i teraz wyglądała na naprawdę przerażoną.

— Nalegam — powiedziałem stanowczo. — Jeśli faktycznie zaliczyła test, jest geniuszem — dodałem — i chociaż osobiście w to nie wierzę, to wolałbym wtedy mieć ją na stażu. Naprawdę potrafię sobie radzić z bezczelnymi nastolatkami, nie mam pięciu lat. — Przewróciłem oczami z irytacją.

— Przemyśle to — odparł w końcu z grymasem i chwycił córkę za ramię, ciągnąc ją w stronę wyjścia. — Dziękuję za wspaniałą kolację — powiedział uprzejmie i po chwili zniknął za drzwiami, wcześniej żegnając się ze wszystkimi. Opadłem na krzesło, czując, że w końcu mogę się rozluźnić.

— Co o niej myślisz? — zapytałem siedzącego obok Rhodeya.

— Myślę, że na pewno ci się spodobała — odparł ze śmiechem. — Ma tak samo wysokie ego, jak ty i nie jest zbyt gadatliwa. Idealny stażysta dla ciebie.

— W sumie trochę szkoda, że nie będzie ze mną pracować, ale to niemożliwe, żeby tak szybko go rozwiązała — powiedziałem z zamyśleniem. — Nikt by tego nie zrobił tak szybko — mruknąłem, a Rhodney mi przytaknął. — Zauważyłeś, jak bardzo jej ojciec był niezadowolony z tego, że pisała ten test?

— Myślę, że trochę przesadzasz Tony, David po prostu nie chciał, żeby była niegrzeczna w stosunku do ciebie — wtrąciła się Pepper, cicho wzdychając.

— Nie Pepper, Tony ma racje — odezwał się Rhodney. — Też mi się wydaję, że było mu to wyraźnie nie na rękę — dodał zamyślony. — Tony może mieć wysokie ego, ale jest geniuszem i każdy naukowiec oddałby fortunę, żeby wziął jego dziecko na staż. To nie jest normalne.

— I ten jego tekst o inteligentnym ojcu. — Skrzywiłem się. — Facet ma naprawdę tupet, skoro myśli, że udałoby mu się napisać ten test — zaśmiałem się, a Pepper przewróciła oczami z irytacją.

— Idę stąd, bo jeszcze udzieli mi się twoja pyszałkowatość — powiedziała, wzdychając i rozpięła spinkę na włosach, pozwalając im swobodnie opaść na ramiona. Zapatrzyłem się lekko, obserwując ją uważnie. Moim zdaniem tak wyglądała jeszcze lepiej. — Nie siedźcie za długo.

— A ty co, moja matka? — zapytałem, krzywiąc się.

— Najwyraźniej potrzebujesz kogoś do opieki, skoro nie potrafisz trafić do własnej sypialni — odparowała, wychodząc. Rhodney natychmiast zwrócił się w moją stronę, patrząc na mnie z zaskoczeniem.

— Ty i ona nie...? — zapytał, zawieszając głos i patrząc na mnie znacząco, a ja westchnąłem z irytacją. — Żartujesz! — krzyknął ze zdziwieniem. — Ale dlaczego?

— A jak tam twoje życie seksualne James? — zapytałem, mrużąc oczy i specjalnie używając jego imienia.

— Okej, łapię, nie moja sprawa — powiedział, wycofując się. — Ale to oczywiste, że mimo amnezji na siebie lecicie. Stary Tony już dawno by to wykorzystał.

— Stary Tony — odparłem, krzywiąc się — chętnie by ją przeleciał, ale ona liczy na coś więcej, a to byłoby już kłopotliwe — dodałem, wzdychając. — Lepiej zmieńmy temat. Znalazłeś cos nowego w związku z moim wypadkiem?

— Niestety — powiedział, markotniejąc. — Albo to był faktycznie wypadek, albo bardzo dobrze zacierają za sobą ślady — dodał, marszcząc brwi.

— A coś o tej nowej organizacji? — zapytałem o drugą sprawę, która spędzała mi sen z powiek.

— Też nic. — Pokręcił głową. — Ale wyraźnie mają cię na celowniku. Nie powinieneś się wychylać — poradził. Westchnąłem z irytacją. Miałem dość tego ciągłego poczucia uwięzienia we własnym domu.

— Wspaniale — powiedziałem ironicznie. — W takim razie idę do warsztatu, skoro to najwyraźniej jedyna rozrywka, do jakiej mam prawo — odburknąłem i chociaż wiedziałem, że to nie jego wina, wyszedłem z pomieszczenia, nie czekając na jego odpowiedź.

---

3443 słowa

Trochę poleciałam z długością, zresztą nie tylko z długością, bo od wrzucenia ostatniego rozdziału minął już prawie miesiąc. 😱 Dlatego postanowiłam, że od teraz będę starała się wrzucać rozdziały co piątek, a jeśli będzie inaczej będę Was o tym informowała na tablicy. W międzyczasie będę też publikować kolejne rozdziały Wrong numbera, ale nie ukrywam, że to opowiadanie traktuję priorytetowo, chociaż wiem, że wielu osobom może się to nie spodobać 😅 To by było na tyle z ogłoszeń pariafialnych.

Jak się Wam podoba postać Samary i co o niej na razie sądzicie?

Do następnego kochani <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro