🕸 11 🕷 Obietnice

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Witajcie i zapraszam do kolejnego rozdziału, tym razem perspektywa Peterka :)

---

Obudziłem się, czując rozlegający się wokół aromat smażonego bekonu. Odetchnąłem głęboko i przewróciłem się na drugi bok, nie mając siły wstawać z łóżka. Byłem wyczerpany i nie było w tym nic dziwnego, zważając na to, jak obfite w emocje były ostatnie dni. Sama sytuacja z panem Starkiem doprowadzała mnie niemal do załamania nerwowego, a do tego dochodziła jeszcze niedawna sprawa z Nedem, dziwne zachowanie MJ i kłótnia z Pepper sprzed paru dni. Moim zdaniem w tych okolicznościach całkiem normalne było, że w sobotni poranek nie miałem najmniejszej ochoty ruszyć się z ciepłego łóżka, nawet czując ten niesamowity zapach.

— Czy nasza śpiąca królewna w końcu wstanie? — zapytała May, opierając się ramieniem o futrynę i bawiąc się trzymaną w ręce łopatką do odwracania bekonu. Spojrzałem na nią z lekkim grymasem i szybko naciągnąłem kołdrę na głowę.

— Nie — jęknąłem, wtulając się w poduszkę, a po chwili poczułem, jak siada obok mnie i delikatnie zsuwa kołdrę z mojej głowy.

— Co się stało Pete? — zapytała zmartwiona, a ja jęknąłem w duchu i zmusiłem się do uśmiechu. Jeszcze brakowało mi, żeby zaczęła się o mnie martwić.

— Wszystko w porządku — odpowiedziałem, najpewniej jak umiałem. — Po prostu jestem zmęczony, zaraz wstanę — dodałem z wymuszonym uśmiechem, ale nie wyglądała na zbyt przekonaną.

— Zawsze możesz wszystko mi powiedzieć, wiesz o tym, prawda? — zapytała zmartwiona, a ja szybko przytaknąłem. — Wiem, że nie jestem twoją matką, ale gdyby coś się działo, zawsze ci pomogę. Nie chcę cię w żaden sposób ograniczać, po prostu się o ciebie martwię — dodała, przeczesując delikatnie moje włosy, a ja przytaknąłem, rzucając jej wdzięczne spojrzenie.

— Jasne May, dzięki — uśmiechnąłem się. — To tylko zmęczenie, to był naprawdę długi tydzień. Już wstaje, nie masz się czym martwić — dodałem, a ona spojrzała na mnie badawczo, dłuższy czas mierząc mnie wzrokiem, zanim wstała, kiwając głową i cicho westchnęła, kierując się z powrotem do kuchni.

Odetchnąłem głęboko i w końcu wygrzebałem się z kołdry, żeby się ogarnąć. Nie ważne jak bardzo bym chciał, nie mogłem przecież leżeć bezczynnie, ludzie nadal potrzebowali Spider-Mana. Ostatnio nie miałem na to zbyt wiele czasu i starałem się wychodzić na patrole chociaż wieczorami, więc to był dobry moment, żeby trochę nadrobić zaległości w tym zakresie. Dzisiaj na szczęście mogłem to zrobić bez żadnych podejrzeń, wystarczyło tylko, że powiem May, że idę do Neda.

***

— Karen, masz coś dla mnie? — zapytałem, lądując na dachu.

— Jakieś dwie przecznice stąd trwa właśnie napad na bank — odpowiedziała, a ja aż gwizdnąłem z wrażenia. Wyglądało na to, że wreszcie trafiła mi się jakaś grubsza akcja.

Poderwałem się z miejsca, huśtając się na miejsce zgodnie ze wskazówkami i bezszelestnie przysiadłem na dachu naprzeciwko banku, żeby ocenić sytuację. Dzięki Karen bez żadnego problemu wiedziałem, że łącznie jest czterech napastników, z czego jeden stoi na czatach. Wszyscy mieli w rękach dziwaczną broń, która przypominała mi trochę tą od Toomesa. Zmarszczyłem brwi, przyglądając się jej z niepokojem. Czy to możliwe, żeby jakoś wydostał się z więzienia, czy to tylko jacyś jego naśladowcy? Mając w pamięci śmiercionośny potencjał tej broni, wiedziałem już, że będę musiał szczególnie uważać, zwłaszcza że w środku byli zakładnicy.

Szybko obezwładniłem czujkę, jednocześnie zalepiając mu usta, żeby nie wydał żadnego dźwięku i przykleiłem go do ściany. Wszedłem na sufit, powoli poruszając się w głąb budynku tak, żeby nie zwrócić niczyjej uwagi. Obserwowałem chwilę pozostałą trójkę, czekając na dobrą sposobność do ataku i z zaskoczeniem zauważyłem, że bardzo łagodnie obchodzą się z zakładnikami, tak jakby nie chcieli ich za bardzo wystraszyć. Uprzejmi złoczyńcy — tego jeszcze nie grali. Dwóch z nich napełniało torby, a trzeci pilnował zakładników. Wszyscy mieli w rękach tę dziwną broń i obawiałem się, że jeśli teraz zacznę z nimi walczyć, to podobnie jak wtedy, kiedy spotkałem się z nią po raz pierwszy, oberwą niewinni ludzie. W tamtej sytuacji na szczęście nikt nie ucierpiał, poza lokalem pana Delmara, ale teraz było tu pełno ludzi i nie mogłem ryzykować walki w takim miejscu.

Całe szczęście moje wahanie okazało się zbawienne, bo mężczyzna pilnujący dotąd zakładników, zaniepokojony brakiem kontaktu z tym pilnującym wejścia, postanowił sprawdzić, co się stało, a zastąpił go jeden z tych napełniających torby. To przegrupowanie pozwalało mi wyeliminować ich po kolei, bez wzbudzania żadnych podejrzeń, jednak musiałem działać szybko.

Bezgłośnie wylądowałem za plecami tego pilnującego zakładników, wywołując parę okrzyków zaskoczenia, jednak obezwładniłem go, zanim zdążył się zorientować, przylepiając go do ściany i próbowałem jednocześnie gestem uciszyć coraz głośniej zachowujących się ludzi. Tego nie przewidziałem. Drugi napastnik najwyraźniej słysząc całe to zamieszanie, przybiegł z sejfu, jednak zanim zdążył zareagować, udało mi się go unieruchomić i uciszyć. Już miałem odwracać się z dumą, kiedy poczułem dreszcz przechodzący po moich plecach i zrobiłem szybki unik, ledwo unikając wystrzelonej we mnie wiązki energii. Co to za broń do cholery? Odwróciłem się szybko, zauważając, że ich kolega już wrócił i mierzy do mnie, obserwując mnie uważnie. Cholera, a miało być tak pięknie.

— Piękny mamy dzień nieprawdaż? — zapytałem z uśmiechem. — Wspaniały dzionek na rabowanie banków.

— Nie chcę tu skrzywdzić nikogo oprócz ciebie — powiedział napastnik, cały czas do mnie mierząc i chociaż był zamaskowany, mogłem przysiąc, że szeroko się uśmiecha.

— Jestem tego samego zdania — zaśmiałem się lekko, robiąc krok w jego stronę z uniesionymi rękoma. — Więc może wypuścilibyśmy tych zakładników? — zaproponowałem.

— Żebyś mógł mnie bez problemu znokautować? — zapytał kpiąco. — Nie ma mowy. Ty masz super moce, a ja moje własne sztuczki — dodał lekkim tonem.

— Współpracujecie z Toomsem? — zapytałem, chcąc odwrócić jego uwagę i jednocześnie poleciłem Karen wezwać policję.

— Chyba nie myślisz, że jestem taki głupi, żeby zdradzać ci teraz moje motywacje? — zaśmiał się. — To nie jest jakaś walka z bossem rodem z anime albo jakiejś gry — zakpił.

— Szkoda, zaoszczędziłbyś mi wiele pracy — powiedziałem zawiedziony. — No i zaliczyłbym już bajkę na dobranoc.

— Musisz sam odrobić lekcje Spider-Manie.

— Mam jakiś konkretny termin na oddanie pracy? — zapytałem z uśmiechem. — Muszę zapisać w kalendarzu, bo zawsze zapominam.

— Już dawno minął — zaśmiał się. — Za późno się do tego wziąłeś i przyjdzie ci za to wiele zapłacić — zaśmiał się paskudnie, a ja zmarszczyłem brwi. Za późno? Co miał na myśli? Nie miałem zbyt wiele czasu, żeby się nad tym zastanowić, bo z wejścia dobiegł krzyk:

— Stój! Policja!

Napastnik odwrócił zdezorientowany głowę dosłownie na ułamek sekundy, co skrzętnie wykorzystałem, natychmiast wytrącając mu broń z ręki. Chwilę później usłyszałem wystrzał i z przerażeniem patrzyłem, jak jego ciało bezwładnie upada na podłogę. Podbiegłem do niego spanikowany, z ulgą zauważając, że żyje, jednak skrzywiłem się lekko, na widok paskudnej rany postrzałowej na jego kolanie.

— Co wy do cholery robicie?! — krzyknąłem z frustracją w stronę policji. — Był bezbronny!

— Nie wtrącaj się do naszej pracy owadzie — rzucił z niechęcią jeden z policjantów, patrząc na mnie wrogo.

— Pająki to nie owady — powiedziałem z irytacją. — Należą do grupy pajęczaków.

— Pójdziesz z nami — zarządził, przewracając oczami i wymierzył do mnie z broni, zupełnie ignorując mój wcześniejszy komentarz.

— Nie wydaje mi się — powiedziałem buntowniczo, wpatrując się prosto w lufę pistoletu. Byłem przyzwyczajony do tego, że ktoś do mnie mierzy, ale nie do tego, że robi to ktoś, kto powinien być raczej po mojej stronie. — Nigdzie nie idę, zostawiłem żelazko na ogniu — mruknąłem, oceniając moje szanse ucieczki.

— To nie była prośba — odwarknął nerwowo. — Jesteś aresztowany za zakłócanie porządku publicznego i działalność przestępczą.

— Słucham? — spytałem z niedowierzaniem, zastanawiając się, jak bardzo niestosowne w tej sytuacji byłoby parsknięcie śmiechem. — Ale wiecie, że właśnie wam pomagam tę przestępczość zwalczać?

— Od tego jest policja, a nie koleś latający w piżamie — odpowiedział i spojrzał się na mnie, krzywiąc się. — Stwarzasz zagrożenie. Dla siebie i wszystkich wokół.

— Likwiduje zagrożenie — poprawiłem go. — To była bardzo miła pogawędka panowie, ale naprawdę muszę już lecieć — powiedziałem, strzelając siecią w sufit i fartem unikając wystrzelonego w moją stronę pocisku. Szybko ruszyłem w stronę wyjścia, unikając kolejnych strzałów. — I to nie jest żadna piżama! — rzuciłem jeszcze z oburzeniem, wydostając się w końcu z budynku.

Nie oglądając się za siebie, czym prędzej dostałem się na swój ulubiony dach i przysiadłem, sprawdzając, czy na pewno nikt mnie nie śledził. Dopiero kiedy się upewniłem, nieco się odprężyłem i zacząłem to wszystko analizować. To, że najwyraźniej zaczęła mnie ścigać policja, było niewielkim problemem, bardziej martwiło mnie to, co powiedział tamten złodziej. Co miał na myśli, mówiąc, że jest za późno? Nigdy wcześniej ich nie widziałem i z tego, co się orientowałem, ostatnio nie było żadnych innych napadów na bank, więc wyglądało na to, że to pierwsza ich tak duża akcja. Jak więc miałem ich wcześniej powstrzymać i przed czym? Czułem, że cos jest nie tak i zupełnie mi się to nie podobało. Musiałem jak najszybciej obgadać to z Nedem.

Szybko wyciągnąłem telefon, dając mu znać, że zaraz u niego będę i nie czekając na odpowiedź, pohuśtałem się w stronę jego domu. Zazwyczaj wchodziłem oknem, ale tym razem jakieś dziwne przeczucie sprawiło, że postanowiłem przebrać się uliczkę dalej i wejść normalnie drzwiami.

— Stary wreszcie jesteś — powiedział Ned, otwierając mi drzwi. — Już myślałem, że totalnie zapomniałeś.

Spojrzałem na niego ze zdziwieniem.

— Zapomniałem? Ale o czym?

— Żartujesz sobie ze mnie? — zapytał z niedowierzaniem. — Umawialiśmy się dzisiaj na oglądanie filmu z MJ. Coś ci świta?

— O boże — powiedziałem nagle, patrząc na niego z przerażeniem. — Naprawdę zapomniałem. Jak mogłem zapomnieć? — zapytałem czując, jak ogarnia mnie zażenowanie.

— Mnie nie pytaj — mruknął Ned, wzruszając ramionami i otworzył szerzej drzwi.

— Ona już tu jest — szepnąłem spanikowany, patrząc na buty w przedpokoju. — Stary nie mogę jej się tak pokazać — powiedziałem nerwowo, wskazując na moje ciuchy, które nosiłem zazwyczaj tylko po domu.

— O Parker — usłyszałem głoś dochodzący zza Neda. Czyli to by było na tyle, jeśli chodziło o mój plan szybkiej ewakuacji. — Wreszcie. Pospieszcie się, bo nie mam całego dnia — powiedziała, przewracając oczami.

— Cześć MJ — przywitałem się, jąkając i niezręcznie podniosłem dłoń do góry.

— Cześć przegrywie — rzuciła, patrząc w moją stronę. — Niezła stylówka — dodała, omiatając wzrokiem moje lekko podniszczone spodnie dresowe i rozciągniętą w praniu bluzę.

— Wiesz, będziemy oglądać film, więc chciałem, żeby było mi wygodnie — wyjaśniłem, używając pierwszej lepszej wymówki, jaka przyszła mi do głowy, a w myślach wyzywałem się od najgorszych kretynów.

— Fajnie — powiedziała z obojętną miną i odwróciła się, wracając do pokoju. — Ruszcie tyłki — rzuciła jeszcze, zanim zniknęła za drzwiami, a ja spojrzałem na Neda, totalnie spanikowany.

— Stary mam strój w plecaku — szepnąłem do niego z przerażeniem. — Co jak będzie chciała tam zajrzeć?

— Zwariowałeś? — odpowiedział ze śmiechem. — Przecież nie będzie ci grzebać po plecaku. Lepiej chodź, bo wygląda na to, że ona serio nie ma za wiele czasu — dodał i pociągnął mnie w stronę salonu.

— Twojej mamy nie ma? — zapytałem ze zdziwieniem, próbując się uspokoić.

— Nie, wraca dopiero jutro — odpowiedział, siadając na kanapie i zostawiając mi do wyboru jedynie miejsce pośrodku, czyli pomiędzy nim, a MJ. Usiadłem nieśmiało, ostrożnie przysuwając się w stronę oparcia, jednak w ciągłej gotowości, żeby zerwać się z miejsca, a plecak położyłem obok stołu, tak żeby był dla mnie dobrze widoczny.

— Biegłeś tutaj? — zapytała MJ, patrząc na mnie badawczo.

— Nie, czemu? — zapytałem zaskoczony.

— Śmierdzisz potem — powiedziała, wzruszając ramionami, a ja się zaczerwieniłem. Brawo Peter, no to zrobiłeś na niej cudowne wrażenie. — Nie, żeby mi to jakoś bardzo przeszkadzało — dodała szybko, odwracając wzrok, a ja spojrzałem na nią z zaskoczeniem. To było całkiem miłe z jej strony. — Włączmy już, muszę być w domu za dwie godziny.

— Nie możesz zostać dłużej? — wypaliłem, zanim dobrze to przemyślałem.

— Nie — odpowiedziała krótko i po jej minie zauważyłem, że nie chce drążyć tego tematu, więc pokiwałem tylko głową. Ned chwycił pilota i odpalił film, a ja spojrzałem z zaskoczeniem na ekran.

— Oglądamy horror? — zapytałem, patrząc na przyjaciela z pretensją.

— Pomysł MJ — odpowiedział, wzruszając ramionami.

— Coś nie tak? — zapytała, przekrzywiając głowę.

— Nie, nie wszystko spoko — odpowiedziałem szybko. Nie chciałem, żeby zorientowała się, że przeraża mnie coś tak trywialnego, jak zwykły horror, zwłaszcza że wiedziałem, jak bardzo je uwielbia. To było dość ironiczne, bo jako Spider-Man nie raz mierzyłem się z przerażającymi rzeczami, a kiedy widziałem duchy na ekranie telewizora, byłem przerażony. Szybko zauważyłem, że ten opowiadał o opętaniach. No wspaniale. To było jeszcze gorsze niż stare poczciwe duchy. Cudownie Peter, trzecia tego dnia wtopa na oczach MJ.

— Jak bardzo chcesz, możemy włączyć coś innego — zaproponowała po chwili, a Ned spojrzał na nią oburzony.

— A jak ja zaproponowałem Gwiezdne Wojny, to się nie zgodziłaś — powiedział z grymasem. MJ nieco się zmieszała, ale wzruszyła tylko ramionami, nie komentując tego w żaden inny sposób.

— Nie no, spoko, to przecież tylko film — zaśmiałem się nerwowo. — To nie tak, że się boję, czy coś — powiedziałem, siląc się na pewny ton.

— Jak wolisz — odpowiedziała MJ, przygryzając lekko wargę i spojrzała na mnie, jakby zupełnie mi nie wierzyła, ale po chwili odwróciła się w stronę ekranu, nie zwracając na mnie uwagi.

Westchnąłem głęboko, starając się uspokoić i wpatrzyłem się w ekran. Musiałem być twardy i pokazać jej, że wcale się nie boję. Poczułem, jak przepełnia mnie determinacja, żeby udowodnić w jej oczach, że jestem jej warty i odpowiednio męski, jednak tak szybko, jak się pojawiła, tak szybko zniknęła. Z każdą kolejną sceną czułem się coraz gorzej i ledwo powstrzymywałem się przed nerwowym podskakiwaniem, jedynie zamykając mocno oczy na mocniejszych scenach. Miałem nadzieję, że tego nie widzi, ale z drugiej strony nie byłem głupi. To było oczywiste, że to zobaczy. W końcu niemal kuliłem się na kanapie, w napięciu spoglądając od czasu do czasu na ekran i starając się utrzymać oczy otwarte. W pewnym momencie zaskoczony sceną na filmie przesunąłem rękę, trącając ramię MJ, co natychmiast sprawiło, że spojrzała na mnie, marszcząc dziwnie brwi.

— Przepraszam — powiedziałem, jąkając się, a ona tylko uśmiechnęła się lekko i odwróciła się w stronę ekranu. Może jednak dobrze udawałem i nie zauważyła, jak bardzo się boję? Moje przemyślenia przerwał jednak nagły dotyk na mojej dłoni i niemal podskoczyłem ze strachu, zanim zdałem sobie sprawę z tego, że to ręka MJ. Zamarłem, nie chcąc się poruszyć nawet milimetr w obawie, że ją spłoszę i cofnie dłoń, ale nie mogłem powstrzymać się od lekkiego uśmiechu. Byłem pewny, że zrobiła to przypadkowo, jednak mimo to sam fakt, że mogłem skupić się na cieple jej dłoni, sprawił, że cały film wydawał mi się o wiele mniej straszny.

Po chwili ku mojemu zdziwieniu przesunęła dłoń, splatając palce z moimi, na co sapnąłem zaskoczony. Nie za wiele o tym myśląc, pogładziłem ją kciukiem i zamarłem w oczekiwaniu na to, że ją cofnie, jednak nic takiego się nie stało. Zerknąłem na nią kątem oka, ale siedziała wpatrzona w ekran, zupełnie nie zwracając na mnie uwagi. Może zrobiła to odruchowo, bo sama się bała? Szybko jednak odrzuciłem tę myśl, kiedy usłyszałem jej głośny śmiech przy kolejnej makabrycznej scenie. Ta wariatka zdecydowanie czerpała radość z oglądania takich filmów. To było nieco przerażające, ale to była jedna z tych rzeczy, które mi się w niej podobały. Była naprawdę wyjątkowa.

Ciekawe czy odsunęłaby się, gdybym się do niej przytulił?

Szybko skarciłem się za samą myśl. Na pewno nie powinienem próbować takich rzeczy. To było bardziej niż oczywiste, że by się odsunęła. Na pewno zauważyła, że się boje i jako dobra przyjaciółka postanowiła mnie trochę pocieszyć, a ja nie powinienem sobie za dużo wyobrażać.

Kiedy film wreszcie się skończył, odetchnąłem z ulgą. Miałem wrażenie, że dzisiejszej nocy już nie zasnę. Nasze dłonie były dalej splecione, ale ani ja, ani ona nie poruszaliśmy tego tematu. Ja nie chciałem, żeby zabrała dłoń, a ona pewnie zupełnie o tym zapomniała. Tak przynajmniej przypuszczałem, mimo że byłoby to całkiem zaskakujące, biorąc pod uwagę, jak bardzo spociły się przez ten czas. To było jednocześnie trochę obleśne i przyjemne, jednak nie zamierzałem jej puszczać, dopóki ona się nie odsunie. Chciałem wypalić sobie to wspomnienie w umyśle i wspominać je za każdym razem, kiedy dopadnie mnie zły humor.

Po krótkiej rozmowie na temat filmu i paru znaczących spojrzeniach od Neda, które oboje starannie ignorowaliśmy, wyjęła komórkę, sprawdzając godzinę i nieznaczenie zbladła.

— Muszę już wracać — powiedziała niezbyt zadowolona i wstała, wreszcie uwalniając nasze dłonie. Natychmiast poczułem, jak zaczyna brakować mi jej dotyku.

— Może cię odprowadzę? — zaproponowałem z nadzieją i nietypową jak na mnie odwagą, kiedy wkładała już buty.

— Potrafię sama trafić do domu — odpowiedziała urażona, a ja się zaczerwieniłem.

— Wiem, że potrafisz — odpowiedziałem, jąkając się i natychmiast zacząłem tłumaczyć: — Chodziło mi tylko...

— Wiem, droczę się tylko — przerwała mi ze złośliwym uśmieszkiem. — Ale nie trzeba — dodała, poważniejąc. Pokiwałem głową, nie chcąc się więcej odzywać, żeby nie wyjść na jeszcze większego kretyna i po chwili stałem, wpatrując się tęsknie w drzwi, za którymi zniknęła.

— Stary — powiedział Ned, lekko odchrząkując. — Nie chcę ci przerywać tej romantyczniej chwili z klamką, ale po co do mnie przyszedłeś, skoro zapomniałeś o filmie? — zapytał, wytrącając mnie z zamyślenia. Spojrzałem na niego z oburzeniem, ale po chwili dotarło do mnie, o co pytał.

Cholera! Toomes i jego broń. Przez to wszystko zupełnie o tym zapomniałem.

— Mamy problem — powiedziałem, odwracając się w stronę Neda. — Znaczy, ja mam — sprecyzowałem, marszcząc brwi. — Toomes chyba wrócił.

— Co ty gadasz? — zapytał z zaskoczeniem Ned. — Ale przecież on wie, kim jesteś! — wykrzyknął.

— Dlatego mnie to martwi — przyznałem z grymasem, kierując się do salonu i siadając na kanapie.

— Przecież wszyscy możemy być teraz w niebezpieczeństwie. Powinieneś od razu pogadać o tym ze Starkiem — powiedział z przejęciem w głosie, siadając obok mnie. — Skoro zna twoją tożsamość, może zaatakować każdego z nas.

— Wiem Ned, ale jak niby mam pogadać o tym ze Starkiem, skoro on mnie nienawidzi? — zapytałem ze zrezygnowaniem. — Nawet nie będzie chciał mnie słuchać.

— To pogadaj o tym z Potts — zaproponował natychmiast. — Stary, nawet MJ jest teraz w niebezpieczeństwie — dodał, widząc moje wahanie. — Naprawdę chcesz, żeby coś stało się jej, albo twojej cioci?

— Oczywiście, że nie chcę — jęknąłem. — Ale co ona może zrobić? — zapytałem z niechęcią. — Nie jest superbohaterem, nie ma specjalnych mocy, przecież w żaden sposób was nie ochroni — zaprotestowałem.

— Ale może przekonać do tego Starka — odparował Ned. — Peter, tutaj chodzi o nasze bezpieczeństwo — powiedział poważnie. — Nie bądź głupi i pogadaj z nią — dodał. Westchnąłem pokonany i przytaknąłem. — Obiecujesz? — upewnił się.

— Obiecuję — potwierdziłem, uśmiechając się słabo.

— Zawsze wiedziałem, że jesteś inteligentny — pochwalił mnie, klepiąc przyjacielsko po plecach. Zmusiłem się do uśmiechu, ale nie byłem zbyt zadowolony. Ned przesadzał. Nie wiedzieliśmy, czy to na pewno Toomes, a nawet gdyby to był on, to już dawno by wykorzystał wiedzę o mojej prawdziwej tożsamości. Skoro jeszcze tego nie zrobił, to była raczej nikła szansa na to, że będzie chciał to zrobić później. Wiedziałem, że tylko niepotrzebnie zmartwię Pepper, ale skoro już mu obiecałem, to nie zamierzałem złamać danego mu słowa.

Pora na małą wycieczkę do wieży.

---

3141 słów

Jak myślicie, o co chodzi z Toomsem i całym tym napadem?

Następny rozdział na pewno wrzucę we wcześniejszych godzinach w piątek, bo wieczorem lecę na maraton horrorów, żeby pośmiać się jak MJ :DDD

Do następnego <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro