🕶 18 ⎊ Podejrzenia

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

— To jest twój nowy pokój — powiedziałem, otwierając drzwi i wpuszczając tam Harleya. Oparłem się o futrynę, marszcząc brwi ze zdziwienia, kiedy zobaczyłem wnętrze. Z tego, co pamiętałem, ten pokój był nieużywany i znajdowały się w nim tylko podstawowe meble, a teraz wyglądał na zamieszkany. I to na dodatek przez jakiegoś dzieciaka.

Harley chodził po wnętrzu, uważnie przyglądając się w zdumieniu wszystkim rzeczom, a jego szczególną uwagę przyciągnęła wielka wystawa klocków Lego, rozłożona na dwóch półkach stojącego w rogu regału.

— Jesteś pewny, że ten pokój nie należy do twojego sekretnego syna? — zapytał, unosząc brew.

— Nie mam syna — odpowiedziałem z grymasem, wchodząc i siadając na łóżku. Od razu moją uwagę przykuło zdobienie drzwi i ściany nad biurkiem. Pajęczyny i pająki, a to wszystko przeplatane gdzieniegdzie kolorem niebieskim i czerwonym. Jak subtelnie. Czyli to o to chodziło temu dzieciakowi, kiedy spojrzał na mnie z takim wyrzutem. Tylko czemu nic mi nie powiedział? — Podoba ci się? — zapytałem, odpędzając niechciane myśli.

— Tak, ale...

— W takim razie to twój pokój i bez dyskusji — przerwałem mu, próbując stłumić ukłucie poczucia winy, które moim skromnym zdaniem było zupełnie bezpodstawne. To moja wieża i mogłem robić tutaj, co tylko chciałem. Harley spojrzał na mnie niepewnie, nie wyglądając na przekonanego.

— Wolałbym pokój, który sam mogę ozdobić — zaczął marudzić.

— Bierzesz ten, czy wolisz kwaterę pod mostem? — zapytałem niezadowolony, może nieco zbyt ostro.

— W porządku staruszku, nie unoś się. — Podniósł ręce w geście poddania. — Ale jak w końcu wypuścisz swojego sekretnego syna z piwnicy, to oddam mu ten pokój — mruknął, rozglądając się niepewnie dookoła. — Nie podoba mi się to. Mam wrażenie, jakby jego duch miał mnie straszyć w nocy za karę. — Wzdrygnął się, pocierając ramiona. Przewróciłem oczami.

— Nie wydziwiaj, bo oddam cię do przytułku — mruknąłem, wstając z łóżka i kierując się w stronę drzwi. — Albo zamknę cię w celi obok mojego sekretnego syna — dodałem, wychodząc.

— Ha! Wiedziałem!

— Jak chcesz kolacje, to sam ją sobie zrób! — krzyknąłem z lekkim uśmieszkiem, nie oglądając się za siebie i wszedłem do windy, nie czekając na jego odpowiedź.

Musiałem przyznać, że z wiekiem Harley stał się jeszcze bardziej gadatliwy niż w moich wspomnieniach, chociaż kiedyś wydawało mi się to nieprawdopodobne. Z tego, co pamiętałem, chłopak miał potencjał i chciałem go sprawdzić, włączając go w jakiś mój projekt. Nie miałem tylko pojęcia, co zrobić wtedy z tym całym Peterem. A może jednak to był Pietro? Zmarszczyłem brwi w zamyśleniu. Tak, chyba jednak miał na imię Pietro. To co dzisiaj zrobił, było całkiem imponujące i pokazywało, że miał potencjał, tylko czy ja chciałem się z nim użerać? Podejrzewałem, że nawet jak pozwolę mu ze sobą pracować, to będzie w milczeniu wykonywał wszystkie moje rozkazy, a od tego miałem Dum-E. Harley przynajmniej był żywszy i rzucał cały czas jakimiś pomysłami i nawet jeśli były totalnie absurdalne, to zmuszały do myślenia i analizy projektu.

Wyszedłem z windy, automatycznie kierując się w stronę warsztatu. Ostatnio spędzałem tam stanowczo zbyt wiele czasu, a nawet czasami sypiałem. Tym razem jednak szedłem tam w konkretnym celu — musiałem sprawdzić, jak poszedł test tej dziewczynie od doktorka. Byłem pewny, że nie zdała, bo Friday z pewnością by mnie o tym poinformowała, ale byłem ciekawy, ile punktów udało jej się uzbierać.

Szybko wyszukałem jej pracę i zamarłem ze zdumienia. Dziewięćdziesiąt dwa procent. Najwyraźniej jakimś cudem udało jej się przekroczyć wymagany próg. I to w niecałą godzinę. Dla pewności odświeżyłem stronę, ale liczba uparcie widniała na ekranie komputera, jakby śmiejąc mi się prosto w twarz. Dlaczego nic o tym nie wiedziałem, skoro wyniki powinny być dostępne już od wczoraj?

— Friday? Czemu nie poinformowałaś mnie, że ta dziewczyna zdała test? — zapytałem ze zdziwieniem.

— Zgodnie z regulaminem panna Wright potrzebuje zgody rodzica, która nie została udzielona — odparła sztuczna inteligencja, a ja potarłem brodę w zamyśleniu. Jeszcze nikt nie zdobył takiego wyniku i to w tak krótkim czasie. Otwarłem plik z jej testem i czytałem go ze zdumieniem. Nie zrobiła jedynie jednego zadania, mimo że starała się za nie zabrać, a w paru innych popełniła małe błędy. Wyglądało na to, że byłem otoczony genialnymi nastolatkami. Tylko dlaczego odnosiłem wrażenie, że ostatnio moja wieża zamieniła się w przedszkole?

Z całą pewnością nie obchodziła mnie opinia tego bufona – musiałem ją mieć na stażu. Skoro była zdolna, a na dodatek przejawiała wszystkie cechy, które ceniłem u potencjalnego stażysty, zamierzałem zrobić wszystko, żeby przekonać tego dupka. Gdyby ktoś mi wcześniej powiedział, że sam będę chciał, żeby jakiś dzieciak dla mnie pracował, to wysłałbym go na przymusową konsultację psychiatryczną.

Na razie musiałem zająć czymś myśli, bo z racji późnej godziny, nadętego gogusia na pewno nie było już w pracy. Moje myśli zaprzątało tyle spraw, że nie było to wcale takie trudne. Cały czas nie dawała mi spokoju kwestia przyczyny mojego wypadku. Nie wierzyłem, żeby to był zwykły zbieg okoliczności – nie po spotkaniu z Kapitanem. Niestety strzępy informacji, które posiadałem, nie pozwalały mi na sklejenie całości, a moja amnezja wcale w tym nie pomagała. Czy ta cała śmieszna organizacja miała z tym coś wspólnego? Po rozmowie z Nat wiedziałem, że ich głównym celem było pozbycie się ulepszonych jednostek. Uważali, że wszyscy, którzy bawią się w superbohaterstwo, przyciągają tylko niepotrzebne kłopoty i dodatkowe zniszczenia. Musiałem przyznać, że mieli w tym trochę racji, a najlepszym tego przykładem było stworzenie Ultrona i wszystko, co wydarzyło się w Sokovii. Mimo to z pewnością nie upoważniało ich to, do podejmowania tak drastycznych działań. Myśleli, że jak wyeliminują wszystkich bohaterów, to na świecie nagle zapanuje pokój? Jeśli tak to byli bezmyślnymi kretynami.

Raven Shield może i miało powód, żeby mnie ścigać, ale skąd mieliby wiedzieć, że właśnie wtedy będę jechał samochodem? Jedyną osobą, której wtedy powiedziałem, że wychodzę była Pepper.

Zamarłem.

Nawet mi ta myśl wydawała się absurdalna, ale czy w ten sposób wszystko nie nabierało sensu? Dziwna wiadomość, którą podobno wysłałem do Rhodneya, a o której nie pamiętał, jej uporczywe twierdzenie, że to on za tym stoi, a wreszcie jej pozycja w firmie i wiążące się z nią przywileje, gdyby nagle mnie zabrakło. Tylko dlaczego od razu mnie nie zabiła? Szybko jednak znalazłem odpowiedź i na to: nie byliśmy jeszcze małżeństwem i nie opłacało jej się to finansowo. Być może odkryłem coś, co planowała przede mną ukryć, a co sprawiłoby, że chciałbym z nią zerwać, dlatego postanowiła zaaranżować wypadek i unieruchomić mnie, dopóki czegoś nie wymyśli. Amnezja była jej z pewnością na rękę, zwłaszcza że z jej punktu widzenia, byłaby pierwszą osobą, która by się dowiedziała, że odzyskuje wspomnienia.

Wydawało mi się, że dobrze ją znam. Ciężko mi było uwierzyć, że mogła się tak bardzo zmienić przez te dwa lata, których nie pamiętałem, ale niczego nie mogłem być pewien. To było najprostsze wytłumaczenie jej dziwnego zachowania i wiecznych pretensji. W naszym związku musiało się już od dawna nie układać. Jednego tylko nie potrafiłem zrozumieć – skoro współpracowała z tymi kruczymi idiotami, to o co chodziło z tym dzieciakiem? Nie wiedziała, że jest Spider-Manem? A może była dla niego miła tylko po to, żeby zachować pozory? Jak bardzo wyrachowana była w tym, co robiła?

Jakkolwiek sytuacja się nie przedstawiała, to skoro za wszystkim stali oni, dzieciak raczej nie był w kręgu podejrzanych. Mimo że wkurzał mnie niemiłosiernie, mogłem założyć, że sam był w niebezpieczeństwie. Nie, żebym zamierzał cokolwiek z tym robić. To nie była moja sprawa.

Ledwo udało mi się powstrzymać przed podskoczeniem na krześle, kiedy usłyszałem obok siebie głos Harleya:

— Nudzi mi się — wyjęczał niezadowolony i po chwili usiadł naprzeciwko mnie, niemal kładąc się na biurku.

— To się rozbierz i pilnuj ubrań — mruknąłem zirytowany.

— Powiedziałbym, że mój ojciec też tak mówił, ale wyszedł po mleko, jak miałem jakieś sześć lat, więc w sumie nie pamiętam — powiedział, robiąc smutną minę.

— Znowu próbujesz brać mnie na litość? — Popatrzyłem na niego zażenowaniem. — Dobrze wiesz, że na mnie to nie działa. Jak tu w ogóle wlazłeś?

— Zawsze warto spróbować — wymamrotał pod nosem. — Zostawiłeś otwarte drzwi — wytłumaczył, zerkając w kierunku wejścia.

— To nie znaczy, że możesz tu tak włazić. — Spojrzałem na niego ostro.

— Pukałem, ale nie zwracałeś uwagi. — Wzruszył ramionami i podniósł się z blatu, odchylając się niedbale do tyłu na oparciu krzesła.

— Po co tu przylazłeś? — zapytałem, wzdychając ciężko. Czułem, że inaczej nie da mi spokoju.

— Mówiłem ci już, nudzi mi się — powtórzył. — I jestem głodny.

— Chcesz kolację, to ją sobie zrób, nie jestem twoją niańką — burknąłem i postanowiłem go ignorować, wracając wzrokiem do komputera.

— Nie możesz zamówić pizzy? — zaczął marudzić. — Jesteś b-o-g-a-t-y — przeliterował. — Stać cię na pizzę, a ja potrafię spalić wodę w garnku. Uwierz, nie chcesz mnie w swojej kuchni — zaznaczył, spoglądając na mnie z lekkim uśmieszkiem. Wzniosłem oczy ku niebu, zastanawiając się, o czym ja w ogóle myślałem, kiedy pozwoliłem temu dzieciakowi tu zostać, jednak jego ton dał mi jasno do zrozumienia, że chyba faktycznie nie chcę go w swojej kuchni. No, chyba że planowałbym kiedyś ekspresowy remont.

— Friday, zamów to, co zawsze — powiedziałem niechętnie.

— Dorzuć jeszcze frytki! — krzyknął rozpromieniony Harley, a ja przewróciłem oczami.

— Zrobione. Zamówienie dotrze za około godzinę — odpowiedziała sztuczna inteligencja.

— To co robimy? — zapytał z szerokim uśmiechem chłopak, opierając się na łokciu i wpatrując się we mnie uważnie.

— Ja pracuję, a ty idziesz do swojego pokoju — burknąłem, otwierając hologram z planem zbroi.

— Och, daj spokój. — Machnął niedbale ręką. — Dobrze wiem, że chcesz, żebym ci pomógł, nie musisz ukrywać swoich prawdziwych uczuć Tony, jesteś dla mnie jak otwarta księga.

— Czyżby? — zapytałem, podnosząc brew.

— Oczywiście — potwierdził. — Ale spokojnie nie zdradzę cię — dodał, puszczając mi oczko, a ja spojrzałem na niego z jeszcze większą konsternacją na twarzy. Gdzie on się uchował? Sam już nie wiedziałem, czy on tak zachowuje się na poważnie, czy chce w ten sposób ukryć jakieś swoje kompleksy. Nie zamierzałem jednak za wiele nad tym rozmyślać. Teraz miałem ważniejsze rzeczy do roboty, więc postanowiłem zignorować irytującą mnie parę wlepionych we mnie oczu i ich właściciela. Ten jednak nic sobie z tego nie robił, przerywając po chwili błogą ciszę:

— Jak przepniesz ten kabel tutaj, to będziesz miał mniejsze zużycie mocy — powiedział, wskazując na konkretne miejsce na hologramie.

— Tak, ale wtedy może powstać zwarcie tutaj — zaprotestowałem, przybliżając miejsce, o którym mówiłem. Zmarszczył brwi i kiwnął głową.

— Faktycznie — przyznał. — Chyba że zastosujesz inne połączenie tutaj, wtedy te dwa kable będą na zupełnie innej ścieżce — powiedział tryumfalnie. Przyjrzałem się uważnie i z zaskoczeniem stwierdziłem, że chłopak może mieć racje. Szybko wprowadziłem zmiany, nakazując Friday przeprowadzić symulację.

— Spadek mocy o dwa procent — wydała werdykt, a ja się cicho zaśmiałem.

— Coś ci nie wyszło panie elektryk — zakpiłem, a on wzruszył ramionami.

— Przynajmniej próbowałem — mruknął lekko zażenowany. — Ktoś mi kiedyś powiedział, że bez błędów nigdy nie stworzy się czegoś dobrego.

— Mądry gość. — Uśmiechnąłem się delikatnie, doskonale wiedząc, że to moje słowa.

— Może nie najmądrzejszy, ale ujdzie — stwierdził bezczelnie, a ja zmrużyłem oczy.

— Widzę, że bardzo chcesz stąd wyjść.

— Dobra, już nie będę, obiecuję — powiedział ze śmiechem, podnosząc obie dłonie w geście poddania. — Przecież wiesz, że cię kocham.

Odchrząknąłem lekko zakłopotany, ale nic nie odpowiedziałem. Spojrzał na mnie nieco dziwnie, ale po chwili milczenia wróciliśmy do prób ulepszenia mojego projektu. Musiałem przyznać, że pracowało mi się z nim całkiem nieźle, chociaż jego pomysły bywały nieraz absurdalne. Czułem, jakbym robił to od dawna i to znajome uczucie ukoiło moje nerwy, jak niemal nic innego w ciągu ostatnich tygodni. Podświadomie zacząłem się zastanawiać, czy właśnie tak czułem się podczas wspólnego projektowania z tym całym Percym, zanim utraciłem wspomnienia? Właśnie to sugerowały wszystkie obejrzane przeze mnie nagrania, a jeśli to rzeczywiście była prawda, to zaczynałem go powoli rozumieć. Przejście z takiej zażyłości, do relacji, w której podejrzewałem go na każdym kroku, musiało być dla niego ciężkie. Przez chwilę zrobiło mi się go żal, ale szybko otrząsnąłem się z tych myśli. To nie ja byłem odpowiedzialny za jego dobre samopoczucie. Nie ja go wychowywałem. To była rola jego ciotki. To w niej powinien szukać oparcia, a nie we mnie. Nie byłem mu nic winny. Nie mogłem jednak nic poradzić na kiełkujące we mnie poczucie winy.

— Pizza została dostarczona — poinformowała Friday i zanim zdążyłem cokolwiek zrobić, Harley poderwał się z miejsca, radośnie biegnąc w stronę wyjścia. Pokręciłem z niedowierzaniem głową. Tak było nawet lepiej, przynajmniej ja nie musiałem po nią iść.

Po chwili wrócił, niosąc dwa olbrzymie pudełka pizzy. Zdziwiony podniosłem brew, patrząc na niego.

— Friday co to ma być? — zapytałem, marszcząc brwi.

— Pana zwyczajne zamówienie. Duża pizza capricciosa z dodatkowymi oliwkami i duża pizza hawajska — odpowiedziała, a ja spojrzałem na pudełka w szoku.

— A gdzie moje frytki? — krzyknął oburzony Harley, patrząc się w górę, zupełnie jakby spodziewał się tam zobaczyć Friday.

— Nie jest pan uprawniony do modyfikacji zamówień, panie Keener.

— To nie fair — burknął nadąsany, a ja uśmiechnąłem się rozbawiony. Dobrze mu tak.

— W moim zwykłym zamówieniu była pizza hawajska? — zapytałem, wracając do ważniejszej dla mnie kwestii. — Przecież ja nienawidzę ananasa!

— Pizza hawajska była dodana na pana prośbę dla Petera Parkera.

— Czyli to jednak jest twój syn! — krzyknął tryumfalnie Harley, kiedy przełknął kawałek pizzy, którą zaczął już pochłaniać.

— Nie jest — zaprzeczyłem z irytacją.

— Zamówienie mówi inaczej — zauważył wszechwiedzącym tonem, wskazując na pizzę, a ja westchnąłem, masując sobie skronie. Zdecydowanie będę potrzebował dzisiaj dobrych tabletek przeciwbólowych. — To jego pokój... — szepnął po chwili ze zrozumieniem. — To dlatego był na mnie zły! Wkopałeś mnie na minę! — krzyknął oskarżającym tonem. — Nie lubię, jak ludzie mnie nie lubią za coś, co nie jest moją winą.

— Nie wkopałem cię na żadną minę, sam nie wiedziałem, że to jego pokój — mruknąłem, mając coraz bardziej dość całej tej sytuacji. — I to nie jest mój syn — powtórzyłem z naciskiem.

Serio, upadłem już tak nisko, żeby tłumaczyć się jakiemuś dzieciakowi? Z drugiej strony doskonale wiedziałem, że nie da mi cholernego spokoju, póki chociaż częściowo nie zaspokoję jego ciekawości.

— Jak to nie wiedziałeś? Zupełnie nic z tego nie rozumiem. Masz syna, który jak twierdzisz, nie jest twoim synem, ale ma pokój w twoim własnym domu, a ty tego nie pamiętasz? Co ty masz już sklerozę starczą? Alzheimer cię łapie? Kupić ci jakieś tabletki na pamięć?

— Zabawne — mruknąłem, krzywiąc się. — Miałem wypadek i cierpię na amnezję, uciekło mi jakieś dziesięć lat — wyjaśniłem krótko, zaczynając jeść pizzę.

— To dlatego się do mnie nie odzywałeś! — krzyknął zaskoczony. — Myślałem, że obraziłeś się, bo nazwałem cię starym prykiem — mruknął pod nosem. — Ale chwila... Skoro nie pamiętasz dziesięciu lat, to jakim cudem pamiętasz mnie?

— No popatrz, amnezja nie jest wieczna. Zaskakujące.

— Wow... — Spojrzał na mnie z podziwem, a ja popatrzyłem na niego jak na kretyna. — Dobra to było dziwne, przyznaje — powiedział po chwili. — Ale czaisz, jakby ktoś chciał cię po prostu w ten sposób uciszyć, czy to nie jest zajebiste? Pomyśl tylko, mógłbyś udawać, że nie odzyskałeś żadnych wspomnień i obserwować reakcję innych ludzi, kiedy pytałbyś ich o wydarzenia, o których już wiesz, a oni nie wiedzieliby, że ty wiesz. Przecież w ten sposób mógłbyś od razu sprawdzić, czy ktoś cię okłamuje. Miałbyś wszystkich na talerzu! — dokończył z fascynacją.

— Nie do końca — westchnąłem. — Skoro nie pamiętam wszystkiego, to nawet nie wiem, komu mogę ufać.

— No to musisz tylko poczekać, aż sobie wszystko przypomnisz. — Wzruszył ramionami. — Może serio kupię ci jakieś ziółka na pamięć, co? Są też specjalne dla takich staruszków jak ty — Uśmiechnął się bezczelnie.

— Przymknij się i jedz pomiocie szatana.

— To o co chodzi z tym twoim synem? — zapytał, zupełnie mnie ignorując. — Adoptowałeś go czy coś? Czemu go ukrywasz? Jest w moim wieku? Czy...

— Nie dasz mi spokoju co? — przerwałem mu z rezygnacją, na co uśmiechnął się bezczelnie i pokręcił głową. — Wygląda na to, że znam go od niecałych dwóch lat, ale nie pamiętam tego okresu — mruknąłem w końcu.

— Musi mu być ciężko — zauważył, nieco poważniejąc.

— A mnie nie żałujesz? — zapytałem z oburzeniem.

— Jesteś dorosły, przeżyjesz. — Przewrócił oczami. — Daj mi inny pokój, nie chcę, żeby wydrapał mi oczy — zażądał.

— Nie ma opcji, śpisz w tamtym, masz tam wszystko, czego potrzebujesz — powiedziałem naburmuszony.

— Jeśli chcesz mojej śmierci w porządku — zaczął dramatyzować, kładąc dłoń w okolicy serca. — Załatw mi jakąś fajną trumnę, może być w Spider-Mana.

— Jeszcze czego — prychnąłem. — Dostaniesz najtańszą, pozbijaną byle jak z desek, a jak już cię pochowają, zatańczę na twoim grobie.

— Jak wolisz, przynajmniej ktoś będzie mnie odwiedzał. — Wzruszył ramionami, kończąc jeść. — Jestem tak obżarty, że więcej nie zmieszczę — jęknął. — Jakim cudem zjadaliście to w dwójkę?

— Najwyraźniej ma szybki metabolizm — mruknąłem, myśląc o tym, co Harley mówił wcześniej na temat Spider-Mana.

— Mówiłeś, że go nie pamiętasz!

— Bo nie pamiętam, wnioskuję tak po ilości pizzy, która została — wyjaśniłem z irytacją i zagapiłem się na pozostałości hawajskiej. Przez krótką chwilę miałem wrażenie, jakby obok Harleya siedział jeszcze jeden chłopak, uśmiechając się nieśmiało. "To za dużo panie Stark" — usłyszałem cichy głos w mojej głowie, jednak wizja ta zniknęła niemal tak szybko, jak się pojawiła. To było dziwne. Jeszcze nigdy nic takiego mi się nie zdarzyło, zazwyczaj powrót wspomnień wiązał się z bólem głowy. Potarłem skronie, wzdychając ciężko i przypomniałem sobie, że nie brałem dzisiaj moich leków. Wstałem, kierując się do szafki i przełknąłem tabletkę, próbując ignorować niemal przewiercające mnie na wylot spojrzenie Harleya.

— Czyli jednak bierzesz już jakieś ziółka na pamięć? — zapytał z rozbawieniem.

— Ta — mruknąłem. — Jak się najadłeś, to idź spać, smarku — zarządziłem i spojrzałem na niego podejrzliwie, kiedy wstał posłusznie i przeciągnął się, ziewając.

— Przyjdziesz mnie utulić do snu, tato? — zapytał, znowu próbując robić smutną minę.

— Nie przeginaj.

— Jeszcze kiedyś przyjdziesz — powiedział ze śmiechem. — Dobranoc — rzucił, wychodząc na korytarz.

— Dobranoc — mruknąłem cicho za nim. Nie byłem nawet pewny, czy mnie usłyszał.

Oparłem głowę na dłoni, wpatrując się tępo w ekran monitora. Co to miało być? Wspomnienie? Dlaczego w ten sposób? Bez bólu? I dlaczego towarzyszyło temu poczucie tęsknoty? Nie potrafiłem zrozumieć moich własnych uczuć. Naprawdę aż tak dbałem o tego dzieciaka? Jakim cudem? Ja, Tony Stark, samowystarczalny miliarder? Nie dawało mi to spokoju.

Czułem, że dzisiejszej nocy nie zasnę. Nie dość, że pokazało mi się te dziwne wspomnienie, to jeszcze dręczyła mnie cała ta sprawa z Pepper. Ciężko mi było w to uwierzyć, ale to było jedyne sensowne wytłumaczenie. Tylko ona miała motyw i sposobność.

— Friday, pokaż mi nagrania z monitoringu, z czasu kiedy wybiegałem z wieży w dniu mojego wypadku — mruknąłem pod nosem. Musiałem sprawdzić, czy naprawdę mówiłem jej coś o wiadomości do Rhodesa.

— Niestety nagrania zostały wykasowane — odpowiedziała Friday, a ja spojrzałem na komputer ze zdziwieniem. 

— Przez kogo? — zapytałem, chociaż wiedziałem, że możliwa jest tylko jedna odpowiedź.

— Przez Anthony'ego Starka.

To mogło oznaczać tylko dwie rzeczy. Albo wydałem taką dyspozycję zaraz przed wypadkiem, albo Pepper i ten, kto jej pomagał, grzebali w moich systemach zabezpieczeń. Żadna z tych opcji mi się nie podobała.

— Wyświetl mi wszystkie nagrania, na których jest Pepper Potts z dnia przed wypadkiem — nakazałem i złapałem się za głowę, widząc ilość plików. Czekała mnie długa noc. Miałem tylko nadzieję, że owocna.

---

3179 słów

Uff w końcu jestem, udało się. Czuję się już dużo lepiej i mam nadzieję, że będzie tak jak najdłużej.

Co sądzicie na razie o Harleyu? Jestem bardzo ciekawa Waszych odczuć :D

Jak pisałam gdzieś w komentarzach, Pepper nie będzie miała łatwo z Tonym XD

Do następnego <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro