🕶 30 ⎊ Podobieństwa i różnice

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Rozdział sprawdzany pobieżnie, żeby mógł do Was trafić nieco szybciej, więc za ewentualne błędy przepraszam. Jak coś zauważycie to piszcie śmiało!

Zapraszam <3

---

Westchnąłem zirytowany, odchylając się gwałtownie na krześle. Od ataku minęło już dobrych parę dni, a sprawca nadal był nieuchwytny, zupełnie jakby rozpłynął się w powietrzu. Wyglądało na to, że nie popełnił choćby jednego błędu i nie mieliśmy żadnego punktu zaczepienia. Prawdę mówiąc, wiedziałem niewiele więcej niż na samym początku i niebywale mnie to irytowało. Nową poszlaką było jedynie to, że dzieciak natknął się kiedyś w wieży na człowieka z tatuażem tej organizacji. To potwierdzało tylko moje wcześniejsze podejrzenia i sprawiło, że zacząłem jeszcze uważniej przypatrywać się Pepper. Mimo że jeszcze nic na nią nie znalazłem, była dla mnie podejrzanym numer jeden. Na domiar złego nie dowiedziałem się też niczego na temat tajemniczego doktorka-czarodzieja. Dokopałem się jedynie do tego, że był światowej klasy neurochirurgiem i przeszedł operację rąk, która uniemożliwiła mu dalszą pracę w zawodzie. Same bzdety, niewarte mojej uwagi. Byłem ciekaw, jakie jeszcze tajemnice skrywa ten człowiek. Co było jego prawdziwą motywacją?

Na ten i inne tematy, na razie mogłem jedynie gdybać, a to zdecydowanie mi się nie podobało, podobnie jak to, że ostatnio moja wieża zamieniła się w przedszkole, choć powoli zaczynałem się do tego przyzwyczajać. Zazwyczaj starałem się ich ignorować, ale odkryłem, że lubię rozmowy z tą całą AJ. Dziewczyna była całkiem inteligentna i miała cięty język, a dzieciak miał naprawdę szczęście, że miała go na oku, bo co do tego nie miałem żadnych wątpliwości. Nawet ślepy by zauważył, że coś do niego czuje. Najwyraźniej to dzięki niej zaczął dogadywać się z Harleyem, co było mi bardzo na rękę, bo wreszcie miałem trochę spokoju.

Właściwie, od kiedy w wieży pojawił się dzieciak, paradoksalnie zrobiło się tu jeszcze ciszej. Powinno mnie to cieszyć, a sprawiło jedynie, że zacząłem zwracać na niego większą uwagę. W przeciwieństwie do Harleya unikał mnie na każdym kroku i miałem wrażenie, że poza stażem i odwiedzinami u cioci nie wychodzi ze swojego pokoju. Mieszkał tu już tydzień, a częściej niż dzieciaka, widywałem jego przyjaciół. Czy to możliwe, że się mnie bał? Ta myśl niespodziewanie mnie zabolała, chociaż logicznie na to patrząc, nie powinno mnie to dziwić. Od samego początku dawałem mu znać, że za nim nie przepadam i teraz zbierałem tego żniwo. Wszystko, co dotyczyło tego dzieciaka, sprawiało, że miałem mętlik w głowie. Z jednej strony, choć ciężko było mi się do tego przyznać, chciałem spędzać z nim czas, a z drugiej jego obecność nadal powodowała u mnie nieznośny ból głowy, który sprawiał, że stawałem się zgryźliwy. To raczej nie były dobre podstawy do budowania zdrowej relacji, więc może było lepiej, że mnie unikał.

Codziennie upewniałem się jedynie, że jest w wieży, je wszystkie posiłki i chodzi spać o normalnych porach, ale czułem, że to za mało. Ciekawił mnie i chciałem, żeby patrzył na mnie z takim podziwem jak kiedyś. Czasami puszczałem sobie nagrania, które znalazłem kiedyś na komputerze i zastanawiałem się, czy dobrze zrobiłem, usuwając tamto, gdzie nazwał mnie tatą. Szybko jednak odganiałem od siebie te myśli. Nigdy nie byłbym dobrym ojcem, a dzieciak za bardzo się mnie teraz bał, żeby czerpać jakąkolwiek radość z przebywania ze mną.

Ostatnio wyglądał na bardzo przygnębionego i wcale mnie to nie dziwiło. Przez swój własny błąd omal nie stracił swojej jedynej rodziny. Myślałem, że rzuci się w pogoń, żeby się zemścić, przygotowałem się nawet psychicznie na odpieranie jego argumentów, jednak zupełnie niepotrzebne. Nie pisnął o tym nawet słówkiem i cały tydzień spędził w wieży bez żadnego protestu. Nawet informacje o odkryciu szpiega przekazywał niepewnie, tak jakby bał się, że go wyśmiejemy, albo każemy mu wracać do pokoju i nie wtykać nosa w nie swoje sprawy. To wiele ułatwiało, ale jednocześnie było też bardzo podejrzane. Może tak naprawdę knuł coś za plecami wszystkich? Sam nie rozumiałem, dlaczego się tego obawiam, ale nie chciałem, żeby w coś się wplątał.

Miałem mętlik w głowie i dalej nie uporządkowałem swoich uczuć. Coraz bardziej zacząłem przekonywać się do dzieciaka. Kiedy tylko przestałem być do niego uprzedzony, zauważyłem, że faktycznie jest cholernie inteligentny i nie dziwiło mnie już ani trochę, że był moim stażystą. Znajomości, czy nie, byłem pewien, że współpracowałbym z nim nawet bez nich. Między innymi właśnie dlatego postanowiłem podpisać z nim tę umowę. Nie mogłem pozwolić, żeby tak lotny umysł szukał pracy gdzieś u konkurencji. Chciałem go zaklepać, póki jeszcze był we mnie wpatrzony jak w obrazek.

Szybkim krokiem wszedłem do kuchni, od razu kierując się do ekspresu. Od paru dni nie spałem zbyt dobrze, cały czas szukając jakichś śladów i karmienie się kofeiną stało się niemal moją tradycją.

— Dzieciak coś dzisiaj jadł? — zapytałem siedzącą przy stole Nataszę.

— Też cię miło widzieć Stark — burknął ironicznie Sam znad filiżanki swojej kawy.

— To słodkie, że się tak o niego troszczysz, ale może sam byś go zapytał?

— Od rozmowy ma ciebie i Pepper. — Odwróciłem się w jej stronę z kubkiem w ręku, nonszalancko opierając się o blat. — Więc? — dopytałem, podnosząc brew i nadal ignorując Falcona.

— Oczywiście, że jadł, siedzą teraz z przekąskami i oglądają jakiś film.

— Siedzą? Jest u niego RJ? — zapytałem ze złośliwym uśmieszkiem.

— MJ — poprawiła mnie Natasza — i daj chłopakowi spokój, niech w spokoju pogadają.

— Wątpię, żeby tylko gadali.

— Zachowujesz się jak dziecko.

— Dzieckiem to akurat jest on, więc lepiej, żeby nie robili tam nic poza gadaniem. Nie potrzebuje tu kolejnego bachora — wymamrotałem, upijając łyka kawy.

— Głodnemu chleb na myśli?

— Może — powiedziałem z uśmieszkiem, mierząc ją wzrokiem.

— W twoich snach — odpowiedziała, odnosząc naczynia do zlewu i wyraźnie zbierając się do wyjścia.

— Mam taką nadzieję — odpowiedziałem z uśmieszkiem, na co przewróciła oczami. Obserwowałem uważnie, jak wychodzi z kuchni, nie zaszczycając mnie już nawet spojrzeniem. Musiałem przyznać, że zawsze mi się podobała. Nawet wtedy, kiedy byłem już z Pepper, a ona była moją podwładną. Wtedy to był tylko niewinny flirt, ale miło było mieć na kogo popatrzeć. Teraz byłem wolny, bo między mną a Pepper nie mogło już raczej dojść do niczego, a dawno z nikim nie byłem. Natasza wydawała się bardzo kuszącą opcją, ale nie byłem samobójcą. Dobrze wiedziałem, że nie będzie chciała wchodzić w takie układy, zwłaszcza, że lubiła Pepper, a zależało mi na dobrych relacjach z nią. Niestety to, że była poza moim zasięgiem sprawiało, że wydawała mi się jeszcze bardziej atrakcyjna.

— Czy ty nie masz przypadkiem dziewczyny Stark? — wytrąciło mnie z zamyślenia pytanie Sama. W odpowiedzi wzruszyłem jedynie ramionami.

— Nie twój interes — burknąłem, wychodząc z pomieszczenia. Westchnąłem cicho i skierowałem się w stronę pokoju dzieciaka. Nie miałem ochoty gadać z nim poza stażem, ale wiedziałem, że tego nie przeskoczę. Od dłuższego czasu chodziło mi po głowie pewne rozwiązanie, które chciałem mu zaproponować.

Nie musiałem nawet pukać do drzwi, bo te otworzyły się, zanim zdążyłem do nich dojść, a z pokoju wyszła dziewczyna dzieciaka z tą samą miną co zawsze. Przywitała się ze mną i zanim zdążyłem się o cokolwiek zapytać, wytłumaczyła, że spieszy się na metro i pobiegła w stronę windy. Podniosłem brew, spoglądając w jej kierunku. Gdyby tylko mi powiedziała, to mógłbym jej załatwić podwózkę do domu.

Zapukałem do drzwi i otworzyłem je, nie czekając na zaproszenie. Zastałem dzieciaka siedzącego przy biurku i patrzącego na mnie z konsternacją, zupełnie jakbym powiedział mu, że niebo jest zielone. Wyglądało na to, że nie mógł uwierzyć, co tutaj robię i zastanawiał się, czy to się dzieje naprawdę. Uśmiechnąłem się złośliwie, kiedy zauważyłem, jak szczypie się lekko w rękę.

— Co tam młody? — zapytałem z rozbawieniem, rozsiadając się na jego łóżku. — Zaliczyliście już trzecią bazę?

— C-co? — zapytał, a jego oczy rozszerzyły się w szoku. — To nie tak! — natychmiast zaczął protestować, dalej się jąkając. — Jesteśmy tylko przyjaciółmi i naprawdę...

— Czyli nie zaliczyliście jeszcze nawet pierwszej — przerwałem mu, podziwiając, jak bardzo czerwony się zrobił. Tylko ślepy nie zauważyłby, że coś czuje do tej dziewczyny. — Dobrze. Bardzo dobrze — dodałem po chwili.

— To naprawdę... — zaczął znowu, ale natychmiast mu przerwałem, czując, że głowa zaraz mi eksploduje.

— A mnie to naprawdę nie obchodzi.

Chłopak przez chwilę wyglądał na nieco zawiedzionego, ale szybko się opanował. Odruchowo podniosłem dłoń do góry, masując lekko skroń, ale opuściłem ją, kiedy zauważyłem jego zmartwione spojrzenie. Chłopak nie był głupi, a ja nie chciałem zdradzać mu moich słabości.

— Przyszedłem tu w konkretnej sprawie. Jutro masz umówioną wizytę z psychologiem — poinformowałem go, wstając z łóżka i powoli zbierając się do wyjścia.

— Ale dlaczego? — zapytał z zaskoczeniem chłopak, jednak widząc mój wzrok, szybko się zorientował, że jego pytanie miało tyle samo sensu co podlewanie kwiatów w deszczu. Oboje wiedzieliśmy, że źle się czuje, a wydarzenia minionego tygodnia zdecydowanie kwalifikowały się do odbycia terapii. Może ja nie lubiłem tego typu rozwiązań, ale to nie znaczyło, że dzieciakowi to nie pomoże. — Dlaczego się mną przejmujesz? — poprawił swoje pytanie, patrząc na mnie nieśmiało.

Odwróciłem wzrok, błądząc po ścianach pokoju, zupełnie jakbym szukał na nich odpowiedzi. Sam tego nie wiedziałem, więc jakbym mógł odpowiedzieć na takie pytanie? Wzruszyłem ramionami.

— Pójdziesz do niego jutro zaraz po stażu — dodałem i poczekałem, aż kiwnie głową. — To ten sam, do którego chodzę ja, więc jest już zapoznany z całą sytuacją mojej amnezji.

— Ty chodzisz do psychologa? — zapytał dzieciak, patrząc na mnie w szoku. — Przepraszam... — dodał cicho, jakby obawiał się, że okrzyczę go za ten wybuch.

— Jak widać — odpowiedziałem tylko z lekkim rozbawieniem i wyszedłem z pokoju. Czułem, że głowa pęka mi coraz bardziej i musiałem się jak najszybciej oddalić. Miałem wrażenie, że w ciągu ostatnich dni ten efekt pojawiał się coraz szybciej i był coraz silniejszy. Mógłbym stwierdzić, że to działanie leków, bo z każdym moim przypomnieniem wiązał się ból głowy, ale przecież brałem cały czas niższą dawkę.

Pokręciłem głową, próbując odgonić niechciane myśli. W tym zawsze pomagało mi skupienie się na pracy, dlatego teraz też zamierzałem iść do pracowni i rzucić się w wir obowiązków. Musiałem jedynie podejść do gabinetu, żeby zgarnąć stamtąd dokumenty, które zostawiłem tam rano. Zmarszczyłem brwi, widząc, że drzwi są lekko uchylone.

— Co ty tutaj robisz? — zapytałem niezbyt miło, widząc Pepper zbierająca jakieś papiery.

— Szukam papierów, które powinnam podpisać, jako CEO firmy — powiedziała z wyższością w głosie, na co miałem ochotę przewrócić oczami. — Tak się składa, że zauważyłam też coś innego — dodała, lekko się krzywiąc. — Dlaczego nie bierzesz leków Tony? — zapytała ostro, wskazując na szufladę z zapasem tabletek.

— Biorę tak jak zwykle, to po prostu zapasy — powiedziałem, wzruszając ramionami.

— Nie kłam. Wiem, że powinieneś brać podwójną dawkę i że odebrałeś tylko jedno nowe opakowanie, a tu są dwa pełne. Masz mnie za idiotkę?

— Widzę, że jak śpi się z odpowiednimi osobami, to coś takiego jak tajemnica lekarska przestaje istnieć? — zapytałem, krzywiąc się. Nie podobało mi się to, że Pepper wiedziała, że nie biorę pełnej zaleconej dawki leku. Wolałem, żeby wiedziała jak najmniej, a właśnie traciłem tę przewagę. Nie ufałem jej już ani trochę.

— Nie bądź śmieszny — prychnęła. — Najpierw sam mnie odpychasz, a teraz urządzasz mi sceny zazdrości?

— Sceny zazdrości? — zapytałem z niedowierzaniem. — Chyba w twoich snach. Po prostu bronię własnej prywatności. Wolałbym, żeby twój ukochany doktorek nie rozpowiadał każdej lasce, z którą się prześpi, jaki jest...

Nie zdołałem dokończyć, bo przerwał mi siarczysty policzek, wymierzony przez Pepper. Zamrugałem z niedowierzaniem, podnosząc rękę i gładząc się lekko w miejscu uderzenia, a ona odwróciła się w stronę drzwi.

— ...mój stan zdrowia — dokończyłem oniemiały.

— Nie mogę uwierzyć, że jesteś aż takim dupkiem — rzuciła, wychodząc, a ja ciągle patrzyłem na nią z niedowierzaniem. Nie umiałem dokładnie opisać swoich uczuć, ale poza powierzchownym oburzeniem, że ktoś mnie uderzył, coś bardzo głęboko w środku mówiło mi, że taki obrót spraw nie powinien mi się podobać. Tak, jakbym tracił coś ważnego. Pokręciłem głową i ruszyłem do warsztatu. Chciałem rzucić się w wir pracy i stłumić to uczucie w zarodku.

Nie miałem zbyt długiej chwili spokoju, bo parę minut później drzwi otworzyły się ponownie, a tym razem stał w nich Harley. Westchnąłem cierpiętniczo, trochę na pokaz.

— A tobie co? — zapytał z zaskoczeniem, bezceremonialnie wgapiając się w mój bolący policzek.

Wzruszyłem ramionami, nie mając ochoty odpowiadać na jego głupie pytania.

— Aż tak ją wkurzyłeś?— zapytał niemal z podziwem.

— Nie, to taka nasza gra wstępna.

— Fuj! — jęknął, krzywiąc się. — Zrozumiałem, mam nie poruszać tego tematu — powiedział, podnosząc ręce w geście poddania i usiadł naprzeciwko mnie, przyglądając mi się uważnie.

— Nie możesz zająć się sobą? Idź poukładać klocki, czy co tam się robi w twoim wieku.

— Zachowujesz się jak Peter. Przestań marudzić i daj sobie pomóc.

Nic nie odpowiedziałem, postanawiając go ignorować. Wiedziałem, że jeśli zacznę się wykłócać, to nigdy stąd nie wyjdzie. Ból głowy powoli mijał, ale dalej go czułem, zwłaszcza jak wspomniał o dzieciaku. Nadal nie rozgryzłem czemu akurat wzmianki o tym chłopaku, powodowały takie odczucia, ale nie miałem pojęcia jak mam wytrzymać na jutrzejszym stażu. Najchętniej dałbym im jakieś zadanie do zrobienia w trójkę i wyszedł, ale obawiałem się, że pozabijają się, jak tylko zniknę z ich pola widzenia. Nie byłem głupi i widziałem, jak bardzo napięte są ich relacje.

— Czy Sam mogłaby zostać jutro na noc? — zapytał po dłuższym czasie, nieco niepewnie Harley.

Spojrzałem się na niego z rozbawieniem.

— Zamierzacie zaliczyć trzecią bazę? — zapytałem z rozbawieniem.

— Ta, piątą od razu — powiedział, przewracając oczami. — Chcieliśmy zrobić noc horrorów, zaprosiłem też MJ, ale powiedziała, że nie może.

— Trójkącik? — zapytałem z udawanym podziwem. — Z tej strony cię nie znałem.

— Och zamknij się — zirytował się. — Petera też chciałem zaprosić.

— Takie orgie pod moim dachem? — zapytałem, unosząc brew, a Harley pokręcił głową z rezygnacją.

— Jesteś niemożliwy, wiesz?

— Niemożliwie przystojny? — zapytałem, przeczesując swoje włosy.

— Niech ci będzie — mruknął Harley, odpuszczając. — To mogę zaprosić ją na noc, panie niemożliwie przystojny? — zapytał ironicznie.

— Tylko bez szaleństw — mruknąłem. — Nie chcę tu kolejnych dzieciaków.

— Boże — mruknął Harley, wznosząc oczy ku niebu. — Czemu muszę zadawać się akurat z tobą? — zapytał z rezygnacją i wstał od stołu.

— Życie bywa ciężkie — odpowiedziałem z rozbawieniem, obserwując, jak wychodzi. Doskonale wiedziałem, że nie mówi tego poważnie. Z Harleyem wszystko było łatwiejsze. Nie dość, że nie bolała mnie przy nim głowa i nie było między nami niedomówień, to ciężko było go urazić. Z Peterem zupełnie nie wiedziałem jak postępować i gdzie postawić granice mojej zgryźliwości, a moje ciągłe zirytowanie bólem głowy nie pomagało. Co gorsza, dalej nie miałem pojęcia, dlaczego akurat tylko przy dzieciaku odczuwam tak silny dyskomfort. Miałem naprawdę dość i wizja dnia przerwy była coraz bardziej kusząca. Wystarczyło tylko, żebym znalazł na jutro odpowiednie zastępstwo i będę wolny, a na dobrą sprawę miałem w wieży idealnego kandydata. Uśmiechnąłem się do siebie szeroko i chwyciłem telefon, pisząc szybkiego SMS-a, po czym zgarnąłem kurtkę i kluczyki. Czas się odprężyć.

---

Co sądzicie? Jak wam się podobał rozdział?

Czyżby Stark zaczął martwic się o Peterka? :0

Do następnego <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro