🕶 4 ⎊ Jazda próbna

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Zamrugałem oczami, słysząc głośny, stłumiony krzyk. Dopiero po chwili zorientowałem się, że ktoś woła moje imię. Podniosłem się z trudem, powoli odzyskując przytomność umysłu i spojrzałem w stronę wejścia do warsztatu, spostrzegając tam dobijającą się do drzwi Pepper. Kiedy tylko zobaczyła, jak się podnoszę, widać było, że od razu nieco się uspokoiła. Usiadłem powoli na podłodze, próbując nie skupiać się na tępym bólu z tyłu głowy i wypuściłem powoli powietrze. Może faktycznie mieszanie leków z alkoholem nie było najlepszym pomysłem.

– Jarvis, otwórz drzwi – powiedziałem, masując skronie, jednak nie zauważyłem żadnej reakcji. – Jarvis? – powtórzyłem zmieszany.

– Jeśli do mnie pan mówi, nazywam się Friday – odpowiedziała mi sztuczna inteligencja. Zmarszczyłem brwi, nic z tego nie rozumiejąc.

– A co się stało z Jarvisem? – zapytałem.

– Został zniszczony przez Ultrona, a ja jestem jego następcą.

Ultrona? Kto to do cholery?

– Friday, otwórz drzwi – powiedziałem, na razie rezygnując z zastanawiania się nad tym wszystkim. Tego było dla mnie za wiele. Sztuczna inteligencja natychmiast wykonała polecenie, co sprawiło, że Pepper wpadła z impetem do środka.

– Tony! Co się stało? Friday poinformowała mnie, że straciłeś przytomność! Mówiłam ci, żebyś nie mieszał tych leków z alkoholem, ale ty nigdy...

– Pepper – próbowałem jej przerwać, ale zupełnie nie zwracała na mnie uwagi.

– ...mnie nie słuchasz. Zupełnie jak wtedy, kiedy...

– Pepper! – krzyknąłem stanowczo i wreszcie zamilkła, patrząc na mnie z irytacją. – Może zamiast na mnie krzyczeć, pomożesz mi wstać? – zapytałem. – I podasz mi jakieś leki? Łeb mi zaraz chyba pęknie.

– Mówiłam ci, że to nie jest dobry pomysł – mruknęła jeszcze pod nosem, ale pomogła mi usiąść na fotelu koło biurka, po chwili podając mi tabletki na ból głowy, które od razu połknąłem, rzucając jej wdzięczne spojrzenie.

– Jestem Iron Manem – wymamrotałem pod nosem, przyglądając się dokładnie stojącej niedaleko zbroi. To nie była ta wersja, którą pamiętałem, wyglądało na to, że mocno ją ulepszyłem, a to z kolei musiało oznaczać, że nadal nie przypomniałem sobie wszystkiego. Mimo to moje decyzje zaczęły mieć dla mnie teraz o wiele więcej sensu.

– C-co? Możesz powtórzyć?

– Jestem Iron Manem – powtórzyłem tym razem głośniej, patrząc na zdezorientowaną minę Pepper.

– Wróciły? – zapytała z nadzieją, osuwając się na kanapę.

– Tylko część najwyraźniej, bo tej zbroi nie pamiętam.

– Widzisz? Mówiłam, że ten lek może zadziałać.

Zmarszczyłem zamyślony brwi. Miała rację, odzyskałem część wspomnień zaraz po jego zażyciu, ale czy to możliwe, żeby zadziałał aż tak szybko? Nadal nie do końca ufałem temu gogusiowi, ale trzeba było mu przyznać, że najwyraźniej odwalił kawał dobrej roboty i muszę mu zaufać przynajmniej w kwestiach medycznych.

– Musimy sprawdzić, czy ten upadek nie spowodował jakiś dodatkowych uszkodzeń – dodała po chwili milczenia.

– Nie ma mowy. Czuję się dobrze. Część wspomnień wróciła, więc wszystko jest w porządku – zaprotestowałem natychmiast.

– Tony... – westchnęła cicho. – Dobrze wiesz, że będziesz musiał tam w końcu pójść.

– Dopiero co tam byłem. Już zdążył się za mną stęsknić, a może to ty stęskniłaś się za nim? – zapytałem ironicznie, a Pepper spojrzała na mnie z naganą.

– Przysięgam, z tobą jest gorzej niż z dzieckiem – jęknęła. – Jak chcesz. Nie zmuszę cię, ale od wizyty kontrolnej się nie wymigasz – powiedziała, idąc w stronę wyjścia.

– Zobaczymy – wymamrotałem pod nosem, tak żeby nie usłyszała.

– Idź dzisiaj spać o normalnej godzinie – powiedziała, wychodząc, a ja spojrzałem za nią w zamyśleniu. Skoro byliśmy podobno razem, to czy to nie oznaczało, że dzielimy razem łóżko? Nie powiem, była piękną kobietą, więc ta perspektywa wydawała mi się bardzo kusząca, ale z drugiej strony nic do niej nie czułem, a nie chciałem nadwyrężać naszych stosunków, kiedy była jedną z niewielu osób, którym ufałem. Mój wzrok przeniósł się na kanapę stojącą w rogu pomieszczenia. Chyba czas polubić się ze starym przyjacielem.

Westchnąłem cicho i odwróciłem się w stronę zbroi. Dzisiaj i tak nie zamierzałem spać. Musiałem się dowiedzieć, jakie dokładnie funkcje skrywa to cudeńko i może nawet zdążę dzisiaj wykonać jazdę próbną. Uśmiechnąłem się na samą myśl i zabrałem się do pracy, włączając moją ulubioną playlistę.

---

– Szefie panna Potts prosi o pozwolenie na wejście – usłyszałem poprzez otaczającą mnie muzykę.

– Chyba żąda – mruknąłem pod nosem. – Wpuść ją – powiedziałem już głośniej.

– Friday ścisz tę muzykę! – wykrzyknęła Pepper, wchodząc z grymasem do środka. Muzyka nieco ucichła, a ja przewróciłem oczami, nie przerywając pracy. – Tony – powiedziała, najwyraźniej czekając na moją reakcję. – Tony – powtórzyła. – Możesz, chociaż na mnie spojrzeć?

Westchnąłem teatralnie, po czym podniosłem na nią wzrok. Całą swoją postawą pokazywała, jak bardzo jest na mnie wkurzona. Może jednak nie powinienem jej tak denerwować? Wkurzona Pepper, to niebezpieczna Pepper, o czym przekonałem się już parę razy w przeszłości.

– Dlaczego nie poszedłeś spać? Jest już ósma rano – zapytała z wyrzutem.

– Wyspałem się już nadto przez ostatnie parę dni – odpowiedziałem i wróciłem do pracy.

– Tony nie możesz tak robić, twoje ciało potrzebuje odpoczynku, żeby się regenerować, a zwłaszcza twój mózg, nie możesz tak po prostu...

– Friday, muzyka! – powiedziałem, przerywając jej w połowie.

Chociaż dźwięki AC/DC zagłuszyły jej kolejne słowa, miałem wrażenie, jakby wypalała mi dziurę w plecach samym spojrzeniem. Wiedziałem, że najprawdopodobniej będę żałować mojego zachowania, ale nie chciałem już tego słuchać. Doskonale potrafię sam o siebie zadbać.

– Panna Potts przekazuje, że może ją pan przeprosić, jak przestanie pan zgrywać takiego dupka, a leki leżą w kuchni w pierwszej szafce od okna i należy je wziąć po obiedzie, jeśli zamierza pan takowy zjeść.

– Dzięki Fri – odpowiedziałem krótko, powoli kończąc pracę.

Spojrzałem w zamyśleniu na zbroję i postanowiłem ją jak najszybciej wypróbować. Ubrałem ją i wreszcie poczułem się jak w domu. Mimo że różniła się od tej, która pamiętałem, to niewątpliwie była stworzona przeze mnie i dzięki mojej całonocnej pracy, znana mi od podszewki.

Uruchomiłem silniki i wyleciałem, skupiając się na locie. Wreszcie wszystkie natrętne myśli z mojej głowy zniknęły, a ja mogłem się skoncentrować na testowaniu zbroi. Robiłem piruety w powietrzu, nie mogąc się nadziwić, jak zwrotna jest przy tak dużej prędkości. Naprawdę udało mi się bardzo poprawić wydajność silników, chociaż byłem pewny, że było mnie stać na o wiele więcej.

Postanowiłem przetestować wodoodporność, więc wleciałem z impetem pod taflę oceanu, co sprawiło, że nieco zwolniłem, jednak prędkość nadal była imponująca. Z zadowoleniem wyleciałem z powrotem na powierzchnię, lecąc w stronę Statuy Wolności, zrobiłem wokół niej ciasne kółeczko, po czym poleciałem pod mostem Brooklińskim prosto w stronę Rockefeller Center, przemykając pomiędzy wieżowcami, unikając budynków chwilę przed zderzeniem. Zaśmiałem się do siebie. Zwrotność była niesamowita, a zbroja była tak intuicyjna, jak tylko mogłem sobie wyobrazić. Przeleciałem jeszcze nad Central Parkiem i postanowiłem wrócić do domu. Podczas lotu przyszło mi do głowy parę ulepszeń, nad którymi chciałem od razu zacząć pracować.

Wylądowałem na lądowisku, a cała maszyneria zaczęła ściągać ze mnie kolejne warstwy zbroi. Nie był to zły pomysł, ale generował pewne problemy. Nie mogłem mieć jej cały czas na sobie, co sprawiało, że na co dzień byłem narażony na wszelkie ataki. W końcu bez zbroi byłem tylko człowiekiem. Musiałem coś wymyślić. Może gdybym zastosował nanotechnologię i jakoś ukrył zbroję w ubraniu, ale czy wtedy...

– Tony! – głośny krzyk przerwał moje przemyślenia. – Nie możesz sobie ot, tak wylatywać! – krzyczała Pepper, podbiegając do mnie. – Podpisałeś porozumienie, nie możesz sobie używać zbroi, kiedy tylko chcesz. Możemy mieć przez to spore kłopoty. Ostatnie czego mi teraz brakuje to rządowi na karku – mówiła dalej nerwowo.

– Porozumienie? – zapytałem głupio.

– To dłuższa historia – odpowiedziała, wzdychając. – W skrócie chodzi o to, że podlegasz teraz pod ONZ i nie możesz działać na własną rękę.

Spojrzałem na nią zaskoczony.

– Chcesz mi powiedzieć, że ja to podpisałem? Jak mogłem się zgodzić na coś takiego?

Nie mogłem wprost w to uwierzyć. Sprzedać całą swoją wolność, tylko po to, żeby ktoś mi mówił co mam robić? Albo miałem bardzo dobry powód, albo zwyczajnie zwariowałem.

– To akurat była jedna z twoich bardziej rozsądnych decyzji – odpowiedziała z grymasem.

– Nic z tego nie rozumiem – wymruczałem pod nosem, ruszając do środka. – Co mogło mnie do tego skłonić?

– No nie wiem. Może zdrowy rozsądek? – zapytała ironicznie.

– Jakbym kiedykolwiek się nim kierował – prychnąłem.

– Najwyraźniej tym razem tak było. Porozumienie miało sprawić, żeby nie powtórzyły się wydarzenia takie jak w Sokovi, czy Lagos.

– Chyba zapominasz, że straciłem pamięć i nic mi to do cholery nie mówi – powiedziałem wściekły na samego siebie i chwyciłem butelkę z whisky.

– O nie nie nie. Nie ma mowy. Chcesz powtórkę z wczoraj? – zapytała Pepper, wyrywając mi alkohol z rąk. – Masz zakaz alkoholu, dopóki nie odzyskasz pamięci i żadnych dyskusji na ten temat. To dla twojego dobra – dodała stanowczo.

Spojrzałem na nią z grymasem, ale przytaknąłem. Chciałem się jak najszybciej pozbyć tej niepewności odnośnie absolutnie wszystkiego. Nawet jeśli będę musiał przeżyć trochę bez alkoholu to trudno. Miałem już serdecznie dość tego stanu. Jak miałem się poruszać po świecie, o którym nic nie wiedziałem.

– Więc, o co chodzi z tą całą Sokowią? – zapytałem, pocierając skronie.

– Zmietliście z powierzchni całe miasto. Ratując świat, to fakt, ale zginęło 177 cywilów, a reszta mieszkańców nie miała już do czego wracać. Straty były ogromne. Za każdym razem, kiedy próbowaliście pomóc, cierpieli niewinni ludzie, dlatego stwierdziłeś, że czyjś nadzór będzie najlepszym wyjściem, żeby takie tragedie się nie powtarzały.

– To nie brzmi jak coś, co bym zrobił – powiedziałem, siadając na kanapie i ukrywając twarz w dłoniach.

– To brzmi jak coś, co zrobiłby Tony bez amnezji – powiedziała cicho, kładąc mi rękę na ramieniu.

– Nie jestem nim.

– Wiem.

– Nie mogę tego zrozumieć. Jak mogłem się tak bardzo zmienić w ciągu paru lat? Czy to w ogóle możliwe? Jak mogłem pozbawić się samodzielnego decydowania o tym, co mam robić? Przecież Rhodey by mi pomógł, w końcu pracuje w wojsku, prawda?

– Już tam nie pracuję – odpowiedziała słabo.

– Co? Dlaczego? – zapytałem z niedowierzaniem. – Przecież to było jego całe życie.

– Stracił władzę w nogach.

– Och – wykrztusiłem, nie mogąc w to uwierzyć. Wiedziałem, że jego praca jest ryzykowna i liczyłem się zawsze z taką ewentualnością, ale zupełnie inaczej jest rozważać taką sytuację teoretycznie, niż słuchać, że twój najlepszy przyjaciel nie może się samodzielnie poruszać.

– Pomogłeś mu, konstruując mechaniczne protezy, ale do wojska już nie wróci.

Słysząc te słowa, poczułem lekkie ukłucie dumy. Czyli mimo wszystko mogłem mu jakoś pomóc i odwdzięczyć się za te wszystkie lata, kiedy był przy mnie. Za całą pomoc, jaką mi okazał po stracie rodziców.

– Poza tym nie chcę cię martwić, ale nie wiem, czy można mu ufać Tony.

Spojrzałem na nią w szoku.

– O czym ty mówisz? Rhodey to mój najlepszy przyjaciel.

– W dzień, kiedy miałeś wypadek, wybiegłeś z wieży, a po drodze powiedziałeś mi tylko, że Rhodey już o wszystkim wie i żebym na siebie uważała, a on twierdzi, że się z nim nie kontaktowałeś – powiedziała, odwracając wzrok.

– Musiałaś źle zrozumieć, może nie zdążyłem jeszcze mu powiedzieć? Albo nie dałem rady się z nim skontaktować, mimo że próbowałem?

– Nie wiem Tony, ale to wszystko wygląda na tyle podejrzanie, że boję się, że coś ci się stanie. Co, jeśli to nie przypadek, a za tym wszystkim stoi ktoś, kto cię dobrze zna? Skąd mam wiedzieć komu mogę ufać? – zapytała zmartwiona, a ja czułem, że mówi szczerze. Naprawdę się o mnie martwiła. To było miłe, ale nie mogłem sobie pozwolić na żadne uczucia wobec niej. Nie, dopóki nie odzyskam pamięci, a wszystko się nie wyjaśni.

– Nic mi nie będzie. Nie musisz się o mnie martwić. Potrafię sobie poradzić mamo – odpowiedziałem, przewracając oczami. Widziałem, jak bardzo ją to zirytowało, chociaż starała się nie dać tego po sobie poznać.

– Po prostu się o ciebie martwię – odpowiedziała, a mi mimowolnie zrobiło się cieplej na sercu, jednak szybko się otrząsnąłem.

– Nie trzeba, serio – odpowiedziałem krótko, patrząc jej dłużej w oczy.

– Weź przynajmniej leki, żebym nie musiała ci o tym znowu przypominać – powiedziała, wzdychając.

– Dobrze mamo, już biorę – odpowiedziałem, przewracając oczami i ostentacyjnie połknąłem jedną z tabletek.

– Szefie, Peter Parker przyszedł do wieży – oznajmiła sztuczna inteligencja.

– Kto to jest? – zapytałem zdziwiony.

– Twój stażysta. Masz być dla niego miły – powiedziała, patrząc na mnie tak, jakbym już coś mu zrobił. – Byliście bardzo blisko, a on bardzo przeżywa całą tę sytuację. Rozumiesz? – Kiwnąłem głową, cicho wzdychając. – Pamiętaj, co mówił David. Powinieneś wrócić do starych zachowań i schematów, tak możemy przyspieszyć odzyskiwanie pamięci.

Nieco skrzywiłem się na te słowa. Zupełnie nie rozumiałem zachwytu tym dzieciakiem wszystkich dookoła. Na razie jawił mi się tylko jako denerwujący, spanikowany dzieciak, który przy naszym pierwszym spotkaniu dostał ataku paniki. Współczułem mu, ale nie podobało mi się to, jak na mnie patrzył. Zupełnie jakbym miał być dla niego jakimś wzorem albo nawet ojcem. Ja się na dzieci nie pisałem. Nie zamierzałem niańczyć spanikowanego nastolatka. Miałem dość moich własnych problemów, żeby przejmować się jakimś obcym mi chłopakiem. Z drugiej strony skoro sam mianowałem go swoim stażystą, to może będzie dało się z nim jakoś porozmawiać. To była moja jedyna nadzieja. Spojrzałem na drzwi z ciekawością. Czy naprawdę okaże się godny swojego stanowiska?

---

2134 słowa

Mamy kolejny, mam nadzieję, że się Wam spodobał.

Zastanawiam się, czy nie lecę trochę zbyt wolno z akcją? Nie wydaje mi się chyba, ale co Wy o tym myślicie?

Do następnego <333


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro