#6

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Kto jeszcze tutaj przyjechał?

Diana włożyła ostatnią bluzke do szafy i zamknęła ją. Odwróciła się do Gregora, który większość czasu przesiedział na telefonie. Podśmiewywał się pod nosem, czym irytował dziewczynę. Dla niej mógłby skończyć to trwające już dość długo pisanie i zająć się czymś pożytecznym, albo przynajmniej odpowiedzieć jej na pytanie.

Austriaczka podparła się pod boki i zdenerwowana chrząknęła do Schlierego, chcąc zwrócić jego uwage. Niestety nie udało jej się. Ściągnęła z nogi buta i rzuciła nim w chłopaka. Ponowne zero reakcji. Westchnęła i odwróciła się do niego tyłem. Czasami Gregor zachowywał się dziwnie lub ją ignorował. Rozumiała, że może ma też swoje sprawy. Jednak czasami nie miała do niego siły, kiedy jej nie słuchał lub potakiwał udając, że wie o czym mówi.

- Wiesz co, ja ide się przejść - zdjęła z wieszaka swój czarny sweterek. - Wróce za kilka godzin. Cześć.

Nawet nie usłyszała słów pożegnania, albo pytania dokąd idzie. To ją zabolało. Zamknęła za sobą drzwi i szybko zbiegła ze schodków. Rozglądnęła się na około w poszukiwaniu osoby, która być może wpadła podobnie jak ona na mały spacer. Widziała tylko cienie skoczków, którzy razem siedzieli w namiotach.

Uśmiechnęła się do siebie i ruszyła wąską ścieżką do lasu. Mimo wczesnej jeszcze godziny zrobiło się już chłodno. Wiał zimny wiaterek i kołysał gałęziami drzew. Świszczał złowrogo, jakby chciał dziewczynę przed czymś ostrzec. Wolnym krokiem Diana szła przed siebie. Może był to zły pomysł na wyjście samej o tej porze. Nie czuła się za pewnie. 

Niespodziewanie usłyszała za sobą dźwięk łamanych gałązek. Serce podeszło jej do gardła. Przez chwilę zastygła sparaliżowana, ale po kilku wydechach uspokoiła się. Podniosła z ziemi kawałek drewna i schowała się za jodłą. Słyszała kroki, które z sekundy na sekudę zbliżały się w stronę jej kryjówki. Kurczowo zacisnęła w ręce jej małą broń. Serce coraz szybciej biło. Adrenalina mocno skoczyła w góre. On już jest tak blisko. Za blisko...

- Czemu się chowasz?

Diana nie zastanawiając się uderzyła napastnika i odskoczyła na bok. Mężczyzna upadł na ziemie i ukrył twarz w dłoniach. Przerażona dziewczyna upuściła drewno i przyklękła przy rannym. Kiedy bardziej mu się przyjrzała, wydał jej się znajomy. Przełknęła ślinę i drążym głosem odezwała się do niego.

- Boże, przepraszam! Ja myślałam, że to jakiś psychopata za mną idzie...

- Aż tak strasznie wyglądam? - chłopak podniósł się na rękach do pozycji siedzącej.

Miał rozciętą brew. Po jego lewej stronie twarzy powoli sączyła się świeża krew. Diana wyciągnęła z kieszeni chusteczke i przyłożyła ją do rany. Chłopak cały czas się do niej mile uśmiechał, czekając na jej reakcję. W końcu uchwycił jej dłoń i spojrzał prosto w oczy.

- Tyle się nie widzieliśmy od czasu twojego wyjazdu. Nie spodziewałem się, że spotkamy się tutaj.

- Daniel? To ty?

Daniel mocno przytulił do siebie dziewczynę. Diana odwzajemniła uścisk, a w kącikach jej oczu pojawiły się łzy wzruszenia. Tak długi czas się z nim nie widziała. Kiedy 7 lat temu musiała się przeprowadzić z Norwegii z matką, myślała, że to już koniec przyjaźni jej i Norwega. Dzieliły już ich kilometry.

Widywali się kilka razy w roku, kiedy to ona przyjeżdżała w odwiedziny do ojca. Jej rodzice rozwiedli się z powodu niewierności ojca. Matka nie chciała go znać i miała nadzieje, że gdy odbierze od niego Dianę, to dziewczyna powoli, ale stopniowo o nim zapomni i rozpoczną nowe życie. Tak się jednak nie stało. Dziewczyna nadal kochała swojego ojca i wierzyła, że on się zmienił, że mimo błędu jaki popełnił nadal kocha mamę. Rozmawiała często z nią na ten temat. Prosiła, aby kobieta dała mu drugą szanse. Nie zgodziła się. Diane to zabolało, ale nie podważała decyzji mamy.

- Co ty tu robisz? - Diana pomogła podnieść się z ziemi przyjacielowi.

- Dostałem propozycję uczestniczenia w obozie wypoczynkowym od Laniška. - uśmiechnął się i odgarnął blond włosy do tyłu. - A ty? Przyjechałaś tutaj z Gregorem? Jesteście razem?

- Tak. Znaczy nie. Przyjechałam z nim, Stefanem i Michaelem. A z Schlierim jesteśmy przyjaciółmi od kilku lat. Zaproponował mi przyjazd razem z nim, więc się zgodziłam.

- Utknęłaś w friendzone? - roześmiał się Tande. Widząc mine przyjaciółki szturchnął ją w ramie. - No co? Na żartach się nie znasz?

- Tak ci trochę ten żart nie wyszedł - odparła mu. - Widzę, że ty przyjechałeś tutaj z dziewczyną. Masz dobry gust.

- Zawsze miałem. Owszem. Jestem tutaj z Anją. To moja dziewczyna. Znamy się już od ponad 2 lat. Wygląda to na poważniejszą znajomość.

- Zaręczyny, ślub, dzieci... - zaczęła wyliczać dziewczyna.

- Spokojnie! Jeszcze daj mi czas! Na razie skupiam się na karierze. Na oświadczyny przyjdzie odpowiednia pora.

Daniel puścił oczko do dziewczyny. Zaczął opowiadać co w jego życiu się zmieniło, wydarzyło. Spacerowali razem rozmawiając i śmiejąc się, nie wiedząc, że są obserwowani. Jednym z nich był Kraft, który wyszedł z namiotu przewietrzyć się. Zauważył jednak Diane, więc postanowił ją śledzić. Widział całe zajście i zrobił kilka ładnych zdjęć. Chciał pokazać Gregorowi, że Diana go oszukuje. Nie jest odpowiednią osobą dla niego. Teraz miał na to dowody, z których dziewczyna się już nie wytłumaczy.

Za domkiem stał ktoś jeszcze, przyglądając się im z uwagą. Śledził ich każdy ruch, przysłuchiwał się każdej rozmowie. Czekał na okazje, w której będzie mógł zaatakować. Może działać tylko w nocy, aby nikt nie odkrył jego tożsamości. Na twarzy nosił maske, która zasłaniała jego oblicze. Niczego się nie domyślą. Przyjechali tu wypocząć. Nie wiedzą co ich czeka.

Ich bezbronność kusiła go jeszcze bardziej. Ma już cały plan. Atrakcja na każdy dzień. Może nie dla nich, ale dla niego. Wskazówki, jakie będzie im zostawiał będe znikome. Nie rozwiążą tej zagadki. Musieli by być geniuszami. Oni są tylko grupą skoczków wraz z partnerkami, których życie jest beztroskie. Po dwunastu dniach spędzonych tutaj zrozumieją, że nie wszystko jest takie kolorowe, jak sobie myślą. Już sam się o to postara. Zabawe czas rozpocząć.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro