Rozdział 1

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Cześć wszystkim, witam was w moim nowym luźnym opku z Bodyguard AU, z shipu Aemon/Naerys. Przyznam, że sam zamysł długo mi chodził po głowie, ale dopiero teraz stwierdziłam, że może spróbuję to machnąć. Rozdziały będę pisać na bieżąco, więc z góry przepraszam za ewentualne dłuższe przerwy XD. Sam fik raczej za długi nie będzie, myślę, że zmieszczę się w 15 rozdziałach (ciekawe, czy to znowu będą moje ostatnie słynne słowa).

A i ważna informacja - nie ma tu targcestu, ze względu na fabułę potrzebowałam, by Aegon, Aemon i Naerys nie byli z sobą spokrewnieni. Aegon jest więc Targaryenem, Naerys to Rogare, a Aemon to Belaerys. (ciekawostka: Rogare to było nazwisko kanonicznej matki całej trójki, a Belaerys to nazwisko takiej jednej Valyrianki, która była wspomniana w ŚLiO).

Co do okładki to pewnie będę jednak szukać w pomocy w okładkowniach, bo sama na razie średnio umiem w grafikowanie i czcionkowanie, ale na chwilę taka może być XD.

~*~

  Aemon Belaerys wjechał przez wysoką, żelazną bramę na plac przez niewielkim budynkiem. W lusterkach swojego szarego seata zobaczył, jak mężczyzna w schludnym, czarnym stroju, zbliża się do jego samochodu. Zgasił silnik i wysiadł z pojazdu. Nieznajomy skinął głową jego stronę, a następnie wskazał dłonią drzwi obdrapanego budynku z zasuniętymi żaluzjami. Aemon ruszył w tamtą stronę bez słowa.

Choć z zewnątrz dom nie prezentował się imponująco, wnętrze było zadbane. Naprzeciwko wejścia znajdowała się pusta, elegancka recepcja, z białą, błyszczącą ladą. Pośrodku srebrnymi literami widniał napis „Targaryen Co.". Była to zdecydowanie jedna z tych firm, o których nie wiedział szary człowiek, mimo że ich kapitał zdecydowanie robił wrażenie, nawet na nim. W teorii zajmowali się produkcją jakichś technologii, w praktyce kojarzył ich z paru akcji narkotykowych, z których za każdym razem udawało się im wywinąć. Dostęp do ich samej strony internetowej był równie dobrze zabezpieczony, co konto bankowe, więc by w ogóle poznać ich ofertę trzeba było się nieźle wykazać.

– Tędy – odezwał się mężczyzna, który milczał, odkąd Aemon przed wjazdem podał mu kod spotkania. – Pierwsze piętro.

Ruszyli schodami. Aemon starał się ogarniać wzrokiem jak najwięcej. Kątem oka zauważył dwie, małe kamery w rogu klatki schodowej. Te raczej były prawdziwe, w przeciwieństwie do wielkiej, czarnej, która wisiała na zewnątrz, pod dachem.

Jego kroki w eleganckich butach niosły się cichym echem po schodach, a potem tak samo po korytarzu. Wiedział, że choć część tego była spowodowana po prostu przez typ obuwia, to reszta była zasługą dobrej akustyki... choć gdyby się postarał, mógłby tędy przejść bezszelestnie. Teraz nie miało to jednak znaczenia. Szedł tu na rozmowę o pracę, nie by zabić.

Towarzyszący mu mężczyzna minął go w wąskim korytarzu i zapukał w drzwi znajdujące się na samym końcu. Aemon zatrzymał się półtorej metra przed nim. Naliczył na razie trzynaście kroków od schodów, do samego pokoju było więc piętnaście. Na korytarzu znajdowały się jeszcze dwie inne pary drzwi. Zamek do drzwi wyglądał całkiem porządnie, ale Aemon pomyślał, że jego AR-556 pewnie by sobie z nim poradził. Z innego pomieszczenia dobiegło go ciche szuranie, ale zostało ono zlekceważone przez człowieka Targaryena, więc i Aemon je zignorował.

– Wejść! – Dobiegł ich donośny, grubiański głos.

Gdy drzwi się otworzyły, Aemon wszedł do środka. Czując duszący zapach wody kolońskiej, zmarszczył nieco nos. Za wielkim biurkiem z komputerem siedział niemal równie wielki mężczyzna... zarówno jeśli chodziło o wysokość i szerokość. Guziki jego koszuli z trudem trzymały się w jednym miejscu, a gdy pochylił się do przodu, fotel lekko zaskrzypiał. Białe włosy były przerzedzone, a o czy niemal nikły w jego twarzy, jednak Aemon dostrzegł ich kolor – fiolet. Valyrianin, tak jak ja.

– Jesteś punktualny, tak jak mówili – stwierdził jako przywitanie.

– Wiem. – Aemon skinął głową.

– Przejdźmy do rzeczy. – Mężczyzna wstał z ciężkim sapnięciem. – Nazywam się Aegon Targaryen. Ty jesteś Aemon Belaerys, „Smoczy Rycerz".

Powstrzymał chęć skrzywienia się, słysząc ten tytuł. Kiedyś miał znaczenie. Kiedyś. Teraz Aemon patrzył jak Aegon przewraca kartki teczki, która musiała zawierać informacje o nim. Była nieco grubsza, niż się spodziewał. Ręce zaczęły go świerzbić z ciekawości. Ciekawe, ile o mnie wiedzą.

– Dwadzieścia jeden lat w valyriańskim wojsku, dziesięć jako generał, po odejściu sześć jako prywatny ochroniarz, parę razy świadczyłeś usługi premium. – Aegon zaczął czytać. – Siedem lat temu zyskałeś order „Smoczego Rycerza" za zdjęcie w pojedynkę oddziału terrorystycznego. Uciekłeś im na piechotę, niosąc na plecach zakładnika. Nawiasem mówiąc, wiesz co się z nim stało?

– Został znanym z fanatyzmu religijnego septonem.

Aegon prychnął.

– Znam kogoś, kto by się z nim dogadał. Ale przejdźmy już do tego, dlaczego chcę, byś dla mnie pracował.

Wyciągnął rękę z kartką ksero. Aemon zrobił krok w stronę biurka i wziął ją do ręki. Było tam czarnobiałe zdjęcie kobiety. Nawet mimo beznadziejnej jakości widać było, że była naprawdę ładna. Zerknął w stronę Aegona, a potem jeszcze raz na nią.

– Twoja żona. – Położył kartkę na biurku. – Myślałem, że chcesz ochroniarza dla siebie.

– Nie, dla niej. – Aegon zgarnął zdjęcie, gniotąc je w ręce. – Przez większość czasu robili to moi ludzie, ale nie doceniłem tej suki. Parę lat temu udało jej się wywinąć taki numer, teraz też coś kombinuje... ech, szkoda gadać. – Z powrotem usiadł na krześle, które boleśnie zaskrzypiało. – Naerys mieszka razem z naszą córką Daenerys na Jedenastej ulicy. Wiesz gdzie to jest?

– Tak.

– W papierach widziałem, że nie chroniłeś jeszcze kobiety, ale uwierz, nie będzie to trudne zadanie. Naerys praktycznie nie wychodzi z domu, jedyne co, to raz w tygodniu musisz ją zawieść do septu, wyjść z nią na jakiś spacer, zawieść do lekarza. Tyle samo roboty co z psem, nawet mniej, bo nakarmi się sama. Mała nie chodzi do szkoły, jedyne co, to trzy dni w tygodniu jest odwiedzana na parę godzin przez nauczycielkę. Zna kod do bramy, jedyne co to wcześniej sprawdź jej torebkę przed i po. Powiedziałbym, że możesz ją też pomacać, ale moja droga żona specjalnie na złość wybrała jakąś starą babę, więc nie ma nawet po czym. – Aegon brzmiał jak ktoś naprawdę obrażony. – A, i parę razy w tygodniu wpada również słodka Missy, moja stara asystentka i była hostessa. Sprząta, gotuje i miło się uśmiecha, cud dziewczyna. Jej też nie dotykaj, ale to już że tak powiem z prywatnych powodów. – Zaśmiał się głośno.

Aemon kolejny raz skinął głową, decydując się tego nie komentować. Może to i lepiej, że nie będzie musiał pracować przy Aegonie, bo domyślał się, że nie ogranicza się on do słów. Dziwiło go co prawda, że jego kochanka odwiedzała w domu jego żonę, nawet jeśli Aegona tam nie było, ale to tylko mu pokazywało, jak bardzo rodzina Targaryenów jest pokręcona.

– Czy dostawałeś jakieś pogróżki sugerujące, że twojej żonie albo waszej córce grozi bezpośrednie niebezpieczeństwo?

Aegon zmarszczył brwi, patrząc na niego dziwnie.

– Nie. Dlaczego nawet pytasz?

– Wolę być przygotowany na każdą możliwość. – Aemon wzruszył ramionami. – I wiedzieć czy mam przygotować się na pościgi przy okazji wracania z septu.

Aegon zaśmiał się.

– Och, dałbym wiele, by wtedy zobaczyć twarz Naerys. Tak nawiasem mówiąc, od razu ci powiem, byś nie nastawiał dla niej za bardzo karku. Aż tak bardzo mi na niej nie zależy, a też dla ciebie późniejsze leczenie będzie jedynie problemem.

Poczuł się tak, jakby zapaliła mu się czerwona lampka. Spotykał już naprawdę różne podejścia klientów, niektórzy chcieli, by był ich kelnerem, inni, by zabijał na polecenie, ale nigdy nikt mu otwarcie nie powiedział, że ma kogoś nie chronić.

– To w takim razie dlaczego w ogóle tu jestem?

– Dlatego. – Aegon wyciągnął jeszcze jedną kartkę i przysunął ją w jego stronę. – Przyjrzyj się temu.

Gdy odwrócił kartkę, zobaczył na niej zdjęcie młodego, uśmiechniętego chłopaka, tym razem w kolorze. Jego lekko falowane srebrnozłote włosy sięgały karku, a w ciemnofioletowych oczach odbijało się światło słońca. Aemon potrzebował jedynie krótkiej chwili, by odgadnąć powiązanie.

– Wasz syn.

– Daeron. – Aegon pokiwał głową. – Zapamiętaj sobie tę mordę. Tak jak ten głos.

Aegon nacisnął coś na klawiaturze komputera i po pokoju rozniósł się lekki, przyjazny głos chłopaka, który opisywał jakieś zagadnienie informatyczne. Najpierw w języku wspólnym, potem po valyriańsku.

– Ważne, byś go kojarzył – powiedział do Aemona. – Naerys może czasem po kryjomu z nim rozmawiać przez telefon. Jeśli tak się stanie, masz natychmiast przerwać ich połączenie, zamknąć ją w dowolnym pokoju i zadzwonić do mnie, ja już się z nią rozliczę.

Znów pokiwał głową. Wydawało mu się to dość dziwne, ale wiedział, że wielcy bogacze często mieli pokręcone relacje rodzinne. Pewnie chłopak wykłócał się o swoją część spadku czy coś i go odcięli.

– Czyli jestem od pilnowania tego, by nie nawiązywała kontaktu z chłopakiem.

– Właśnie tak. – Aegon przeczesał brodę palcami. – Będziesz miał ułatwione zadanie, bo cały dom jest monitorowany. Pokój z kamerami znajduje się za drzwiami w kotłowni, klucz jest w lodówce. Lepiej nie wpuszczaj tam Naerys i Daenerys, wolę, by nie wiedziały, gdzie są kamery. W paru pokojach jest podsłuch, w pokoju z podglądem z kamer jest plan domu z zaznaczonymi pomieszczeniami gdzie. Wieczorem posprawdzaj, czy wszystko działało. Jakby co to się nie przejmuj, system czasem szwankuje i zdarza się, że znika godzina czy dwie. Pytałem techników, to ponoć normalne przy tylu kamerach i mikrofonach, że niektóre na chwilę się zawieszają. Czasem tracę przez to ciekawe momenty, ale cóż, życie.

Aemon uniósł brwi, ale znów jedynie przytaknął. Sam nie znał się na tego typu technologiach, ale w końcu to ludzie Aegona zajmowali się monitoringiem, więc może widzieli, o czym mówią.

– Bierzesz tę robotę? – zapytał Aegon. – Pamiętaj: nie przyjmuję nieuzasadnionych rezygnacji. Jeśli zaczniesz dla mnie pracować, będziesz to robił tak długo, jak trzeba, inaczej nie licz na pobłażliwość. Nie zapominam.

Już poprzednio spotkał się z podobnym podejściem, więc słowa Aegona nie były dla niego zaskoczeniem. Warunki zdawały mu się nieco mało moralne, ale pomyślał, że to tylko wrażenie spowodowane tym, kogo miał chronić. Zwykle i tak jego praca wymagała naruszania prywatności klientów, teraz to po prostu było powiedziane na głos. Musiał upewnić się jedynie do jednej rzeczy.

– Ważne: będę pracować tylko jako ochroniarz. To że przyjmę tę pracę, nie znaczy, że zgodzę się na spełnienie dodatkowych usług... premium. – Ostatnie słowo przeszło mu ciężej przez gardło.

Aegon zmierzył go krótko spojrzeniem, a następnie się roześmiał.

– Spokojnie, od tego mam innych ludzi.

Nie dziwię się.

– Dobrze, że się rozumiemy. – Sam spojrzał mu dłużej w oczy, chcąc, by to do niego dotarło.

Aegon wyszczerzył nieco zepsute zęby w uśmiechu.

– Świetnie. – Przysunął mu kopertę, a także komórkę i klucze. – Klucze do domu. W telefonie masz kody do bram i mój numer. Nie próbuj dzwonić na niego z prywatnego, nie da się. Jeśli będziemy musieli się spotkać, lepiej zadzwoń. Jeżdżę po różnych miejscach, nie zawsze tu mnie spotkasz. Ta miejscówka jest wygodna dla pewnych przyjemności, ale nie odpowiada wszystkim moim potrzebom. Marzyłaby mi się tu na przykład winda.

Jesteśmy na pierwszym piętrze. Patrząc jednak na tuszę Aegona, to nawet ta wysokość mogła stanowić dla niego problem. Domyślał się, że nie należy poruszać tego tematu, wziął więc jedynie kopertę do ręki i ją otworzył. W środku znajdował się czek na piętnaście tysięcy złotych smoków, jedna trzecia jego miesięcznej wypłaty. Instynkt mu podpowiadał, że taka ilość pieniędzy na pewno nie może oznaczać nic dobrego... ale oszczędności po ostatnich zleceniach już się kończyły, rodzinie Młodego przydałoby się znowu wysyłać pieniądze, a sam za coś rachunki musiał płacić. Klucze schował do wewnętrznej kieszeni kurtki.

– Zgadza się?

– Tak.

Aegon klasnął w swoje grube dłonie.

– Dobrze. To w takim razie możesz już jechać poznać moją, pożal się bogowie, żonę. Powodzenia w niezwariowaniu. Joff cię odprowadzi.

Aemon lekko pochylił głowę na pożegnanie i wyszedł z pokoju. Za drzwiami czekał na niego ten sam mężczyzna, co wcześniej. W milczeniu przeszli razem korytarzem i schodami, a gdy wyszli na zewnątrz, ich włosy zostały zmierzchwione przez wiatr. Aemon otworzył swój samochód, a następnie wszedł do środka.

– Powodzenia – powiedział mu jeszcze na koniec Joff.

– Dzięki.

Gdy wyjechał z nieco tajemniczej posiadłości Targaryena, Aemon pomyślał, że w sumie dobrze, że jego obowiązkiem będzie bronienie Naerys, a nie Aegona. Nie znał jeszcze tej kobiety, ale już miał wrażenie, że jej towarzystwo będzie o wiele mniej męczące, niż obecność jej męża. Nie tak szybko, poczekaj aż ją poznasz, powiedział ostrzegawczo głos w jej głowie. Być może Aegon ma dobre powody, by tak jej nie znosić.

Jedenasta Ulica, znajdowała się na Wzgórzu Aegona, do którego z przedmieści Królewskiej Przystani miał jakieś czterdzieści minut drogi przez centrum. Przed dojechaniem na miejsce, ruszył więc jeszcze w stronę Wzgórza Visenyi, gdzie wynajmował mieszkanie na osiedlu Gwardii Królewskiej.

Gdy dojechał na miejsce, w milczeniu ruszył w stronę swojego budynku. Choć zapowiadano deszcz, z szarego nieba od rana nie spadła nawet kropla. Wiatr znów zawiał mu w twarz, targając nieco przydługie srebrnozłote włosy. Powinien je przystrzyc; z krótkich łatwiej było zmywać brud i krew.

Po wejściu do mieszkania przystąpił do działania. Upewnił się, że zabrał wszystkie potrzebne rzeczy osobiste, dokumenty, broń, amunicję. Ogarnął wzrokiem puste parapety, by sprawdzić, czy na pewno nie zapomniał o oddaniu jakiegoś kwiatka sąsiadom na przechowanie. Nie wiedział, ile go tu nie będzie, dlatego ograniczył ogrzewanie do minimum i zasunął zasłony. Na koniec stanął przed biórkiem, odgarnął na bok parę kartek i wyjął plastikową torebkę z odznaką w środku. Nie wyjmując jej z folii, obrócił ją palcami. Nawet pod plastikiem był w stanie wyczuć chropowatość posrebrzanego metalu. Przejechał opuszkiem po szyi i pysku jednego smoka, potem drugiego i trzeciego. Ich oczy były kiedyś złote, ale teraz farba już się zdrapała, pozastawiając w zamian matowe wypuklenia.

– Spadam w jeszcze głębsze dno, co?

Oczywiście nic nie mogło mu odpowiedzieć. Był w końcu sam, zawsze tak było. Wiedział to wtedy, gdy odchodził z armii dla tej roboty, wiedział, gdy przyjął pierwsze zlecenie. Kiedyś mu to odpowiadało, że mógł pracować jak chciał i nikt nie stał mu na drodze, ale teraz... Teraz czasem żałował, że ktoś go wcześniej nie powstrzymał. Miał ochotę się zaśmiać. Koledzy ze starego oddziału próbowali. Arthur, Barristan, Gerold. Ale jak miało im się udać? W końcu był Smoczym Rycerzem, pierwszym w jego oddziale i pierwszym w państwie od trzydziestu lat. A to że potem szlag wszystko trafił, to nie był ich problem, tylko jego. I widać, jak genialnie sobie z tym radzę.

Rzucił trójgłowemu smokowi ostatnie spojrzenie i odłożył do szuflady. Przymknął drzwi do pokoju, zgarnął klucze z półki i wyszedł z mieszkania. Czas leciał, a on w końcu musiał poznać swój nowy obiekt ochrony i dowiedzieć się, czy pieniądze Aegona są w ogóle warte tego całego zachodu.

~*~

Na Jedenastą Ulicę zdecydowałam się dlatego, że Aegon IV był jedenastym królem z rodu Targaryenów. Generalnie spodziewajcie się wielu easter eggów tego typu w tym opku, np. facet od Aegona, Joff(rey), to ten sam, co mu w kanonie pomógł w "zakupie" jednej z metres, wesołej Meg. (A i tak, zdecydowana większość tych metres zostanie tu prędzej czy później wspomniana, w końcu Aegon to Aegon).

Anyway, kolejny rozdział już się pisze, więc do następnego <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro