Rozdział 47

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Lauren p.o.v.

Kolejnego dnia rano znowu obudził mnie denerwujący dźwięk alarmu, który zwiastował, że czas wstać do pracy. Jednak coś się zmieniło. W moim łóżku brakowało osoby, przy której chciałam się dzisiaj obudzić. Zorientowałam się, że moją pierwszą myślą po przebudzeniu była Camila. Świadomość tego utrzymała mnie w przekonaniu, że to co chciałam zrobić było właściwe. Ta kobieta była dla mnie najważniejsza. Chciałam dla niej wszystkiego co najlepsze.

Wchodząc do pracy, przywitałam się z Allyson i poszłam do swoich obowiązków.

Mimo nakładu pracy, czas wydawał się dzisiaj dłużyć w nieskończoność. Koło południa stwierdziłam, że przyda mi się chwila przerwy. Od razu napisałam do Camilii:

Lunch u mnie?

Chciałam porozmawiać z nią na osobności, dlatego niecierpliwie wyczekiwałam na odpowiedź.

Po chwili usłyszałam pukanie do drzwi, a w nich stanęłam Camila.

— A co serwujesz? — zapytała, wywołując na mojej twarzy uśmiech.

Widząc ją przed sobą, dopiero zdałam sobie sprawę, jak bardzo zdążyłam się za nią stęsknić.

— Na co tylko masz ochotę — odpowiedziałam.

Kobieta usiadła na przeciwko mnie, a z moich ust zniknął uśmiech. Bardzo bałam się tego, co zaraz nastąpi. Poczułam nieprzyjemne uczucie w środku jakby żołądek podszedł mi do gardła. Tylko przy niej potrafiłam się tak stresować. Zupełnie jak niedoświadczona nastolatka, która zakochała się po raz pierwszy.

— Coś się stało? — zapytała.

— Tęskniłam za tobą — przyznałam.

— Ja też tęskniłam — odpowiedziała, posyłając mi uśmiech.

Teraz albo nigdy, pomyślałam, zbierając się na odwagę.

— Myślałam o tym dużo i uważam, że powinnaś ze mną zamieszkać — wyrzuciłam z siebie.

Popatrzyłam na Camilę. W jej oczach widziałam wielkie zaskoczenie. Moje serce gwałtownie przyśpieszyło bicie. Czekając na jej odpowiedź, czułam się jakbym została postawiona przed sądem i czekała na wyrok, który może przesądzić o moim życiu. Stawka była wysoka. Nagrodą było życie z miłością mojego życia lub budzenie się samotnie każdego dnia w pustym domu. Dla mnie trwało to wieczność, nim usłyszałam głos brązowookiej.

— Nie uważasz, że to za wcześnie?

— Camila, ile czasu straciłyśmy na kręcenie się wokół siebie na ślepo? Nie chcę tracić więcej czasu.

— Lauren, jesteś tego pewna?

— Niczego nie byłam bardziej pewna.

— To poważna decyzja.

— Którą już dobrze przemyślałam. Nie zmienię zdania. Reszta należy do ciebie.

—To szalony pomysł Lauren.

— Czego się boisz? Mogłybyśmy dać Sofi prawdziwy dom. Będę przeszczęśliwa jeśli ty z Sofii wypełnicie ten pusty apartament prawdziwą miłością. Nie chcę dłużej wracać do czterech ścian samotna, skoro już wiem, że przy tobie odnalazłam prawdziwe szczęście.

— To brzmi wspaniale, ale czy na pewno wiesz w co się pakujesz?

— Oczywiście, że tak — przytaknęłam.

— Nie potrafię ci dać teraz odpowiedzi.

— Rozumiem, zastanów się na spokojnie. Pamiętaj tylko, że jutro mamy spotkanie z kuratorem — przypomniałam.

Nigdy nie spodziewałam się, że Camila rzuci mi się na szyję i od razu przyjmie moją propozycję, ale jednak wbrew sobie czułam rozczarowanie. Faktycznie moja oferta mogła się wydawać szalona i zbyt pochopna po tak krótkiej znajomości. W końcu chciałam na siebie przyjąć wielkie zobowiązanie. Nie potrafiłam tego racjonalnie wytłumaczyć, ale w tym momencie zaufałam mojej intuicji, która praktycznie nigdy mnie nie zawiodła.

Brunetka była roztropną kobietą, zdawałam sobie sprawę, że potrzebuje czasu na podjęcie dobrej decyzji. Chodziło tu nie tylko o nią a o dziecko. Nie zamierzałam naciskać, musiałam uzbroić się w cierpliwość, aby mogła zadecydować. Byłam pewna, że gdy podejmie decyzję, będzie ona najlepsza dla nas wszystkich. Mimo to moja głowa pozostała pełna obaw.

Camila p.o.v.

Rozmowa z Lauren dała mi wiele do myślenia. Jej propozycja pojawiła się niczym sztorm, którego nikt się nie spodziewał. Ta jedna decyzja mogła przewrócić moje życie do góry nogami. Miałam mieszane uczucia. Gdy wróciłam do swoje pracy, nie mogłam się na niczym skupić.
Wiedziałam, że to ważna decyzja i przede wszystkim nie chciałam jej podejmować zbyt pochopnie. Musiałam się z nią przespać.

Po powrocie do domu, postanowiłam porozmawiać o tym z Dinah.

— Nie zgadniesz co się dzisiaj stało — powiedziałam.

Reakcja Dinah była błyskawiczna, zupełnie jak się spodziewałam. Moja przyjaciółka tylko czekała na nowe wiadomości.

— Opowiadaj — powiedziała, zapraszając mnie na kanapę obok siebie.

— Lauren zaproponowała, żebym z nią zamieszkała.

— Nie gadaj.

Dinah zrobiła wielkie oczy, chyba nawet ją zaskoczyła ta informacja.

— I co zrobisz? — zapytała.

— Nie mam pojęcia, muszę się zastanowić. Takiej decyzji nie podejmuje się z dnia na dzień.

— To samo powiedziałam Normani — przytaknęła przyjaciółka.

— Czekaj, co takiego? — zapytałam.

Nie miałam pojęcia o czym mówi. Czy ja znowu coś przegapiłam?

— Normani zaproponowała mi ostatnio to samo.

— Dlaczego nic nie mówiłaś?

Blondynka wzruszyła niewinnie ramionami. Widziałam, że była mocno zmieszana.

— Nie mówiłam nic, bo wyprowadzka nie wchodzi w grę. Nie zostawię cię samej.

— Jesteś kochana. Dziękuję, że to dla mnie robisz. Ale nie chcę być dla ciebie ciężarem.

— Nie opowiadaj głupot, nie jesteś żadnym ciężarem. Jesteś dla mnie jak siostra. Jeśli się wyprowadzimy to tylko razem. Deal?

— Ustalone — powiedziałam, podając jej dłoń z uśmiechem.

— Swoją drogą co je obie tak wzięło na mieszkanie razem?

— Mam wrażenie że to jakiś spisek — przyznałam. Nie wierzyłam w przypadki. Nie tym razem.

— Wygląda na to, że obie mamy nad czym myśleć — stwierdziła Dinah.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro