Rozdział 13

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Kolejne dni w pracy minęły mi bardzo podobnie do pierwszego, składając się głównie na układanie i kserowanie różnych dokumentów. Jednego dnia było mi też dane zastępować przez chwilę Allyson na recepcji. Przez ten czas głównie siedziałam w archiwum lub pokoju ksero i praktycznie nie widywałam Lauren. Nie żebym bardzo z tego powodu rozpaczała. Tak jak kobieta obiecała, nie pracowałam bezpośrednio z nią, co mi odpowiadało, ponieważ dalej byłam nieco sceptycznie nastawiono do jej osoby. Chociaż nie mogłam za bardzo tego po sobie okazać, bo w końcu była ona moją pracodawczynią, czego nigdy jej nie zapomnę.

Była sobota rano, właśnie zjadłam śniadanie, natomiast odpuściłam sobie już wypicie kawy pamiętając, że umówiłam się z Isabellą. Nie pozostało mi nic innego jak wyszykować się na spotkanie. Nie za bardzo wiedziałam jak powinnam się ubrać, ale w końcu korzystając z dnia wolnego od pracy mogłam ubrać się na luzie. Był ciepły, słoneczny dzień, dlatego wybrałam jeansowe spodenki i biały krótki top, do tego zarzuciłam na siebie cienką koszulę w biało-niebieskie paseczki. Moje włosy naturalnie się kręciły, pozostawiłam je w niezmienionej formie, pomalowałam jedynie rzęsy i brwi, a usta podkreśliłam jasnoróżowym błyszczykiem.

Na miejsce dotarłam kilka minut przed czasem, nigdzie jeszcze nie widziałam Izzy, więc zajęłam wolny stolik w rogu sali. Był to przytulny lokal o domowym wystroju, urządzony w stylu eklektycznym, wszędzie dominowały pastelowe barwy i oryginalne, odnawiane meble, które zyskały jakby drugie życie. W środku pachniało piękną kawą, a dekoracje nawiązywały do różnych rodzajów kawy. Uwielbiałam to miejsce, ze względu na swoją przytulność oraz miłą obsługę, a także wyborne kawy i ciasta robione przez właścicieli. Ten lokal był daleki od innych sieciowych kawiarni, miał własną duszę i widać, że właściciele włożyli w to miejsce cale swoje serce. Właściwie przychodząc tutaj nie raz marzyłam, aby założyć swój własny lokal, który cieszyłby ludzi tak samo jak to miejsce.

Rozglądając się po pomieszczeniu, usłyszałam jak otwierają się drzwi wejściowe, a do środka weszła młoda dziewczyna o ciemnej karnacji i twarzy aniołka. Była ubrana w sukienkę na ramiączkach, idealnie pasującą do jej zgrabnej, drobnej figury.

- Hej Cami, długo czekasz? - przywitała się ze mną, siadając naprzeciwko i uśmiechając się uroczo.

- Nie, dopiero przyszłam - powiedziałam.

- Zamówiłaś już coś?

- Czekałam na ciebie.

- To zamówię dla nas obu - zaproponowała.

- Daj spokój, sama zamówię - zaprzeczyłam stanowczo.

- Pozwól mi, ja cię zaprosiłam, więc zrób mi tą przyjemność i powiedz tylko co chcesz.

- Jesteś pewna?

- Absolutnie.

- No dobrze, więc weź dla mnie kawałek ciasta bananowo-czekoladowego i caffe latte.

- Już się robi.

Po chwili przed nami stały już filiżanki z gorącym napojem i pysznie wyglądające kawałki ciasta.

- Dziękuje - powiedziałam, gdy Isabelle wróciła do stolika.

- Nie ma za co - odparła, a w jej policzkach pojawiły się urocze dołeczki, kiedy się do mnie uśmiechnęła. - Powiedz, gdzie pracujesz?

- Dostałam pracę w kancelarii Jauregui.

- Naprawdę? Słyszałam, że nie łatwo tam o pracę, to chyba jedna z lepszych kancelarii.

- Cóż, nawet w takim miejscu jest potrzebny ktoś do układania dokumentów - zaśmiałam się. - Ale zarobki są znacznie lepsze. Przyznaję, że miałam szczęście.

- Cieszę się, że jesteś zadowolona. A poznałaś już Lauren Jauregui?

- Tak. Prawdę mówiąc nasze pierwsze spotkanie nie należało do najlepszych. Właściwie to cała historia.

- Ostatnio widziałam ją w wiadomościach, wydaje się zdecydowaną, pewną siebie kobietą.

- I tak jest. Jej charakter nie należy do najłatwiejszych, na szczęście w pracy nie mam z nią za często styczności.

- Muszę przyznać, że na pierwszy rzut oka nie wydaje się oziębłą i zadufaną w sobie osobą, czy tak jest?

- Trochę tak, ale nie znam jej za dobrze.

- Nie lubię takich ludzi. Pewnie myśli, że skoro ma pieniądze i pozycje to pozjadała wszystkie rozumy i nie musi liczyć się z innymi.

- Chyba trochę się zagalopowałaś... - wtrąciła się na chwilę, ale dziewczyna kontynuowała swój wywód dalej.

- Poza tym nie rozumiem dlaczego tyle osób zachwyca się jej wyglądem, według mnie nie mam się czym zachwycać. Ma takie ostre rysy.

- Ja myślę inaczej, Lauren ma w sobie coś niezwykłego.

- Przecież ty jesteś ładniejsza - powiedziała Izzy.

- O nie, ja i Jauregui to zupełnie inna liga.

- Możesz tak sobie myśleć, ale ja zdania nie zmienię - stwierdziła brunetka, uśmiechając się do mnie.

- Już dosyć tych komplementów, bo się zaczerwienie. I zmieńmy temat. Nie bardzo mam ochotę rozmawiac o mojej pracodawczyni, skoro jest wiele lepszych tematów.

- Masz rację, przepraszam, że przypominam ci o pracy w wolny dzień.

- Nic się nie stało. Ale opowiadaj co u ciebie. Jesteś dalej z Patrickiem? - zapytałam zaciekawiona.

- Nie, zerwaliśmy jakiś czas temu - przyznała.

- Przykro mi.

- Nie szkodzi, to już dawno zamknięta sprawa. Nie pasowaliśmy do siebie.

- Czyli jesteś szczęśliwą singielką, zupełnie jak ja. Wolna i niezależna - zażartowalam.

- Można tak powiedzieć - zaśmiała się dziewczyna, nieco się czerwieniąc.

- A może masz już kogoś nowego na oku? - próbowałam podpytać.

- Możliwe - odparła tajemniczo.

Nie dopytywałam już o więcej, rozumiejąc, że nie zdradzi mi żadnym szczegółów. Reszta spotkania minęła nam naprawdę przyjemnie. Bardzo dobrze nam się rozmawiało na różne tematy, okazało się, że mamy więcej wspólnego niż do tej pory podejrzewałam. Isabell też pochodziła z rodziny emigrantów, którzy przyjechali do stanów, gdy ta była jeszcze mała. Nigdy się u nich nie przelewało, ale przynajmniej byli razem, a ich córka wyrosła na silną i mądrą kobietę.

Po tym spotkaniu moje przekonanie o dziewczynie, tylko się wzmocniło. Izzy była wspaniałą młodą osobą o wielkim sercu, w moim życiu zdecydowani było miejsce dla tak życzliwej osoby.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro